wtorek, 24 marca 2015

Róże nieświętego Franciszka*

Nie znam człowieka ale założyłam że, podobnie jak większość ludzkości, Francis Kurkdjian do świętych zdecydowanie nie należy. Dla nas to jednak świetna wiadomość, bo gdyby był osobą nieskazitelną i bezgrzeszną - a więc też bez charakteru i emocji - to czy potrafiłby tworzyć tak piękne, poruszające dzieła? Przypuszczam, że wątpię. :)

Jednak wielkość i talent to jedno, natomiast moje osobiste preferencje to już zupełnie inna kwestia. Tak się bowiem składa, że swoich ulubieńców z autorskiej kolekcji pachnideł Kurkdjiana mogłabym policzyć na palcach jednej ręki: Absolue pour le SoirLumière Noire pour Homme, Oud a niedawno do grona wybrańców dołączyła jeszcze À la Rose. Kolejne Oudy Moody a także Amyris Femme również wspominam bardzo przyjemnie, jednak żadna z mieszanek nie zdołała mnie zachwycić; resztę natomiast potrafię "tylko" docenić.
W każdym razie zestawienie wiedźmich ulubieńców z asortymentu MFK zawiera w sobie aż dwa pachnidła różane i to właśnie nimi chciałabym się dzisiaj zająć. :)

Na początek świeżynka...


Tak pachnie wiosna! :D
Może niekoniecznie polska, ponieważ u nas na przełomie marca i kwietnia kwitnących na świeżym powietrzu róż raczej się nie uświadczy, jednak w À la Rose ukrywa się całe mnóstwo iście wiosennej lekkości, młodości, energii oraz delikatności. To pachnidło bezpretensjonalne i, wbrew reklamie marki, wcale nie aż tak bardzo różowe. ;)
Chyba, że różowość potraktujemy jako synonim różaności - wtedy owszem, omawiane perfumy różowe będą wściekle.Oświetlone intensywnym chociaż miękkim światłem cytrusów, później jaśniejące pięknem młodych, niedawno otwartych kwiatów, czerpiących soki z rozłożystego różanego krzewu a następnie stopniowo osuwające się w lekko konfiturowe akordy o lekko piwoniowym brzmieniu ale nigdy nie przekraczające progu deserowości. Przeszkadza im w tym gładki, jasny i delikatny cedr, otoczony molekułami białych piżm w wydaniu drzewno-pyłkowo-kwiatowym (trochę jak w uroczym Narciso Narciso Rodrigueza).

Bez ani jednego pudła! À la Rose zręcznie wymija rafy banału i przewidywalności w sposób udanie sugerujący jej obycie oraz klasę, jednocześnie cały czas pozostając pachnidłem pełnym wdzięku, prostoty i zwyczajnej "ludziowości".
Brzmi to strasznie wydumanie ale w gruncie rzeczy sprowadza się do prostego przekazu: ludzie, noście À la Rose! ;)


Natomiast drugi z opisywanych dziś gagatków, Lumière Noire pour Homme, mimo nazwy sugerującej raczej mało poetycki kontekst, dla mnie jest przede wszystkim różą gęstą i ciemną ale zdecydowanie marzycielską, niegroźną; tyle tylko, że kaprysem perfumiarza zmuszoną do współpracy z nietypowym olfaktorycznym otoczeniem. Bo też i co nieprzyjemnego może kryć się w widmie światła ciemnego, w ultrafiolecie pozostawiającym na ludzkiej skórze fluorescencyjnobłękitne ślady?

Wyobraźcie sobie zatem, że takie na właśnie światło - w mojej głowie pachnące trochę opiłkami metalu, trochę ludzkim potem a trochę roślinną goryczą - dociekliwy alchemik równomiernie nakłada gęsty, intensywny film z różanego olejku. :) A następnie obserwuje, jak poszczególne akordy łączą się ze sobą, nieoczekiwanie wygrywając przedziwne, światłocieniowe nuty. Po pewnym czasie nie sposób już ustalić, co w tym inteligentnym, bo dokładnie zaplanowanym i udanie zasugerowanym, galimatiasie jest różą, co gęstymi, burymi, rozgrzewającymi przyprawami, co poszarpaną, gorzką rysą piołunu a co ciepłym i ziemistym paczuli.

Lumière Noire pour Homme to kompozycja pełnymi garściami czerpiąca z tradycji wytrawnych, ciepłych ale niekoniecznie orientalnych woni różanych, której jednak naprawdę trudno zarzucić jakąkolwiek wtórność. I słusznie, ponieważ nie jest to mieszanina historyzująca ani nie nowoczesna, nie kanciasta ale i nie okrągła, nie glamourowa ale nie industrialna ani nie klasycznie elegancka, nie oficjalna ani nie swobodna... A może jednocześnie taka i taka? Zaczynam już gubić się we własnych rozmyślaniach. ;)
Na pewno zaś jest głęboka, zasycona, bardzo niedosłowna oraz przyjemna. Fascynująca. Wciągająca w ciebie jak... jak ciemne, pachnące różami, balsamiczne ruchome piaski. Coś takiego.

Konkludując: ludzie, noście À la Rose ale Lumière Noire pour Homme zostawcie mnie! ;D



À la Rose

Rok produkcji i nos: 2014,  Francis Kurkdjian
[Poza Japonią dostępna od roku 2015].

Przeznaczenie: perfumy stworzone dla kobiet; o projekcji, po której trudno spodziewać się wielokilometrowych śladów ale za to utrzymującej się bezpośrednio na ludzkiej skórze w sposób tak stabilny, że z czasem mieszanka zaczyna wręcz sprawiać wrażenie kruchej, krystalicznej skorupki (jak z cukru albo soli). W związku z czym kompozycja idealnie pasuje do wszystkich okazji formalnych, jakie tylko możecie sobie wyobrazić. :) Choć oczywiście przy nieformalnych sprawuje się równie przyjemnie.

Trwałość: słaby punkt [lub raczej moja skóra jak zwykle niezbyt przepada za delikatnymi woniami], ponieważ nie dłuższa, niż pięciogodzinna.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:

pomarańcza, bergamotka, fiołek, róża damasceńska, róża stulistna, magnolia, drewno cedrowe, piżmo


Lumière Noire pour Homme

Rok produkcji i nos: 2009, Francis Kurkdjian

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o mężczyznach ale, jak widać, świetnie układający się również na kobiecej skórze. :) Wyrazisty i głęboki, chociaż niezbyt agresywny; w początkowych fazach wiruje wokół ludzkiej sylwetki jako gęsta, zamaszysta aura, z czasem stopniowo cichnie i przybliża się do niej. Przez wiele godzin LMpH jest wyraźny najwyżej trzy centymetry ponad skórą, co czyni je perfumami idealnymi, ponieważ wyczuwalnymi przede wszystkim dla najbliższego otoczenia szczęśliwego użytkownika (bądź szczęśliwej użytkowniczki :) ).
Na dosłownie wszystkie okazje, pory dnia oraz roku.

Trwałość: w zależności od temperatury powietrza jakieś siedem do czternastu godzin wyraźnego życia oraz dalszych kilka stopniowego, cichutkiego zamierania

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-przyprawowa (i aromatyczna)

Skład:

róża, kmin rzymski, cynamon, bylica, paczuli

___
Dziś noszę Ylang Ylang Nosy Be od Perris Monte Carlo.

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą STĄD i przedstawiają maleńki wycinek cudowności, które w swojej Floret Flower Farm tworzą Amerykanie, Erin i Chris Benzakeinowie wraz z pracownikami. Jeśli chodzi o mnie, jestem oczarowana ich umiejętnościami! :) Florystycznymi ale i fotograficznymi, ponieważ autorem obu zdjęć jest właśnie Chris Benzakein.

* Niezbyt lotne nawiązanie do Kwiatków św. Franciszka, które wymyśliłam dziś podczas podróży niemal całkowicie pustym pociągiem i związanej z tym głupawki. ^^

2 komentarze:

  1. Cześć! :) Trafiłam do Ciebie z Facebooka perfumerii Quality, skuszona recenzją mojej ulubionej nowości. Ja zakochałam się w A la rose od pierwszego powąchania. Fantastyczna jest świeżość tych róż! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Miło mi więc będzie Ciebie gościć. :) Faktycznie, perfumy są tak bardzo świeże i różane jednocześnie, że trudno tego nie docenić (chyba, że ktoś w ogóle róż nie ceni).

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )