czwartek, 14 marca 2013

No i klops!

Nie wiem, co powiedzieć.
Też tak czasem macie? ;)

Są perfumy, o których chciałabym napisać - i to nawet trochę więcej, niż króciutkie impresje, ale w ostatecznym rozrachunku zostaję z niczym, bo zapach za nic nie chce do mnie przemówić. Dziś będzie o dwóch takich przypadkach.

Obawiam się, że Amber Oudh oraz Mukhallat Al Oudh to najsłabsze agarowce z całej kolekcji Rasasi. Owszem, nie mogę odmówić im swoistego wdzięku, łagodnego orientalnego sznytu - jednak w ostatecznym rozrachunku trochę (a właściwie to bardzo ;) ) mnie nudzą.



Dziś przeprowadziłam test porównawczy obu pachnideł.
Chyba bardziej przypadło mi do gustu otwarcie Amber Oudh, gęstsze, bardziej żywiczne i ambrowe, ze słodkawo balsamiczną różą początkowo na pierwszym planie, w miarę upływu czasu zlewającą się z tłem. Przy Mukhallat Al Oudh czułam przede wszystkim nieokreślony, kompletnie nieopisywalny miks drewna agarowego z kwiatowym woalem; taki konwencjonalny, stereotypowy Orient.

Później moje sypatie rozkładają się identycznie: AO mówię "tak", MAO zaś "nie". :] Pierwsza z kompozycji bowiem pogłębia akcenty animalne, zlewające się z oudem w całość zawiesistą, zdecydowanie ciemną, ładnie poprzetykaną gdzieniegdzie solnymi igiełkami oraz okrytą korzenną kurzawą; dosłownie arabską (jak spora część zapachów marki) acz przyjazną zachodniemu powonieniu.W drugim z opisywanych przypadków zaś na pierwszy plan wysuwają się akordy miękko-drzewne, trochę zbyt szczelnie poowijane woalem z jedwabiu, tiulu i organtyny (czyli z jaśminów, róż, czegoś słodko-pudrowego); nie jest fajnie, kiedy spomiędzy zwojów "babskich" tkanin w ogóle nie widać drewna. :) Jest ładnie tylko okropnie nudno.
Za to baza przynosi woltę o sto osiemdziesiąt stopni. ;) Ponieważ w ostatnim ze swych wcieleń to Mukhallat Al Oudh okazuje się zapachem bardziej ciekawym; kiedy zamierające akcenty delikatnych kwiatów łączą się z nutami drzewnymi oraz ciemnym, sypkim lekko kakaowym paczuli dając całość żywą, zestawioną z kontrastów, o grze światła z cieniem takiej, jaką zwykł serwować twórca marki Ramon Molvizar. Tylko w zapachu od Rasasi kryje się niepomiernie więcej cienia. Za to Amber Oudh zmienia się w jednolitą, burą pastę; proszek utarty z olejem oraz szczypta soli, która nie dodaje smaczku a jeszcze bardziej pogrąża kompozycyjną fuszerkę. Tu nic nie gra z niczym, nic się nie dzieje, intrygująca partytura została przemocą zrównana do jednego poziomu.

To, co z początku zyskało sobie moją przychylność boleśnie rozczarowało finałem. Tam, gdzie po nijakim początku nie spodziewałam się niczego dobrego, nieoczekiwanie znalazłam niebanalną, wartą uwagi bazę. Problem w tym jednak, że od perfum oczekuję, by były "jakieś" od początku do końca [no, zazwyczaj... ;) ]. Dlatego o żadnym z omawianych dziś pachnideł nie potrafię powiedzieć więcej. Są ładne, poprawne, wierzę, że komuś szczerze mogą się podobać. Dla mnie brakuje w nich życia, owej tajemniczej iskry, która czasem odbija się w naszych oczach przy pierwszym kontakcie z czymś lub kimś budzącym zachwyt.

Między nami kompletnie brak chemii.

Amber Oudh

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, bez przechyłów w żadną ze stron.
Olejkowa konsystencja czyni go ciężkim i w kwestii emanacji; pachnidło jest zdecydowanie bliskoskórne.
Za to dobre na wszelkie mniej formalne okazje.

Trwałość: w granicach dziesięciu-dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: róża, jaśmin wielkolistny, irys
Nuta serca: goździk (kwiat), cynamon, szafran, kardamon
Nuta bazy: wanilia, ambra, żywica kopal, benzoes, oud


Mukhallat Al Oudh

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach typu uniseks; bardziej skory do "podróży po świecie" niż przypadek piętro wyżej acz i tak bliski skórze. Otaczający ludzką sylwetkę aurą, z czasem opadający na ciało.
Na wszelkie okazje.

Trwałość: także od dziewięciu czy dziesięciu godzin do pół doby

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna (oraz drzewna)


Skład:

Nuta głowy: bergamotka, geranium
Nuta serca: fiołek, róża, białe kwiaty
Nuta bazy: ambra, piżmo, praliny, paczuli, oud, drewno sandałowe
___
Jak wspomniałam, dziś noszę obydwa opisane zapachy, ręka w rękę.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.agarscentsbazaar.net/product_p/aomba3.htm

6 komentarzy:

  1. Mukhallat testowałam, pachnie mi zjełczałym, tłustym kurzem o nuta wspólna dla wszystkich (nielicznych co prawda) poznanych przeze mnie zapachów Rassai. Arabskie wonności zdecydowanie nie są dla mnie, mocą, owszem, powalają ale finezji mają tyle co lewy sierpowy Gołoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak myślałam, że zapachy tej marki nie będą Ci podchodzić.
    Co do Twojego porównania, to każdy miłośnik i znawca boksu mógłby Ci wiele powiedzieć o tym, ile finezji czy gracji potrafi mieć lewy sierpowy tego lub prawy prosty owego boksera. :) A ja tylko mogę się z nimi zgodzić. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spędziłam całkiem niezły kawałek życia z zapalonym miłośnikiem boksu, który twierdził że że Andrzej Gołota techniczne dno i żenada- stąd moje porównanie. Ale ja się nie znam.

      Usuń
    2. Oj, chodziło mi raczej o to, że z perfumami arabskimi jest jak z boksem: trzeba naprawdę lubić, żeby móc docenić. ;) I zobaczyć coś więcej, niż atawistyczną rąbankę.
      I też raczej nie należę do szczególnych miłośniczek (choć dzięki dziadkowi zjawisko rozumiem).

      Usuń
  3. A słodycz w Mukhallat, której się nie da opisać, która nie zwala, tylko stawia na nogi? A wonie źwierzęce haczące o płyny fizjologiczne? Mnie się pomyślało, że tak pachnie wielbłąd - nigdy żadnego nie wąchałam. Znam zapach koni i nie lubię. Ale ten wielbłąd bardzo pociągał. I im dłużej tym bardziej. Potem zmienił się i został bogatym zapachem podobnym w swym bogactwie do kawy sypanej na gotującą się wodę. Było tam to czy tylko mi się wydawało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodycz pewnie mieściła się w ramach tego, co nazwałam "nieokreślonym i nieopisywalnym", czyli takiego zwyczajnego, od a do z przewidywalnego orientalniaka (jak mi się na tym etapie rozwoju pachnidła zdawało).
      Co do wielbłąda, to pachnie wyjątkowo szpetnie. ;) Choć możliwe, że z perspektywy mojego obecnego olfaktorycznego doświadczenia, opisałabym ją jako 'swoistą mieszaninę animalnego oudu z kastoreum oraz akordem benzoesowo-laktonicznym'. ^^ ;P
      I wierzę, że dla Ciebie on w Mukhallat jest obecny; siedzi, ryczy i zachwyca. ;) Bo ma prawo. Naprawdę mogłaś go w tym zapachu wyczuć, jak wszystko inne. Bo to właśnie jest w perfumach najpiękniejsze - całkowita, niepodważalna względność naszych doznań. Najważniejsze, że Tobie się podoba. I tylko to powinno mieć znaczenie.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )