sobota, 6 października 2012

Oszustwo wśród róż i korzeni

Witajcie. :) Co robicie kiedy nagle okazuje się, że doba jest o wiele, wiele za krótka?
Mnie ostatnio spotkało coś takiego. :) Tyle rzeczy chciałabym opisać, o tylu chciałabym coś wtrącić tu i tam, na Wasze listy odpowiedzieć. To ostatnie zresztą w większości już załatwiłam. ;) Przepraszam za zwłokę. Zostało jeszcze coś: obiecałam Wam trzy recenzje, z czego uskuteczniłam jak na razie tylko jedną. Dlatego też dziś - albo jutro - nadrobię resztę zaległości. Na początek zaległe słowa o pewnym kłamstwie. A właściwie nie tyle kłamstwie, co krętactwie. :)

Naprawdę lubię te grafiki, promujące Black Jade od Lubin. :) Czyli podobno ukochane perfumy Marii Antoniny, dokładnie odtworzone  na podstawie ostatniego jadeitowego flakonika, do dziś przechowywanego w rodzinie dawnej towarzyszki ściętej królowej - a właściwie guwernantki "dzieci Francji" - Louise Élisabeth de Croÿ de Tourzel. Ponoć Maria Antonina miała podarować ów nieszczęsny flakonik Pani de Tourzel (a może jej córce?) dosłownie tuż przed egzekucją. Ciekawe jakim cudem, skoro w czasie Rewolucji Francuskiej obie panie de Tourzel przetrzymywano w więzieniu La Force i później w opactwie Port-Royal/Port-Libre de Paris, podczas, gdy Wdowę Capet w stołecznej la Conciergerie?
Być może przekazanie perfum [tylko po co? W spadku dla najstarszej córki królewskiej pary, jedynej ocalałej z rewolucyjnej zawieruchy? To dlaczego w takim razie w końcu ich nie otrzymała?] odbyło się odpowiednio wcześniej...? Co jednak nie tłumaczy marketingowego kłamstewka, wszak i bez niego dla świata francuskiej arystokracji czasy były nadzwyczaj dramatyczne. Rzecz przypomina częste w Polsce "dorabianie historii" i rodzinnych tradycji restauracjom, które aż nazbyt chętnie chwalą się stuletnim rodowodem podczas, gdy nie ma żadnych dowodów, by cokolwiek o tej nazwie lub w tym miejscu albo chociaż należącego do tej rodziny istniało wcześniej niż, dajmy na to, w roku 2003. ;) Śmieszne, malutkie, zupełnie niepotrzebne kłamstewko.
To raz.


Kolejna kwestia to: na ile możliwe jest odtworzenie pachnidła wyłącznie na podstawie cudem zachowanych resztek wonnej mieszaniny, bez żadnego dostępu do receptury spisanej ręką perfumiarza? Bo mnie się wydaje, że przedsięwzięcie takowe byłoby co najmniej ryzykowne. ;) Może i ciekawe, może nawet potrzebne ale zawsze przypominające próby rekonstrukcji twarzy zmarłej osoby na podstawie jej czaszki. Która może powiedziała nam o tym, ile lat liczyła sobie dana postać w chwili śmierci, jaki kolor miała jej skóra, jak tkanki miękkie opinały kostną konstrukcję, ale czy wiemy cokolwiek o kolorze oczu nieboszczyka bądź nieboszczki, o fryzurze, jaką nosiła ta osoba, o ewentualnych zmarszczkach, pieprzykach, piegach, bliznach, znamionach..? Jak możemy wiedzieć cokolwiek o tym, czy częściej twarz zmarłego lub zmarłej opromieniał uśmiech czy raczej wykrzywiał gniewny grymas? I tak dalej.
Może i oparta na chłodnych, racjonalnych, naukowych podstawach, rekonstrukcja twarzy zawsze jednak zawiera w sobie pierwiastek sztuki czyli po prostu intuicji rekonstruktora. Podobnie jest z zapachem, o ile nie dysponujemy jego oryginalną recepturą (jak to miało miejsce na przykład przy odtwarzaniu pachnidła Napoleona Bonapartego).

I zauważcie, że nadzwyczaj łaskawie traktuję marketingową opowieść, biorąc jej słowa za dobrą monetę. ;)) Jednak kiedy pachnidło od początku i otwarcie "wozi się" na micie ostatniej przedrewolucyjnej królowej Francji oraz jej ostatnich dni (które doprawdy musiały być koszmarne), gdy nawet premiera Black Jade odbywa się w Dzień [zburzenia] Bastylii, 14 lipca, wówczas naprawdę trudno machnąć na to wszystko ręką. Szczególnie, kiedy "ciąży" na Was, jak na mnie, zamiłowanie do historii. :)
Naprawdę trudno było mi zignorować tę opowieść, nie zagłębiając się wprzódy w jej meandry.

Czy to znaczy, iż zamierzam teraz popastwić się trochę nad Black Jade, wytknąć mu to i owo? Otóż niekoniecznie. ;)
Trudno byłoby mi zarzucić cokolwiek temu jasnemu, pastelowemu, fiołkowo-zielonemu zapachowi, pogodnemu niczym pełne beztroski dni dworzan Marii Antoniny odgrywających własne wyobrażenia na temat sielankowego życia swojego ludu [he, he.. ;> ]. Black Jade to kompozycja świetnie pomyślana, delikatna choć niepozbawiona charakteru, jasna i wiotka aczkolwiek zielone, nieco skórzane tony galbanum, benzoesu oraz egzotycznych przypraw nadają całości niezbędnej głębi; z pozoru bukoliczna, dziewczęco niewinna (czytaj: nijaka ;) ), jednak zręcznie dystansująca się od człowieka, jak ognia unikająca bratania z byle kim.


W otwarciu delikatnie świeża, właśnie dzięki galbanum oraz bliżej niezidentyfikowanym słodkim sokom, które z upływem czasu okazują się być różą, o pąkach różowych, pełnych i ciepłych, nagrzanych ciepłym wersalskim słońcem. Różą pudrową, delikatnie podkreśloną kilkoma szczyptami egzotycznych przypraw, z cynamonem, kardamonem, kilkoma ziarenkami białego pieprzu, z goździkowym proszkiem w ilości, którą przypisy kulinarne określają jako "na czubku noża". Ratuje to różę przed popadnięciem w całkowitą konfiturowość, przyjemną lecz na dłuższą metę przytłaczającą, zręcznie przekierowuje Black Jade od Rose Absolue od Yves Rocher w stronę Rose Noir Byredo. Co już samo w sobie okazuje się świetnym posunięciem, szybko jednak taje się jasne, iż później jest jeszcze lepiej. :)
Bowiem po kilku chwilach omawiane pachnidło zaczyna gęstnieć i krzepnąć, galbanowa, słodko-pikantna, korzenna róża poczyna spływać ciężkimi kroplami w srebrzysty dym naprawdę wieloskładnikowego kadzidła. :) Kiedy pojawia się apetyczny jaśmin (chyba raczej zamorski wielkolistny, niż ten skromniejszy francuski), pojedyncze grudki palonego olibanum zasypywane są drzazgami naturalistycznego sandałowca, benzoesem a nawet kilkoma kroplami sympatycznego, pudrowo-piwniczno-słodkiego, ciężkiego paczulowego olejku. W ślad za nim pojawia się orientalna ambra w stylu Ambre Sultan Lutensa, Ambre Orient Armaniego czy Ambre Fétiche Annick Goutal. Za nią zaś zjawia się lekka gorycz, pochodząca prawdopodobnie od kolejnej dokładki korzeni [wiecie, jak smakuje danie, do którego dodało się zbyt dużo eugenolowych przypraw? W BJ pojawiają się chwilami takie właśnie akcenty] i żywic, głównie olibanum. A może to paczuli? Nie dojdę prawdy, ponieważ już spieszą na ratunek niekulinarne słodkości "przypalonej" wanilii i delikatnie zielonego bobu tonka, sprawnie wspomagające różę, by znów uwydatnić jej konfiturowe nuty.

W Black Jade dzieje się dużo. To dobrze. Całość trzyma się człowieka w sposób niewymuszony i naturalny, swobodny, jakby pachnidłu w ogóle na życiu nie zależało. To również dobrze, bo to bardzo francuskie podejście do sprawy. :) Wręcz rzekłabym, że klasyczne.
Zaś idealny balans pomiędzy przyjemną słodyczą a przyprawowo-drzewną pikanterią czyni mieszankę uniseksualną; paczulowy puder i pikantna ambra tylko pogłębiają ten stan. Black Jade bowiem może służyć jako zamiennik zarówno fankom Flowerbomb Viktora i Rolfa, jak też miłośnikom starszej wersji Chanelowego Égoïste (choć nie jest wariacją na temat żadnego z nich). I to również świetna wiadomość. Dualizm omawianego zapachu pasuje wszak do czasów Marii Antoniny, kiedy nie istniał podział na perfumy męskie oraz kobiece.

Gdybym miała znaleźć jedno, jedyne zdjęcie oddające idealnie charakter Black Jade, wybrałabym TO - o ile miałoby inną kolorystykę, więcej pastelowego fiołka, stłumionej zieleni, szarości. I na zakończenie okazało się, że wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli oderwanej od rzeczywistości (jak chce legenda) królowej i jej słodkiego życia wśród ciastek zamiast chleba. :)
Widać opowieść naprawdę ma znaczenie.


Rok produkcji i nos: 2011, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, choć dla mnie to uniseks; co prawda odważny, ale jednak uniseks. ;) O charakterze aury, więc sillage dosyć ograniczony, skupiony wokół ludzkiej sylwetki, za to emanacja całkiem porządna. Na naprawdę wszystkie okazje, pory dnia i roku.

Trwałość: w granicach dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-orientalna (i kwiatowa) 

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, kardamon, galbanum
Nuta serca: jaśmin, róża damasceńska, kadzidło, cynamon
Nuta bazy: drewno sandałowe, paczuli, wanilia, bób tonka, ambra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
2. http://www.kudika.ro/articol/news/19412/black-jade-secretul-reginei.html
3. http://www.lilycharleston.com/collections/fragrance-1/products/black-jade-by-lubin


Edycja:
Historyjka marketingowa zaczyna być logiczna, kiedy tylko przeczytać ją na stronie marki Lubin, w zakładce Black Jade (pamiętajcie tylko, żeby przedtem włączyć głośniki komputera ;) ). Zdecydowanie bardziej wiarygodna od tego, co obecnie przewija się po internetowych portalach oraz perfumeriach niszowych. Żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej.

4 komentarze:

  1. Tak tytułem dygresji... W jednej z firm, aby uzyskać tytuł starszego perfumiarza trzeba popisać się wiedzą tworzenia podróbek. Egzaminator stawia przez adeptem butelkę nieznanych perfum i każe ją odwzorować. Myślę, że kwestia odwzorowania BJ nie byłaby problemem dla dzisiejszych perfumiarzy. A przecież jeszcze dochodzą triki chemii analitycznej.

    Ale to tylko takie luźne spostrzeżenie, bo prawda jest (na 99%) taka, jak napisałaś. Bajeczki dorabia się z każdej strony licząc, że widz naiwnie to kupi. I niestety, najczęściej kupuje. Szkoda, że w niszy też sięga się po takie sztuczki.



    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa, to dlatego teraz powstaje tyle zapachów nudnych, sztampowych i kopiujących same siebie! ;)) Po prostu perfumiarze chwalą się tytułem mistrzowskim! ;)
    Oprócz tego chciałabym, żeby ktoś podrobił mi Chypre Cotyego, bo naprawdę cholernie jestem ciekawa, jak to pachniało. Chodzi mi o fakt, że od czasu wyprodukowania ostatniego flakonu Chypre upłynęły dekady a od czasów Marii Antoniny wręcz stulecia - czy to naprawdę nie miało wpływu na jakość poszczególnych składników pachnidła, nie natworzyło fałszywych tropów? Nie namieszało w strukturze zapachu? Nie wiem, dlatego wyrażam wątpliwości.

    Uważam przy okazji, że dobra opowiastka handlowa nie jest zła (patrz najnowsza kampania Piątki), problem w tym, żeby się postarać i zachować choć minimum logiki. Minimum, wiele nie wymagam - chyba.. ;> W tym konkretnym przypadku bzdury było aż za dużo.
    A nisza... nisza robi się widoczna na "popularnym" rynku, w świadomości czytelników kolorowej prasy na przykład. To i bzdurzyć zaczyna po mainstreamowemu, tylko w Pl do tej pory tego nie doświadczaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, ja nie wierzę w te historię. Nie zraża mnie to bynajmniej do marki, nie wiem czemu miałoby. Równie dobrze mogliby wymyślić historię o kosmitach przywożących drogocenne perfumy na ziemię. w sumie jakby była dobrze napisana i pobudzała wyobraźnię to dlaczego by nie? :) Tak mi się humor abstrakcyjny włączył. A BJ w moi odczuciu to bardzo przyjemne perfumy, mi raczej kojarzą się z klimatami, w otoczeniu których są reklamowane: seledynowo - krystalicznymi. W okolicach toaletki z epoki. Pamiętam jak opisywałaś perfumy Grossmith i to jak znacząco odstają od tego co jest dzisiaj dostępne. A Black Jade? O ile w ogóle mają coś wspólnego z oryginałem to jest to bardzo swobodna wariacja i to w dużym rozcieńczeniu. Nie wyobrażam sobie, żeby coś tak delikatnego było w stanie przykryć smrody tamtej epoki. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. W zasadzie też w nią nie wierzę ale ostatnio coraz częściej dochodzę do wniosku, że opowieść handlowa ma znaczenie takie samo, jak twarz w perfumach selektywnych. Najbardziej liczy się zapach ale zakładam, że marka taką a nie inną bajeczką coś chce nam powiedzieć. To słucham. :)
    Z Grossmithami jakoś BJ nie zestawiłam; no rzeczywiście, takie porównanie miażdży zapach od Lubin. ;) Masz rację, wtedy strasznie nieautentyczny i koniunkturalny się staje (a od niszy zazwyczaj nie koniunkturalizmu oczekujemy). Lecz z drugiej strony, jak napisałam Marcinowi powyżej, powoli w świat niszy wdziera się taki sam chamski marketing, jaki dziś dominuje w mainstreamie. Zamiast dyskretnego, przyjaznego szeptania jak do tej pory - chamskie walenie gumową pałą po głowie. :/ Chanel czy Sisley to obecnie rzadkie chlubne wyjątki.
    A smrody w óśmnastym wieku faktycznie musiały być nieprzeciętne. I zgadza się, pastelowy puderek z rokokowej toaletki (świetne porównanie, Polu! :) ) pasuje tu, ekhem.. raczej średnio. ;>

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )