poniedziałek, 23 stycznia 2012

Czy za recenzję perfum można trafić za kratki?

Albo za wyrażenie w internecie własnej opinii na temat danego kosmetyku, obejrzanego właśnie filmu, przesłuchanej płyty, przeczytanej książki? Dziś odpowiedź jest jasna: nie.
Lecz jutro...

Jeśli Polska ratyfikuje umowę ACTA, już wkrótce wszystkie te aktywności mogą zostać skazane na śmierć. Dlaczego?
To proste. Aby zrecenzować perfumy X musiałabym (bez wyjątków) zawrzeć z ich oficjalnym polskim dystrybutorem formalną umowę o dzieło, zostając de facto zwykłą reklamującą. Bez prawa do swobodnego wyrażenia opinii, bez ewentualności jednoznacznej krytyki. Czemu? Zastanówcie się: jaka firma zgodziłaby się zawrzeć w rzeczonej umowie klauzulę gwarantującą mi możliwość napisania negatywnej recenzji w KAŻDYM przypadku? Także podczas tworzenia recenzji musiałabym nie tylko każdorazowo zgłaszać się do właścicieli praw autorskich do ilustracji o oficjalną, najlepiej pisemną zgodę na ich wykorzystanie. Podobnie wyglądałaby praktyka uzyskiwania oficjalnego pozwolenia na wykorzystanie cytatu literackiego, aforyzmu przypisywanego żyjącemu twórcy, nawet na rozwinięcie myśli Kolegi-Blogera bądź Koleżanki-Blogerki! Wszystko to będzie wymagało drogi sformalizowanej, oficjalnej. Tak samo, jak wykorzystanie byle fotosów reklamowych tego czy innego zapachu, do których wszak prawa posiada jeszcze ktoś inny. Gdybym chciała przytoczyć historię marki - identycznie; musiałabym wystarać się o oficjalne pozwolenie marketingowców na przetwarzanie "życiorysu" ich brandu [pozdrowienia dla osób chcących publicznie rozliczyć drugowojenną przeszłość Coco Chanel! ;> ] Jednak wszystko zaczyna się od umów z oficjalnymi dystrybutorami. Tylko co zrobić, kiedy zainteresuje mnie zapach niedostępny na polskim rynku?
W takim razie trzeba prześwietlić historię moich poszukiwań w internecie, aby odkryć, skąd się o nim dowiedziałam, kogo o niego pytałam, gdzie nabyłam próbkę bądź flakon oraz jak za niego zapłaciłam [idąc krok dalej można zapytać, skąd miałam nań pieniądze, zaś idąc dwa kroki: jak, na przykład, ma się moja oficjalna pensja do rzeczywistych zarobków; idąc trzy kroki...]. Nasi dostawcy internetu będą mieli do tego nie tylko prawo, ale i obowiązek. Wtedy nie daj Boże, aby trop zaprowadził "internetową bezpiekę" do któregoś z serwisów aukcyjnych! ;> Bo jak - jak?! - można sprzedawać flakony perfum, nawet używane, bez wiedzy i oficjalnej zgody ich dystrybutorów?? Że o próbkach "not for sale" ledwie wspomnę... ;P

A gdybym chciała zilustrować recenzję muzyką? Wtedy machinę ponownie trzeba wprawić w ruch, lecz już z klikunasto- czy nawet kilkudziesięciokrotnie mniejszym prawdopodobieństwem finalnego sukcesu. Natomiast jeśli zechcę opowiedzieć Wam o filmie, który ostatnio mnie zauroczył, głupotą byłoby okrasić wpis nawet popularną kinową zapowiedzią obrazu! Przecież ktoś posiada do niej oficjalne prawa! Zresztą.. czy wolno mi będzie posłużyć się we wpisie tytułem filmu bez ryzyka podejrzeń o plagiat? ;)

Tu nie chodzi tylko o piractwo w Sieci. Źle napisane prawo stwarza zagrożenie dla wolności słowa, swobodnego rozwoju intelektualnego, fermentu artystycznego a nawet - dla rozwoju nauki. ACTA to zagrożenie dla cywilizacji, jaką dzisiaj znamy! [wszak rozwój szybko przeniósł się w sferę wirtualną, skąd czerpie przykłady, zarówno negatywne, jak i pozytywne]
Trzeba zatamować brunatnych koszul marsz w internet! W teorii mamy czas do 26 stycznia. Może uda się coś zdziałać, przynajmniej w części - oficjalnie...?


Na koniec dwa filmiki:




___
Dziś noszę.. a jaka to różnica??

8 komentarzy:

  1. Dobrze, że o ty piszesz. Gdy pierwszy raz usłyszałam o ACTA nie chciało mi się wierzyć, że to może być poważny pomysł. A potem zaczęło się robić jakoś tak orwellowsko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem rzecz jasna przeciwna tak drakońskim nakazom, ale wiem też skąd takie naciski, wynikające nie tyle z tego, co robią blogerzy, lecz z powodu piractwa. I niestety z tego co słyszę i widzę, w Pl piractwo filmów i seriali jest szeroko akceptowane - i czasem robią to ludzie z klasy niby-średniej, mający się za elity, wykształceni, niebiedni. Ci sami ludzie pobiegliby do sądu, gdyby szef odmówił im wypłacenia pensji - a nie płacąc za film czy piosenkę to właśnie robią innym. Nie mówiąc już o podróbkach - w Pl świadomość tego, że pieniądze z podrobionych torebek i zegarków finansują handel bronią i terroryzm jest bardzo niska, choć np, ja już niejeden raz na temat pisałam, w różnych mediach. Tutejsza klasa średnia korzysta w większości z legalnych wypożyczalni i nie kupuje podróbek.
    Wracając do wykorzystania zdjęć reklamowych, cytatów etc na blogach i stronach prywatnych - bardzo wątpię, by to przeszło. Bardziej produktywne byloby edukowanie ludzie, jak szkodliwe jest piractwo i podróbki, i że usprawiedliwienie "bo mnie nie stać" nie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamykanie de facto internetu nie jest dobrym sposobem na ochronę praw autorskich to tak jak starotestamentowe odcinanie "grzesznych" członków ciała. Kurde trzeba zapobiegać kradzieży a nie ucinać rękę. Pomysł jest zatrważający a tym bardziej, że "mądre" głowy które mienią się elitą polityczną tego kraju próbują po cichu wprowadzić coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aileen - najgorsze, że gdyby nie atak hakerów po prostu pewnego pięknego dnia obudzilibyśmy się z ręką w nocniku i bez możliwości ponownego odzyskania kontroli nad własnym "życiem internetowym". Prawda, zrobiło się mało śmiesznie.

    Aniu - w tym przypadku zabezpieczenia przed kradzieżą własności intelektualnej to tylko pretekst. I to na tyle nośny, że dały się nań nabrać rządy wielu państw. Faktycznie ACTA umożliwia koncernom pełen dostęp do danych zwykłych obywateli oraz stawianie zarzutów z POMINIĘCIEM drogi sądowej. Co doprowadzi do, nowych w demokracji konstytucyjnej, legislacyjnych standardów: domniemania winy.
    Poza tym.. nie wiem, na ile zdajesz sobie z tego sprawę, ale w Polsce nie płaci się za pracę. W gruncie rzeczy mało kto z osób ostatnimi laty rozpoczynających karierę zawodową (a mowa tu o moich rówieśnikach) dostaje pensję choć w połowie odpowiadającą ich RZECZYWISTEMU zakresowi obowiązków. ;>

    Polu - zimny pot na karku pojawia się też, kiedy pomyślimy, że ACTA zaciera wszelkie różnice między plagiatem a inspiracją. Od wczorajszego wieczora nie mogę uwolnić się od myśli, że gdyby sztuka działa w myśl tej zbójeckiej umowy, nigdy nie powstałyby takie dzieła, jak "Ulisses" Joyce'a, "Ave Maria" Gounoda, "L.H.O.O.Q." Duchampa, bodaj cała twórczość Andy'ego Warhola czy nawet western "Siedmiu wspaniałych"!
    Zgadzam się; karać potrafi byle ciul. Zapobiegać: oo, to już wyższa szkoła jazdy!
    Nie wiem, czy te mądre głowy działały powodowane cynizmem, bezmyślnością czy brakiem odpowiedniej ilości informacji. I TO także jest przerażające: bo jakikolwiek byłby powód, nie zrobili NIC, by zrewidować swoją postawę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tego, co pamiętam, akurat twórcy "Siedmiu wspaniałych" przegrali proces z Kurosawą o plagiat. A może nie przegrali? Ale proces był na pewno i, z tego, co pamiętam, Kurosawa dostał odszkodowanie. Ci nie zmienia faktu, ze film doskonały. nie tak, jak Siedmiu samurajów, ale świetny.

    Co do ACTA, mam nadzieję, że nie podpiszemy, jestem oburzona, zbulwersowana, zniesmaczona i... i wystraszona. Toż jeśli to cholerstwo wejdzie w życie, mój blog będzie nielegalny. Twój też. I tysiące innych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm.. nawet jeśli, i nawet jeżeli Kurosawa miał do tego prawo (a miał), to istnieje kolosalna różnica między poszczególnymi procesami o złamanie praw autorskich a polowaniem z nagonką na wszystkich, którzy MOGLIBY coś takiego zrobić i zabezpieczaniem się "na wszelki wypadek".

    Podzielam Twoje uczucia. Co więcej, zastanawiam się, czy czuję się zastraszona czy nie. :) Właśnie przeczytałam coś, co nie napawa optymizmem: "Jest różnica między podpisaniem dokumentu, a jego ratyfikacją (w odpowiedzi na pytanie, czy Polska podpisze w czwartek 26 stycznia ACTA) - odpowiedź sugeruje, że rząd podpisze ACTA, ale to od parlamentu będzie zależała ratyfikacja dokumentu i jego wejście w życie w Polsce" Cytuję z premedytacją, tym razem za TVN 24. ;>
    Czyli tak: mamy już zaniechanie plus ignorancję plus populizm, teraz jeszcze dołączyło tchórzostwo. Nic, tylko pogratulować!

    OdpowiedzUsuń
  7. ACTA ma wiele wad, główną jest to że daje zgodę na inwigilacje i usuwa domniemanie niewinności. Jestem przeciwny.
    Jednak jeśli chodzi o prawa autorskie według mnie jest ok. Przecież nawet zdjęcia które wrzucasz Wiedźmo na bloga, są czyjąś własnością. Obecnie mogę skopiować dowolne zdjęcie z internetu i nie martwić się kto ma do niego prawa. A przecież każde zdjęcie ma właściciela. Uważam że ludzie przyzwyczaili się do pewnej anarchii w internecie i teraz ciężko im przełknąć pewne prawa które jednak powinny obowiązywać.
    Najdziwniejsze jest to że jest kryzys, ciężko o pracę, ceny idą w górę - ludzie siedzą cicho. Ale jak ktoś ingeruje w internet - to ludzie wychodzą na ulice i są oburzeni.

    pozdrawiam
    Tomek

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli chodzi o prawa autorskie, to strzegą ich nie tyle artyści, najbardziej przecież poszkodowani, ale wielkie koncerny producenckie, dla których sztuka to towar, zaś artysta nie różni się zasadniczo od robotnika pracującego przy taśmie produkcyjnej (z całym szacunkiem dla tych ostatnich). Oprócz tego ACTA nakłada takie same obowiązki np. na naukowców, zajmujących się produkcją leków. Jeśli ktoś opatentuje wzór na, bo ja wiem?, stworzenie przeciwciała, osoby, które chciałyby udoskonalić metodę, muszę starać się o oficjalne pozwolenie właściciela praw. I teraz powiedz: jaki właściciel zgodzi się, by ktoś gmerał przy jego kurze znoszącej złote jajka? W związku z czym my, potencjalni pacjenci, zostajemy skazani na jeden tylko typ leku opartego na zatwierdzonej handlowo procedurze, co szkodzi zarówno naszemu zdrowiu, konkurencyjności rynku leków, jak i innowacyjności na danym poletku nauki. To też jest wg Ciebie w porządku?
    Nadmierna kontrola i prewencyjne walenie po ryju nie powinny być narzędziami do walki z piractwem. Cel NIE uświęca środków.

    Natomiast co do zamieszczania przeze mnie zdjęć: niepisany kodeks blogerów sugeruje, by we wpisie umieszczać źródło medium, którego nie jesteśmy twórcami. Dlatego pod koniec notki zamieszczam dokładny adres strony, z której zaczerpnęłam fotografię; a że robię to w porządku bibliograficznym, na wzór prac naukowych, na tym polu nie mam sobie nic do zarzucenia.
    Państwa prawa, nie akceptujące nawet krztyny anarchii już powstawały i nadal jest ich kilka: ot, taka Korea Północna na przykład. ;P
    BTW, czy Ty, Tomku, nigdy nie splamiłeś się wizytą na YouTube czy Twitterze? Nigdy? Nigdy-nigdy? :>

    Moim zdaniem oburzenie nie jest niczym dziwnym. Zabrano nam chleb, okej; nie pierwszy raz i z pewnością nie ostatni. Ale teraz władze chcą położyć łapę nawet na igrzyskach, jak nigdy w historii. A TO już lekka przesada.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )