poniedziałek, 29 października 2012

Lip-stick Red ;)

Co prawda do Dnia Czerwonej Szminki zostało jeszcze trochę czasu, jednak postanowiłam już dziś podzielić się z wami refleksją na temat jednego z najbardziej dosłownych "szminkowych" zapachów, jakie dane było mi poznać.
A poznałam w zasadzie tylko dwa. ;) Pierwszym było Moulin Rouge z podstawowej serii Histoires de Parfums, drugim - Lipstick Rose marki Editions de Parfums Frédéric Malle. :) Czyli szminka, wbrew nazwie, krwistoczerwona. I dziwna.
Jak to zapach szminki.


Do tego oddanej w sposób niezwykle naturalistyczny, skupiający się na irysowo-piżmowych, maślanych, pudrowych, ostrych oraz syntetycznie słodkich akordach. Mający w zamierzeniu oddawać charakter Złotej Epoki Hollywood (lata 20., 30. oraz - w części - 40. XX wieku) i kobiecości w "najlepszym stylu glamour". I do pewnego stopnia udało się to osiągnąć, jak sądzę. Na pewno jest bardzo klasycznie i kobieco.
Pytanie tylko: dlaczego tamta epoka ma się kojarzyć z aromatem szminki, nie zaś powiedzmy Joy marki Jean Patou, Mitsouko, Vol de Nuit, Habanitą czy choćby ikoniczną Piątką Chanel? Bo ile jako modowy symbol tamtej epoki czerwona szminka sprawdza się doskonale, w jej zapachu nie widzę niczego, co mogłoby mnie skłaniać ku trwałej ondulacji, pończochom ze szwem tudzież boa z piór. ;) Szczególnie w przypadku szminki, która z naturalistycznej i plastikowej powoli dryfuje w stronę pudrowych cukierków o bliżej nieokreślonym smaku (wiadomo tylko, że słodkim).

Choć z drugiej strony... Lipstick Rose to przykład perfumiarstwa odwzorowującego, jeśli mogę posłużyć się (już kiedyś stosowaną) analogią do dawnej i obecnej szkoły garnirowania potraw. ;) Jak przed laty na talerzu mogliśmy podziwiać "dzika nadziewanego kaczką, kaczkę nadziewaną dzikiem" a dookoła nich szuwary czy las stworzone z owoców, warzyw oraz pieczonego ciasta, dokładnie tak samo obszedł się z tematem szminki i glamour Ralf Schwieger, człowiek, który "zmalował" Lipstick Rose. :) Stworzył bowiem coś tak bardzo zbliżonego do oryginału, że chciałoby się podnieść sampla (czy flakon) do ust i pomalować je. Co jako koncept artystyczny wydaje się, nie powiem, nawet udane, lecz niekoniecznie sprawdza się w odniesieniu do naszej codzienności, preferującej zapachy nawiązujące li tylko do zadanego tematu.
Szczególnie, że po sugestywnej bazie następuje nie mniej dosłowny, choć już zdecydowanie mniej miły, dryf w stronę czerwonych lakierek na obcasie, palonego plastiku rodem z Rush marki Gucci. Którego to zapachu najzwyczajniej w świecie nie trawię, mimo kilku prób nie mogę się doń przekonać. Zaś kiedy pachnidło postanawia ususzyć się, spastelowić i dosłodzić, do szminki z resztkami plastiku Rush dołączają wspomniane już pudrowe pastylki; może nieco rozmoczone w wodzie spod kwiatów (fiołek) ale to nic! :] Się położy je na wpół stopionym, stygnącym czerwonym plastiku, się ususzy, będą dobre! ;>
Resztki przeterminowanej szminki, agresywna woń nadtopionego plastiku oraz ciepła, pudrowa słodycz, bardzo chcąca uchodzić za cielesną- oto mamy Lipstick Rose! ;)

Artystycznie nadzwyczaj udane, bo niepokojące; praktycznie i subiektywnie - do bani. :]

Najciekawsze zostawiłam jednak na sam koniec: zapytałam kilka bliskich mi osób, co sądzą o LR (wąchanym z mojego przedramienia) i takie otrzymałam odpowiedzi: "ładne, kobiece i karmelkowe", "mmm, seksowne", "podróbka Candy od Prady!", " kandyzowane fiołki". ^^ Przypominam, że oceny te wydano na podstawie wąchania mojej, własnej i prywatnej, skóry.
W związku z czym mam teraz niezłą zagwozdkę: jak delikatnie powiedzieć najbliższym, żeby przeszczepili sobie nosy? ;) Bo te, które mają teraz, są jakieś dziwne.. :]

Rok produkcji i nos: 2000, Ralf Schwieger

Przeznaczenie: zapach damski, choć mógłby uchodzić za uniseks. O całkiem sporej mocy lecz średnio intensywnym sillage. Nie bardzo wiem, na jakie okazje.

Trwałość: od ośmiu do ponad dziesięciu godzin (niestety... ;) )

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: akordy owocowe, grejpfrut
Nuta serca: fiołek, róża
Nuta bazy: wanilia, wetyweria, ambra, piżmo
___
Dziś noszę Rose Anonyme od Atelier Cologne.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi STĄD.

2 komentarze:

  1. Faktycznie zapach szminki to jest coś! I zapach i smak i kolor. To ostatnie uwielbiam dwa pierwsze niekoniecznie. Lubię mieć kolorowe usta zwłaszcza, że bardzo ożywiają twarz niestety brak mi samozaparcia żeby w ciągu dnia to poprawiać zarówno kolor jak i kontur. Zapach z cyklu fanaberyjnych ciekawa jestem jak pachnie czy kosmetycznie szminkowo czy to raczej swobodna wariacja na temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolorów są miliony, choć taka intensywna czerwień naprawdę czasem jest bywa nieoceniona.
    Obecnie szminki bywają bezzapachowe czy, częściej, aromatyzowane tym lub owym. Dzięki temu przyjemniej się je stosuje, lecz "rytuałowi" szminkowania dzięki temu brakuje hm.. spójności.
    Też nie zawsze mam chęć odnawiać makijaż ust. O ile już się umaluję. :)
    Natomiast Lipstick Rose to zapach stanowczo kosmetycznie szminkowy. Właśnie żadnych wariacji na temat, ani śladu; jak napisałam w recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )