Dziś będzie o jednym z nich - pachnidle pięknej, żywiołowej dziewczyny, która kochała taniec. :)
"Borys, przewodnik tańców, ów carski adiutant i wielu innych najlepszych tancerzy rzuciło się teraz do Nataszki, zapraszając do tańca jeden przez drugiego. Nie mogąc podołać tylu zaproszeniom, połowę Soni odstępowała. Z rozpłomienioną twarzyczką nie usiadła prawie przez całą noc. Uszczęśliwiona, w siódmym niebie, na nic zresztą uwagi nie zwracała. Nie uderzyła jej ani bardzo długa rozmowa cara z francuskim posłem, ani umizgi monarchy do pięknej księżnej C., ani obecność księcia krwi z innego kraju, (...) ani nawet odjazd cara. Tego domyśliła się dopiero po wzmagającym się w całym tłumie zapale do tańca".
Lew Tołstoj, Wojna i pokój, tom I-II, tekst na podstawie anonimowego XIX-wiecznego przekładu opracowały Katarzyna Kierejsza i Agnieszka Misiaszek, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2005, s. 414.
Czy byliście kiedyś tak bardzo na czymś skoncentrowani, ze nie zauważaliście świata wokół? Czy jakaś pasja pochłaniała Was do tego stopnia, że moglibyście zapomnieć o jedzeniu i spaniu, gdyby ktoś lub coś nie przywróciłoby Was rzeczywistości?
Jeżeli tak znaczy to, że nie powinniście mieć problemów ze zrozumieniem Nataszy Rostowej. :) Mam wrażenie, że w tym szczególnym przypadku temperament bohaterki, jej muzyczne zainteresowania i talent oraz inteligencja motoryczna splotły się w mieszankę tak wybitną, że wręcz wybuchową. W naszych czasach z pewnością stworzyłoby to dla niej niemal gotową ścieżkę kariery, wiodącej przez sztukę lub sport; zrobiłyby zeń postać, wobec której trudno pozostać obojętnym. Żywiołową, wyrazistą, piękną i bezpretensjonalną jednocześnie. Będącą żywym dowodem na to, że można z wdziękiem kruszyć mury a z brawurową wręcz odwagą wojować pięknem.
Natasza żyła jednak w czasach, kiedy taniec był przede wszystkim rozrywką oraz grą towarzyską ale niekoniecznie sposobem wyrażania własnego "ja". Czego nawet Tołstoj wydawał się nie rozumieć - i pewnie dlatego często interpretuje się postać hrabianki Rostowej z pewną dobroduszną pobłażliwością: "ot, płoche dziewczę rozkochane w typowo dziewczyńskich rozrywkach". Trochę to smutne, jednak dziś nie zamierzam poddawać się negatywnym uczuciom. Dziś rządzi mną olfaktoryczne alter ego tańczącej Nataszy Rostowej. :)
Pachnidło, które niczym starożytna bogini, własnym tańcem tworzy kolejne światy. Zapach z werwą godną zarówno dziewiętnastowiecznej kokietki jak i majestatycznej władczyni, budzącej jednoczesne miłość i grozę. Poemat ku czci królowej kwiatów - Rose de Taif marki Perris Monte Carlo.
Oto zapach zawierający w sobie wszystko to, o czym wspominałam w poprzednich akapitach: gorący temperament, pasję zrodzoną z rzadkiej jakości talentu, niekłamany wdzięk oraz siłę, której trudno podołać. A wszystko dzieje się na raz, poprzez siebie, pomiędzy sobą, o sobie nawzajem. Oto jedność przeciwieństw; i to znacznie więcej, niż dwóch. :) Sami przyznajcie, że ze wszystkich kwiatów świata na taki przepych, na równie złożony, dosyć neurotyczny charakter może pozwolić sobie jedynie róża. :)
Ta z Rose de Taif jest bezsprzeczna, atakuje nasze nozdrza śmiało, już w pierwszej chwili po aplikacji pachnidła na skórę. Jednak nie jest do końca tą, za która się podaje. ;) Bowiem w pierwszej chwili pod imieniem róży - roziskrzonej, ciepłej, esencjonalnej - poznajemy geranium i jest to chyba najbardziej jaskrawy przykład, kiedy wyczuwam je w różanym szafarzu bez cienia wątpliwości co do prawdziwej genezy akordu. Czego jednak z całą pewnością nie wolno uznać Rose de Taif za wadę. Nie! Tutaj początek miał być świeży, ożywczy, skupiający uwagę otoczenia, co udało się osiągnąć dzięki składnikowi, bez którego otwarcie mieszanki nie byłoby nawet w połowie tak piękne. Bez krystalicznej, złocistej cytryny - lub raczej soków cytrynowego drzewka - moglibyśmy zanudzić się na śmierć, tymczasem otrzymujemy możliwość odbycia inspirującego, zajmującego głowę i zmysły spaceru pośród cytrynowego gaju, nie wiedzieć czemu gęsto obsadzonego również krzewami róży oraz geranium. Jest cudnie!
Szczególnie, że w kolejnej fazie cytryna cofa się gdzieś tuż poza scenę, geranium stopniowo ciemnieje, płynnie przechodząc w aromat róży już bardziej mrocznej - albo bardziej zmysłowej. Aksamitne i grube bordowe płatki ktoś rozgniata w dłoni, po jego lub jej dłoni cieknie krew kwiatu; soki, które powinny tkwić na skali kolorów gdzieś pomiędzy bladą mlecznością a bezbarwnością nie wiedzieć czemu są jasnoczerwone.
Okazuje się, że Róża ma ciało, bardzo żywe oraz czujące, wrażliwe na dotyk. Bo oto Ta, którą jeszcze niedawno rozpierała czysta energia, teraz tęskni albo marzy, świadomie skupiona na własnym wnętrzu. Zamiast żywego kwiatu doświadczamy dosłowności potpourri, posuwistym krokiem przechodzącego w akord różanego drewna. Gdzieś w tle pojawia się brunatna pyłkowa goryczka, nadzwyczaj dyskretna ale przecież pozwalająca się zauważyć.
Czy to dzięki niej naszą bohaterkę, po długiej bezsennej nocy spędzonej na wpatrywaniu się w gwiazdy, zaczyna jednak ogarniać znużenie? Czy dzięki pyłkom ta, już coraz starsza, osoba decyduje się wreszcie wrócić do łóżka, przytulić głowę do poduszki i - zasnąć, otulona coraz bardziej miękkim, coraz jaśniejszym obłoczkiem niewinnego różanego pudru?
Zasnąć oczywiście samotnie. Lecz bez cienia goryczy ni żalu. Ta Róża na wszystko ma jeszcze czas, na namiętność oraz na ból, na gniew i na uczucie spełnienia, na wszystko.
Teraz, po wielogodzinnym nocnym czuwaniu, chce już tylko spać. Będą jeszcze inne bale, już wkrótce. Lecz nie dzisiaj; dzisiaj trzeba wypocząć.
Dobranoc. :)
Łukaszu, dziękuję za Twoją próbkę. :*
Rok produkcji i nos: 2013, ??
Przeznaczenie: pachnidło typu uniseks, choć pewnie wielu mężczyzn podejdzie doń z rezerwą z powodu siły i oczywistości akordu przewodniego. Mimo to jednak zachęcałabym do poznania Rose de Taif, bo to bardzo zacny kawałek sztuki perfumeryjnej. :)
Charakteryzuje się olbrzymią projekcją i śladem, które w miarę upływu czasu redukują się do wyraźnej, ciepłej, pulsującej aury. Cichną dopiero do wielu godzinach na skórze (szczególnie mam tu na myśli długo wybrzmiewające serce zapachu). W związku z czym wydają się wymarzone na wszelkie okazje wieczorowe, szczególnie te Bardzo Ważne. ;)
Trwałość: przeszło dwunastogodzinna
Grupa olfaktoryczna: kwiatowa
Skład:
Nuta głowy: cytryna, gałka muszkatołowa, geranium
Nuta serca: róża z Taif
Nuta bazy: róża damasceńska, piżmo
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://alsolikelife.com/shooting/2007/07/927-voyna-i-mir-war-and-peace-1966-sergei-bondarchuk-notes-on-part-ii/
2. http://cinemaclassico.com/index.php?option=com_content&view=article&id=6966:filmografia-em-fotos-audrey-hepburn&catid=54:conte-mais&Itemid=129
3. http://the-garden-of-delights.tumblr.com/page/49
O, dobrze znam zapominanie o całym świecie - i to nie tylko przy malowaniu.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym, żeby Perris okazał się TĄ różą - na którą czekam.
Zobaczymy... Powąchamy... (odwrotnie raczej)
Mam wrażenie, że bez tego uczucia trudno byłoby o jakiekolwiek prawdziwie twórcze działanie. Z siebie człowiek nie wymyśli nic, jeżeli głowę zaprzątają mu lub jej inne, w danej chwili zbędne, drobiazgi.
UsuńW takim razie jestem ciekawa Twoich wrażeń. :)
Łał! :))
OdpowiedzUsuńWiedźmo, w dobieraniu środków wyrażających treść olfaktorycznych obrazów dorównujesz naszemu narodowemu wieszczowi...Wiesz, temu od wieczornych koncertów :)) I proszę mnie nie posądzać o przesadę!! :))
Co do zapominania się - chyba dokucza mi to ciągle, bo jak się tylko na czymś skupiam, to nic innego nie widzę. Totalny brak podzielności uwagi, koszmar jakiś :)
Wymyśliła, paCZcie ją! :P I tak to powiem: przesadzasz jak nie wiem co. Choć moje ego poczuło się mile połechtane, za co dzięki. ;)
UsuńNie brak podzielności, tylko zaangażowanie. :D Przynajmniej takiej wersji sama się trzymam. ;)
Darla dokładnie myślę tak samo jak Ty i też jestem pod wrażeniem opisów chodź nie ukrywam ze od dechy do dechy czytam te, które są wstępem do zapachów, które mnie interesują:) Ale opisy godne podziwu:)
OdpowiedzUsuńA teraz mam zagwozdkę, bo nie wiem, czy mam Ci podziękować czy strzelić focha. ;) No ale ostatecznie ambaras to też jest ciekawe wrażenie, więc.. dziękuję. :D
UsuńCo do opisów, to czasami dany zapach jest tak inspirujący, tak nośny dla innych wrażeń zmysłowych tudzież emocji, że w recenzji trudno uniknąć większej plastyczności, nawet gdybym chciała. A przecież nie chcę. ;D
Bardzo inspirujący artykuł. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń