poniedziałek, 17 września 2012

Amazonka

Kim była Maria Amalia? Na to pytanie swego czasu pragnęła dać odpowiedź Sabbath. Dlatego sama zrezygnuję z historycznych dywagacji, skupiając się na samym zapachu perfum stworzonych przez Morris Profumi.

Które mnie skojarzyły się z dziewiętnastowieczną (bardzo około :) ) damą, ceniącą aktywny tryb życia oraz ruch na świeżym powietrzu, osobą inteligentną, charakterną, nieświadomie łamiącą konwenanse. Czyli raczej nie postawiłam jej małych wymagań. ;)
Ponieważ w tamtych czasach pani (a pannie tym bardziej) z dobrego domu za aktywny tryb życia musiało wystarczyć organizowanie spotkań towarzyskich, kwest charytatywnych czy wojażowanie do modnych uzdrowisk, zaś ruch na świeżym powietrzu ograniczał się do pikników czy garden party tudzież konnych przejażdżek, okazjonalnie polowań na dzikie ptactwo lub małe zwierzęta futerkowe [gdzieżby tam z damą na wilka? Albo i nie daj Boże na niedźwiedzia?? :> ]. Że o charakterze, inteligencji, wolnomyślicielstwie lepiej w ogóle nie mówić.
Dlatego też musiałam zawęzić skojarzenie do dystyngowanej amazonki, która puściła się w pęd za lisią kitą (czyli mamy do czynienia z amazonką angielską ;) ). Pachnąc przy tym mieszanką egzotycznych przypraw z nutami drzewnymi, z dzisiejszego punktu widzenia zdumiewająco "męską".


Marii Amalii bowiem daleko do milusiej, ubezwłasnowolnionej przez obowiązujące normy społeczne damulki; takiej, która lęka się pachnieć czymkolwiek innym nad łagodną wodę kwiatową. Maria Amalia kpi sobie z podobnych ograniczeń. A raczej kompletnie o nich nie myśli, nawet w buntowniczym kontekście. Jest po prostu sobą i bardzo jej z tym dobrze. :) Osobą zwracającą na siebie uwagę, choć w sposób raczej niezależny od własnej woli, pragnącą żyć po swojemu, konsekwentnie acz powoli realizującą wyznaczone sobie cele.

Kompozycja okazuje się jednocześnie sucha, ciepła oraz wytrawna, przyjemnie drażniąca powonienie czy to tumanem startych na proszek zamorskich przypraw czy igiełkową strukturą ciemnego, nieheblowanego sandałowca podkreślonego żywicami. A może za ów efekt odpowiada osobliwy miks wspomnianego drewna z mirrą, dwugłosem kardamonowo-muszkatołowym (świetny, eugenolowo-goryczkowy akord!) tudzież pikantną miazgą z rozdrobionego w moździerzu imbirowego kłącza? Nie mam pojęcia.
Maria Amalia wydaje się mieszaniną zbyt bogatą, skomplikowaną, o wysublimowanym charakterze, by można było pozwolić sobie na swobodne rozebranie jej na czynniki pierwsze. wiadomo w zasadzie tyle, że początkową wytrawną świeżość, wwiercającą się w nozdrza pikanterię szybciutko zastępuje woń łagodniejsza, w ciekawy sposób zestrojona z przypraw i jakby różano-lawendowego potpourri (to skojarzenie przewija się się już w drugiej recenzji pod rząd ;) ), po pewnym czasie ciemniejąc, nabierając silnych akcentów drzewnych. Wówczas poczyna Maria Amalia dryfować ku kompozycjom bardziej współczesnym a jednoznacznie przyprawowym, jak Ambre Sultan Lutensa czy Baume du Doge od Eau d'Italie, wyjąwszy jednak ich orientalizujący charakter. Pani MA z całą pewnością nawet przez chwilę nie przestaje być Europejką. :) Tym bardziej, że w bazie pojawia się spokojny, esencjonalny a nawet delikatnie mydlany akord palisandru; skojarzenia z Palisandrem Comme des Garçons widziane są jak najmilej. :)

Wyśmienita, stworzona z namysłem, skomplikowana choć nie rzuca się to w oczy (a raczej w nos ;) ) mieszanina, wyrazista acz znająca cywilizacyjne ograniczenia. Ponadczasowa, chociaż tworząca zręczną iluzję niedzisiejszości. Jak więc jej nie lubić? ;)

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach teoretycznie dla kobiet, choć moim zdaniem to uniseks z samego środka skali. :) O sporej wyrazistości i sillage z czasem niwelującym się do spokojnej aury wokół uperfumowanej postaci. Na wszelkie możliwe okazje oraz pory roku.

Trwałość: testowałam edp, która utrzymuje się na skórze do siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-drzewna (oraz przyprawowa)

Skład:

Nuta głowy: kłącze imbiru, cytryna, kardamon
Nuta serca: gałka muszkatołowa, liście cynamonu, róża stulistna
Nuta bazy: kadzidło, mirra, palisander, paczuli
___
Dziś Jade Oliviera Durbano.

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://www.angelpig.net/victorian/ridinggallery.html
2. http://fragrancebouquet.blogspot.com/2007/10/maria-amalia-by-morris-perfume-review.html

4 komentarze:

  1. Moja przygoda z Marią Amalią to jak historia burzliwego romansu z długą fazą fantazji, wzdychania i tęsknoty, następnie krótkiego związku, szybkiej konsumpcji i jeszcze szybszego rozstania. Nie potrafię wyjaśnić tego fenomenu. Choć coraz częściej gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, żeby popełnić to powtórnie. Toksyczny związek :p ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, pozbyłaś się Marii Amalii? :o To kiedy będziesz chciała zakończyć kolejną turę toksycznego związku, nie zapomnij o mnie; ustawiam się na pierwszym miejscu listy kolejkowej dobrze? ;> Proszę! ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Głęboko żałuję że nie załapałam się na rozbiórkę. A także że przegapiłam moment, w którym Pola pozbyła się zapachu, chętnie bm go przechwyciła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ten sam problem; ponieważ mam za mało tych perfum. ;) W tej chwili zaledwie jedną piątą sampla, może trochę mniej.
    Cóż, pozostaje nam albo zakasać rękawy i zabrać się za poszukiwania albo namawiać Polę do kontynuowania chorych relacji. ;))

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )