sobota, 30 marca 2013

O legendach

Święta, święta, znowu święta. ;) Co oznacza nie tylko brak czasu ale i energii, na testowanie oraz opisywanie własnych wrażeń.
Dlatego dziś postaram się nie rozwlekać opowieści ponad miarę. :] Też i dlatego, że opisanie moich dzisiejszych bohaterów po prostu chcę mieć już z głowy. Bo choć zasługują na tych kilka słów, jakoś nie potrafię podzielić ich na części, trafnie rozróżniając Dobre od Złego [czy raczej Przeciętnego ;) ]. Co oznacza, że skazana jestem na recenzję łączoną; która przecież wcale nie jest taka znowu zła.
Do rzeczy jednak. Już późno a ja mam za sobą dzień gotowania, pieczenia, ucierania...

Przed Państwem Talismania, ostatnia kolekcja marki Lubin!



Jako pierwszy, zgodnie z porządkiem alfabetycznym, Akkad. Czyli pachnidło, którego byłam ciekawa najbardziej z całej trójki. Bo nazwa, więc i skojarzenie odpowiednio starożytne, bo 'wschodnia' część świata, do której woda ma się odwoływać, bo - last but not least - spis nut, wywołujący niezdrową ekscytację. Zapach z taaakim potencjałem.
Szkoda tylko, że na potencjale się skończyło.

Gdyż czemuś nie kręci mnie sucha, zatykająca, podrasowana przyprawami oraz egzotycznymi balsamami słodycz. Nie dla mnie utytłane w benzoesowym karmelu kadzidło z labdanum, które aż nazbyt przywodzi mi na myśl mniej finezyjne Cuir Velours od Naomi Goodsir. Sytuacji nie poprawia chlust podłej jakości koniaku, wlany prościuteńko w gardło (pewnie jakaś gra żywic z ambrą, wanilią i kocanką). Dziwna mieszanka, pewnie warta więcej uwagi niż byłabym skłonna z siebie wykrzesać, lecz wybaczcie - jakoś nie chce mi się chcieć. :]
Za dużo kiczu w tym mezopotamskim landszafciku. Nawet jak dla mnie. ;)



Następny w kolejce Galaad okazał się znacznie bardziej interesujący. Znów pojawia się orientalność oraz przyprawowo-żywiczna kurzawa, lecz tym razem więcej weń przestrzeni, wiatru. Snującej się wśród biblijnych gór orientalizującej senności, gorącego powietrza spowijającego bliskowschodnią, dosyć skąpą florę. To coś więcej, niż pseudo-krajobraz dla zblazowanych miłośników Opowieści z 1001 nocy; to Orient, który mieszkańcy Zachodu zdołali wpoić w siebie, zaakceptować, uznać za ważną część własnej tożsamości już wiele pokoleń temu. Ten Orient, który siedzi głęboko wewnątrz nas. Czym się objawia?

Nasłonecznionym, pikantnym kontrastem między akordami "wschodniego" kardamonu, wręcz epatującego antyseptycznym, zielonozłotym blaskiem a "zachodniego" rozmarynu, od czasów starotestamentalnych proroków porastającego kraje Śródziemnomorza; między balsamiczną słodyczą miodu a goryczką płynącą od balsamu kopaiwowego oraz tytoniowych liści rodem z Tabac Aurea SSS, wszystkich trzech zaś zmąconych ostrym mirrowym korkociągiem, bez pardonu wrzynającym się w moje nozdrza; między stonowaną lekkością śródziemnomorskich iglaków (cyprys, cedr) a gorącą, lizolową zachłannością arabskiego oudu. Gdzie wszystko jest suche i mocarne, żywe. Aż chce się więcej! :)



Natomiast Korrigan to istna bajka! :) Co jest zarówno zaletą, jak i wadą.
Tym pierwszym, ponieważ pozwala z przymrużeniem oka spojrzeć na otwierający zapach, wielce ciekawy akord pozbawionej nadmiaru cukru maślanej kruszonki [takiej, jaką daje się na wierzch ciasta drożdżowego; i zgadza się, wiem, że kruszonka cukrem stoi - lecz co z tego? ;) ] co po chwili, krokiem zwiewnym, dosyć szybkim a posuwistym  przesuwa się w stronę nut słodowych, które po prawdzie równie dobrze mogłyby zostać uznane za płatki owsiane napęczniałe pod wpływem kiepskiej whisky; ale niech będzie, że to szlachetny trunek, powoli dojrzewający we wnętrzu dębowej beczki, w ciemnej piwnicy o ścianach wyłożonych kamieniami. :) Przez chwilę kruszonka walczy o lepsze z "owsianką" na wódzie, by po chwili obrać kurs na wonie skórzano-drzewne, ziołowo-aromatyczne, lawendowo zimne oraz szafranowo złociste, dyskretnie ogrzewające całość. Cóż za harmonia przeciwności! Jakiś abstrakcyjny, baśniowy las ukazany od strony jesiennych barw oraz jednoznacznego ruchu. Pełen dynamiki acz pozbawiony emocji wyraźnych dla odbiorcy.
Baza Korrigan to łagodne, cielesno-organiczne ciepło na stabilnym, ocienionym drzewnym postumencie. Zaś ogół mieszanki charakteryzuje brak przesadnej słodyczy, z czasem wręcz redukującej się do zera. No, mnie się podoba. ;) I to również jest zaleta.

No dobrze, a wady? Przecież bajkowość miała kryć i mniej ciekawe aspekty?
Cóż, te ujawniają się zapewne, kiedy nie mamy zamiaru przymykać oczu na abstrakcyjne przerysowanie, swoisty nawias strukturalny, w jaki zdaje się wzięto całą kompozycję.


A może i w ogóle całą serię?
Ostatecznie żadna z wód nie wnosi do olfaktorycznego świata niczego nowego; żadna nie zachwyca oryginalnością (nawet rzekłabym, iż jest dokładnie na odwrót). Wszystkie kryją w swoim charakterze jakiś sztuczny rys, niczym aktorzy mający kłopot z wyjściem z roli. Co pewnie w świecie realnym i wśród ludzi byłoby cechą co najmniej utrudniającą koegzystencję z aktorskim pracoholikiem, lecz w ramach węchowych fantazji pozwala na popłynięcie z nurtem cudzych wyobrażeń. A że dziej się to niejako "poza nami", w sposób bierny?
Niechże więc choć raz będzie i tak!

Bywało przecież o wiele gorzej. Talismania przynajmniej nie jest nudna; nie może taką być, kiedy proponuje nam trzy tak magiczne Opowieści. Których warto wysłuchać, niechby tylko z niezobowiązującej grzeczności.


Akkad

Rok produkcji i nos: 2012, Delphine Thierry

Przeznaczenie: zapach typu uniseks; o mocy pozornie dużej, choć szybciutko redukującej się do wąskiej aury, by dalej trwać wyraźnym tuż przy ludzkiej skórze, zgodnie z najnowszymi trendami.
Okazje stosowne, by korzystać z Akkadu musicie wybadać osobiście. :)

Trwałość: ok. pięciu-sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, bergamotka, szałwia
Nuta serca: olibanum, elemi, styraks, kardamon
Nuta bazy: wanilia, paczuli,labdanum, ambra



Galaad

Rok produkcji i nos: 2012, Delphine Thierry

Przeznaczenie: jw. [tylko z początkowym drobnym sillage i wolniejszą przemianą w chmurę wonnych molekuł]

Trwałość: w granicach sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: kardamon, rozmaryn, cyprys
Nuta serca: balsam kopaiwowy, mirra, miód
Nuta bazy: drewno cedrowe, olejek cypriolowy, tytoń, oud



Korrigan

Rok produkcji i nos: 2012, Thomas Fontaine

Przeznaczenie: jak u samej góry [tylko jeszcze silniej ;) ]

Trwałość: około pięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: jagody jałowca, szafran, koniak
Nuta serca: nasiona piżmianu, lawenda, whisky
Nuta bazy: oud, wetyweria, drewno cedrowe, skóra, piżmo
___
W tej chwili noszę Korrigan a wcześniej był Galaad. Cały dzień w temacie. :)

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://genesisflood.blog.com/2010/09/03/is-this-the-famed-city-of-akkad/
2. http://www.israelrising.com/2011/08/return-with-usand-you-shall-be-head.html
3. http://polarbearstale.blogspot.com/2011/05/by-pascal-moguerou.html
4., 5. i 6. http://your-antwerp.com/2012/12/21/lubins-korrigan-galaad-and-akkad/

6 komentarzy:

  1. Z opisaniem Talismanii noszę się od kilku miesięcy--i jakoś nie mogę się za to zabrać. Mam nadzieję że mnie Twoja opowieść zmotywuje- bo moja osobista ocena poszczególnych zapachów i ich gradacja jest zupełnie inna niż Twoja. Zdaje się że inaczej je odbieram i chyba inaczej rozkłada sięna mnie ciężar poszczególnych składników. Akkad na przykład,moje bezsprzeczne numer jeden, to słodycz, zgoda, ale podbita dymną, cierpkością, a nawet frapującą goryczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po szybkiej sesji na innych blogach zauważyłam, że typowania ulubieńców w serii są niejednoznaczne [choć "mój" Galaad zajmuje chyba ostatnie miejsce ;) Za to Korrigan jest bodaj drugi]; i każdy na ich poparcie używa nieco innych argumentów. Dlatego Twojej opinii jestem barrrdzo ciekawa. :)

      Usuń
  2. O, to to! Też rozgrzebałam kiedyś pisanie o całej trójce i jakoś utknęło w martwym punkcie (jak wiele moich innych pisadeł zresztą... ;P). Może dokończę takoż dokończę także ;)
    U mnie też Korrigan wypadł najlepiej, tylko na mnie bardziej "dymnie" wypada. A największe nadzieje żywiłam w stosunku do Galaada. I tu spotkał mnie największy zawód ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie; bo ta seria chyba nieszczególnie "wizjogenna" jest, nie uważasz? Nie budzi szczególnie silnych emocji w recenzentach.Bardziej dymny Korrigan to musi być coś naprawdę przyjemnego! :) Z rozczarowaniem w ogóle jest coś na rzeczy, bo mnie "po nutach" najbardziej marzył się Akkad - i też wtopa. Ech, rogata ta seria... W negatywnym znaczeniu.
      Rozgrzebane notki to w ogóle temat na całą dyskusję. ;)

      Usuń
  3. Cała trójka jawi mi się jako bardzo przyjemna ale generalnie to wszystko. Nie ma w nich nic co by mnie jakoś na dłużej przy nich przytrzymało. Gdzyby to była propozycja z półki sieciowej perfumerii pewnie byłabym zachwycona ale tu w niszy ma sporą konkurencję i tak na prawdę "szału nie ma".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też trafiłaś w sedno. Bo gdybym miała zamknąć opinię o trójcy w jednym słowie, powiedziałabym, że jest okej. Za dużo, żeby całą zignorować, za mało, żeby się zachwycić [że o kupnie któregoś elementu ledwie wspomnę]. Tylko dlaczego? Bo na pewno nie są zachowawcze; niekoniecznie też pisane na kolanie. Ot, zagadka dla nudzących się detektywów. ;)
      Na szczęście jest wiele innych, znacznie ciekawszych i piękniejszych zapachów. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )