piątek, 12 października 2012

Mroźny, ziemisty i morski

Tak właśnie mogłabym opisać jeden z "zaległych recenzencko" zapachów od Oliviera Durbano (wśród których trochę mam do nadrobienia :) ). Jaki?

Turquoise. Który wcale nie jest taki turkusowy, ciepły oraz przyjemny, jak zdaje się sugerować nazwa czy kolor pachnącej cieczy. Jest dokładnie przeciwnie. Obco - ale przyjemnie.. poniekąd. ;)

W mojej zwichrowanej interpretacji. Nuty morskie to jeszcze nic niezwykłego, choć te w Turquoise przyrządzono "na wytrawnie", z dodatkiem ostrych nut drzewnych czy ziemistego, mroźnego irysa. Najciekawsze wydaje się tego morza otoczenie; bowiem Turkus to pachnidło ewidentnie żywiczne, za to - nie kadzidlane. Takim nie staje się nigdy. Za to prędko morskie tony (choćby akord znany jako "driftwood") okolono pikantnymi przyprawami, pieprzem, kolendrą, jagodami jałowca; a wszystkie rozgnieciono chłodnym, stalowym ostrzem majchra zwanego nożem szefa kuchni. ;) Szybko dołączają do nich chłodne żywiczne grudki, nasycone zielenią galbanum, gorzkie elemi, wibrująca mirra, może kilka grudek olibanum we wcieleniu znanym choćby z L'Eau Froide Lutensa, coś niecoś choinowego igliwia. Wszystko to pragnie stopić się w cieple kadzielniczych węgielków, jednak przejmujący chłód i silny wiatr, wiejący od morza i bez litości smagający każdy kawałek żywego ciała, skutecznie im to uniemożliwia. Nie będzie kadzidlanego dymu. Będzie chłód i brudnozielony, nieco stęchły aromat mórz Północy.


Za niego odpowiadają akordy, które według spisu nut są trzciną i wodorostami. Nie wiem, czy mogę się zgodzić, rozumiem jednak ogólny zamysł. Rzeczywiście, jest w dalszych etapach Turquoise coś ewidentnie morskiego, irysowo okrutnego, szklisto-zmrożonego, przywodzącego na myśl pozbawione ciepła Wakacje Pana Hulot od Christophera Brosiusa. Efekt podobieństwa z pachnidłem IHP uwydatnia element jakby papirusowy, suchy i organiczny. Który po jakimś czasie zaczyna wydzielać z siebie coś w stylu dymu [lecz to nie dym z żywic, jestem pewna]; już wiem, że chodzi o kocankę, daleką od Goutalowych Sables, wpadającą w tony papierosa, zgaszonego o pokryty zielonymi glonami kamień z morskiego brzegu.
Kiedy kompozycja słabnie, poszczególne akordy delikatnieją, nabierają lekkości ale i zlewają się w całość, trudną do rozdzielenia. Wiem, że woal zapachu zmniejszył intensywność oddziaływania na otoczenie, że zza tych wszystkich nut ostrych i trudnych do okiełznania wyzierają delikatne, eteryczne smugi w pastelowych barwach, jednak nie umiałabym odpowiedzieć, czy to ambra z mirrą a może kwiaty...?

Nie umiałabym - i chyba nawet nie chcę. Wzburzonego morza nie można oszukać, można jedynie starać się je zrozumieć; o ile ono samo tego zapragnie. :) Dlatego już nie główkuję, nie analizuję wrażeń, pozostawiając Turquoise własnemu biegowi. Niech odejdzie godnie, w ciszy i samotności; tak, jak lubi najbardziej.

Rok produkcji i nos: 2009, ??

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla miłośników ostrych żywic oraz dosłowności zapachów polskiego (na przykład) morza. :) O sillage całkiem pokaźnym, z czasem zmieniającym się w niezbyt ścisłą, ale jednak, aurę. Moc za to zadowoli miłośników olfaktorycznego ciężkiego grania. ;)

Trwałość: od przeszło dziesięciu godzin do niemal doby w czasie letnich dni

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: różowy pieprz, jagody jałowca, kolendra, sosna, olibanum, elemi
Nuta serca: morszczyn, trzcina, terpentyna, lotos, lilia
Nuta bazy: miód, kocanka, mirra, szara ambra
___
W tej chwili noszę Chantilly marki Houbigant.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.flickr.com/groups/a-grade/discuss/72157594382727469/

3 komentarze:

  1. Dla mnie wszystkie dzieła Durbano mniej lub bardziej są odzwierciedleniem melancholii. Nie wiem co w nich takiego drzemie ale dla mnie kojarzą się z ciszą, jakąś taką zadumą i trochę smutkiem. Smutkiem oswojonym, własnym i bardzo bliskim. Chłodne i zdystansowane, introwertyczne. Ostatnio uświadomiłam sobie, że dzięki tym cechom są dni, że bardzo je lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Twojego opisu wnioskuję, że zapach mógłby mi się spodobać. Przy najbliższej nadarzającej się okazji postaram się te domysły zweryfikować. Wówczas nie omieszkam dać Ci na ten temat znać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Polu - melancholia, dobrze powiedziane. :) Rzeczywiście, jakby się zastanowić, czai się chyba w większości (bo czy we wszystkich na razie Ci nie powiem; zapomniałam Rose Quartz i nie znam Heliotrope ;) ). I rzeczywiście, ta właśnie cecha czyni kompozycje od Durbano (jako "dawcy nazwiska", bo przecież nie kreatora zapachu) tak charakterystycznymi.
    Naprawdę bardzo trafna uwaga (trochu zazdraszczam ;) ).

    Olfaktorio - bardzo możliwe, że mógłby - o ile nie uznałabyś go za zbyt męski dla siebie, bo takie ryzyko też istnieje. W każdym razie z dostępnością nie ma żadnych problemów, więc czekam na Twoją opinię. :D

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )