czwartek, 3 stycznia 2013

Rozumem nie pojmiesz

Ostatnio pisałam o zapachu, który z Rosją nie ma wiele wspólnego (niekiedy nawet: nie ma nic :D ), dziś dla odmiany chciałabym opowiedzieć o Rosji w pigułce. Jednej z wielu, wszak wyobrażeń, wspomnień, refleksji na temat Rosji są nie tysiące,  lecz miliony.

Dlatego pozwolę sobie opisać jedną ze znacznej liczby olfaktorycznych wariacji na temat największego kraju świata, od ostatniego niewypału różniącej się tym, że kryje w sobie cząstkę prawdy. Jednej z wielu prawd. :)


Maroussia Slavy Zaitseva (zwanego dalej zgodnie z zasadami polskiej transliteracji Sławą Zajcewem) o kraju projektanta zwanego "imperatorem rosyjskiej mody" opowiada za pomocą kilku środków stylistycznych, z których najważniejszymi są bogate, barokowo rozbudowane epitety, alegoryczność treści oraz oksymoroniczność formy. Marusia łączy w sobie przeciwności, kreuje opowieść pełną przepychu wymieszanego z ascezą, formy etniczno-kulturowe czytelne właściwie tylko dla osób, które o rosyjskiej kulturze mają jako takie pojęcie z oczywistym dla każdego mieszkańca ziemi wyrafinowaniem, szlachetnością formy, zmyślnym a niebanalnym mariażem wysokiego z niskim, ciemnego z jasnym, ludowego z arystokratycznym, świętego z przeklętym. Równie barwnego i niejednoznacznego, co sami Rosjanie.

No i, last but not least, perfumy Zajcewa świetnie pasują do jego kolekcji ubiorów. :) Właściwie, chcąc zrozumieć czy też "zaocznie poznać" Marusię, moglibyście przeglądnąć fotografie dokonań projektanta.


Mnie jednak pachnidło przywodzi na myśl pewną fotografię, zobaczoną ponad rok temu na jednym z anglojęzycznych portali a której mimo kilkugodzinnych poszukiwań w Sieci niestety nie zdołałam odnaleźć. Szkoda, bo do zilustrowania omawianego aromatu nadawałaby się znakomicie.
W czerni i bieli przedstawiono na niej scenkę z Wielkiego Miasta, z Moskwy albo Petersburga. Na ławeczce przystanku autobusowego czekały dwie osoby: młoda, piękna dziewczyna o stroju, fryzurze i makijażu w gatunku najlepszym z możliwych, otoczona firmowymi torbami Diora oraz Prady jak również mężczyzna o wyglądzie co najmniej zaniedbanym, w walonkach i kurtce tak dziurawej, że spokojnie można było podziwiać wypełniającą ją watę. Tuż obok mężczyzny na ziemi walało się kilka pustych butelek albo puszek po piwie, już nie pamiętam. A że ów człowiek na pewno był pijany świadczył fakt, iż grawitacja niebezpiecznie ściągała go na bok, poza stabilny teren ławki. ;)

No i ściągnęła, ponieważ fotografia została zrobiona dokładnie w chwili, kiedy być-może-bezdomny wywijał spektakularnego "orła" i wycelował obie kończyny dolne w stronę dziewczyny. Która z kamiennym wyrazem twarzy zdołała uniknąć styczności ze współtowarzyszem oczekiwania na autobus, podwijając nogi pod siebie i opierając je na siedzeniu ławki. Zaś papierowe torby z logo najlepszych domów mody zachowały równie stoicki spokój, nawet nie drgnąwszy. ;) A to wszystko na jednym niepozornym, banalnym przystanku.
Ot, zwykły dzień w rosyjskim Wielkim Mieście. :] Gdzie silne kontrasty tudzież ambiwalencja są tak oczywiste, że nie budzą szczególnego zainteresowania (wyjąwszy fotografa ;) ). A nawet, paradoksalnie, świetnie się uzupełniają.

Podobnie odbieram Marusię, pachnidło zestawione ze sprzeczności, bogate choć nie przeładowane, na równi elitarne oraz egalitarne, ani całkowicie burżujskie ani menelskie. A raczej i takie, i takie jednocześnie. :)


Gdyż w otwarciu pachnidło okazuje się słodkie, dziwnie mydlano-kwiatowe, pulpowato miękkie, jasne. Zestawione tak, że nie sposób dociec, jakie dokładnie kwiaty składają się na ów rosyjski bukiet, tak jest ich dużo i tak wspaniale pachną. Wyczuwam jedynie słodki ylang-ylang (a może to orchidea? na przykład waniliowa?), białe lilie o wielkich kielichach oraz irysy szklisto-guzełkowate, ani ostre ani maślane. Na pewno nie świeże, co bardzo mnie cieszy. :)
Tuż obok nich rozpościera się niezbyt dosłowna chmura aldehydów, dzięki czemu otwarcie perfum przypomina trochę rywalizację dwóch gwiazd o jedną scenę: każda usiłuje zrobić wszystko, by swym kunsztem oraz pięknością przyćmić tę drugą. Natomiast gdzieś pomiędzy nimi, po cichutku, rodzi się i rośnie akcent cieleśnie brudny, cywetowy. Benzoesowo-skórzany, słodkawy, odrobinę amoniakowy, niczym powietrze małego pokoiku po suto zakrapianej libacji.

I teoretycznie można pomyśleć, że ów akcent wbija się między odrobinę staroświeckie, konwencjonalne nuty zbyt mocno, psując ich pełną gracji acz zaciętą grę zgrzytliwym dysonansem. Tak jednak nie jest. To, co teoretycznie powinno budzić zaniepokojenie, okazuje się niezbędnym elementem pejzażu. Dzięki słodyczy lekkiej, suchej, niekulinarnej wanilii kwiaty z aldehydami łączą się w całość, zaś cywet nabiera spokojnej, odświeżającej jasności w kolorze starego złota. Nie zmienia jej nawet dodatek "orientalnego", brudnego piżma ani gorzkiego sandałowca. Czasem tu i ówdzie pojawia się nawet cienka smużka brudnożółtego kadzidła, najpewniej elemi.



I tak sobie trwają, zamierający choć nadal potężny bukiet jasnych kwiatów (chyba jasnych), mydlano-suche, świdrujące aldehydy, akordy odzwierzęce oraz drzewne, wszystkie razem, na kupie, jedno koło drugiego, nad i pod jednocześnie.
Niby kakofonia a jednak harmonia. Niby przesyt, ale jednak nie opuszcza mnie wrażenie, że do formuły można by dopisać to i owo. Niby ciężki kaliber, lecz zadziwiający lekkością oraz łagodnych charakterem. Właśnie... niby Marusia to niepozorna szara myszka, ale nigdy nie wiadomo, kiedy przeobrazi się w zapierającą dech w piersiach uwodzicielkę. Albo kiedy przywali między oczy: mocno, bez ostrzeżenia ale za to ze skutkiem natychmiastowym.

Taak, najsłynniejsze pachnidło sygnowane przez Sławę Zajcewa to prawdziwy kameleon. A przecież podobne określenie nie oddaje istoty charakteru Maroussi. Ona bowiem niczego ani nikogo nie udaje. Taka po prostu jest. Sprzeczności są sednem jej duszy.
Trudno się o niej opowiada.


Rzeczywiście, poeta Fiodor Tiutczew miał rację: "Rosji rozumem nie pojmiesz".
Ale czy na pewno?

"Tylko rozumem, taka twoja mać!" :D
Ale czy na pewno?

Harmonia sprzeczności. :]


Rok produkcji i nos: 1992, ??

Przeznaczenie: zapach teoretycznie damski lecz nie widzę przeciwwskazań, by mogli korzystać zeń mężczyźni.
Dosyć bliski skórze, choć wyczuwalny bez trudu; czyli nieprzesadnie dyskretny. :) Na okazje, jakie tylko nam się zamarzą.

Trwałość: od sześciu do blisko dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: czarna porzeczka, bergamotka, ylang-ylang, aldehydy, neroli, narcyz
Nuta serca: róża, hiacynt, tuberoza, lilia, irys, goździk (kwiat), jaśmin, orchidea
Nuta bazy: drewno sandałowe, cywet, piżmo, ambra, wanilia, bób tonka, drewno cedrowe, benzoes, inne kadzidła
___
Dziś Skarb marki Humięcki & Graef.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1.i 2. http://www.zimbio.com/pictures/9LMKSb8UT3d/Mercedes+Benz+Fashion+Week+Russia+Fall+Winter/browse?Page=1
3. http://photos.thenews.com.pk/e_image_detail.asp?picId=42283&catId=8&date=3/22/2012&dd=1&albumId=0
4. http://sesamclub.blogspot.com/2011/02/blog-post.html

9 komentarzy:

  1. Marusia to nie moja bajka, próbowalam ale nie udało nam się. Odczuwam ją podobnie jak Poisony Diora niby wszytsko jest z nimi w porządku a jednak coś sprawia, że nie jestem w stanie tego nosić.

    Za to kolory i wzory z wybiegu bardzo "moje"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak się dzieje; wtedy mówię, że perfumy "doceniam". ;>
      A Marusia jest naprawdę specyficzna, by nie rzecz, że dziwaczna. Zatem może budzić odruch obronny. :)

      Prawda, kolory i wzory są super. :)

      Usuń
  2. Jeszcze jakiś rok temu byłam święcie przekonana, że Slava Zaitsev to kobieta. Skąd się we mnie uplęgło takie założenie- nie wiem.
    Marusia zaś moim nosem to pogrzeb. I papierosy palone nad trumiennymi wieńcami przez kogoś całkiem pozbawionego taktu. Później pojawia się, nieproszone, mydło- i koniec Marusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że ma "a" na końcu imienia? ;)

      Czytałam Twoją recenzję na Wizażu, a jakże. I pomyślałam, że to kolejny dowód, by nie zagłębiać się w cudze słowa przed napisaniem własnych. Bo raptem zaczęłam odnajdywać w perfumach wszystko, o czym pisałaś - rzecz jasna nie wyłącznie, ale w mojej głowie powoli zaczął tworzyć się całkowicie nie-mój pejzaż. ;)

      Usuń
  3. Na mnie Marusia to mieszanka kwiatowego mydełka z kadzidełkiem - lekka i zaskakująca za każdym razem i nigdy nie wiem czy będzie ziębić czy grzać ;) i o dziwo mój fujający na większość zapachów mąż bardzo ją lubi , mówiąc że śliczna i delikatna .
    Ciekawa jestem , czy występuje w innej koncentracji niż edt - chyba tak , bo na zdjęciu flakon jest niższy i przezroczysty , może to edp albo ekstrakt ? Bardzo byłabym ciekawa jak by pachniały :)

    Wiedźmo , a próbowałaś Nikity tegoż Sławy Zajcewa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mydełko z kadzidełkiem chyba by mnie rozczarowało; choć kto wie? :) Czasem potrzebna jest taka niebanalna lekkość. Choć istnieje też możliwość, że Twój Mąż lubi Marusię, ponieważ nie jest aż takim "potworem" jak większość Twoich perfum. ;] I tylko przez kontrast wydaje Wam się delikatna. ;)

      Zdjęcie wygląda na zrobione gdzieś w okolicach premiery zapachu, na początku lat 90. Może wtedy flakon tak właśnie wyglądał, dopiero później go przyciemnili oraz pociągnęli trochę do góry? I faktycznie, raczej mało prawdopodobne, by zapach od tej pory pozostał niezmieniony.

      Nikity niestety nie znam.

      Usuń
  4. Marusia naprawdę jest delikatna , nie przez kontrast :P
    Jakbyś chciała poznać Nikitę , to służę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to niech wam będzie. ;)
    Masz Nikusia? A wart on testów? (gópie pytanie, testować zawsze warto ;) ) Bo chętnie bym poznała, gdyby ktoś dokleił mi jeszcze cztery ręce - albo wreszcie sprawię sobie klona. ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To podeślę sampelka i w wolnej chwili przeteścisz :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )