Jakiś czas temu na fejsbukowym profilu Pracowni wyznałam, że moją głowę zaprząta zagadka związana z dwoma uroczymi flakonikami perfum, którą postanowiłam podzielić się z polskimi przedstawicielami marki. Nie miałam pojęcia, czy będą na tyle profesjonalni aby odpowiedzieć osobie, której blog nie posiada tysięcy fanów, skłonnych kupić wszystko, co poleci im ich guru. ;P
Cóż, odpowiedzieli. :D
Kiedy podczas ostatniej wizyty w Daglasie na półce z nowościami odkryłam dwa nowe zapachy od Rouge Bunny Rouge, poczułam się zaintrygowana. Nawet bardziej, niż zazwyczaj, ponieważ o akurat tych pachnidłach nie miałam wcześniej zielonego pojęcia. Nie bez przyczyny.
Informacji o Muse i Allegrii nie znajdziecie na niemal żadnym portalu internetowym; nie ma ich na Fragrantice, Basenotes, Parfumo ani na Osmoz; na Wizażu ni na Beautyhabit, na Now Smell This ani nawet na internetowej stronie marki. Skąpą wzmiankę można znaleźć jedynie na Ça Fleure Bon, gdzie jednak próżno szukać informacji o nutach czy twórcy lub twórcach. Pojawia się w zasadzie tylko przewidywana data światowe premiery zapachu; to... marzec 2014 roku, Szanowni Państwo. :) (I kto teraz powie, że podróże w czasie nie są możliwe? ;) )
No dobrze, zakrzywianie czasoprzestrzeni także sobie darujemy, gdyż istnieje ważny powód, dla którego Muse i Allegria są już dostępne w perfumeriach. Jednak jego zdradzić Wam nie mogę. :P
Przyjmijmy więc, że mamy rzadką możliwość - bez ruszania się z kraju, bez pielgrzymowania po targach zapachowych - uczestniczyć w jednym wielkim przedpremierowym pokazie dwóch nowych zapachów marki, które już wkrótce dołączą do serii Fragrant Confections. :)
Allegria - świeża, pełna młodzieńczego wdzięku, sympatyczna choć z charakterem. Czyżbym wyczuwała figę oraz wiciokrzew? Lub kapkę czegoś bluszczopodobnego...? W każdym razie: idzie wiosna. :)
oraz Muse [mój faworyt ze wszystkich propozycji marki (o ile nie liczyć serii Provenance Tales)] - ciepły, zmysłowy ale nie przytłaczający. Kuszący mieszanką ciepłych balsamów, laboratoryjnie podrasowanych drzazg drogocennego drewna, słonych akordów ambrowych oraz złocistego, lejącego się labdanum. Oczywiście między innymi. Cudo! :)
Teraz ciekawe, ile z moich przypuszczeń znajdzie pokrycie w zadeklarowanej przez producenta rzeczywistości? ;) Znaczy w oficjalnym spisie nut.
Na odpowiedź musimy poczekać do marca.
___
Dziś Mon Parfum Cristal marki M. Micallef. [Nie, katar jeszcze nie minął ale nie mogę powstrzymać się od przetestowania kilku cudów :) ].
P.S.
Ilustracja pochodzi z podlinkowanej strony z portalu Ça Fleure Bon.
zaintrygowałaś mnie tym drugim a wiesz już sprawa wygląda w kwesti finansowej?
OdpowiedzUsuńW takim razie ciesze się. :) Finansowo, o ile mnie pamięć nie myli, zapachy te stoją na tym samym poziomie, co inne RBR: w Daglasie będzie to ok. 350 zł.
UsuńA po męskiej stronie byłaś? Koniecznie! Trzeba - powąchać męskie zapachy tej firmy.
UsuńZ damskich jest jeden, strasznie mi się podoba, taki cierpko porzeczkowy, liściochy zgniecione.
W tych zapachach nie ma podziału na danskie i męskie. Fakt umieszczenia niektórych po "męskiej stronie" w Daglasie jest kwestią przypadku ;-)
UsuńJu - znam i lubię. Zgadzam się, ze znakomite. :) Czekają w kolejce do zrecenzowania, jak wiele innych wód.
OdpowiedzUsuńAnonimie/Anonimko - prawda, sama prawda i tylko prawda. Strona internetowa marki rzecze tak samo. Jednak pisząc czasem trzeba korzystać ze skrótów myślowych. A że sieć perfumerii była taka miła, że z własnej woli dostarczyła jeden, trudno się dziwić, że szybko się przyjął.
A ja myślałam, że skoro białe i kwiatowe i różniące się sporo ceną, no i umiejscowieniem, to damskie. Zdziwiliście mnie. Ale to tym lepiej.
OdpowiedzUsuń