niedziela, 15 lipca 2012

Światło księżyca


Dziś wymyśliłam sobie, że opiszę zapach-legendę. Ponadczasowy klasyk o nazwie Nocturnes; prawda, że pięknie? Czemuś, co tak się nazywa, mogłabym wiele wybaczyć. ;) Szczęśliwie nie muszę.

Choć w dzisiejszych czasach olfaktorycznej delikatności, obsesyjnej wręcz zachowawczości, ową ponadczasowość należałoby potraktować w sposób mniej dosłowny. Niczego pachnidłu nie ujmuję - uważam, że w istocie jest piękne, bogate oraz czyste bez łopatologii - jednak dla osób przyzwyczajonych do cukrowo-paczulowych ulepnych oranżadek tudzież wodno-cytrusowych bezjajców, Nocturnes może okazać się przeszkodą nie do pokonania.
Cóż, ich strata. Wystarczyłoby tylko mniej histerycznie podchodzić do perfum, które naprawdę pachną. :> Lecz to nieistotne.

Ważniejsza jest delikatność, jasna, eteryczna czystość, miękki, nasycony blask bijący od nie tak przecież sędziwej wody marki Caron. Porównywana do takich klasyków, jak Piątka Chanel czy L'Heure Bleue od Guerlain, jest przecież znacznie odeń młodsza. Faktycznie, podobnie jak one, równie daleko jej do klimatów muzealnych; Nocturnes naprawdę żyje. I całkiem nieźle radzi sobie z upływającym czasem.
Testowana przeze mnie próbka [niestety, nie pamiętam, od której z Dobrych wizażowych Dusz ją otrzymałam; dziękuję więc zaocznie :* ] wydaje się raczej współczesna, nie wiem zatem, jak przedstawiała się omawiana kompozycja w chwili premiery czy później. Tajemnice kolejnych reformulacji Nocy są mi obce. Dlatego też nie bardzo orientuję się, na ile dostrzeżone przeze mnie punkty charakterystyczne zbieżne są z pierwotną formułą pachnidła. Wokół czego tak kluczę?

Ano wokół wspomnianej już cechy - czystości. Która kazała mi zastanowić się, czy aby receptura nie ma przypadkiem oddawać honoru aktualnie panującym perfumowym trendom. Choć z drugiej strony... wystarczy pomyśleć o takich kompozycjach, jak Rive Gauche, jak K de Krizia czy White Linen, by zdać sobie sprawę, że moda na przejrzystość perfum nie wzięła się znikąd. Krążyła po naszej orbicie od lat a jednym z jej efektów są właśnie Nocturnes. Po prostu inaczej podchodzono do tematu głównego. Perfumy nadal miały przede wszystkim pachnieć, być wyraźne. Nie wstydzić się siebie, jak dzisiaj. ;]

Nawijam o niej jak nakręcona, gdyż to właśnie spokojna, wypracowana równowaga między światłem a cieniem, odzwierciedlająca się w dziesiątkach odcieni bieli i szarości, wydaje się sednem mojej dzisiejszej bohaterki. Nieco czystego mydła, jak we wspomnianym wcześniej L'Heure Bleue, miesza się z aldehydową nasyconą mocą białego płótna, co pięknie równoważy akord kwiatów pomarańczy. Niezbyt dosłowny, występujący właśnie w charakterze buforu dla nut ostrych oraz skłonnych do ekstrawertycznej przesady. Nie występuje jednak sam: kroku dotrzymuje mu łagodna, nasycona olejkami eterycznymi róża damasceńska, zmysłowy jaśmin, co nieco miodowej tuberozy. Nad nimi unosi się woń nut skórzanych, czyli świeżej, nieco przykurzonej bergamotki do pary ze skórzanym benzoesem jak również dosyć pikantną, brunatną gałką muszkatołową. Wszystko to miesza się w jednolitą pastę, niezbyt bliską skórze, przyjazną dla użytkownika, na sposób retro zaś - świeżą. Także w chwili, kiedy baza jednoznacznie ciemnieje, nabiera akcentów metalicznych, ostrych dzięki dodatkowi wetywerii oraz świeżym drzazgom drewna sandałowego. Gdzieniegdzie przemknie słodkawy cień wanilii, wspomagany przez przyjemnie mydlane, niemęczące, krystaliczne piżmo.

Czystość. Łagodny blask księżycowych promieni. Spokój. Debussy. Oto Nocturnes.

Rok produkcji i nos: 1981, Gérard Lefort

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, choć współcześnie na testy spokojnie mogliby pozwolić sobie i mężczyźni. Niezbyt cichy, choć sillage ma dosyć średni; raczej wieczorowy (aczkolwiek jest to sugestia bardzo luźna).

Trwałość: w granicach dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-aldehydowa (oraz świeża)

Skład:

Nuta głowy: aldehydy, mandarynka, nuty zielone, bergamotka, neroli
Nuta serca: jaśmin, tuberoza, ylang-ylang, cyklamen, konwalia, kłącze irysa, róża
Nuta bazy: wanilia, ambra, piżmo, drewno sandałowe, wetyweria, benzoes
___
Dziś Itasca od Lubin.

8 komentarzy:

  1. Wiedzmo dziękuję ci za tak sugestywnie napisaną recenzję.Wystarczy spojrzeć na spis nut,by utwierdzić się w przekonaniu,iż musi być to naprawdę coś bajecznego.Dziękuję ci również za poznanie tej marki (Parfum Sacre,Liquorice)
    Oczywiście na zapach będę polował jak głupi,gdyż wszelkie klasyki malują w mojej głowie naprawdę wysmakowane obrazy.
    Na pewno nie pominę:)
    pozdr,

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Twoje recenzje, jak żadne inne. Pięknie napisane. Na tyle pięknie, że już o nich marzę, mam nadzieję, że gdzieś znajdę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja skóra spaskudziła Nocturnes czyniąc z nich płaski, kwiatowy bukiet.
    Żałuję, bo tak jak Jaroslav, do każdego klasyka podchodzę z nadzieją i oczekiwaniami napuchłymi od legend i spisów nut.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jarku - a nie przesadzasz Ty przypadkiem z wylewnymi podziękowaniami, hę? :] Chyba, że jesteś ich przedstawicielem handlowym na Polskę, co niecnie trzymasz w tajemnicy. ;)
    Markę poznałam już dawno, dawno temu, więc siłą rzeczy coś a ich asortymentu musiało wzbudzić moją aprobatę, coś innego - odrzucić (jak wspomniane przez Ciebie przykłady). I dlaczego nie miałabym o tym napisać, skoro już bloguję o perfumach?
    Na Nocturnes rzeczywiście warto polować. I prawda, że klasyki piękne są, co docenia coraz większa grupa osób. :)
    Trzym się ;)


    Sheilo - bardzo dziękuję za Twoje przemiłe słowa. Czuję się zmotywowana do stworzenia kolejnych opisów. :)
    Nocturnes w Sieci niezwykle trudno znaleźć w postaci innej, jak pełen flakon; więc jeśli jesteś gotowa zaszaleć AŻ TAK, możesz np. kupić odlewkę tutaj (sama nie korzystałam ale podobno sklep wart zaufania):
    http://e-scential.pl/opis/3082692/caron-nocturnes.html
    lub, jeżeli życzysz sobie całego flakonu, poczekać, aż Nocturnes na powrót zjawi się tu:
    http://www.e-glamour.pl/product-pol-20915-Caron-Nocturnes-100ml-W-Woda-toaletowa.html (prezentowana cena jest aż nadto korzystna a perfumeria pewna na 250% ;) ).
    Przy okazji: właśnie się zorientowałam, że prowadzisz także bloga recenzenckiego. :) Zaraz się dofanię, jeśli można.


    Rybko - łee, to nieładnie z ich (skóry i perfum) strony. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie Nocturnes jako bukiecika nawet.. Choć czy jest czego żałować (poza zepsutym klasykiem)? Przed nami morze perfum do odkrycia! :)
    Choć faktycznie, czasem czołowe zderzenie z Legendą przez duże L potrafi być bolesne. Albo rozczarowujące, bo chcąc nie chcąc jakieś jednak zdanie o Wielkim Klasyku wyrabiamy sobie zaocznie i czegoś oczekujemy, nawet wbrew rozsądkowi. Czyli chyba rozumiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i wydało się:D
    Wiedzmo mam pytanie.Czy zmierzysz sie z Zapachem Comme Des Garcons-Tar?To moim zdaniem najlepszy z 6 serii:)
    Dzięki wielkie za wszelkie linki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo Ci dziękuję! Perfumerię znam (limitowana czarna Lolita jest właśnie u mnie w zaskakująco dobrej cenie), więc będę polować!
    A blog recenzencki niestety kuleje od roku, ale niebawem reaktywacja. Tyle, że ja głównie fantastykę czytuję i o niej piszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie, ta Lolita kilka razy mnie nawet kusiła ale jednak cały flakon w ciemno to trochę za dużo. A perfumeria na medal po prostu! :D
    Fantastykę też lubię. :) A do sympatii wystarczyła mi np. entuzjastyczna notka na temat uwspółcześnionego Sherlocka. :) Fascynuje mnie sposób, w jaki twórcy dostosowali fabułę do naszej rzeczywistości (XIX wiek jednak toto nie jest ;] ); poza wyjątkiem Watsona, który nadal jest weteranem z Afganistanu. :))

    OdpowiedzUsuń
  8. O, to super!
    A ja się chwalę, że upolowałam na allegro używkę, 15 ml, będę testować!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )