poniedziałek, 25 lutego 2013

Dużo nowego, często też dobrego ;)

Ostatnio miałam kilka chwil, by zwiedzić trzy perfumerie: po jednym oddziale Sephory i Douglasa oraz przesympatyczne, stylowe miejsce o nazwie Frivole Prestige we wrocławskim centrum handlowym Sky Tower.

Zebrało się trochę impresji do napisania. Więc żeby nie przedłużać, od razu przejdę do sedna. :)

Annayake, Tomo Fresh

Lekki, przestrzenny, drzewno-wodny aromat z czasem dryfujący w stronę lawendowo-żywicznych "zimnych ogni" [tak, mam na myśli dokładnie te małe fajerwerki na drucie; z tym, że chodzi bardziej o charakter wody niż nawiązania olfaktoryczne ;) ]. Z wybijającymi się co trochę akcentami soli acz nie na tyle wyraźnymi, by mogły mocniej mnie zainteresować.
Nowe fougère, w stylu Hommage à l'homme Lalique czy Luny Ramon Molvizar, coraz śmielej wkracza w naszą codzienność. To dobrze; co piszę pomimo świadomości, że Tomo Fresh mego serca nie zdobył.
Przy okazji nadmienię, że dostępny jest również jego "ciemniejszy" starszy brat, Tomo, jednak pusty tester leżał smętnie na półeczce z nowościami, więc można powiedzieć, że się rozminęliśmy.

Skład:
cytryna, pomarańcza,grejpfrut, słonecznik, lawenda, drewno tekowe, drewno gwajakowe, akordy drzewne, kadzidło, wanilia, ambra, piżmo, przyprawy


Annayake, Undo Pour Homme

Zapach dla zwycięzców i wojowników? W mojej opinii jest to tylko - tylko i aż - klasycznie męski choć nowoczesny w duchu, dosyć bezpieczny drzewno-świeżak; z czasem tracący drugi człon charakterystyki na rzecz wibrującego, jasnoszyprowego Orientu, gdzie główne role grają krystalicznie dobitna kolendra, gorzko-ostra, dyskretnie sucha gałka muszkatołowa, animalne frakcje lawendy oraz suszone młode listki herbaty; później dołącza do nich tytoń, mech dębowy (ależ sucho i przejrzyście! : ) oraz miękka, delikatnie słodka cielesność. Nie przeszkadza mi nawet fakt, iż mniej więcej w połowie rozwoju (czyli po ok. stu minutach) kompozycja zmydla się; szczęśliwie porzuca tę drogę zbyt szybko, bym mogła się nią rozczarować. ;)
W mojej opinii to świetny, ciekawie skonstruowany codzienny zapach; lub wieczorowy, o ile jego szczęśliwy nabywca ma konserwatywne poglądy na to, co wypada nosić za dnia. ;D

Skład:
cytryna, bergamotka, mandarynka, gałka muszkatołowa, kolendra, lawenda, zielona herbata, liście tytoniu, drewno cedrowe, mech dębowy, labdanum, piżmo


Balenciaga, Florabotanica

Początek to dużo jasnych, słodkawych kwiatów (w tym biała róża), z czasem rośnie podobieństwo do J'Adore. Czyli pojawia się nuta delikatniejszego płynu do zmywania naczyń, którą tak ukochałam. ;>  Później szczęśliwie dryfuje w stronę różanej konfitury z drzewnym pieprzem (duet wetywerii z miętą?) i jest znacznie lepiej. Czuć wspólne geny pachnidła z ostatnimi dokonaniami marki, Paris czy l'Essence. Plus za uniknięcie łatwej drogi "spaczulałej oranżadki".
Na skórze jednak blaknie, zmienia w rozmoczony wspomnianym wyżej płynem pergamin, marnieje. Szkoda.
Wierzę więc, że spełni pokładane weń nadzieje i spodoba się współczesnym nastolatkom. :>

Skład:
goździk (kwiat; nie wyczułam), róża, mięta, ambra, wetyweria


Cacharel, Catch... me

Choć trudno ją nazwać nowością, nawet na polskim rynku, dopiero niedawno udało mi się przetestować wodę.
I cóż? Ano całkiem nieźle. :)
Kandyzowane plasterki owoców cytrusowych oraz laboratoryjnie retuszowane kwiaty (z jaśminem wielkolistnym oraz optymistycznym, esencjonalnym kwiatem pomarańczy na czele) w miarę upływu czasu coraz głębiej zanurzają się w drażniącą mnie paczulową oranżadę - choć paczuli w składzie brak. Tym razem jednak nie czuję irytacji ale umiarkowaną radość.
Może to przez lekką, alchemicznie przewrotną naturalność pachnidła lub dzięki obecności akordu cukrowego oraz zimie? A może chodzi o fakt, że marka pogłębiła oraz udosłowniła przekaz zapoczątkowany niezbyt udaną Scarlett?
Grunt, że jestem zadowolona. Choć z trwałości już trochę mniej.

Skład:
mandarynka, petit grain, kwiat pomarańczy, jaśmin, mleczko migdałowe, ambra, akordy drzewne


Dolce & Gabbana, The One Desire

Kurczę! Gdybym wiedziała, że to kolejny flanker The One, pewnie darowałabym sobie testy (mam uraz do tej serii); tymczasem zostałam wystrychnięta na dudka, dzięki czemu miałam możliwość konfrontacji z własnymi uprzedzeniami. ;)
Okazało się, że nadal istnieją. :] Po raz kolejny dostałam bowiem dużo kwiatów podanych na świeżo, dla niepoznaki umoczonych w cukrowym syropie z elementami przejmująco niedosłownej owocowości liczi oraz tuberozowego miodu (i to wszystko, co z tuberozy udało mi się w Desire wywąchać). A i tak na koniec wyłazi z nich cytruskowy płyn do naczyń.
Nuda.

Skład:
bergamotka, mandarynka, liczi, konwalia, tuberoza, drewno sandałowe, karmel, ambra, wanilia


Dsquared², Potion for Women

W początkach łagodny, zielony kwiatowy puder. Stereotypowo damski oraz lekki, który po kilku chwilach zaczyna nabierać soczystości i - z poprawnego stawać się brzydkim (oczywiście subiektywnie), systematycznie zmierzającym w stronę niesławnej "wody spod kwiatów"; irytująco ozonowej, roślinnej, skażonej ledwie wyczuwalną nutą gnilną.
Szczęśliwie jeszcze później kompozycja ponownie schnie, zmieniając się w ostry, rozedrgany puder z irysów i piżma.
Ech, gdyby nie te zgniłki...! ;)
Wychodzi na to, że seria jednak nie jest dla mnie.

Skład:
jeżyna, bergamotka, fiołek, konwalia, róża, jaśmin, rabarbar (aha! to on bruździ! ;) ), paczuli, ambra, białe piżmo, wanilia


Gucci, Guilty Black

Akcji "zróbmy se hiciora!" edycja... która to już? Trzecia? Czwarta?
Na pewno równie marna jak poprzednie. :>
Nie chodzi nawet o zieloną, kwiatowo-przyprawową, cokolwiek ostrą masę lecz o fakt, w jaki sposób połączono klasyczne, mega-super (lub wiecznie) modne nuty, akordy, poszczególne wersy w całość, która w zamierzeniu ma pasować każdemu i do wszystkiego. Niestety, zamiast niepodważalnej uniwersalności osiągnięto efekt podejrzanie bliski popularnym w okresie PRL żartobliwym tabelkowym ściągom przemówień.
W dwóch słowach (oraz jednym łączniku) podsumuję: bida z nędzą. ;>

Skład:
liście kolendry, lawenda, kwiat pomarańczy, neroli, nuty zielone, drewno cedrowe, paczuli


Hermès, Jour d'Hermès

Rrumburrak! Barrrbarrra! Rrrabarrrrbarrrrr!
Zwłaszcza to trzecie, połączone z sokami zielonymi i energetycznymi. Świeży imbir, porzeczki (na szczęście czarne), jasne, suche drewna oraz świetliste białe kwiaty (neroli? elementy jaśminu? hiacynt?). Gdzieś pod spodem transparentna, ponadzmysłowa cielesność; dziwna. Lekka oraz niewątpliwie artystyczna.
Na mnie ordynarny kwach.
Ponoć do informacji prasowych na temat Dnia Ellena nie chciał podać żadnych wskazówek, z czego powstało nowe pachnidło. Doceniam ten gest, naprawdę.
Zastanawia mnie tylko, czy byłby w stanie rozpoznać swoje najmłodsze "dziecko", gdyby posłać mu próbkę uperfumowanej nim mojej skóry? ;> Przypuszczam, że wątpię. :]

Skład:
zgaduj-zgadula :D


Molinard, Fleur de Chocolat

Kakaowo-śmietankowo-karmelowy krem z owocami. Niezwykle sugestywny i apetyczny, bezwstydny poprawiacz nastroju w pochmurne dni. :)
Od początku wyrazisty, jednostajnie słodki, obrzydliwie smaczny. ;D Im dłużej go nosić, tym bardziej miękki, suchy, pudrowo-cielesny się staje; tym silniejszym okazuje się jego podobieństwo do Musc Maori. Akcenty karmelowych ciągutek zmieszanych z waniliowym pudrem (takim do ciała) natomiast każą pomyśleć o jednej z letnich edycji Angela; nie pamiętam, której. Bliskoskórność wody nie przeszkadza, podobnie, jak jej umiarkowana trwałość.
Tak czy siak optymizm w koncentracie. :)

Skład:
karmel, gorzka czekolada, wanilia


Prada, Luna Rossa

Czy tylko ja, patrząc na powiązaną z rzeczonym pachnidłem jednostkę pływającą, oczyma duszy widzę sławetną Łódkę Bols? ;) Skojarzenie wydaje się potwierdzać reklamujący najnowszy zapach Prady model, chłopię o czółku i oczach nieskalanych myślą - lub mętnych jak po spożyciu (no, prawie :) ).
Szczęśliwie perfumy bronią się same. Przejrzyste, proste, stworzone na delikatnej równowadze między wytrawnością ziół, głównie lawendy oraz szałwii, a roślinną słodyczą pomarańczy (która ponoć i tak jest gorzka ;) ), obu spokojnych, wyważonych, naturalnie przestrzennych dzięki dodatkowi mięty. Delikatnych. Także później, kiedy ujawnia się rodzaj cielesno-drzewnego ciepła; a może tkwiło w wodzie od początku, może to on, lekki, łagodnie optymistyczny ambroksan, odpowiada za elementy słodkie?
Może...?
Luna Rossa to świetne, Pradowo dyskretne pachnidło na każdą okazję; klasa sama dla siebie.

Skład:
gorzka pomarańcza, lawenda, mięta, szałwia, nasiona piżmianu, ambroksan
___
A poza tym: Wild Tobacco od Illuminum. Jak to dobrze mieć własny flakon z esencją Śródziemia! ;)


* * *

Na koniec krótka uwaga techniczna: przepraszam za zaniedbanie korespondencji mejlowej.
Miałam ostatnio sporo zajęć, na szczęście w najbliższe kilka dni czeka mnie laba. Dlatego też na Wasze listy odpisywać będę od jutra.
Mam nadzieję, że jeszcze zdążę z odpowiedziami. :)

10 komentarzy:

  1. Nie pozostaje nic innego jak przejechać się 2 przystanki po pracy i odwiedzić sky tower :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też dotąd nie było po drodze - a przecież perfumeria istnieje już od blisko roku. :)
      I tu uwaga: nie spodziewaj się zbyt wielu perełek, to miejsce z mainstreamem; najlepiej od razu zapytać o to, czego nie znajdziemy w S. i D.

      Usuń
  2. Luna Rossa to drugie dobre męskie pachnidło,obok Chanel Allure eau Extreme
    Za to strasznie jestem ciekaw zapachów Annayake i czekoladowego Molinarda.
    Będe polował na próbki:)
    Wiedźmo nie uwierzysz.Znalazłem w tym roku swojego perfumowego Graala!
    Pozdr,
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Luna zaskoczyła tym mocniej, że nie jestem fanką Prady. Ech, ten znienawidzony obiektywizm... ;)
      Na próbki poluj, bo warto. :)
      No coś Ty! O kurczę, co to takiego? :o Bo skoro dla Ciebie Graal o niemałe jest prawdopodobieństwo, że i dla mnie może być odkryciem. :)
      Dziś skrobnę do Ciebie mejla (ale nie na temat Graala ;) ).

      Usuń
  3. Dużo dobrego. To lubię. Część znam, na listę do testów trafia Molinard (choć wiem, ze nie będzie mój). Damskie Potion też testnę przy okazji, ale bez ciśnienia. Hermes mi się podoba. Swoją drogą - to jedna z nielicznych marek konsekwentnie trzymających poziom. Choć, oczywiście, nie wszystkie ich zapachy mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że super są takie przyjemne zaskoczenia? Może wreszcie główny nurt podźwignie się z zapaści...?
      Ten Molinard pewnie Cię nie zachwyci ale jest też Habanita po reformulacji - na przykład. :D
      Myślę, że ludzie od Hermèsa mieli nosa (nawet rym wyszedł ;) ), żeby zatrudnić "nadwornego" perfumiarza i, co najważniejsze, dać mu wolną rękę. Bez testów, bez presji, także czasowej. Czasami naprawdę żałuję, że nie potrafię ichnich perfum należycie docenić. Na szczęście mam kilka starszych do zachwycania się. :D

      Usuń
  4. Zmartwiłaś mnie opisem Potion, przezywam ostatnio fascynację wersją dla mężczyzn, miałam nadzieję że młodsza siostra okaże się równie dobra.
    I wyraźnie nie po drodze Ci z Elleną- jeszcze nie testowałam Jour ale w planach mam wyprawę do perfumerii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy mnie żadna z wersji tak naprawdę nie przypadła do gustu, więc myślę, że skoro męska wariacja Cię zauroczyła, spokojnie możesz testować damską.
      No niestety... :(

      Usuń
  5. Przebieg przez...czyli to, co lubię :D
    Słyszałam (a raczej czytałam) o perfumerii Frivole Prestige. Byłam bardzo ciekawa, jak wygląda. Kiedyś z pewnością ja odwiedzę. Póki co mam pytanie: nie chciałabyś wpaść tam jeszcze raz i zrobić kilku zdjęć? A potem zamieścić tu fotorelacji? Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej na temat tego miejsca (strona internetowa to nie to samo).

    Perfum Annayake nie lubię, sama nie wiem, dlaczego. Chyba odstręczają mnie od tej marki ich flakony. Molinarda chętnie bym poznała - ciekawy, czy wytrzymałabym taką dawkę słodyczy.

    A Prada Luna Rosa? Dla mnie to kolejny przeciętny zapach - jakich wiele na rynku. Co oczywiście nie oznacza, że to źle. Sama posiadam w swojej kolekcji zapachy, które w sumie niczym się nie wyróżniają, a jednak lubię je na sobie nosić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiłam; i nie jestem pewna, czy chcę. Bo jednak wolę skupić się na samych perfumach, niż na miejscach, gdzie je sprzedają, choćby nie wiem, jak ciekawe były. Z drugiej jednak strony, Frivole to przemyślany projekt, czuć w nim konsekwencję właścicieli, gdzie perfumy tez mają swoje miejsce. To nie jest kolejna Sephora czy inny Douglas z jednej sztancy. Chyba muszę się zastanowić. :) Okej?

      Flakony dla mnie mają najmniejsze znaczenie; szczególnie, kiedy zapach przypadnie mi do gustu. Z Annayake lubię Miyako na przykład, reszta też trzyma poziom. O dizajnie się nie wypowiadam, bo ten zwyczajnie nie robi na mnie wrażenia; ani negatywnego ani pozytywnego. Ot, olałam. ;)

      Rzeczywiście przeciętny, ale wyczuwam w nim wysoką jakość, znacznie lepszą niż w większości premier ostatnich miesięcy, może nawet roku? Przeciętny o tyle, że nie robi piorunującego wrażenia na nikim z otoczenia uperfumowanego osobnika; bo i nie musi, to nie ten typ pachnidła.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )