Obiecałam Wam coś super, wypadałoby więc wywiązać się z tego. Z taką różnicą jednak, że będzie super, ale... po mojemu. ;) Na opak. Na przekór. Inaczej.
Bo przecież pierwsze perfumy celebryckie do często ocenianych w polskiej pachnącej blogosferze raczej nie należą. Prawda? ;]
Prekursorką trendu była Elizabeth Taylor, która na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego stulecia postanowiła - do spółki z koncernem innej amerykańskiej Elki, Elizabeth Arden - wylansować własne perfumy. Pomyślałam więc, że dziś zajmę się dwoma najpopularniejszymi zapachami słynnej diwy Hollywoodu.
Na pierwszy ogień pójdą White Diamonds, nazwane na cześć ulubionych klejnotów Taylor. Sama diamentów nie cenię [chyba, że jako precyzyjne a drobne ostrza do wykorzystania w technologii produkcyjnej albo chirurgii], jednak te od legendarnej aktorki umiem docenić. Głównie dlatego, że są jednak perfumami. ;)
Do rzeczy jednak. White Diamonds to zapach, którego nie kojarzę z magnetyzmem czy seksapilem, tak często przypisywanymi Taylor. Dla mnie pachnidło jest lekkie, niemal dziewczęce i pogodne. Choć może dzieje się tak dlatego, iż poznałam je równolegle z moim drugim bohaterem? Bez różnicy. Grunt, że Diamenty, słodkie, aldehydowo-szkliste, doprawione przyjazną dla nosa mieszaniną z białych kwiatów to vintage jak się patrzy.
Jednak nie bez przyczyny współcześnie podciągany pod nurt olfaktorycznych dzieł zwanych "celebryckimi"; głównie z racji idealnego wpasowania kompozycji w ówczesne przeboje perfumiarskiego rynku. Ciepła słodycz doprawiona szczyptą korzennych przypraw, zmącona wyrazistym wiewem aldehydów a ustabilizowana prostym, dosyć przewidywalnym bukietem naprawdę bardzo pasuje do świata wykreowanego przez Organzę czy Amarige od Givenchy, Red Door i 5th Avenue od E. Arden czy nawet nowszych wcieleń L'Air du Temps Niny Ricci. Spomiędzy wyrazistego kwiatu pomarańczy oraz słodziutkiego, nieco budyniowego ylang-ylang z jaśminem pospołu, z róż, goździków i świeżo-upojnego, lekko skórzanego zapachu żonkilowych gwiazdek wyłania się przesycone klasyczną orientalną pastą, drzewno-paczulowo-wetyweriową, suche mydełko.
Mówcie co chcecie, ale dla mnie White Diamonds to jeden z najciekawszych zapachów "czystości" na świecie. Ma w sobie troszkę z aromatów drogich detergentów - i bynajmniej nie jest to zarzut ni złośliwość, a zwyczajne stwierdzenie faktu. Jest tylko odeń znacznie mocniejsze.
I bardzo dobrze, wszak perfumy nie powinny mamrotać niezrozumiale tuż ponad ludzką skórą. ;)
Kiedy natomiast zaczynam wgłębiać się w drugą z mich dzisiejszych propozycji, Passion, czuję rodzaj pewnej nieerotycznej zmysłowości - oraz niemały dystans. Zamiast pełnego radości podlotka obserwuję spokojną, dojrzałą, całkowicie pewną własnego piękna (i własnej siły) kobietę.
Taka jest Elizabeth Taylor's Passion, bo tak brzmi pełna nazwa omawianych akurat perfum [za nią zaś stoi przegrany proces z Annick Goutal, która już wcześniej zaklepała miano Passion dla siebie - choć jeszcze nie stworzyła pachnidła, które zechciałaby tak nazwać :) ].
Skąd owa dojrzałość pochodzi?
Ano z akcentów ciemnych, cielesno-drzewno-przyprawowych, nasyconych, spokojnych, pełnych. Statycznych niczym chłodna piękność z portretu, lecz zawierających w sobie całkiem wyraźną sugestię życia impulsywnego oraz aktywnego. Kompozycja tym razm rozpoczyna się bukietem kwiatów, który szybko przeradzają się w jednolitą pastę, ustępując miejsca lekko skórzanej bergamotce w otoczeniu chłodno-pikantnych kolendrowych ziaren, ładnie zestrojonych z piekącym, "nieheblowanym" sandałowcem oraz nutami gorzkiej gałki muszkatołowej, ziela angielskiego, czarnego i białego pieprzu z odrobinką cynamonu. Te zaś z czasem przechodzą w piękny, spokojny dwugłos skóry z cywetem, do których szybko dołącza ładne staroświeckie paczuli oraz cieniuteńka strużka kadzidła nie-olibanowego (choć i tak uroczego :) ). Wkrótce to cywet ze skórą stają się głównymi aktorami Passion, zaś po następnych kilkudzisięciu chwilach skórę zastępuje paczuli z drzewno-przyprawową pastą.
Całość okazuje się dobrze pomyślana, spokojna, gorąca chociaż chłodna, stworzona z przeciwieństw - a to w perfumach lubię najbardziej. To oraz zagadki. :)
Bo i zagadkę Passion trzyma w zanadrzu: kto wykreował tę kompozycję?
White Diamonds
Rok produkcji i nos: 1991, [tu jeszcze większa zagadka ;) ] Carlos Benaim oraz Olivier Gillotin czy może Sophia Grojsman?
Przeznaczenie: ciepły, optymistyczny zapach dla kobiet-miłośniczek perfum retro. O sporej mocy oraz sillage, więc współcześnie raczej wieczorowy, choć jeszcze dziesięć-piętnaście lat temu bez cienia wątpliwości polecałabym go na co dzień. :)
Trwałość: w granicach dziesięciu-dwunastu godzin
Grupa olfaktoryczna: aldehydowo-kwiatowa
Skład:
Nuta głowy: lilia, neroli, aldehydy, bergamotka, pomarańcza
Nuta serca: tuberoza, ylang-ylang, jaśmin, kłącze irysa, narcyz, róża, goździk (kwiat), cynamon
Nuta bazy: ambra, piżmo, drewno sandałowe, mech dębowy, paczuli
Elizabeth Taylor's Passion
Rok produkcji i nos: 1988, ??
Przeznaczenie: zapach dla kobiet - choć dziś spokojnie i bez cienia "podejrzeń" mogliby go nosić i mężczyźni - dosyć wytrawny i cielesny. O średnim sillage, za to naprawdę morderczej mocy-aurze, zatem również na wieczór; lub na Naprawdę Ważne Okazje.
Trwałość: przeszło osiemnastogodzinna (choć bywa, że w granicach pół doby)
Grupa olfaktoryczna: szyprowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: ylang-ylang, konwalia, gardenia, aldehydy, bergamotka, kolendra
Nuta serca: kłącze irysa, jaśmin, róża, przyprawy
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, paczuli, piżmo, cywet, kadzidło, mech dębowy
___
Dziś Incense marki Ava Luxe. :)
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://puppylovepreschool.blogspot.com/2010/10/style-muse-young-elizabeth.html
2. http://www.stormfront.org/forum/t554833-4/
Jak w składzie perfum vintageowych widzę aldechydy połączone z bukietem kwiatowym,to już wiem że będzie się działo,jeszcze ten wyłaniający się akcent mydlany to jest to,co tak lubię:)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie gdzie udało ci się dostać próbkę tego zapachu?
p.s.
Dobrze trafiłaś.
1991 to rok w którym powstały te perfumy
Nosem zapachu jest Sophia Grojsman.
Carlos Benaim w 2010 stworzył dla Taylor inny zapach Violet Eyes
Bo się dzieje, ale naprawdę trudno oczekiwać szczególnych fajerwerków. Zapach, choć bardzo zacny, mimo wszystko powstał po to głównie, żeby podreperować budżet Taylor. :) Czyli - jak na owe czasy - był idealnie zachowawczy. Za to inaczej patrzy się na niego z dzisiejszej perspektywy; więc w zasadzie nie wiem, czy to, co przed chwilą napisałam, ma jakiś sens. ;]
OdpowiedzUsuńPróbką nie dysponuję, mam flakon, a właściwie flakony (obu wód). Dostaniesz sampla. :)
Diamenty jakoś tak pasowały mi do stylu Grojsman ale dla pewności zajrzałam jeszcze na Nuty Bazowe a tam niespodzianka. :D Dwóch kolejnych potencjalnych twórców. Dlatego pytam, czy aby na pewno jesteś pewien swojej informacji?
Violet Eyes swoją drogą ale Benaim mógł jeszcze np. nadzorować pokątną reformulację (a są nie pokątne? ;) ) White Diamonds, stąd jego nazwisko przy tym zapachu. Takie rozwiązanie też byłoby możliwe.
No to teraz namieszałaś mi w głowie:)
OdpowiedzUsuńinformacje na temat twórcy White Diamonds znalazłem na Fragnatice
Wiesz doskonale że będę drążył ten temat aż do skutku,więc idę szukać:)
p.s.
Coś znalazłem
Faktycznie twórcą zapachu jest także Carlos Benaim! (Now Smell This) lecz na pewno nie wkładał nosa Olivier Gillotin:)
a może rzeczywiście ta trójka razem spółkowała.Tego nie wiem:)
Wiedzmo będziesz w szoku co jeszcze przyjdzie do mnie w postaci próbek,ale o tym w następnym tygodniu:)
wyjeżdzam i wracam we wtorek
dzięki za kapkę zapachu:)
pozdro
J.
To na razie zostawię wpis bez zmian, sama też będę szperać po Sieci oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńCo ta trójka razem robiła nie wiem, nie interesuje mnie życie prywatne perfumiarzy. ;P
Nie ma za co dziękować.
Do przeczytania w następnym tygodniu! :D