czwartek, 21 marca 2013

Smaczki

Ciekawostki perfumowe w kilku zdaniach. Zapachy przyjemne bardziej lub mniej, bardziej lub mniej "moje", wszystkie warte wzmianki.

Annick Goutal, Gardenia Passion

Początkowo nie miałam szczególnej ochoty na zapach, który z fiolki czuć było rzeczywiście głównie delikatną, mleczno-kokosową gardenią oraz może kapką jaśminu; jednak przemogłam niechęć i pewnego wieczora skropiłam GP swoje ciało. A wtedy - och i ach! :D Istna orgia białych kwiatów.
Tytułowa roślina znika w pierwszej minucie, zastąpiona przez gęste i suche pomarańczowe kwiaty o animalnych konotacjach, indolowy jaśmin oraz rozgrzaną słońcem, przemożną (jak to ona ;) ) tuberozą. To tego ostatniego dołącza prędko akord cywetu, dosłownego oraz zadziwiająco ładnie zlewającego się z kwiatami.
Jak również kremową, staroświecko orientalną bazą (wetyweria plus paczuli). Która i tak od początku do końca podległa jest akordom miodowej tuberozy ze złocistym, kłującym w nos cywetem. Ech! Czuć, że receptura zapachu powstała w roku 1989 - i nawet późniejsze reformulacje [bo nie wierzę, że ich nie było] nie zdołały przytemperować mocy Gardenia Passion. Moc i trwałość równie znaczące, co sama woń.
Cudo!

Skład:
kwiat pomarańczy, gardenia, jaśmin, tuberoza, wanilia [i tylko one?]


Arabian Oud, Gharam

Leciuchny, niezobowiązujący i 'kobietowaty' zapach w fikuśnym flakoniku. ;)
Zupełnie przewidywalne, ozonowe kwiaty lotosu (wspomagane przez białą różę) zdominowały całą resztę kompozycji, czyli zaskakująco świeże, że aż zimne, ostre akordy przypraw. Zaś z bazowej sensualności piżma, zapewne w zamyśle ścielącego się ciężko na rozgrzanej skórze wyodrębniły coś, co podejrzanie przypomina mydło o zapachu zielonego jabłuszka. Rety!
Śmiało mogę powiedzieć, że to najsłabsza ze wszystkich znanych mi kompozycji marki.

Skład:
gałka muszkatołowa, rozmaryn, lotos, róża, wetyweria, piżmo


Comme des Garçons, Odeur 71

Metaliczny chłód, gorące przyprawy, tysiąc odcieni lasu - od ożywiającego całość seledynowego bambusa przez żywicę iglastą po gęste opary kadzidła. Kompozycja, która lśni suchym blaskiem; początkowo dzięki szybującym pod niebiosa nowoczesnym aldehydom, później mchowi dębowego. Dla kontrastu w tę nieznoszącą sprzeciwu, drapiącą suchość wrzucono aromat hiacyntów, przedziwnie wymieszanych z wawrzynowymi liśćmi.
A wszystko to mocne, świetnie połączone, spójne choć wyniesione na wyżyny abstrakcji. Pozytywnie odjechane. To lubię! [uwaga: nie mylić z "lubię to" ;> ] Nie zachwyca jedynie trwałość.

Skład [równie szalony, co sama kompozycja ;) ]:
akordy: mineralny, metaliczny, elektryczny oraz biurowy, kurz na rozgrzanej żarówce, gorący metal, toster, toner do ksera, atrament do pióra wiecznego, strużyny z ołówka, słone akcenty baterii, akordy drzewne, kadzidło, mech dębowy, brzoza, wierzba, wiąz, bambus, hiacynt, soki z sałaty


Hermès, Terre d'Hermès Parfum

Powstały trzy lata po pierwowzorze, bardziej od niego mocny oraz zdominowany przez słonawe drzewa oraz nowocześnie męską skórę. Ta ostatnie wynikła zapewne z typowo ellenowskich choć zdecydowanie tuningowanych cytrusów, głównie gorzkawego grejpfruta, niezwykle lekkiego. Do nich dodano plastyczne jasne drewna, wpadające w pozakadrową słodycz i benzoes (kolejny kandydat na "surogat skóry").
Nie ma śladu po lekkości pierwszego Terre, jest za to identyczny duch, pogłębiona moc oraz trwałość.
Zupełnie obce mi rejony olfaktorycznego świata.

Skład:
grejpfrut, pomarańcza, mech dębowy, benzoes, nuty drzewne


Keiko Mecheri, Cuir Cordoba

Miękki, lekko osłodzony zamsz, pełen półcieni i subtelności. Sprawia wręcz wrażenie kruchego. ;) To pewnie dzięki żywicom, głównie benzoesowi, oraz lekko pikantnego, bardzo kobiecemu duetowi fiołków z irysem. :) Troszeczkę w stylu tego, jaki ukazuje popularny Génie des Bois tej samej autorki. ;) Lecz nie posiadający nawet czwartej części siły Leśnego Duszka. A może to jednak głóg?
W bazie spokojna, jasna drzewna pasta oraz słodycz zamszu. Nawet przyjemnie. Gdybyż tylko Cuir Cordoba tak szybko nie degradowała się do sypkiego, wtulonego w skórę pudru! I gdyby trwałość była lepsza. ;) I gdyby...

Skład:
czarny fiołek, irys, zamsz, paczuli, głóg, drewno sandałowe, drewno cedrowe, benzoes, elemi


Rasasi, Tagreed Al Nagham

Wyrazista, słodkawa róża na przyprawowo-drzewnej podstawie. Nie czuję geranium, tylko... kawowo-śmietankowe kruche ciastka. Może nawet z odrobiną sypkiego kakao. :D Nie pytajcie nawet, jak to jest możliwe. Grunt, że ciekawie komponuje się z różą, szczyptą starych na proszek goździków [i chyba utłuczonych ziaren kolendry? A może tak ujawnia się na mnie akord pelargoniowy...? Bo obie wonie mają w sobie coś podobnego.] oraz ambrowo-drzewną, prześwietloną miękkim słońcem bazą.
I może te ciasteczka z jaśminu się wywodzą? Wszak przykład Miroir des Envies Muglera udowodnił, że skojarzenie może być na rzeczy.
Mnie się podoba; nawet jako niezbyt ścisła aura, gdyż w takiej właśnie postaci Tagreed zwykł pojawiać się na świecie. :) Trwałość nieco tylko słabsza, niż zwykle u pachnideł Rasasi.

Skład:
geranium, róża, jaśmin, goździki (przyprawa), ambra, drewno sandałowe

4 komentarze:

  1. Muszę przyznać że zaskoczył mnie Twój entuzjazm do Gardenia Passion. Może ten zapach źle się na mnie układa bo gardenia wytłuszcza się tak bardzo że staje się mdląca pozostałe białe kwiaty zaś mydlą się dla kontastu- dla mnie to było trudne olfaktoryczne spotkanie.
    Zaskoczyło mnie też złożenie Cuir Cordoba (który odbieram w sumie podobnie) i Genie de Bois- próbka tego zapachu czeka w szufladzie na mój wyjątkowo podły dzień bym była w stanie stworzyć dość zjadliwą opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, sama poczułam się zaskoczona. :) No ale jak pisałam, gardenia szybko zniknęła, przywalona tuberozą, cywetem oraz - troszeczkę - jaśminem. Ale jestem znaną fanka mocarzy oraz "trudnych spotkań", więc w zasadzie nic dziwnego. ;)
    Podobieństwo Skóry z Kordoby i Gieni z Lasu (jak w myślach nazywam te perfumy ;) ) opiera się tylko i wyłącznie na akordach dwóch nietypowych kwiatów. I tylko na nich; myślałam, ze napisałam wystarczająco wyraźnie?
    Co do samego Genie, to nie bardzo wiem, co o nim napisać: są dni, kiedy zachwyca mnie bardziej, niż Feminité du Bois czy Bois Oriental Lutensa, a w inne nieco przeraża agresywnym zielonym zimnem w stylu "wściekłego elfa". A Ty co w nim widzisz wartego zjadliwości?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakby ktoś chciał spitolić FdB Lutensa, przysiadł, myślał, myślał, myślał a potem wpadł, niczym Pomysłowy Dobromir na świetny koncept, coś zamieszał, coś wymieszał dodając, odejmując, zmieniając proporcje to wyszłoby mu właśnie Genie de Bois z paskudną mdląco- metaliczną nutą, jednocześnie soczystą i zgniłą- jak to możliwe właściwie?
    No po prostu coś strasznego.

    OdpowiedzUsuń
  4. No fakt, tak można odebrać GdB w ich najgorszy wcieleniu. I pewnie nie miałabym oporów przed podpisaniem się pod Twoimi słowami obiema łapkami, gdyby nie to, że kompozycja potrafię się nad miarę wypięknić, czego tez byłam świadkiem.
    No to czekam. Na to, aż się wyklaruje oraz na Twoje zjadliwe słowa u Ciebie. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )