No tak. Katar katarem ale perfumerie kuszą, aby zajrzeć do nich choć na krótką chwilę. Co też robiłam w czwartek oraz wczoraj. Obwąchałam przy okazji kilka zapachów, o których chciałabym napisać dosłownie słówko. Bardzo pobieżnie oraz z ogromnym marginesem błędu, niemniej jednak pokusa okazała się zbyt silna. ;)
Więc, bardzo proszę, nie traktujcie moich opinii poważniej, niż na to zasługują. :]
Balmain, Extatic
Na początku koszmarny banał, kwiatowo-owocowy ulep z quasiorientalnym podszyciem, później delikatnieje, jaśnieje i robi się ciekawszy. Sympatyczny drzewny jaśmin z subtelnym na subtelnym, pyłkowo-zamszowym tle, nowoczesny floriental jak się patrzy.
Polubiłam, choć pewnie pełnoprawnego testu pachnidło się nie doczeka. Niemniej jednak: sprawdźcie, co Wam szkodzi! ;)
Skład:
gruszka nashi, osmantus, róża, orchidea Sharry Baby, irys, jaśmin, drewno sandałowe, drewno kaszmirowe, amyris, skóra
Escada, Born in Paradise
Limitowanki Escady w interpretacji perfumoholików stoją tylko jedno oczko wyżej niż Lacoste, zapachy celebryckie oraz Avon. Tak głosi stereotyp. Który, w mojej skromnej opinii, ma ogromną rację bytu. ;> Jednak nie wolno pozwalać mu nad sobą dominować; warto czasem przeprosić się z nielubianymi markami, bo a nuż omija nas coś ciekawego?
Na przykład takie Born in Paradise: słodki, skoncentrowany syrop, koktajl na bazie mleka kokosowego oraz soku z ananasa, ożywiony lekkością gujawy oraz arbuza, z czymś wyraźnie kwaskowym w tle. Sympatyczny materiał na kompletnie niezobowiązującą wakacyjną znajomość, nie tylko dla fanów drinka piña colada! ;)
Jak na tę markę, rzecz zdecydowanie warta uwagi.
Skład:
gujawa, zielone jabłko, arbuz, mleko kokosowe, ananas, drewno sandałow, drewno cedrowe, białe piżmo
Estée Lauder, Modern Muse
Miał być przebój na wiele lat, jest magiczny eliksir o właściwościach usypiających. Takie nic. Taaaka nuuuuudaa! ;P Kwiatki istnieją tu głównie na papierze, również sztuczny pseudoorient łka po cichu w kącie. Całkowity brak osobowości, wypracowanej samodzielnie ani nawet zapożyczonej. Nie.
Classic level? Estée Lauder, robicie to źle.
Ogromnie żal mi zmarnowanej okazji.
Ekhm, skład:
jaśmin, mandarynka, wiciokrzew, jaśmin wielkolistny, tuberoza, lilia oraz inne akordy kwiatowe, akordy drzewne, dwa rodzaje paczuli, drewno ambrowe (?), łagodne piżmo, wanilia
Jimmy Choo, Flash London Club
:przeciąga się i ziewa:
Aaaaa...! O, to już?! Trzeba opisać ten zapach? Wybaczcie ale kompletnie go przespałam. Kom-plet-nie. :P
Niby wąchałam, nawet podwinęłam rękaw swetra żeby psiknąć tym w okolice łokcia ale teraz nie potrafię Wam niczego powiedzieć. Marniutka moc, trwałość bardzo podobna. Zaś sama konstrukcja nut... wyparowała mi z głowy, co chyba mówi o niej wystarczająco dużo. :>
Skład:
liczi, bergamotka, tuberoza oraz inne białe kwiaty, jasne drewna oraz piżmo
Masakï Matsushïma, Aqua Earth
Jedni twierdzą, że to uniseks, inni - że perfumy męskie. Co za różnica; i tak nosić będzie, kto zechce. Jak zwykle zresztą. :)
Dla mnie ta woda to sympatyczny, niekoniecznie słodki oraz mało banalny zielony świeżak, z lekko gorzkimi cytrusami oraz soczystym, chłodnym neroli na pierwszych miejscach. Kroku dotrzymuje im wyraźne choć łagodne, gładziutkie cedrowe deski, na których ktoś rozłożył dosłownie parę listków mięty i obsypał je pączkami owocujących gałązek czarnej porzeczki (których zresztą także nie ma zbyt wielu). Gdzieś w tle prawie naturalistyczne nuty morskie [wiecie, driftwood, glony, sól etc.] łączą się cedrem oraz cytrusowo-nerolowym akordem głównym a wszystko to nie wiadomo jakim cudem układa się na skórze w energetyczny, ciepły płaszcz.
Potęga reklamy? Wątpię, ponieważ przed i podczas szybkiego testu Aqua Earth nie miałam z nią nawet pobieżnej styczności. Zatem twórcom chyba udało się osiągnąć zamierzony cel. :)
Skład:
pomarańcza, tangerynka, cytryna, czarna porzeczka, mięta, akord wody morskiej, neroli, drewno cedrowe, paczuli
Paco Rabanne, Invictus
Uwaga: pasztet alert! ;P
Nie no, model na fotografii nie wygląda znowu tak źle; to w reklamie stanowił widok średnio atrakcyjny by nie rzec, że mało apetyczny. ;] Jednak to nie on powinien robić wrażenie - ani nie kiczowaty flakon - ale sam zapach, tworzony przez prawdziwą plejadę perfumiarskich gwiazd, z Dominikiem Ropion i Olivierem Polge na czele. Tu jednak nie wyszło. Ponieważ każde z twórców ma na swoim koncie także porażające gnioty, cieszące się wszelako popularnością wśród mas, podczas prac nad Invictusem widocznie kazano im obrać właśnie taki kierunek.
W efekcie otrzymaliśmy dzieło mocne, duszące, zapychające moje nozdrza mieszaniną najbardziej popularnych... środków do czyszczenia kuchni i łazienek. :P Chemiczne cytrusy z wyraźną nutką chloru, morski odświeżacz powietrza do toalet oraz niby-kwiatowy, "przyjemny i świeży" płyn do płukania tkanin. Agresywny oraz trwały jak one same.
Borze szumiący, co za porażka. A idź se facet wygrywać zawody w sprzątaniu na czas i nie zawracaj mi więcej głowy.
Skład:
mandarynka, grejpfrut, akord morski, liść laurowy, jaśmin, paczuli, drewno gwajakowe, mech dębowy, szara (???) ambra
___
Dziś u mnie Cuir de Russie marki L. T. Piver.
Ech, niestety. Wąchałam wszystko poza Masakim i Escadą i niestety się rozczarowałam. Tym boleśniej, bo miałam ogromne oczekiwania względem Muse i Ecstatic. Niespełnione.
OdpowiedzUsuńTen ostatni mało mnie nie zabił słodyczą, pierwszy zaś rozdrażnił.
O reszcie nie wspomnę. Nie warto.
Tylko Escada kusi.
Cóż, bywa i tak. Zresztą prawdę mówiąc żaden z tych zapachów nie jest w jakiś sposób szczególny, świetnie to widzę; mimo to jednak szkoda, że nie przypadły Ci do gustu.
UsuńEscadę sprawdź w wolnej chwili, kiedy i tak będziesz w pobliżu perfumerii; ponieważ istnieje spore ryzyko, że również Ci się nie spodoba. :)
Mnie się bardzo niewiele podoba...czasem myślę, czy to normalne? Naprawdę - zapachy w większości mnie drażnią
UsuńZgadzam się w większości! Ostatnie zdanie najlepsze, uśmiałam się :) Ale prawdziwe, jakby nie było. Jimmy London Club Ci umknęło? Matko, mnie prawie zabiło! Bergamota z cytryną i liczi na dokładkę to jak wstęp do horroru...
OdpowiedzUsuńBalmain Extatic jeszcze nie miałam okazji poznać, ale myślę że wkrótce nadrobię tę zaległość.
Rozśmieszenie było moim celem. Super, że się udało. :)
UsuńLondon Club to na mojej skórze takie bardziej "puff!", wydmuchane szeptem przez zamknięte usta. Mini-wybuch, zwracający uwagę ale do o którym szybko się zapomina, ponieważ ten nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Ech, chyba znów tłumaczę coś zbyt pokrętnie... :/ Chodzi o to, że owszem, wyczuwałam zapach ale nie przez długi czas; zresztą moją głowę zajmował jeszcze krócej. ;>
Tobie Extatic mógłby się spodobać; o ile do Ciebie"przemówi", rzecz jasna. :)
Czuję się skuszona do obwąchania Balmaina , pyłkowo-zamszowe tło mnie zaintrygowało, a zwłaszcza ten zamsz. Jak ostatnio byłam w Douglasie to jeszcze tego zapachu nie mieli. Ale obwąchałam sobie nową wersję Ivoire, i spodobał mi się, mimo, że od poprzedniej wersji znacznie sie różni, to z mojej strony całkowita wolta w przeciwnym kierunku zapachowym , ale od jakiegoś czasu potrzebuję też mieć jakieś zapachy 'ludziowe'. Nie tak dawno usłyszałam " a Ty znowu jakimś kadzidełkiem indyjskim pachniesz" poczułam się jak jak kiep jakiś... indyjskie kadzidełko.... maj god:/ To ja takim pięknym 'perfumem' się zlewam, za każdym razem innym jeśli idę w to samo towarzystko ( niczym gwiazda ze suknią na czerwony dywan :P ) a oni mi , że kadzidełko.... ignoranci :P
OdpowiedzUsuńObawiam się, że za wiele go tam nie znajdziesz; choć życzę Ci, żeby było go więcej, niż na mnie. :) Mnie to Ivoire rozczarowało; wolę już popłuczyny po nim, czyli Eau d'Ivoire - przynajmniej nie udaje, ze jest czymś więcej niż przyjemnym, transparentnym soczkiem dla nikogo (tak na nią patrzę, proszę nie bić ;) ). Jednak wspomnienie o indyjskim kadzidełku przekonało mnie, ze i "oryginalne" nowe Ivoire układa się na nas w różny sposób. :) No i był czas przywyknąć, że nasz "ludziowe" i ludziowe "ludziowe" niekoniecznie muszą się pokrywać. ;) Więc się nie przejmuj, bo nie warto.
UsuńTak na marginesie: nie mam bladego pojęcia, czym pachną gwiazdy na czerwonym dywanie ale wyobraź sobie: jakaś olśniewająco piękna aktorka, w idealnie glamourowej stylizacji a za nią... smuga gęstego kadzidła. :D Albo jeszcze lepiej: oudu! :D Takiego Oud Royal na przykład. To by dopiero było! ;)
A błąd jest uroczy. Naprawdę; śliczne słówko stworzyłaś. :)
błąd mi się wkradł , towarzystwo* miało być ;>
OdpowiedzUsuń