czwartek, 5 stycznia 2012
Fantazjując o Oriencie
U schyłku XIX wieku marka J. Grossmith & Son stworzyła zapach inspirowany "bukietem najprzedniejszych indyjskich kwiatów", Phul-Nana. Wkrótce zresztą okoliła go bogata, jakbyśmy ją dziś nazwali, linia uzupełniająca, zawierająca między innymi mydło, puder do twarzy czy krem, zwany toaletowym. [która to nazwa współcześnie przywodzi na myśl - i Google - raczej pewną chińską restaurację, niż perfumerię. Cóż, w tym przypadku brak elastyczności w odbiorze innych kultur może skutkować "klątwą faraona" (raczej cesarza) i to w sposób aż nadto dosłowny.. ;) ]
Sedno kompozycji miało stanowić zjednoczenie ogrodów: ziołowego i kwiatowego w jedną, ściśle paprociową całość, ponoć rzadką w perfumach dla kobiet. W zasadzie... :) Z pewnością tak właśnie było w czasach zaprzeszłego przełomu wieków, kiedy o Shalimarze, Chanel No. 5 czy choćby Dune nikomu nawet się nie śniło. Więc idea stworzenia damskiego pachnidła, w którym kwiaty stanowią najwyżej pretekst do zagajenia (a najpewniej chwyt marketingowy) spokojnie mogła zostać uznana za odważną, rzecz jasna z punktu widzenia ludzi epoki, przyzwyczajonych do kwiecistej transparentności damskich pachnideł. Zapowiadała się może nie rewolucja, co przyjemne orzeźwienie, kontrastowa, barwna plamka na tle panieńskiej bieli oraz wdowiej czerni. Szczypta dekadencji wśród utytułowanych właścicieli zdrewniałych mózgów i klapek na oczach. [tak, nadal jestem cięta na tę obrzydliwą epokę ;> ]
Misja Grossmithów zakończyła się sukcesem. Bo stworzyli pachnidło inne, niezbyt słodkie, ale też niedosłowne, z pazurem; idealne dla artystycznej bohemy, szeroko rozumianego półświatka tudzież wszelkiej maści ekscentryczek, pragnących nosić zwiewne szaty w nasyconych barwach, zaczytujących się w romansach podróżniczych, tęskniących do krain, gdzie życie można było odczuwać tak intensywnie, jak prażące ziemię są tam promienie słońca. ;) Słowem: stworzono coś w sam raz dla egzaltowanych orientalistek!
Coś w tym jest, bowiem Phul-Nana mimo, że nie powala na podłogę, jest efektownym, dziś niekonwencjonalnym, rzecz jasna ciężkim i "upalnym" pachnidłem. Utrzymane w klimacie własnych czasów, w oderwaniu od których ciężko byłoby je rozpatrywać. A do tego równie indyjskie, co wyobrażenie bladych "imperialnych prowincjuszy" z Wysp Brytyjskich o życiu w koloniach kraju, nad którym słońce nigdy nie zachodzi. Czyli dosyć odległe od prawdy. ;) Co również stanowi jeden z wyznaczników epoki. Orientalizm jako samonapędzająca się wizja. ;)
Omawiana kompozycja od otwarcia aż po, daleki w czasie, finał rzeczywiście wybrzmiewa jako miękki, mocno przypudrowany woal z upojnych kwiatów i, świdrującego nos opiłkami metalu, paczuli. Ten drugi składnik najprościej opisać przez wykluczenie: otóż nie jest słodki, czekoladowy, ale też nie piwnicznie zagrzybiony, nie jednoznacznie ciemny, ale też nie rozświetlony, ani pudrowo gładki, ani spokrewniony z osławioną "zbutwiałą szmatą", ani łatwy, ani trudny. No inny po prostu. :) Dziwny. Staroświecki. Boski.
Tym bardziej, że towarzyszą mu akordy tuberozy i ylang-ylang, sandałowca (pikantnego, stanowczo nie-kremowego) i opoponaksu. Wszystko to jest wyraziste, na wskroś przenikające umysły wszystkich osób w pobliżu, jakkolwiek nie wrzeszczące, skupiające na sobie uwagę bez konieczności podnoszenia głosu. Głębokie, szykowne, irytujące niezachwianą pewnością siebie.
Cudne, ale raczej jako kostium sceniczny niż druga skóra.
Z czasem Phul-Nana nabiera spokojnej, nienachalnie czułej słodyczy, dodatkowo podkreślonej zamszowymi akordami benzoesu i skórzano-słonej bergamotki. Słodki - słony - korzenny, fascynująca triada smaków, w rzeczy samej mało typowa dla nudnych europejskich upodobań [jednak, co zaznaczę po raz kolejny, nie rewolucyjna; dziwna ale zjadliwa, stylizowana a nie autentyczna]. Dzięki niej przykryte staroświeckim pudrem z paczuli i sandałowca kwiaty poczynają układać się w jeden wielki, przytłaczający mocą, bukiet w feerii barw, niemożliwych już do rozdzielenia. Co tu jest jaśminem a co różą, co tuberozą a co ylang-ylang, gdzie skryły się goździki a gdzie kusząca waniliowym poblaskiem orchidea? Czasem okazuje się, iż gdzieś pomiędzy nimi utkwi czerwona główka geranium a gdzie indziej znowu wątłą acz dzielną pierś wyprężą kolendra z kardamonem.
Faktycznie, kwiatów ci tutaj dostatek. :)
Mieszanina nie brzydnie nawet wówczas, gdy z całej przebogatej gamy zapachowej pozostanie paczulowo-sandałowcowy postument, tu i ówdzie przystrojony spływającymi miękko w dół girlandami z waniliny i eugenolu. Jest piękny, ponieważ opowiada o świecie dawno minionym, który my, dzieci XXI wieku znamy wyłącznie dzięki poszlakom. Phul-Nana to jedna z nich. :)
Rok produkcji i nos: (1891) 2010, (John Grossmith) Trevor Nicholl
Przeznaczenie: ciepły, intensywny zapach stworzony z myślą o kobietach choć testy na męskiej skórze mogłyby okazać się nad wyraz owocne. Początkowo wyrazisty, z czasem nieco bliższy skórze, na wszelkie okazje i raczej dla odważnych. :)
Trwałość: od blisko dziesięciu do ponad dwunastu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna (i kwiatowa)
Skład:
ylang-ylang, tuberoza, neroli, geranium, pomarańcza, bergamotka, benzoes, drewno cedrowe, drewno sandałowe, benzoes, opoponaks, paczuli, wanilia, bób tonka
___
W tej chwili Magnolia Romana (G.? ;> ) od Eau d'Italie, a wcześniej Amouage Opus III.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://abloomsburylife.blogspot.com/2009_05_01_archive.html
2. http://artbrokerage.com/artist/Philippe-Noyer/Woman-in-Colonial-India-30959
czyli Kobieta w kolonialnych Indiach autorstwa Philippe'a Noyer.
Etykiety:
aromatyczne,
Grossmith,
kwiatowe,
nisza,
orientalne,
perfumy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekałam na tę recenzję :) i się doczekałam. Klimatyczny plastycznie przedstawiony opis. Może kiedyś spróbuje tej minionej epoki.
OdpowiedzUsuńNie znam zupełnie, ale nuty ma to coś takie, ze nawet jeśli kiedyś obiło mi się o oczy gdzieś w sieci, to po prostu nie zwróciłam uwagi. A recenzja też nie zachęca do zabijania się za tym orientalnym bukietem.
OdpowiedzUsuńFlakon ładny. Szczególnie korek.
Polu - zatem jest mi bardzo miło. :) Dziękuję. Jakbyś miała ochotę, to do mnie napisz. :)
OdpowiedzUsuńSabbath - właściwie nie spodziewałam się, że zareagujesz inaczej. ;)
Za to flakon rzeczywiście świetny. :) Dodam tylko, że powstał pod szyldem Baccarata.
Wiedźmo, ja w ogóle ostatnio sama siebie zadziwiam tym, co wącham. Może jeszcze parę latek i także do takich cudów dojrzeję?
OdpowiedzUsuńNa razie czytam o niech z wielką przyjemnością u Ciebie. Dlatego dobrze, że są.
Mi firma Grossmith zapadła w pamięć po dokumencie BBC. Także ze względu na wiek spadkobierców i urodę :P(pani była bardzo nie telewizyjna) to takie sympatycznie gdy w dobie korporacyjnych molochów dwójka ludzi w średnim wieku zaczyna coś takiego robić. :).
OdpowiedzUsuńPola
Sabbath - wąchanie wąchaniem (choć zgoda, sama jego chęć często bywa postępem :) ), pytanie co myślisz o wąchanym? ;)
OdpowiedzUsuńJak sama napisałaś, po prostu uczymy się nowych nut, doskonalimy zdolność podziwiania albo ganienia w oderwaniu od własnych gustów. Dziwnym trafem to pierwsze przychodzi znacznie łatwiej... ;))
Ale w obiektywizm i tak nie uwierzę! ;P
Polu - z tego dokumentu to ja dopiero o tej marce usłyszałam. :) Choć fakt, że przedstawiono ją w sposób, który nie pozostawiał innego wyboru, jak po prostu wąchnąć. ;)
Co do spadkobierców Grossmithów, to myślałam, że państwo Brooke wyglądają zwyczajnie "po brytyjsku", bez wartościowania tamtejszej urody.
Co do ciągu dalszego, masz 1000% racji! Cześć i chwała im za odwagę! :)
Bardziej miałam na myśli w sumie fakt że państwo Grossmith są w tym dokumencie tak ujmująco naturalni babeczka bez makijażu taka nie zrobiona a jednocześnie i po nim i po niej widać było pewną klasę "bycia" Piszę to dlatego gdyż uważam, że w Polsce bardzo zwraca się uwagę na urodę i ubiór. To i plus i minus. Nie chce mi się już tu snuć wywodów o tej porze :) ale to mniej więcej miała na celu moja uwaga co do urody tej pani.
OdpowiedzUsuńFakt, że sprawiali wrażenie ludzi niezwykle sympatycznych. :)
OdpowiedzUsuńBez makijażu? Nawet nie zauważyłam! :) Też uważam, że choć makijaż nie powinien być wrogiem człowieka, żadnego, to jako konieczność nieustannego "malowania trawy na zielono" IMO zahacza o farsę.
Och. W takim razie nie całkiem Cię zrozumiałam. :) Wybacz.
Lubię ciekawe restauracje, ale ta Modern Toilet Restaurant (notabene tajwańska a nie chińska;-) jest po prostu brzydka. O wiele bardziej podoba mi się inna tego typu (też tajwańska), a mianowicie: D.S. Music Restaurant – restauracja medyczna, gdzie kelnerki przebrane za pielęgniarki podają dania do stołów zrobionych z łóżek lekarskich, gościom siedzącym na wózkach inwalidzkich i pijącym alkohol z... kroplówek. Nie jest to normalne, nie powiem, ale jako że nie należę do zbyt normalnych osób, to z wielką chęcią bym to miejsce odwiedziła ;-)
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do meritum...
Opis perfum również i mnie, podobnie jak Poli, przypadł do gustu. Odniosłam nawet wrażenie, że Phul-Nana możnaby porównać do Dolce&Gabbana (te czerwone;-) czy Soir de Lune, ale pewna nie jestem... Niemniej jednak szczerze wątpię w to, że zapach by mi się spodobał – nie lubię takich orientalnych klimatów. Próbką bym jednak nie pogardziła ;-) I zgadzam się z Tobą – takich zapachów mogą na co dzień używać kobiety z gatunku tych „odważnych“, czyli na przykład Arabki ;-)
Bardzo podoba mi się flakon. Przywodzi na myśl pochodzące z I połowy XX wieku flakony perfum Guerlain: Shalimar, Jicky i Allegorie. Z drugiej strony ze względu na te „nitki“ Phul-Nana kojarzy mi się z perfumami Fracas, Chanel czy Jean Patou Joy, a z bardziej współczesnych – z Jouicy Couture.
Zdjęcie, które zamieściłaś naprawdę robi wrażenie i zachęca do bliższego zapoznania się z zapachem. Z tego, co mi wiadomo, jest to jednak edycja specjalna, czyli pozłacany flakon w krysztale baccarat, wersje „zwykłe“ już nie są tak imponujące (podobnie jak puste flakony baccarat), niemniej jednak również mi sie podobają. Przypominają mi stare flakony perfum Revlon czy Aromatics Elixir, lub wzorowane na nie nowe Chloe czy eauDemoiselle.
Widziałaś już może dokument BBC poświęcony zapachom? Jeśli nie, to polecam, zwłaszcza część poświęconą perfumom Grossmith :-)
BBC Perfume, The Smell of Future, część 2/4
http://www.youtube.com/watch?v=67ZSJqOvCFs&feature=related (0:50)
część 3/4
http://www.youtube.com/watch?v=Jb0NJssG2Yk&feature=related (od 7:38)
oraz część 4/4
http://www.youtube.com/watch?v=f2uDgn6tBdI&feature=related