poniedziałek, 14 stycznia 2013

Co nowego w Monte Carlo?

Dziś chciałabym zaprezentować - wreszcie - swoje zdanie o pachnidłach marki Perris Monte Carlo. Które poznałam dobrych kilka(naście?) tygodni temu dzięki uprzejmości Jaroslava. :) Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że już wkrótce będą one powszechnie dostępne w naszym pięknym kraju. Lecz to dobrze, miałam mnóstwo czasu, aby perfumy należycie poznać, rozszyfrować i... czy zapomnieć?


Ambre Gris

To kolejna już, typowa wśród aromatów niszowych, ambra dymna, sucha, popielista. Kłująca w nos rozwibrowanymi akordami drzewnymi, miękko rozjaśniona wanilią oraz odrobiną słodkiej, dzikiej róży. Z - uwaga! - kumaryną w miejsce "tradycyjnego" paczuli. Zabieg intrygujący, odświeżający, zacny. W bazie pojawia się cielesne acz rozjaśnione złociście labdanum; plus drewna. I jeszcze więcej kumaryny. :D Sianko rządzi! ;)
Mimo wszystko - nie. Zdążyłam poznać już zbyt wiele wód do obecnej tu Ambre Gris bliźniaczo podobnych. I chyba nadal wolę jej imienniczkę od Balmain. :)

Skład:
dawana, geranium, róża, drewno sandałowe, drewno cedrowe, ambra, piżmo, labdanum, wanilia, kumaryna


Bois d'Oud

Alfabetycznie rzecz ujmując, pierwsza z dwóch agarowych wariacji marki.
No i od razu czeka nas całkiem przyjemna niespodzianka. Oud teoretycznie dobrze nam znany; jak chcieliby niektórzy ;) dentystyczno-szpitalny, lizolowy, ostry. Dla mnie krystalicznie ciemny, tak piękny w ujęciach M. Micallef, Montale czy prywatnej linii Armaniego (och, Oud Royal! Dlaczego nie mogę Cię opisać?). Tym razem ukazany nam w towarzystwie zróżnicowanym, zaskakująco bogatym oraz... mainstreamowym; damsko-mainstreamowym. Bo jak inaczej powiedzieć o plastyczniej, soczystej, miłej w dotyku paście z kwiatów oraz owoców? O słodkiej brzoskwini, ciemnej, nieco skórzastej śliwce węgierce (byłabyż ona wędzona?)? O jasnym, pełnym, nęcącym kwiecie pomarańczy, wspomaganym przez różę, jaśmin - bodaj wielkolistny - a także żywe, drobniuteńkie irysowe szpilki? O słodyczy, która stopniowo zaciera granice między poszczególnymi nutami, narasta, łącząc w sobie pożądliwą fioletową ciemność Boxeuses Lutensa z klasycznym Poison, Organzą Givenchy czy nawet odrobiną zeszłorocznej nowości marki Roberto Cavalli, RC edp? A do tego oud!
Całość zdecydowanie warta większej uwagi.

Skład:
bergamotka, śliwka, brzoskwinia, kwiat pomarańczy, irys, róża, jaśmin, paczuli, labdanum, drewno cedrowe, czarne drewno (indyjski palisander a. dalbergia szerokolistna), wanilia, piżmo, ambra, oud


Essence de Patchouli

Czyli kolejne "paczuli postarzane", pogłębione, suche, ciepłe. Kryjące w sobie zaledwie cień osławionej "zagrzybionej piwnicy", lecz i o lata świetlne odległe od słodziutkich oranżadek.
Trudne do rozłożenia na części pierwsze; z pewnością spokojne, dosyć statyczne, w miarę upływu czasu coraz bardziej żywiczne (nie kadzidlane!), drzewne, gorzkie. Jeszcze później suche; o akordzie słodyczy, która trzyma się na uboczu, trochę w cieniu. Wyjątkowo nie chce błyszczeć a "jedynie" rozdaje karty wszystkim wymienionych nut oraz półtonów.
Delikatne i bardzo dyskretne.

Skład:
geranium, absolut różany, irys, drewno cedrowe, drewno gwajakowe, kumaryna, paczuli, labdanum, piżmo


Musk Extrême

Krańcowe Piżmo? Przesadzone? Takie, że już nie sposób posunąć się dalej w "piżmowości"? O, nieee...! ;)
Oczywiście, że się da. Tylko twórcy pachnidła zrezygnowali z przesunięcia tej trudnej dla mnie nuty ad absurdum, gdzie już tylko irytujące mydliny oraz bliżej nieokreślony "organiczny smrodek". W omawianym przypadku na czoło wysuwa się akord świeży, nieco mydlany, zresztą szybko dryfujący w stronę grafitowoszarej, ciepłej cielesności. Jednak w dalszym ciągu "czystej", tak symbolicznie jak dosłownie. ;)
Musk Extrême zresztą szybko okolono jednolitym, gęstym bukietem kwiatów (które jednak pozbawiono sporej części przyrodzonej im siły), szczególnie jasnym, ostrym, delikatnym irysem jak w Ambar Jesusa del Pozo. Nawet bazowa, nienarzucająca się, daleka od kulinarności słodycz, tez ma w sobie coś z rzeczonego Ambar.
Bardzo ładne, spokojnie zmysłowe, odrobinę senne, błogie piżmo. Warte, by zanurzyć weń nos. :)

Skład:
bergamotka, absolut różany, goździk (kwiat), kumaryna, wanilia, ambra, piżmo, irys


Oud Imperial

Oud ostry, dymny, przyprawowo-żywiczny, nieco gorzki, krystaliczny. Najbardziej typowy przez co wydaje się najsłabszym, najmocniej zgranym elementem całej serii.
Z czasem coraz więcej w nim kadzidła oraz spalonych ziaren kminku. Po jakimś czasie pojawia się silne drewno cedrowe  (po raz pierwszy, choć nuta przewija się po chyba wszystkich pachnidłach marki) złączone w całość z wetywerią zatrzymaną dosłownie o krok od octowej kwasoty. No i labdanum z szafranem, powoli acz konsekwentnie ocieplające kompozycję.
Dosyć mocne, o średnim sillage.
Chociaż niezbyt oryginalne.

Skład:
jaśmin, kminek, szafran, paczuli, oud, dalbergia szerokolistna, drewno sandałowe, drewno cedrowe, labdanum, wetyweria


Wszystkie pachnidła stworzyła w roku 2012 rodzina Perris (kolektywnie? jak Durante od Pro Fumum Roma?).
[ta sama, która wcześniej wskrzesiła markę Houbigant]

Charakteryzują się przyzwoitą, kilkugodzinną trwałością.


Może nie rewelacja ale kawał przyjemnego, acz wtórnego perfumiarstwa - i owszem. Kto lubi podobne klimaty, nie zawiedzie się. ;) Kto nie jest ich oddanym miłośnikiem ale chciałby/chciałaby zmienić zdanie, argumentów niech poszuka gdzieś indziej.
Gdyż pachnidła wydają stworzone dla miłośników niszowej ostrości (z wyjątkiem Oudowych Lasów oraz Piżma); przekonują już przekonanych, jeśli wiecie, o co mi chodzi. :)
___
Dziś Fireside Intense od Sonoma Scent Studio (aczkolwiek obecnie zbyt wiele go na sobie nie czuję; 'Perrisy', zdaje się, nie znoszą konkurencji ;) ).

16 komentarzy:

  1. Oooo to właśnie zapachy których poznania pożądam od kiedy tylko dowiedziałam się o tym, że ta marka jest już w Q. Twoje recenzje nieco ochłodziły mój zapał ale nie na tyle żeby przestać chcieć. Jak zwykle jednak naszła mnie refleksja, że wiele sobie wyobrażamy i obiecujemy a rzadko kiedy rzeczywistość dorównuje tym oczekiwaniom. Ale za to czasem... bywa pięknie

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie, Polu, list z Perrisami (i nie tylko) już do Ciebie wędruje. :) Oczekuj na dniach. Pewnie jutro, bo ostatnio poczta działa zaskakująco szybko (żeby tylko nie zapeszyć ;) ).
    Bo warto je poznać.
    Oczekiwania... lepiej ich nie mieć, bo nie ma nic gorszego, jak zawiedzione. Taki zapach - i nie tylko zapach - już na starcie ma u nas dużego minusa, choć teoretycznie nie zasłużył. Ale zgadzam się, że czasami trudno niczego nie oczekiwać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie mam na nadgarstku Bois d'Oud- i prawdę, samą prawdę prawisz. Oud jest ostry, lizolowy, gorzkawy, dryfujący w kierunku lekko nadpalonej gumy. Głębokie, aksamitne drzewne tło które i mnie kojarzy się z Poison umila obcowanie z Bois d'Oud ale i tak już boję się spotkania z Oud Imperial.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Nadpalona guma nie brzmi przyjaźnie. Niemniej jednak cieszę się, że skojarzenie z Trucizną nie odstraszyło Cię od Lasów. :)
      Za to w agar w samym tylko otwarciu OI szczerze mnie zadziwił. Ale na szczęście ciąg dalszy był dla Cię łaskawy. ;) Mnie też się spodobał. A jak znajdujesz resztę pięcioraczków? [tylko nie pisz, że głośno krzyczysz ich imiona i same przybiegają ;P ]

      Usuń
  4. Jak na razie miałam pobieżny kontakt z Perrisami, ale Oud Imperial, mimo że niby-nic-odkrywczego, utkwił mi w pamięci. Ech, przewidywalna jestem... ;P
    I próbka siedzi w pudle... oj, muszę się za nią zabrać na poważnie, bo chyba jednak coś w sobie ma... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy jesteśmy przewidywalni/ne, taki to już los maniaka, który miał/a nieszczęście skalibrować się na drzewa, żywice, kadzidła, balsamy i całą resztę niszowego tałatajstwa. ;>
      W takim razie nie zwlekaj, zabieraj się za testowanie a potem opisywanie! :) Grzecznie proszę o kolejną opowieść (niekoniecznie Sonomy ;) ).

      Usuń
  5. Właśnie testuję Oud Imperial- i podoba mi się, może dlatego że agar obecny jest tylko w otwarciu. Później czuję gorzko-słone labdanum z Bois d'Ascese oraz palone, sczerniałe ziarna kminku na dymnym, mrocznym drewnie.
    Mrau!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedźmo jesteś aniołem! Mam dwa oudy na sobie i jestem w szoku. Jakież to szczęście że nie kupiłam bois d'oud w ciemno!

    Wrażenia na szybko aż sobie napisałam w formie krótkich notek:

    Bois d'Oud- tzw szpital+ tona słodkiego owocowego pudru, potem tona owego pudru z nutą szpitala

    Oud Imperial- syrop na kaszel pini + swąd nadpalonej grudki bursztynu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejże, wiedźmy nie mogą być aniołami! Z definicji.
      Nam to uwłacza.
      :P

      Ale przynajmniej jeden oud Ci podszedł. Czyli jest dobrze. :)

      Usuń
  7. oooo nie... wącham sobie dalej imperialny oud i chcę to, chcę wąchać cały czas, gorzko żywicznie i leśnie

    OdpowiedzUsuń
  8. Polu, widzę że podobnie odbieramy Oud Imperial. Mnie także się podoba.

    Wiedźmo, prócz oudów testowałam jeszcze tylko Paczulę- piękna jest, bardzo noszalna, nieco podobna do Paczuli Micallefów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jestem ciekawa Twoich wrażeń odnośnie OI.

      Popatrz, sama tego skojarzenie nie wyczułam. Patchouli do Micallef dla mnie jest bardziej miękkie, puchate, jakby.. słodkie bez słodyczy, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. :) I rzeczywiście noszalne, jak i E. de P. Delikatne, ale czy aż tak? Hmm, zabiłaś mi ćwieka. :)

      Usuń
  9. U Micallefów na mój nos więcej jest rodzynkowości, orzechowości a mniej patyny. A poza tym to niemal ten sam zapach, przepiękne wcielenie paczuli.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wpadłem, żeby porównać nasze odczucia, co do Bois d'Oud i są bardzo, bardzo zbieżne. Powoli dochodzę do wniosku, że zapachu mogą być jednak opisywane obiektywnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, podeszliśmy do zapachu podobnie.

      Co do obiektywizmu nie byłabym przekonana, przynajmniej nie całkiem: wierzę, że perfumy mogą posiadać jakiegoś "ducha", którego wyczuwa każdy, niechby tylko podświadomie. I jakoś do niego się odnosi.

      Jak z człowiekiem; możemy wszyscy wiedzieć doskonale, że Iksiński jest lekkomyślnym wesołkiem, ale w zależności od wielu czynników lubimy go za tę beztroskę albo nie lub jest nam doskonale obojętna. Moim zdaniem obiektywizmu w opisywaniu perfum należałoby szukać raczej w podobnych rejonach.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )