środa, 16 stycznia 2013

Perfumy, o których nie napiszę

A przynajmniej mam z tym znaczny problem.

Z kilku powodów. Na przykład mimo długiej i owocnej znajomości nie potrafię ubrać w słowa swoich wrażeń, spostrzeżeń, wizji. Jakoś się nie składa. Dzieje się tak w przypadku Oud Royal Armaniego i Midnight Oud Juliette Has a Gun; legendarnego Tabu marki Dana oraz równie świetnego Bal à Versailles marki Jean Desprez; Muglerowego Angela wraz z liczną świtą flankerów, Tea Rose od Perfumer's Workshop, Padparadschy od Satellite, obu YSL-owskich Nu (edt oraz edp), Pour Une Femme oraz Pour Un Homme od Caron, Ambar Jesusa del Pozo, Loverdose marki Diesel...

Kolejną grupę stanowią zapachy, które - jak mi się wydaje - znam zbyt słabo (choć w praktyce ich część nie jest mi obca już od wielu lat), by móc mierzyć się z ich legendą przez duże L. Myślę przede wszystkim o Opium, bardziej damskim niż męskim, N°5 Chanel, L'Heure Bleue albo Jicky od Guerlain (aczkolwiek rzecz tyczy się większości "starych Guerlainów") czy Youth Dew od Estée Lauder. W tej grupie znajdują się też zapachy młodsze, by wymienić Flowerbomb Viktora i Rolfa albo Black marki Bulgari tudzież jego po-części-imienniczkę, Black Orchid Toma Forda.


Istnieje wreszcie ostatnia, najbardziej kłopotliwa z kategorii: pachnidła, których nie rozumiem bądź nie akceptuję. Które, chcąc być uczciwą wobec Was i siebie samej, powinnam zgnoić bez litości a jednak - wolę tego nie robić. Jakoś trudno, skoro cieszą się niesłabnącym zaufaniem tylu osób.
Ostatecznie, cóż dobrego mogłabym napisać o większości Hermèsowych Ogródków, o Amor Amor wraz z  Edenem od Cacharel, o damskim Cool Water Davidoffa czy też Dune marki Dior, którego popularności (i to wśród fanów "moich" klimatów!) od lat nie potrafię zgłębić? Co mogłabym powiedzieć o Miss Dior z ostatnich lat, jak chcą znający temat lepiej ode mnie, wykastrowanej bezlitośnie a nieodwracalnie? Co stwierdzić o zapachach, których oryginalności [większej lub mniejszej ale zawsze pewnej] nie sposób zaprzeczyć, jednak moja niechęć skutecznie stawia barierę wszelkim próbom przekonania się do ww. pachnideł.
Nawet o J'Adore Diora napisałam tylko i wyłącznie dlatego, że mnie o to poproszono. O wariacji na jego temat, Flowerparty marki Yves Rocher, nie przeczytacie tu chyba nigdy.


Hmm... Nie jest łatwo pisać o zapachach nawet wówczas, kiedy dokładnie wiemy, co i dlaczego chcielibyśmy przekazać. :)
___
Dziś 24 Faubourg marki Hermès, piękne i opisane już dawno. ;)

P.S.
Ilustracja pochodzi z http://desmitten.wordpress.com/2012/12/03/everyday-imagery-8/

7 komentarzy:

  1. Ooooo , moja droga , jeżeli idzie o Dune , to muszę ją wziąć w obronę - po rozwinięciu jest to niemal dokładna kopia radzieckich perfum "Karmen" (znaczy Carmen:) ) z lat 60 :))) i najwyraźniej bardzo trudno było odtworzyć formułę , skoro Diorowi to 30 lat zajęło , bo nie sądze, żeby radzieccy perfumiarze chętnie przekazali ją burżuazyjnemu kapitalistycznemu wrogowi ustroju :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyyy! Kłap. Szczęka opadła mi na kapcie (nie, żebym korzystała ze sztucznej... :> ).
      Kurczę, a to zniewaga, dla Rosjan i dla całej Słowiańszczyzny w ogóle. No, coś podobnego! Skandal.
      ;P
      Ale z drugiej strony, trochę to wyjaśnia moją niechęć wobec Dune: podróbki czy odpowiedniki - nawet te oficjalne i na półkach perfumerii obecne tuż obok swych pierwowzorów - zawsze były wkurzająco cwaniackie. :D

      Usuń
  2. Wiedźmo wymieniłaś same największe,a zarazem najpiękniejsze zapachy,które trudno ci ubrać w słowa.Każdy z nich jest na mojej liście do mienia:)Może warto byłoby zilustrować wysmakowanymi zdjęciami,jak to miało miejsce w przypadku Vetiver Extraordinaire.Na mnie zadziałało!:)
    Co do pachnideł,których nie akceptujesz to również mogę się dopisać.
    Praktycznie wszystkie wymienione nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia,większość wręcz odrzuciła:)także nie rozumiem tego zachwytu.
    p.s.
    24 Faubourg jest piękny tylko na samym początku,lecz to co się dzieje potem to katastrofa,dlatego unikam Heresa jak ognia:)
    pozdr,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy? Nawet Carony i Loverdose? ;)
      Pomysł ze zdjęciami mógłby być jakimś rozwiązaniem, ale niezbyt często. Wolałabym jednak nie epatować tą formą "recenzji" zbyt często. Aczkolwiek podejrzenia, że jest ona chodzeniem na łatwiznę, mało ma wspólnego z rzeczywistością. :)
      Cóż, my chyba lubimy wyzwania Jarku. ;) Tak ściśle olfaktoryczne, jak np. w kwestii zdobywania perfum trudno dostępnych. :]
      24 F. ma w sobie ceniony przeze mnie kwiat pomarańczy, zatem trudno, by mnie odrzucał. ;) Poza tym budzi wizję, mocną i bliską memu sercu. A Hermès ma w swojej ofercie jeszcze kilka innych ciekawych pachnideł, by wymienić Elixir des Merveilles (cudna, słoneczna śródziemnomorska słoność) czy Rouge d'Hermès. Ale kiedy przychodzi mi zagłębić się w pozostałe dzieła ich nadwornego perfumiarza, to... jakby tu?... no, wiesz... tego... :> ^^

      Usuń
  3. Zawsze mam problem z pisaniem o zapachach, które uwielbiam - ciężko mi rozkładać na czynniki pierwsze, analizować i systematyzować doskonałość. Nie lubię pisać o zapachach nieciekawych, bo nie wzbudzają żadnych nastrajających do pisania emocji. Z przyczyn oczywistych nigdy nie napisze o pewnych zapachach (nie będę wymieniać, jakich, bo nie chcę nikogo urazić), bo prędkość, jaką osiągam w drodze do łazienki, żeby skrobać, szorować, usuwać, raczej nie zezwala na spokojne rozwinięcie zapachu. Są również zapachu, które już ulatując z korka, wywołują migrenę... jedyne co o nich mogę napisać, to że wywołują migrenę, ewentualnie mogę opisać różnice w rozwoju tejże migreny i jej moc (tudzież pazur) i długość trwania (ogon?).
    Jak się tak zastanowić, wychodzi na to, że nie powinnam pisać o perfumach w ogóle. I tym wielce optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wywód ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej opinii najgorzej jest z tymi kompletnie obojętnymi. Bo mnie "ruszają" wcale, czasem mam je za co najmniej przeciętne lecz - jak to napisać, żeby nikogo nie obrazić? Choć czasami, kiedy perfumy uważam za fatalne (i nie o sprzeczność z moimi gustami chodzi - z tego, jak mam nadzieję, powoli już wyrastam), nie ma szczególnych obiekcji. Bo a nuż zło, które pozostaje niepiętnowane pomyśli, że nie mamy nic przeciwko niemu? I się rozpleni? Przecież w perfumach to również się dzieje! Kiedy ostatnio wyszłaś z popularnej sieciowej perfumerii w stanie permanentnego zachwytu? ;> Podejrzewam, że raczej dawno temu. ;)
      Acz rzeczywiście obiekcje, czy zjechać coś, co nas wymęcza na wszystkie możliwe sposoby ale miliony innych użytkowników zachwyca blokują chęć podzielenia się własną opinią na ich temat.
      Z potężną migreną miałam jeden przypadek: Vanitas od Pro Fumum (Profumum? nigdy nie wiem) Roma. Zabójczy słodziak, który spacyfikował mnie na ponad dwa dni.
      Więc też nie powinnam pisać o perfumach. I na dobrą sprawę nikt nie powinien. ;) Bo niby kto? Luca Turin, który nie uznaje innych kryteriów nad czubek własnego nosa (wszelkie wieloznaczności w interpretacji dozwolone ;) )? Octavian C., który coraz rzadziej recenzuje perfumy, zagłębiając się kulturowe meandry olfaktoryki (i za to go lubię! :) )?
      Jak inaczej wyrobić sobie opinię na temat danych perfum, jeżeli nie wąchając ich, testując i jeszcze - ewentualnie - nie wyciągając średnia arytmetyczną (olfaktoryczną?) z opinii porozrzucanych gdzieś po Sieci? I tu pojawia się nasza rola: wrzucanie kamyczków do ogródka; albo jego potajemne pielenie. ;) Jeszcze jeden głos w tłumie. Tylko i aż.
      Spoko; długie wywody są, jak widać, mile widziane... ;)

      Usuń
  4. A ja się z Wiedźma zgodzę, parę tych popularnych klasyków jest przereklamowanymi produktami często używanami, z czystego snobizmu( nie zawsze są ludzie, którym naprawdę się podobają) bo przecież jak powiem że pachnę Avonem to biedaczka, jak powiem że pachnę Diorem nawet jak jest dziwny to jest coś bo kosztuję kupe kasy:)!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )