wtorek, 10 lipca 2012

Pachnące drobiazgi

Znacie termin "błyszczący drobiazg"? Dziś wpadłam na pomysł, by impresyjnie wziąć na tapetę jego perfumowe odpowiedniki. Ciekawą acz stroniącą od wszelkich kontrowersji perfumową galanterię.

Na pierwszy ogień pójdzie...

Auguste, Esprit de Chine

Czyli uwspółcześniona wersja klasycznego dzieła Jeana Desprez z 1925 roku, Crêpe de Chine. Nie wiem, jak testowana przeze mnie próbka (dzięki, Jarku!) miała się do oryginału, lecz i bez niego mogę ocenić pachnidło jako przyjemny, nawiązujący do dawnego perfumiarstwa szypr. Bliski stylowi Tabu od Dany, Youth Dew, Calèche czy Rouge Hermès, choć oczywiście znacznie odeń cichszy. A do tego wyraźny chociaż nienachalny.
Mnie przekonuje.
Mniam! :)

Skład:
konwalia, goździk (kwiat), bez, kwiat pomarańczy, nasiona piżmianu, mech dębowy, drewno sandałowe, piżmo


Boadicea the Victorious, Delicate

Przyjemna zieleń poszycia leśnego, udanie złamana akordami kwiatów a w szczególności cudnego narcyza. Wyraźne są również nuty siana oraz lekko pudrowej koniczyny. Na samym dnie natomiast czai się szyprowa suchość mchu i  egzotycznego drewna, złamana dodatkiem szczypty cynamonu.
Zapach niezbyt cichy, choć - podobnie jak Esprit de Chine - do mocarzy raczej zaliczyć go nie sposób.
I choć wszyscy informację tę powtarzają do znudzenia [bardziej wkurza mnie tylko w polskim internecie wszędobylski a nieśmiertelny samograj z Bronisławem Krzysztofem jako projektantem flakonów marki Sisley ;> ], czuję się zmuszona dodać, iż Delicate to zapach, który nosi Michelle Obama. Trzeba przyznać, że w spełnianiu obowiązków amerykańskiej Pierwszej Damy pachnidło nie może przeszkadzać a wręcz do takowej roli społecznej pasuje jak ulał.

Skład:
koniczyna, trawa, dzwonek, inne kwiaty polne i leśne, jaśmin, róża, narcyz, cynamon, nuty drzewne, mech dębowy


Bond No. 9, Cooper Square

Zapach, którego zapragnęłam w ciemno, po lekturze spisu nut. Dobrze, że poprzestałam na samplu. ;)
Gdyż okazało się, jak dalece bogate, orientalizujące i ogólnie budzące żywsze bicie serca składniki odbiegają od tego, co wykwita na mojej skórze. Cooper Square to bezpieczny, miły dla nosa, stereotypowo męski paprociowiec. Jak na takiego gagatka przystało - nawet lekko świeży. Dosyć silny, uprzyjemniający dzień pracy w korporacyjnym molochu. Ot, po prostu.
Dobry i użyteczny, choć nie dla mnie.

Skład:
jagody jałowca, przyprawy, koniak, lawenda, paczuli, olibanum, mirra, kaszmeran, labdanum, wetyweria, piżmo


D. S. & Durga, Siberian Snow

Ach, gdybyż to pachniało tak, jak się nazywa!
Niestety, w Syberyjskim Śniegu nie znalazłam ani Syberii, ani śniegu. Nawet prowincjonalnych balów dla rosyjskich przedrewolucyjnych rekinów biznesu. Nic. Zamiast nich moją skórę zaszczycił arcynudny, miły i lekko pudrowy bukiet kwiatów. Oraz piżmo, szczęśliwie nawet przyjemne, zatykającego swądu starych mydlin nie stwierdzam. Kwiaty,  piżmowy puder, statyczne ciepło. Nic, co budziłoby choć odrobinę żywsze emocje.
Konsystencja olejkowa, trwałość przyzwoita, moc też niczego sobie.

Skład:
jaśmin, inne nuty kwiatowe, drewno sandałowe (?), ambra (?), kadzidło (??)


Jean-Charles Brosseau, Atlas Cedar

Kolejny niebudzący większych emocji, choć przecież bardzo ładny, zapach aromatyczny dla mężczyzn. Tak konwencjonalny, że nie może się nie podobać.
Tak uśredniony, iż nie jest w stanie niczym do mnie przemówić. Przekonując, nie przekonuje (jeśli wiecie, co mam na myśli :) ).
Trochę owoców, trochę przypraw, ozon, jakaś drzewno-morska pasta. Ładne ale nudne.
Bogowie, jak nuuudne!

Skład:
bergamotka, tangerynka, klementynka, melon, rabarbar, nuty zielone i morskie, gałka muszkatołowa, cynamon, kardamon, jaśmin, tuja, drewno sandałowe, kłącze irysa


Ramón Molvizar, Precious

Kolejny przykład olfaktorycznej zachowawczości, tym razem skierowany przede wszystkim do kobiet. Bo czy mężczyźni zdobyliby się na uznanie dla pachnidła kwiatowo-wodnego, nenufarowego i chemicznie imbirowego, różanego oraz pseudodrzewnego? Możliwe, choć raczej nie z myślą o sobie. :)
Aby uniknąć niejasności dodam, że nie mam złej opinii o Precious. Wiem, że naprawdę może się podobać, choćby fankom serii Be Delicious, której kilka przykładów bardzo mi przypomina. Z upływem czasu omawiane dziełko robi nieco cieplejsze, bardziej cielesne i białopiżmowe.
Cóż, na pewno sprawdzi się, że powtórzę, podczas dnia pracy w korporacyjnym molochu. ;) Nienachalny sillage tylko ułatwi koegzystencję z Precious oraz jego nosicielką.

Skład:
bergamotka, imbir, róża, lilie wodne, lotos, kaszmeran, drewno sandałowe, inne nuty drzewne, piżmo
___
Dziś właśnie noszę wspomniane Siberian Snow.

3 komentarze:

  1. Niestety wszystkie zapachy Jean-Charles Brosseau bez wyjątku są dla mnie nienoszalne:(
    Mają w sobie tę charakterystyczną cierpką,brudną woń której stanowczo nie trawię.
    Z wyżej wymienionych nie dane mi było poznać jedynie dwójki: Bonda oraz Siberian Snow.
    Kto wie,może ja odnajdę tę cząstkę mroźnej syberyjskiej tajgi?
    Zobaczymy
    :)
    Pozdr,

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki cudny flakonik ma Esprit de Chine ! Chciałabym go mieć , nawet gdyby w środku była eeeeeeeeeeeee - nawet Coco Mademoiselle :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jarku - mnie jednak trochę zapachy Brosseau lubią. Tym niemniej rozumiem, co mogło Ciebie spotkać.
    Jeśli chcesz, mogę podesłać Ci Siberian Snow. :)
    Pozdrowienia! :)

    Parabelko - prawda? Wszystkie flakony tej marki w realu muszą prezentować się naprawdę cudnie (o ile to rzeczywiście jest porcelana). I chyba podzielam Twoją pożądliwość. ;) Gdyby w takim flakonie zamknięto np. Light Blue, to chyba nigdy bym go nie otwierała. Ale podziwianie to co innego. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )