A do tego lasy w porze ich kwitnienia prezentują się oszałamiająco. Tylko spójrzcie:
Najprawdziwszy wielki błękit, tylko trochę inaczej zinterpretowany. :)
Tradycyjna bura zieloność leśnego poszycia - niczym za sprawą magicznej różdżki - nagle znika, zaś jej miejsce zajmuje świetlisty błękit, obraz pogodnego nieba odbity przez Matkę-Ziemię. Czy można dziwić się, iż dawni mieszkańcy Wysp Brytyjskich uważali dzwonkowe lasy za siedlisko wszelkich zaczarowanych istot, o jakich kiedykolwiek wcześniej słyszeli? Od złych duchów i gnomów po elfy i wróżki. Ponoć brzęczenie niebieskich dzwonków miało zwoływać te małe kobietki ze skrzydłami ważek na obrady. Jeśli zrządzeniem losu ich dźwięk usłyszał przechodzący w pobliżu człowiek jasne było, że wkrótce czeka go śmierć.
Lecz leśny dzwonek, jako roślina mediacyjna, był nie tylko łożem niesamowitych istot oraz posłańcem złych wieści, lecz i sprzymierzeńcem śmiertelników. Wianek z niebieskich kwiatków był gwarantem szczerych intencji oraz nienawiści do kłamstwa, cechującej noszącą go osobę. Zaś jeśli zakochanemu człowiekowi udało się wykręcić roślinkę z ziemi, bez jakiegokolwiek naruszenia łodyżki, wówczas już mógł zacząć szykować się na własny ślub. :)
Tak, jest Hyacinthoides non-scripta elementem tożsamości kulturowej i popularnej, nadal żywej tradycji brytyjskiej. Dowodem na to niech będzie choćby ogromna popularność perfum Bluebell marki Penhaligon's, mających odzwierciedlać klimat brytyjskich lasów w porze kwitnienia dzwonków, a ukochanych przez Kate Moss, ostatnio bardzo brytyjską Madonnę czy zmarłą tragicznie księżnę Dianę. Nawet pewna popularna perfumeria internetowa nazwała Bluebell "być może najbardziej 'brytyjskim' ze wszystkich [naszych] zapachów". ;) Czyż trzeba lepszych dowodów na kultowy status Bluebell?
Same perfumy zdają się idealnie wpasowywać w idee stylu brytyjskiego: są jednocześnie naturalne, niewymyślne, klasyczne, ale i ujmujące delikatną kreską, jednocześnie rozpoznawalne i pachnące bardzo "indywidualnie", idealnie wtapiające się w skórę. Swobodne i wyrafinowane; takie, które niczego nie muszą udawać. Klasa sama dla siebie.
Dzwonek jest jednym z nielicznych prostych i świeżych zapachów, które przypadły mi do gustu. :)
Może to dlatego, że jego uderzająca w nos zieloność mieni się aromatami kwiatów, w które nuty cytrusowe wpleciono tak zręcznie, iż w ogóle nie są wyczuwalne? A przynajmniej niemożliwe do jednoznacznego sklasyfikowania.
A może z racji jedynego w swoim rodzaju aromatu, który w tej samej chwili jest świeży, jak i delikatnie pudrowy? Lub też "winić" powinnam mieszankę woni jasnej, dzikiej róży pnącej, konwalii, hiacyntów i fiołka zmieszanych zgodnie z dawnymi prawidłami sztuki perfumiarskiej tak, że jednocześnie pachną jak wszystkie wspomniane oraz coś całkiem nowego, zupełnie nieznana dotąd jakość?
Cokolwiek kryje się za intrygującym pięknem Bluebell sprawia, że mam ochotę się uśmiechnąć. :) W moim sercu gości wiosna. Rodzaj obłędnego, impulsywnego i szczeniackiego zakochania, bardziej platonicznego niż jakiegokolwiek innego. Pompującego w człowieka tygodniową dawkę dopaminy z endorfiną, przemożnego i genialnego w swej prostocie. Rozczulająco prostodusznego oraz naturalnego. Prostego jak miłość i jak ona skomplikowanego.
Od, odurzającej świeżością porannej rosy, woni otwarcia, przez spokojne, nasycone światłem słonecznym bukiety w porcelanowych dzbanach prosto z targu staroci, po ciche, bliższe ciału klimaty pudrowo-ciepłe: nieco buduarowe, subtelnie przyprawowe, Bluebell pozostaje doskonałym odzwierciedleniem maksymy "less is more" w wydaniu ujmująco młodzieńczym.
Jedne z tych perfum, które po prostu wypada poznać.
Rok produkcji i nos: 1978, M. Pickthall
Przeznaczenie: spokojny [choć nie zawsze ;) ] zapach, stworzony z myślą o kobietach; dość bliski skórze, wyważony i dyskretny, jakkolwiek zauważalny. Pasuje jednak na wszelkie okazje. :)
Trwałość: w granicach ośmiu godzin
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-świeża
Skład:
Nuta głowy: cytrusy
Nuta serca: hiacynt, konwalia, cyklamen (czyli fiołek alpejski), róża, jaśmin
Nuta bazy: cynamon, goździki (przyprawa), galbanum
___
Dziś noszę Shalimar od Guerlain.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.free-desktop-backgrounds.net/Nature-landscapes-wallpapers/Forest-wallpapers/Bluebells-the-royal-forest-landscape.html
2. http://www.toinettelippe.com/FlowersAndPlantsGallery.htm
piękny opis.
OdpowiedzUsuńzgadzam się.zapach wart jest poznania.
jest bardzo charakterystyczny.
bodajże jedyny znany mi aromat"fiołkowego buta" chyba za sprawą gallbanum,zapach którego nie pomyliłbym z żadnym innym :)
mnie niestety nie uwiódł,choć dawałem mu szansę kilkakrotnie :)
gorąco polecam ci testy lawendowo-szałwiowego LAVANDULA
zapomniałem dodać.
OdpowiedzUsuńzauważyłem że ostatnio nosisz obłędne zapachy.
dzis Shalimar,wcześniej Ambre Russe:)
lubie to!
pozdrawiam
J
Wpis jak zawsze napisany z pazurem i erudycją, mam tylko jedną uwagę: piszesz "... przed laty porastające..."?!?! Na szczęście każdej wiosny przekonuję się, że nadal porastające, gdy ich dywany w lasach wokół Winchesteru pieszczą moje zmysły wzroku i zapachu (zdjęcia owych w postach otagowanych bluebell). Owszem, jest ich mniej i są pod ochroną, ale nadal porastają znaczne połacie, szczególnie w Anglii - 70% wszystkich dzwonków świata rośnie właśnie tutaj.
OdpowiedzUsuńA to, że bluebells są silnie związane z fairies, to najprawdziwsza prawda, nawet mój M opowiadał o tym naszemu synkowi:-)
Och jak pięknie i zachęcająco brzmi ten opis:)) Kilkakrotnie dumałam nad tym zapachem, a teraz wiem,że koniecznie muszę potestować.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak pachną takie dzwonki, Wiedźmo a znalazłaś gdzieś może woń hiacynta? Tylko taką konkretną, nie że gdzieś tam sobie siedzi w nutach , tylko taki autentycznie solidnie wyczuwalny hiacynt?
Aha, i dodam, że zapach Penhaligon's w bardzo udany sposób oddaje charakter woni dzwonków:-)
OdpowiedzUsuńJarku - dzięki.:) Po napisaniu notki zaczęłam błądzić po internecie i okazało się, że Polakom (głownie Polkom) Dzwonek kojarzy się ze starą wodą z wazonu; domyślam się, że jesteś przedstawicielem tej grupy? ;) A poważnie to też jest oryginalność i zapadania w pamięć, prawda? Znowuż galbanum nie wyczuwam namacalnie; coś żywicznego tam jest, ale czy na pewno..? Próbkę Lavanduli też mam, trzeba ją będzie wykorzystać. :)
OdpowiedzUsuńNo i czasem trzeba poużywać czegoś dla własnej przyjemności, stąd Shalimar czy Ambre Russe. :) Też je lubię, szczególnie latem.
Aniu - moja erudycja jest "doktorancka", czyli nie tyle z głowy, co z wiedzy, po którą książkę mam sięgnąć. :) Tym niemniej dzięki. :)
Z "niegdyś" może faktycznie dopuściłam się małego nadużycia: wiem, że Wielka Brytania ma jeden z najniższych wskaźników zalesienia w Europie (niecałe 12%, jakoś tak?), a i tak spora część lasów pochodzi ze sztucznego sadzenia drzew. Więc - skoro dzwonki są pod ścisłą ochroną - to pewnie są cenne. Cenne = rzadkie. Czyli kiedyś było ich kilka razy więcej i jest się czym martwić.
Ale w realu nigdy ich nie widziałam [zawsze wolałam zwiedzać Kulturę niż Naturę,co zmienia się dopiero od ok. trzech lat], więc nie wiem, na ile moje przypuszczenia są prawdziwe. Ergo: trzeba byłoby to jakoś inaczej ująć.
I super, że naprawdę zapach Bluebell pasuje do bluebells. :) Wiadomo teraz, czemu stał się aż tak ikoniczny.
Skarbku - i Tobie dziękuję. :) Zapach naprawdę warto poznać, choćby po to, by zweryfikować otaczającą go aureolę. ;> Mnie się nie udało. ;)
Typową woń hiacyntów znam tylko z kwiatków. W tej chwili nie przypominam sobie żadnych perfum, w których byłaby dominująca. Jest, jak piszesz: zawsze gdzieś w tle, najbliżej na drugim planie; może to wynika ze struktury chemicznej cząsteczek zapachu, bo ja wiem..?
Naprawdę, nie jest źle:-) Wciąż są dywany, choć rzeczywiście lasów w UK nie jest może aż tyle, co w Pl, ale z drugiej strony jak na tak zindustrializowany kraj, obszarów zielonych jest tu wyjątkowo dużo. Tak więc właściwszy byłby czas teraźniejszy, a nie przeszły.
OdpowiedzUsuńI to jest argument za wyjazdem poza Londyn - jak zawsze powtarzam, jest tyle do zobaczenia poza Londynem, a już u mnie to w ogóle;-)Brytyjski countryside uważany jest słusznie za wyjatkowej urody.
Popatrz to:
OdpowiedzUsuńhttp://images.fragrancex.com/images/products/sku/big/67946W.jpg
i jeszcze coś tam Fragrantica podpowiada.. ciekawe czy nie pachnie tak mało hiacyntowo jak fiołek fiołkowo;)))
Aniu - zmieniłam. :) UK jest krajem zindustrializowanym; nie to, co nad Wisłą, gdzie "złocisty świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem cielęcina pała" czy jakoś tak.. ;P Ale dobrze, że sztucznie zalesiają.
OdpowiedzUsuńBędę musiała nadrobić zaległości w zwiedzaniu.
Skarbku - nie znam, ni ciut ciut. :)
Podobnie, jak Fiołka ichniego; kiedyś wąchałam Lawendę - poprawna, ale bez żadnych rewelacji.
Poszukujesz hiacynta idealnego? :)