niedziela, 9 lutego 2014

Nie-recenzje, ciąg dalszy

No tak. Katar katarem ale perfumerie kuszą, aby zajrzeć do nich choć na krótką chwilę. Co też robiłam w czwartek oraz wczoraj. Obwąchałam przy okazji kilka zapachów, o których chciałabym napisać dosłownie słówko. Bardzo pobieżnie oraz z ogromnym marginesem błędu, niemniej jednak pokusa okazała się zbyt silna. ;)
Więc, bardzo proszę, nie traktujcie moich opinii poważniej, niż na to zasługują. :]


Balmain, Extatic

Na początku koszmarny banał, kwiatowo-owocowy ulep z quasiorientalnym podszyciem, później delikatnieje, jaśnieje i robi się ciekawszy. Sympatyczny drzewny jaśmin z subtelnym na subtelnym, pyłkowo-zamszowym tle, nowoczesny floriental jak się patrzy.
Polubiłam, choć pewnie pełnoprawnego testu pachnidło się nie doczeka. Niemniej jednak: sprawdźcie, co Wam szkodzi! ;)

Skład:
gruszka nashi, osmantus, róża, orchidea Sharry Baby, irys, jaśmin, drewno sandałowe, drewno kaszmirowe, amyris, skóra


Escada, Born in Paradise

Limitowanki Escady w interpretacji perfumoholików stoją tylko jedno oczko wyżej niż Lacoste, zapachy celebryckie oraz Avon. Tak głosi stereotyp. Który, w mojej skromnej opinii, ma ogromną rację bytu. ;> Jednak nie wolno pozwalać mu nad sobą dominować; warto czasem przeprosić się z nielubianymi markami, bo a nuż omija nas coś ciekawego?
Na przykład takie Born in Paradise: słodki, skoncentrowany syrop, koktajl na bazie mleka kokosowego oraz soku z ananasa, ożywiony lekkością gujawy oraz arbuza, z czymś wyraźnie kwaskowym w tle. Sympatyczny materiał na kompletnie niezobowiązującą wakacyjną znajomość, nie tylko dla fanów drinka piña colada! ;)
Jak na tę markę, rzecz zdecydowanie warta uwagi.

Skład:
gujawa, zielone jabłko, arbuz, mleko kokosowe, ananas, drewno sandałow, drewno cedrowe, białe piżmo


Estée Lauder, Modern Muse

Miał być przebój na wiele lat, jest magiczny eliksir o właściwościach usypiających. Takie nic. Taaaka nuuuuudaa! ;P Kwiatki istnieją tu głównie na papierze, również sztuczny pseudoorient łka po cichu w kącie. Całkowity brak osobowości, wypracowanej samodzielnie ani nawet zapożyczonej. Nie.
Classic level? Estée Lauder, robicie to źle.
Ogromnie żal mi zmarnowanej okazji.

Ekhm, skład:
jaśmin, mandarynka, wiciokrzew, jaśmin wielkolistny, tuberoza, lilia oraz inne akordy kwiatowe, akordy drzewne, dwa rodzaje paczuli, drewno ambrowe (?), łagodne piżmo, wanilia


Jimmy Choo, Flash London Club

:przeciąga się i ziewa:
Aaaaa...! O, to już?! Trzeba opisać ten zapach? Wybaczcie ale kompletnie go przespałam. Kom-plet-nie. :P
Niby wąchałam, nawet podwinęłam rękaw swetra żeby psiknąć tym w okolice łokcia ale teraz nie potrafię Wam niczego powiedzieć. Marniutka moc, trwałość bardzo podobna. Zaś sama konstrukcja nut... wyparowała mi z głowy, co chyba mówi o niej wystarczająco dużo. :>

Skład:
liczi, bergamotka, tuberoza oraz inne białe kwiaty, jasne drewna oraz piżmo


Masakï Matsushïma, Aqua Earth

Jedni twierdzą, że to uniseks, inni - że perfumy męskie. Co za różnica; i tak nosić będzie, kto zechce. Jak zwykle zresztą. :)
Dla mnie ta woda to sympatyczny, niekoniecznie słodki oraz mało banalny zielony świeżak, z lekko gorzkimi cytrusami oraz soczystym, chłodnym neroli na pierwszych miejscach. Kroku dotrzymuje im wyraźne choć łagodne, gładziutkie cedrowe deski, na których ktoś rozłożył dosłownie parę listków mięty i obsypał je pączkami owocujących gałązek czarnej porzeczki (których zresztą także nie ma zbyt wielu). Gdzieś w tle prawie naturalistyczne nuty morskie [wiecie, driftwood, glony, sól etc.] łączą się cedrem oraz cytrusowo-nerolowym akordem głównym a wszystko to nie wiadomo jakim cudem układa się na skórze w energetyczny, ciepły płaszcz.
Potęga reklamy? Wątpię, ponieważ przed i podczas szybkiego testu Aqua Earth nie miałam z nią nawet pobieżnej styczności. Zatem twórcom chyba udało się osiągnąć zamierzony cel. :)

Skład:
pomarańcza, tangerynka, cytryna, czarna porzeczka, mięta, akord wody morskiej, neroli, drewno cedrowe, paczuli


Paco Rabanne, Invictus

Uwaga: pasztet alert! ;P
Nie no, model na fotografii nie wygląda znowu tak źle; to w reklamie stanowił widok średnio atrakcyjny by nie rzec, że mało apetyczny. ;] Jednak to nie on powinien robić wrażenie - ani nie kiczowaty flakon - ale sam zapach, tworzony przez prawdziwą plejadę perfumiarskich gwiazd, z Dominikiem Ropion i Olivierem Polge na czele. Tu jednak nie wyszło. Ponieważ każde z twórców ma na swoim koncie także porażające gnioty, cieszące się wszelako popularnością wśród mas, podczas prac nad Invictusem widocznie kazano im obrać właśnie taki kierunek.
W efekcie otrzymaliśmy dzieło mocne, duszące, zapychające moje nozdrza mieszaniną najbardziej popularnych... środków do czyszczenia kuchni i łazienek. :P Chemiczne cytrusy z wyraźną nutką chloru, morski odświeżacz powietrza do toalet oraz niby-kwiatowy, "przyjemny i świeży" płyn do płukania tkanin. Agresywny oraz trwały jak one same.
Borze szumiący, co za porażka. A idź se facet wygrywać zawody w sprzątaniu na czas i nie zawracaj mi więcej głowy.

Skład:
mandarynka, grejpfrut, akord morski, liść laurowy, jaśmin, paczuli, drewno gwajakowe, mech dębowy, szara (???) ambra

___
Dziś u mnie Cuir de Russie marki L. T. Piver.

8 komentarzy:

  1. Ech, niestety. Wąchałam wszystko poza Masakim i Escadą i niestety się rozczarowałam. Tym boleśniej, bo miałam ogromne oczekiwania względem Muse i Ecstatic. Niespełnione.
    Ten ostatni mało mnie nie zabił słodyczą, pierwszy zaś rozdrażnił.
    O reszcie nie wspomnę. Nie warto.
    Tylko Escada kusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, bywa i tak. Zresztą prawdę mówiąc żaden z tych zapachów nie jest w jakiś sposób szczególny, świetnie to widzę; mimo to jednak szkoda, że nie przypadły Ci do gustu.
      Escadę sprawdź w wolnej chwili, kiedy i tak będziesz w pobliżu perfumerii; ponieważ istnieje spore ryzyko, że również Ci się nie spodoba. :)

      Usuń
    2. Mnie się bardzo niewiele podoba...czasem myślę, czy to normalne? Naprawdę - zapachy w większości mnie drażnią

      Usuń
  2. Zgadzam się w większości! Ostatnie zdanie najlepsze, uśmiałam się :) Ale prawdziwe, jakby nie było. Jimmy London Club Ci umknęło? Matko, mnie prawie zabiło! Bergamota z cytryną i liczi na dokładkę to jak wstęp do horroru...
    Balmain Extatic jeszcze nie miałam okazji poznać, ale myślę że wkrótce nadrobię tę zaległość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozśmieszenie było moim celem. Super, że się udało. :)
      London Club to na mojej skórze takie bardziej "puff!", wydmuchane szeptem przez zamknięte usta. Mini-wybuch, zwracający uwagę ale do o którym szybko się zapomina, ponieważ ten nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Ech, chyba znów tłumaczę coś zbyt pokrętnie... :/ Chodzi o to, że owszem, wyczuwałam zapach ale nie przez długi czas; zresztą moją głowę zajmował jeszcze krócej. ;>
      Tobie Extatic mógłby się spodobać; o ile do Ciebie"przemówi", rzecz jasna. :)

      Usuń
  3. Czuję się skuszona do obwąchania Balmaina , pyłkowo-zamszowe tło mnie zaintrygowało, a zwłaszcza ten zamsz. Jak ostatnio byłam w Douglasie to jeszcze tego zapachu nie mieli. Ale obwąchałam sobie nową wersję Ivoire, i spodobał mi się, mimo, że od poprzedniej wersji znacznie sie różni, to z mojej strony całkowita wolta w przeciwnym kierunku zapachowym , ale od jakiegoś czasu potrzebuję też mieć jakieś zapachy 'ludziowe'. Nie tak dawno usłyszałam " a Ty znowu jakimś kadzidełkiem indyjskim pachniesz" poczułam się jak jak kiep jakiś... indyjskie kadzidełko.... maj god:/ To ja takim pięknym 'perfumem' się zlewam, za każdym razem innym jeśli idę w to samo towarzystko ( niczym gwiazda ze suknią na czerwony dywan :P ) a oni mi , że kadzidełko.... ignoranci :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że za wiele go tam nie znajdziesz; choć życzę Ci, żeby było go więcej, niż na mnie. :) Mnie to Ivoire rozczarowało; wolę już popłuczyny po nim, czyli Eau d'Ivoire - przynajmniej nie udaje, ze jest czymś więcej niż przyjemnym, transparentnym soczkiem dla nikogo (tak na nią patrzę, proszę nie bić ;) ). Jednak wspomnienie o indyjskim kadzidełku przekonało mnie, ze i "oryginalne" nowe Ivoire układa się na nas w różny sposób. :) No i był czas przywyknąć, że nasz "ludziowe" i ludziowe "ludziowe" niekoniecznie muszą się pokrywać. ;) Więc się nie przejmuj, bo nie warto.
      Tak na marginesie: nie mam bladego pojęcia, czym pachną gwiazdy na czerwonym dywanie ale wyobraź sobie: jakaś olśniewająco piękna aktorka, w idealnie glamourowej stylizacji a za nią... smuga gęstego kadzidła. :D Albo jeszcze lepiej: oudu! :D Takiego Oud Royal na przykład. To by dopiero było! ;)

      A błąd jest uroczy. Naprawdę; śliczne słówko stworzyłaś. :)

      Usuń
  4. błąd mi się wkradł , towarzystwo* miało być ;>

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )