Nie lubię ich, chociaż jestem daleka od naśmiewania się.
Kiedy o nich myślę siłą rzeczy czuję również i zapach. Praktyczny jak i oni; równie, co oni - poważny oraz (z konieczności) zachowawczy. Oczywiście musi posiadać odrębne wersje dla obu płci. Ucieleśnieniem pachnideł dla japich może być duet Nuit marki Avon, powstały także pod egidą Christiana Lacroix.
O recenzję Nuit pour Homme niedawno poprosił mnie Pan Damian, którego z tego miejsca pozdrawiam. :)
Skorzystałam więc z pretekstu, by nareszcie przetestować zapach, którego próbka od tygodni bezskutecznie domagała się mojej uwagi. ;) I - żałuję, naprawdę mocno żałuję, iż moja opinia o Nocy nie okazała się bardziej łaskawa.
Kiedy się zastanowić, męska wersja Nocy nie jest wcale taka zła. Czasem potrzebujemy pachnidła, które ma być po prostu praktyczne, zachowawcze, bezpieczne niezależnie od okazji. Stosowne nawet podczas Najtrudniejszej Rozmowy [naszego] Życia, obojętnie czego miałaby dotyczyć. Takie właśnie jest Nuit. I na podobnej niwie jest w stanie się obronić.
Gorzej, kiedy przyjdzie oceniać aromat z perspektywy dzieła sztuki użytkowej, wysokiej klasy urodowego dizajnu. Kiedy zestawić Nuit z innymi "bezpieczniakami" popularnych marek, jak Acqua di Gio, Terre czy choćby Hoggar od Yves Rocher, że o Creedach ledwie wspomnę. Wówczas staje się jasne, iż w omawianym aromacie niełatwo znaleźć coś, co na dłużej przyciągnęłoby uwagę. Otwarcie kompozycji to sucha cytryna z soczystą bergamotką o lekko skórzanym wydźwięku. Towarzyszy im przesuszony, rozgrzany akord tytoniu na skraju spopielenia. W każdym razie na pewno coś kumarynowego. :) To najbardziej przyjemny punkt na olfaktorycznej skali Nuit.
Szybko jednak pojawia się nuta, która zdominuje całą mieszankę podczas niemal całego pobytu na mojej skórze: soczyste, jasne, świeże drewno. Cedr pomieszany z cyprysem. Oraz co nieco jawnie syntetycznych cytrusów. Którym nie pomaga, zazwyczaj frapujący, aromat paliwowego fiołka (jak w innym męskim ultraklasyku, Fahrenheicie Diora). Prędko okazuje się, że moja skóra z całą pewnością nie jest fanką powyższego zestawienia. ;)
Towarzyszy mi ono prawie do końca "współpracy" z Nuit pour Homme, kreując kompozycję świeżą aż do przemrożenia, jasną aż do oślepnięcia, ostrą aż do wrażenia śmierci w wyniku zasztyletowania. Zaś głęboka baza okazuje się, jak to Avon, do bólu płytka, pudrowa, lekko słodka. Nijaka. Co czyni moje uprzednie męki tym trudniejszymi do zaakceptowania, że całkowicie pozbawionymi sensu.
Nuit pour Homme przypomniał mi, dlaczego nie trawię perfum świeżych. :> A do tego w ogóle nie ma w sobie nic z nocy. ;)
Przykro mi, że nie zdołałam wykrzesać z siebie nawet odrobiny cieplejszych uczuć. Obawiam się jednak, ciężko byłoby mi kłamać. Zwłaszcza na piśmie. ;)
Rok produkcji i nos: 2011, Pascal Gaurin
Przeznaczenie: pachnidło dla mężczyzn; niezbyt bliskie skórze, choć zachowujące wszelkie współczesne normy co do mocy zapachu. Wbrew nazwie w sam raz na okazje dzienne.
Trwałość: na mojej skórze do sześciu godzin; obawiam się jednak, że u mężczyzn może "wytrzymać" krócej.
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, lawenda, tytoń
Nuta serca: kardamon, cyprys, fiołek
Nuta bazy: akordy drzewne oraz żywiczne, irys
___
W tej chwili pachnę Idole edp.
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://stylio.pl/artykul-styl-yuppies
Nie wiem czy japiszon noisłby zapach z Avonu. Nie dlatego, że według mnie Avon ma tak złe zapachy albo yuppie tak wyrafinowane gusta ale chodzi o subtelne i delikatne kwestie snobizmu.
OdpowiedzUsuńAle rozumiem przesłanie. A że nie pracuję w korporacji a Nocy nie spędzam na cluubingu to pachnidło nie dla mnie.
Masz oczywiście rację. Stu a nawet dwustuprocentową. ;) [Chyba, że japiszon poza korpo-ambicjami ma w sobie coś z ducha indywidualisty (lub kontestatora; zależy, jak spojrzeć) :] ]
OdpowiedzUsuńTylko sama na to akurat nie wpadłam! ^^ Chyba zbyt dawno temu przestałam traktować perfumy jako kolejną etykietkę, którą człowiek z własnej woli przykleja sobie do czoła, by przejmować się takimi "subtelnościami". :>
Boszeeee jak tak czytam to ja tak czasem jestem zabiegana, choć na szczęście nie mam wątpliwości co do powagi swojej pracy i nie czuję się ani ważna ani poważna :). Nie kumam wkręcania się w korporacje choć nie powiem opanowałam już techniki maskowania :D. Technikom maskowania zapewne służy wyżej opisany typ pachnidła. W sumie sama nie wiem, lubię ludzi wyróżniający się zapachem perfum, ale chyba nie przeszkadza mi jak ktoś pachnie "maskująco" nie zyskuje mojej uwagi i tyle.
OdpowiedzUsuńBo tu raczej o korpowyznawców chodziło. O tych wszystkich, którzy sądzą, że amerykańska mrzonka "od pucybuta do milionera" rozciągnie się także i na nich. ;] W utrzymaniu której korporacja zazwyczaj tylko pomaga. ;)
OdpowiedzUsuńTwój dystans do korporacji zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. To tylko praca. :)
Też nie mam nic przeciwko zapachom maskującym. Są przecież chwile, kiedy trudno się bez nich obejść. Tylko Nuit mnie wydało się nawet nie maskowaniem co wręcz czapką-niewidką. ;)
Trochę szkoda, bo Absynthe z tej samej serii zapamiętałam nawet dobrze. A i spis nut Nocy był co najmniej zachęcający. ;)
Najwięcej zależy od cech osobniczych, są ludzie wprost stworzeni do pracy w korpie. Lubiące kolektyw oraz te wszystkie idee. Druga niebagatelna sprawa to kadra zarządzająca. Umiejętny dobór pracowników oraz sprawne wpajanie zasad oraz stosowanie metody kija i marchewki czynią cuda. Do tego lepsza od przeciętnej pensja ( bo nie oszukujmy się w imię czegoś rzesze młodych ludzi to znoszą) i mamy przepis na stworzenie korpo-wyjadacza. Takie miejsca dają możliwość zrobienia błyskotliwej kariery ( znam pare takich życiorysów a rodzimym gruncie) ale znów raczej wybranym osobom i też czynnik zwykłego łutu szczęścia nieraz osobiste sympatie grają tu niemałą rolę. Mi przebywanie w kopcu termitów średnio służy. Natomiast zdziwiłabyś się jak wiele osób pracujących u nas w korpie ma dużą dawkę tego dystansu :D. Faktem jest, że w miejscu pracy gdzie siedzi w jednym dużym biurze kilkadziesiąt osób perfumy trzeba dobierać bardzo uważnie i stosować oszczędnie ( to jest chyba klucz). W miejscu gdzie mimo działającej klimy zawsze można by siekierę powiesić zapachy zbyt ekspansywne na prawdę dobijają. Dla mnie ogon sięgający do ok 1m -1,5 m jest jak najbardziej ok ale jak koleżankę czuć w promieniu kilku metrów to dla mnie jest za wiele.
OdpowiedzUsuńW "Czerni" dla Avonu sygnowanej przez Lacroix też ciemności nie ma. Szkoda, bo po "Absynthe" miałem małą nadzieję, że chociaż jedna Avonowa seria wybije się ponad drogeryjną przeciętność...
OdpowiedzUsuńPolu - kij i marchewka, otóż to. :) Też znam parę osób z korporacji; i prywatnie przejawiają dystans wobec pracy. Gorzej, że kiedy rozmowę przerwie Bardzo Ważny Telefon, nagle okazuje się, że bez maski ani rusz. Dlatego wydaje się, że jeśli chodzi o dystans współpracowników, wcale nie trafiłaś znowu tak źle. :)
OdpowiedzUsuńOszczędna aplikacja na pewno jest przydatna, nie przeczę. Dlatego strasznie cieszę się, że dni, kiedy muszę liczyć się z ewentualną niską tolerancją zapachową osób niezaznajomionych z moją manią, jest zdecydowanie mniej niż więcej. :D
Domurst - to prawda. Absynthe był całkiem spoko; szkoda, że seria nie pociągnęła dalej chociaż tego poziomu.
A btw powiem Ci, że obczaiłam ponadprzeciętne Avony. To te, których już nie produkują. ;) Chyba wszystkie, które do tej pory poznałam. Choć w czasach, kiedy znajdowały się w regularnej sprzedaży, pewnie też były co najmniej zachowawcze. I bądź tu człowieku mądry. ;)