Witajcie. Ostatnio długo mnie tu nie było; choć, dalibóg!, nie z własnej woli. :) Co najgorsze, pewnie w najbliższym czasie niespecjalnie się to zmieni.
Dlatego dziś postanowiłam pójść na łatwiznę i zaserwować Wam mało czytania ale za to dużo oglądania. :D Uważam, że starsze reklamy perfum miały w sobie "to coś". A Wam jak się wydaje?
|
Zaczerpnięte STĄD. 'Security Mark' nie ma tu nic do rzeczy. ;) |
|
Zaczerpnięte STĄD. Adnotacja jak w przypadku Lawendy Yardleya. ;) |
No właśnie...
Widzieliście gdzieś tutaj wystylizowanych, wymalowanych, wyfotoszopowanych celebrytów? A może trzęsących się z emocji małolatów płci obojga? Gołe klaty i piersi? Lub choć jakże "subtelne" sugestie, że orgazm życia osiągniecie
tylko używając zapachu X marki Y?
No właśnie... :]
Skąd wzięło się współczesne przekonanie, że tylko znana twarz i/lub seks są w stanie sprzedać zapach? Czy naprawdę trzeba wywalać miliony na reklamę czegoś, co w przeszło osiemdziesięciu procentach i tak zniknie z perfumeryjnych półek w ciągu najbliższych pięciu lat - właśnie z powodu zbyt słabej sprzedaży? Której nie napędziła nawet setna reklama z najpopularniejszymi celebrytami o nabłyszczonej skórze tudzież rozchylonych ustach, powyginanych w paroksyzmie... licho wie czego. :>
Oto przyczyna błędnego koła, którym łamane jest współczesne perfumiarstwo.
Gdzie są reklamy z tamtych lat?? ;)
Dlaczego dziś musimy zmagać się przede wszystkim z pełzającą marnością, której nawet nie chce się chcieć?
___
Dziś pachnę
Maroussią Slavy Zaitseva.
P.S.
Ostatnia ilustracja pochodzi STĄD. I jest boleśnie prawdziwa. Co prawda kojarzę mniejszość postaci z kolażu (perfum trochę więcej ;) ), lecz jego przesłanie jest dla mnie oczywiste. I, niestety, zgadzam się z nim.
Bez celu, bez sensu, bez odrobiny szacunku dla cudzych butów, w które włażą celebryci chcący mieć "swój zapaszek".
Z przyjemnością popatrzyłąm na retro reklamy. Co do ostatniej - no cóż, pewnie ta faza też się skończy.
OdpowiedzUsuńI tak się trochę zdziwiłam na koniec - dlaczego, zamiast anglicyzować, nie spolszczyć Sławy Zajcewa, w końcu polski ma więcej wspólnego z rosyjskim, niż angielski?;-)
Żebyś wiedziała, jak trudno było wybrać te najwłaściwsze, bo w zasadzie każda z dawnych reklam wciągniętych na portale internetowe, mnie wydawała się godna uwagi. ;) Naprawdę były świetne.
UsuńFaza na nieprzemyślane, zwyczajnie brzydkie reklamy może kiedyś się skończy, pytanie tylko - czym? ;]
Co do Zajcewa, uśmiechnęłam się, czytając Twoje słowa. Bo pomyślałam dokładnie to samo wyciągając flakon jego perfum na światło dzienne. :) I powiedziałam sobie, że w recenzji - kiedy ją w końcu napiszę - konsekwentnie zamierzam trzymać się polskiej transliteracji. Jednak póki co, skoro zarówno na flakonie jak i na jego opakowaniu widnieje napis "Slava Zaitsev" zaś same perfumy są znane w polskim światku perfumowym od lat, będę trzymać się ruso-anglicyzowania. ;) Aby było wiadomo, o jaki zapach chodzi.
NO cóż , kiedyś plakaty reklamowe projektowali najlepsi rysownicy , graficy , artyści całą gębą , a dziś co ? trzeba mieć wyczucie targetu , nie estetyki . Ech....
OdpowiedzUsuńMiss Dior po prostu boska , niech dziś ktoś tak trafi w samo sedno. Lanvin przecudna , a Guerlain w formie świecznika mnie powalił . Ale ja z innej epoki jestem...
..A nawet jeżeli projektem zajmuje się szanowany grafik, powinien wiedzieć, że ręka, która go karmi, oczekuje odeń przede wszystkim uśredniania, nie wybitności. Czyli: jedna wielka, niekończąca się chałtura. Echch...
UsuńW takim razie tych z innej epoki jest nas tu więcej. I chwała nam za niedzisiejszość! ;>
Mnie najbardziej ujmuje fakt, że te reklamy są nie tylko małymi, przyjemnymi dla oczu dziełami sztuki, ale rzeczywiście reklamują dany produkt. Jak w przypadku Chanel No.5 w stężeniu wody toaletowej, którą zamieszczony przeze mnie plakat miał dopiero wypromować. Pomysł "schowania" pomniejszonej flachy edt w wielgachnym zarysie flakonu ekstraktu uważam więc za genialny! To na przykład.
Albo erotyka. Wszak ona też jest obecna, i to nie tylko w reklamie Ysatis ale przecież i u Sherrera, i w LouLou, w Fath de Fath ake też w reklamach Diora, Balmain czy Ma Griffe. Wystarczy tylko umieć czytać między wierszami.
No właśnie... :]
Sporo prawdy jest w tym co piszesz. Może różnica polega na tym że kiedyś perfumy to był towar luxusowy, luxus kojarzył się z klasą a klasa nie kojarzyła się masą. Z masą ludzką prosto działającą masą konsumentów, kreator był guru wyznaczającym trendy to societa słuchała jego a nie odwrotnie. Nie musiało się wszystkim podobać, nastolatki nie satnowiły głównej siły nabywczej itd itd...
OdpowiedzUsuńAle na plakaty miło popatrzeć ja uwielbiam wprost ten Sherrera niby widać tam ledwie co odsłonięty pasek dekoltu ale co to jest za widok! Taka prostota, klasa, zmysłowość i urok tajemnicy zasłoniętego ciała.
Luksus kontra nastolatki powiadasz? Może rzeczywiście coś w tym jest - a nawet dużo "czegoś". :)
UsuńPo mojemu chodzi też o zmianę w ludzkiej mentalności. Zauważ, że o ile dzisiaj stawia się przede wszystkim na znaną twarz, w przekonaniu, że ona sama starczy za pomysł na kampanię [w przypadku kobiet jeszcze: o ile znaną twarz się rozbierze i/lub ułoży w jedwabnej pościeli], reklamy tamtych czasów stawiały raczej na figurę everymana. Everyman i everywoman wyglądają na nas z bodaj każdej retroreklamy z czasów starszych niż lata 80., na której tylko pojawiają się ludzkie sylwetki. Fotosy takie, jak reklama Le Dix z Cristobalem Balenciagą (czy inną Mademoiselle) należały do rzadkości.
Dziś natomiast za everymana robią modele i modelki. Którzy rzeczywiście wyglądają, jak przytłaczająca większość z nas, prawda? ;) Bo przecież wszyscy chodzimy ubrani w Fotoshopa od rana do nocy, czyż nie? :P
Czyli, w nawiązaniu do Twoich słów o dawnej elitarności perfum: czy ci, których było stać na posiadanie iluś tam flakonów perfum (albo tego jednego jedynego, ale obecnego w naszej codzienności) naprawdę potrzebowali kuszenia everymanem?
Z naszej perspektywy rzecz jest pozbawiona sensu. Czyli po drodze doszło do takich zmian w ludzkim sposobie myślenia, w argumentacji, które oddaliły nas od anonimowości a przybliżyły ku własnie patrzeniu na świat i handel oczami jeszcze niewyrobionych oraz nieukształtowanych nastolatków. W tym konkretnym przypadku reakcja rozpoczęta spadkiem kosztów produkcji - a w konsekwencji cen - perfum dzięki syntetycznym odpowiednikom naturalnych substancji może być jedynie próbą zracjonalizowania całego procesu.
Znowu jakość przeszła w ilość...
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedna rzecz przyszła mi do głowy - skutek rewolucji obyczajowej i kultu niedojrzałości . Krystyna Uniechowska we wspomnieniach o ojcu pisze , że jako nastolatka po wojnie uczestniczyła w życiu ówczesnej krakowskiej elity artystycznej , i mówi rzecz jakże charakterystyczną - wtedy młodzież nie była wzorcem ani obiektem celebracji , młody człowiek miał jak najszybciej dojrzewać i dorastać , bo świat należał do ludzi dojrzałych , na nią nikt nie zwracał uwagi , ot , siedziała sobie cichutko w kąciku i słuchała . Dziś byłaby okrzyknięta najmłodszą muzą kogośtam , celebrytką itp . Wtedy - była zaledwie tolerowana . To też jest klucz do tego , o czym mówimy - dojrzały człowiek nie zadowoli się byle czym , bo ma wyrobiony gust , zasób pojęć i zasad , doświadczenie , nie da mu się wcisnąć kitu . A dziś za gwiazdę robi taki Justin Bieber , więc czego chcieć...
OdpowiedzUsuńChciałoby się przyklasnąć, bo masz niemało racji - ale znów nie jest mi łatwo to zrobić. Bo przecież sama też jestem beneficjentką "kultu niedojrzałości". W jakiś sposób. Dzięki któremu nie muszę codziennie udowadniać, że nie jestem wielbłądem. ;) Poza tym przecież blogi takie, jak Trzech Ryb albo mój, gdzie oprócz informacji o perfumach przewijają się nasze prywatne opinie, teorie, strzępy informacji o świecie, które na pozór z perfumami nie mają nic wspólnego (bo też i nie mają; wszelkie skojarzenia pojawiają się wyłącznie w naszych głowach ;D) chyba nie byłyby zbyt chętnie czytane przez wszystkich, którzy wiedzieliby, że - póki co - ze zmarszczek najpewniej możemy pochwalić się jedynie mimicznymi. ;] I tak niezbyt okazałymi. Przynajmniej w założeniu, Trójryby jeszcze nie widziałam. ;) (Rybko, przepraszam za obgadywanie :) ). Czyli, że wszystkie te opinie wychodzą spod klawiatur - bo przecież nie z ust - jakiejś smarkuli, która przecież "nie może zbyt wiele wiedzieć o życiu".
OdpowiedzUsuńI chyba moja miłość własna nie zgodziłaby się na bycie "ledwie tolerowaną". Gdyby tak było, poszukałabym sobie innego towarzystwa; albo zamknęła we własnym świecie. I nie mam złudzeń, że jest to coś innego, jak efekt wybujałego ego, które zawdzięczam czasom rewolucji seksualnej. I chyba wolę to niż wieczne dorabianie gęby z upupianiem, jakie spotykało młodych ludzi jeszcze w czasach młodości Uniechowskiej.
Tylko czasem, kiedy pomyślę o cenie, jaką musimy zapłacić za możliwość rządzenia własnym życiem, mam wrażenie, że można było przeprowadzić rzecz bardziej umiejętnie, z jajem. Ale do tego należałoby chyba pozbawić Polskę i cały dawny blok wschodni kontekstu politycznego, z jakim zwykliśmy kojarzyć rok 1968.
Nie sądzę , żeby jedynym kryterium dojrzałości był wiek - raczej sposób myślenia i postępowania . Oczywiście do pewnego wieku nawet nie można oczekiwać dojrzałości , ale od osoby 18-20 letniej można nie oczekiwać , że będzie się zachowywać jak 14-latka , i to głównie myślę miała na myśli Uniechowska . Nie zapominaj , że wtedy 20-latek był już dorosły , a ona w opisywanym okresie miała jakieś 14-15 lat .
OdpowiedzUsuńCo do upupiania - na pewno było , ale sądząc po indywidualnościach , jakie powyrastały z tych "upupianych" - szapo ba ;P , pokolenie 20-lecia wypuściło całą masę wybitnych i wielkich ludzi , nie byliby tacy , gdyby ich upupiono .
Uniechowska była w specyficznej sytuacji - matka nie żyła , opiekował się nią ojciec , który się do tego raczej nie nadawał , w Krakowie pojawili się po opuszczeniu Warszawy po Powstaniu tak jak stali , mieszkali gdzieś kątem w wynajmowanych pokojach , często bywało tak , że tylko ona miała jakieś łóżko do spania i kącik gdzieś u kogoś , a Uniechowski nocował po znajomych , bo nie mogli sobie pozwolić na wynajem własnego pokoju . Dlatego była tolerowana jako przymusowy uczestnik spotkań , bo nie miała się gdzie podziać . A miała jak pisałam 14-15 lat i zdarzało się , że po prostu usypiała gdzieś w kącie na jakichś paltach . Wspólnej płaszczyzny porozumienia z zawodowymi artystami raczej w tym wieku mimo wszystko brak ;P
To, o czym piszesz, zmienia postać rzeczy. I to całkowicie. Nie zaglądałam Uniechowskiej w metrykę, więc nie mogłam wiedzieć ileż lat miała w 1945.
OdpowiedzUsuńCzternastolatki po prostu nie mógł spotkać los inny, jak "akceptacja", kiedy mieszkała u kogoś kątem, samiuteńka, i nie miała czego z sobą zrobić. Problem w tym, że w poprzedniej wypowiedzi jakoś zapomniałaś wspomnieć o kontekście. ;)
Dziewczyna nie zjawiała się na spotkaniach elit intelektualnych, ponieważ była bezczelna, ambitna lub miała rodziców, jak ta biedna dziewczynka "od Polańskiego", której matka kazała robić karierę przez seks ze starymi dziadami (w pojęciu przeciętnej czternastki). Uniechowska po prostu starała się zająć sobie czymś czas, a ówcześnie raczej nie mogła sobie wyskoczyć z koleżankami do kawiarni. ;] Zaś jej gospodarze pewnie nie mieli ciągot pedagogicznych, więc jeśli mała chce przysłuchiwać się dyskusji dorosłych - na zdrowie! Tak to widzę.
Tylko, ze z Twojej poprzedniej wypowiedzi, nawet przy dużej dozie dobrej woli, nie mogłabym wyciągnąć podobnych wniosków. Z powodu niedostatków informacji. Co sprawia, że powyższy przykład raczej nie jest najlepszy w naszej dyskusji; nie ta sytuacja.
Dobrym przykładem za to byłoby np. właśnie pokolenie ówczesnych dwudziestolatków. Szaroszeregowców albo i nie, przetrwańców z getta, obozów, łapanek i pacyfikacji. Tych, którzy musieli dorosnąć w wieku lat kilkunastu (z zarabianiem na całą rodzinę włącznie). Ale ich nad wiek dojrzałymi -i nad wiek zgorzkniałymi - uczyniła skrajna sytuacja, z jaką musieli się zmierzyć.
Ale dziś automatycznie stałaby się ośrodkiem zainteresowania , jak każdy małolat w świecie celebrytów , gwiazd , twórców itp , dziś małolactwo jest niejako przepustką do świecznika . Szło mi o stosunek dorosłych do małoletniości - kiedyś nie była wartością samą w sobie , jak dziś . Dziś taka Grycanka jest celebrytką bo ma 17 lat i się pokazuje - i to wystarcza , wynosi ją na wyżyny sam fakt ,że istnieje . Kiedyś taka sytuacja nie byłaby możliwa .
OdpowiedzUsuńGeneralnie kiedyś dojrzewało się wcześniej - nie tylko pokolenie o którym piszesz . Trzeba było zarabiać na siebie , często pomagać w utrzymaniu rodzeństwa , wcześniej zakładano rodziny . Przedłużone dzieciństwo i afirmacja niedojrzałości , kiedy 40-latek zachowuje się i ubiera jak 14-latek to wynalazek ostatnich lat .
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze, że dodałaś "stosunek dorosłych do małoletniości". Ponieważ jak tak sobie myślę o właśnie Grycankach np., to zauważam jedną rzecz: dzieci przecież od najmłodszych lat badają granice tego, co im wolno a co nie, usiłują je przesuwać jak najdalej od siebie. Czasem z sukcesem, kiedy indziej obrywają po palcach. W tego typu próbach nie ma niczego niezwykłego; tak było, jest i będzie dopóki istnieć będzie ludzkość. Ostatecznie dokładnie tak samo zachowujemy się w dorosłym życiu. ;) Zmienia się tylko skala naszych poczynań.
OdpowiedzUsuńKiedy jednak dzieciom pozwala się na zbyt wiele, zbyt pobłażliwie pozwala im przesuwać granice - wówczas wyrastają nam pokolenia małych, egoistycznych potworów. Jednak tylko idiota za ich potworność będzie winił dzieci; bo przecież tego typu zachowanie jest zasługą tylko i wyłącznie rodziców, wychowawców, całego toczenia dziecka albo i społeczeństwa, utwierdzającego rodziców w przekonaniu, że postępują słusznie.
Tak więc za obecny kult niedojrzałości nie odpowiadają małolaty ale starsi; ich rodzice, nauczyciele, Ty czy nawet ja (choć matką którejkolwiek z Grycanek żadną miarą bym być nie mogła :) ). I chyba głównie starsi; młodsi najzwyczajniej w świecie poruszają się w obrębie wyznaczonych im granic. A że te są, jakie są, to już zupełnie inna sprawa.
Moja Babcia zawsze mawiała, że zamiast dziecka, które wyrzuca papierek po cukierku na trawnik (swój czy cudzy, wszystko jedno) należy upomnieć przede wszystkim rodziców. Choćby ich latorośl miała wystarczająco dużo lat, by wiedzieć, że robi coś społecznie piętnowanego. Choćby rzecz dotyczyła dziesięciolatka; za błędy wychowawcze należy piętnować rodziców, nie dziecko. I tego chciałabym się trzymać, jeżeli kiedykolwiek coś mi strzeli go łba i zrobię sobie małego wrzaskuna. :]
Zgadzam się z Tobą w 300% :) Aczkolwiek gdyby jakimś cudem matka Grycanek trafiła z którąś z córek do mnie , zostałaby opitolona z góry na dół aż by jej kapcie spadły za to , co zrobiła swoim dzieciom . Czasem mam wrażenie , że ingerencja państwa w sprawy rodziny przez ograniczenie praw rodzicielskich w wypadku ewidentnego działania na szkodę dziecka nie jest taka głupia :>
UsuńOjj, tak. Oburzając tym co bardziej mamuśkowato-tatuśkowatych znajomych mam zwyczaj powtarzać, że kandydatom na rodziców powinno się robić testy co najmniej równie rygorystyczne, co kandydatom na posiadaczy broni palnej. ;P
UsuńWczoraj myślałam o naszej rozmowie, Twojej niechęci do pauperyzacji społeczeństwa i przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz. Przecież paniczny wręcz strach co poniektórych rodziców przed posyłaniem sześciolatków do szkoły też pochodzi z tego samego źródła! Bo nigdy nie mogłam tego agresywnego sprzeciwu zrozumieć: skąd on?
Ostatecznie sama w wieku lat sześciu nie tylko umiałam świetnie (jak na ten wiek) czytać, pisać i liczyć, ale w ogóle przez pierwsze ponad trzy lata w szkole nudziłam się jak mops, na wszystkich przedmiotach. A wcale nie mam siebie za jakiegoś geniusza. Zresztą rzecz dotyczy nie tylko mnie. Dlatego zastanawiałam się nie raz i nie dwa nad protestami typu "ratujmy dzieciństwo", skąd one, dlaczego, z jakiej mańki?? Teraz już chyba zaczynam pojmować. :]