niedziela, 25 listopada 2012

Muza w panterkę ;)

Mitzah Bricard była przyjaciółką i muzą Christiana Diora. Charakterystycznym elementem jej ubioru okazała się skłonność ku egzotycznym futrom oraz wzorom je naśladującym.
Ciekawe.. O ile w swoich czasach M.B. uchodziła co najwyżej za bogatą ekscentryczkę, w dzisiejszych interpretacjach mieściłaby się gdzieś między morderczynią chronionych gatunków a lalą ubraną w szczyt kiczu - panterkę. Jak szybko zmieniają się nasze gusta!

Nie inaczej dzieje się w przypadku perfum. To, co kiedyś na tyle przeciętne, by bez przeszkód móc utrzymać się na półkach sklepów przez dekady, dziś uchodzi za przykład niespotykanej ekstrawagancji. Jak pachnidła sprzed lat, mocarne szypry oraz chmury aldehydów; na tle współczesnych nam kompocików bez charakteru rzeczywiście porażające wręcz swoją siłą.
Czasami tęsknimy do tego typu kompozycji i szukamy godnych ich zamienników; chyba tym (nie wliczając głównego, finansowego powodu) kierowała się marka Dior, poświęcając Mitzah Bricard zapach z butikowego cyklu La Collection Couturier Parfumeur, nazwany jej imieniem.

Mitzah otwiera się ostrą, dosyć jednolitą pastą z egzotycznych przypraw oraz konfiturowej, acz niezbyt słodkiej, róży. Z czasem przeistacza się z akord dobrze mi znany: pikantną ambrę; śliczną, choć eksploatowaną wcześniej setki razy. A może to nie tyle ambra co labdanum, już bardziej słodkie choć w lejące i złociste? Bardziej w stylu Labdanum de Seville marki L'Occitane niż tego od Donny Karan (mojego prywatnego czystkowego ideału ;) ). Zresztą to nie jest szczególnie istotne, ponieważ po chwili czystek zbryla się i krzepnie, staje się bardziej słodki, zaś przyprawy obierają kurs na suche, lekko piwniczne paczuli. Ono również wydaje się doskonale znajome - oraz nad podziw często zestawiane z pikantną, przyprawową ambrą, by wymienić Ambre Fétiche od Annick Goutal, Amber Absolute Toma Forda, Ambre Sultan Lutensa... Wszystkie łączy pikantne wcielenie ambry z paczuli oraz burą a sproszkowaną mieszanką zamorskich korzeni, niemal niemożliwych do zidentyfikowania. Wszystko to czyni z Mitzah pachnidło doskonale wtórne, niezbyt wyrafinowane ale jak przyjemne! :)

Choć nie mam wątpliwości co do tego, jak mało zabiegów twórczych wymagało od François Demachyego stworzenie tego aromatu, jakoś nie potrafię myśleć o nim bez uśmiechu. :) Także później, gdy aromat ogrzewa się, staje bardziej sypki, nieśmiało zdominowany przez bliżej nieokreślone nuty drzewne (kapka sandałowca?) oraz sproszkowane nasiona kolendry. W finale Mitzah natomiast wraca słodycz, ciepła oraz delikatnie cielesna. Pachnidło po raz kolejny ujawnia orientalne ciepło, zduszony suchy paczulowo-ambrowy blask, żywiczną pełnię. A wszystko to ze stosownym rozmachem, w odpowiednim oddaleniu od ludzkiej skóry. Tak, jak lubię.

Mitzah to aromat przeciętny, niewnoszący w olfaktoryczny świat żadnych nowych doznań, pod powłoką oryginalności kryjący pełzającą przeciętność, która nie powinna być tajemnicą dla nikogo, kto choć trochę zna się na perfumach. Jednak czasami nic nie jest równie cenne, jak właśnie przeciętność; czasem warto po prostu wziąć oddech i rozkoszować się monotonią codzienności. Dlatego właśnie w opowieści snutej przez pachnidło powstałe ku czci przyjaciółki Diora potrafiłam znaleźć coś dla siebie.
Nie na tyle jednak, by zapragnąć flakonu. :) Od tego mam Ambre Sultan. Albo Ambre Fétiche. Lub Ambre Orient Armaniego. ;) Trudno dostępny flakon Diora tak naprawdę nie jest mi do niczego potrzebny. I całe szczęście.

Polu, dziękuję, że zechciałaś podzielić się ze mną Mitzah. :*


Rok produkcji i nos: 2010, François Demachy

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o dość wyraźnej aurze, tworzący za człowiekiem całkiem długi ślad.
Na okazje, jakie tylko uznamy za stosowne dla noszenia Mitzah. ;)  [Przypuszczam jednak, że część z Was za dnia mogłaby poczuć się przytłoczona pachnidłem.]

Trwałość: w granicach dwunastu-trzynastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa

Skład:

cynamon, kolendra, inne przyprawy, labdanum, róża, miód, kadzidło, paczuli
___
Dziś noszę... Właściwie to jeszcze nic. :D

P.S.
Pierwszą ilustarcję zaczerpnęłam od Octaviana C.: http://1000fragrances.blogspot.com/2010/10/mitzah-christian-dior-new-exclusive.html

12 komentarzy:

  1. :) No cóż ostatnio miałam takie przemyślenia odnośnie pachnideł marki Esteban i to mogłabym też powiedzieć o Mitzah. Nie są odkrywcze ani oryginalne ale są za to przyjemne i na tyle dobre, że nie obraziłabym się jakby takie zapachy stały na półkach perfumerii stacjonarnych stanowiąc przeciwwagę dla tego co tam stoi teraz... nie obraziłabym się też czując cześciej takie zapachy na innych ludziach w tramwajach, na ulicy, w pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast kombinować , lepiej wróciliby do starych receptur , na przykład z powrotem starą Miss Dior by wypuścili , ech... Nie lubię zastanawiac się , czy perfumy pachną czy nie pachną , a wąchając Miss Dior nie można było mieć wątpliwości w tym względzie ;P Aktualnie siedzę w obłoczku Azuree i też nie mam wątpliwości , czy pachnę ;)

      Usuń
    2. Polu - o to, to, to! :) Banał, ale za to przyjemny. Zapach, o jaki chciałoby się ocierać na ulicy. I to często, nie okazjonalnie: raz na pół roku albo i rzadziej. ;)
      Ale cóż... wytłumacz "kreatorom rynku" że nie tylko kompociki mogą się sprzedawać. :> Ech!

      Parabelko - pomysł przedni, porządny, uczciwy wobec wszystkich (szczególnie, jeśli na opakowaniu znajdzie się informacja na temat ryzyka uczuleń) tylko rozbija się o to, o czym wspominałam Poli. Osoby w stylu Ann Gottlieb w życiu nie dopuszczą, by w perfumeriach głównego nurtu zagościło cokolwiek, co choć trochę łamałoby obecne status quo.
      Wszystko, tylko nie to! Prawa do nijakości i dalszego psucia perfum będą bronić jak niepodległości (albo raczej sławetnej usańskiej czwartej poprawki ;P ). :]

      Usuń
  2. Nie macie przypadkiem wrażenie ża Mitzah to klon Miyako od Annayake? Testy porównawcze wskazują co prawda na subtelne różnice (Miyako ma gorętszą krew za to Mitzah bardziej spektakularnie ewoluuje) ale ogólny rys olfaktoryczny jest bardzo podobny.
    Lubię Miyako, Mitzah nie mogła mi się nie spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Cały czas wiedziałam, że Mitzah coś jeszcze mi przypomina! :)
      Klon może nie (albo raczej nie jestem pewna, bo Miyako już nie dysponuję) ale na pewno podobny przebieg oraz pokrewieństwo charakterów. Bardzo bliskie.
      Dedukcja godna Sherlocka H. :)

      Usuń
  3. Mitzah na mnie jest raczej podobne do Calypso Ambre ta sama słodycz, Miyako była na mnie do bólu kadzidlana, nie czułam tam ambry za grosz. Za to ze zdziwieniem czytam i słyszę, że ona tam jest wyczuwalna. Co rusz nawet kusi mnie zamówienie flakonu w celu ponownego sprawdzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Calypso Ambre niestety nie znam, więc brak mi ważnego (jak podejrzewam) punktu odniesienia.
      W Miyako za to jest całkiem sporo ambry, ale takiej właśnie brudnej, żywicznej, przyprawowej, z paczuli pospołu. Jak w w Ambrze od Annick Goutal

      Usuń
  4. Za powrót starych receptur też bym się nie obraziła choć myślę, że przeżycie podróży zatłoczonym zaparowanym tramwajem byłaby nie do przeżycia. Nieraz jak mam wątpliwą przyjemność tak się przemieszczać to cieszę sie, że ludzie nie pachną intensywniej. Choć akurat zapach miejskich środków lokomocji i higiena niektórych osobników to temat na oddzielny wątek i nie ma to wiele wspólnego z rodzajem perfum którego używa pozostała większość nawykła do codziennego uzywania wody i mydła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrót starych receptur byłby super ale coś czuję, że raczej nam nie "grozi". Choćby dlatego, że wyniki sprzedaży takich przedreformulacyjcnych dzieł raczej nie należałyby do szczególnie satysfakcjonujących, przynajmniej w PL. Tak więc rodzima komunikacja miejska w dalszym ciągu będzie sobie pachnieć lekko i nijako a także swojsko, żulo-niemyto. :)P

      Usuń
  5. Wolę w tramwaju najstraszliwsze perfumy w ilości i mnogości hurtowej niż jednego menela zapowietrzającego cały wagon.... Naprawdę .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w stu procentach. :) Naprawdę.
      Choć kiedyś musiałam zmienić przedział w pociągu z powodu pani, która nie żałowała sobie jakiejś podróbki Light Blue. ;> Ale to i tak lepiej, niż gdyby miała żałować na mydło. ;P

      Usuń
  6. Tak, Parabelko masz rację :( to jest nie raz tak, że menela juz nie ma a w powietrzu wisi smród, że aż strach.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )