czwartek, 12 marca 2015

Czego nie widać zza zamkniętych drzwi


"Obyczajowo i światopoglądowo państwa arabskie tworzą pełne spektrum. Na jednym biegunie sytuuje się Liban - arabska ojczyzna imprezy. Francuzi wykroili ją w latach 40. z Bliskiego Wschodu z myślą, że to będzie »mała Francja« - bogata, chrześcijańska enklawa w bajecznym wprost miejscu między śródziemnomorskimi plażami a górskimi kurortami. Centrum Bejrutu należy do nowoczesnej arabskiej młodzieży. Żeby się zabawić, zjeżdżają tam wszyscy - od szejków z Zatoki Perskiej po biznesmenów z północnej Afryki. Są tam kluby nocne, o jakich nam w Europie się nie śniło: gejowskie, transowe, heavymetalowe, undergroundowe. Alkohol leje się strumieniami, zawsze kręci się jakiś diler z asortymentem od trawy po (...) kokainę. Prostytucja - damska i męska - jest na porządku dziennym.

Zaledwie kilka kilometrów od takich imprezowni mieszka biedota - Palestyńczycy w szałasach z blachy albo skromni szyici, zwolennicy Hezbollahu. Żyją inaczej i myślą inaczej - ich nie stać na 20 tys. dolarów czesnego, żeby studiować na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie. Zwesternizowana młodzież libańska nauczyła się wypierać widok konserwy niższego szczebla - mają z nią mniej do czynienia niż mieszkańcy Londynu czy Paryża, umieją skutecznie ją omijać, w żadnym calu nie należą do takiego świata.

Na drugim biegunie obyczajowości są państwa Zatoki, gdzie formalnie niby nic nie można, bo religia zabrania, lecz w prywatnym zaciszu, w gronie znajomych, można prawie wszystko. Gdzieś między Arabią Saudyjską a Libanem, choć bliżej tego drugiego, plasuje się Egipt. Nie widać, że można dużo, ale można - na tyle oczywiście, na ile pozwala status społeczny".
z wywiadu Gazety Wyborczej z politolożką, amerykanistka i arabistką, dr Patrycją Sasnal

Pomysł na to, z której strony "ugryźć" opisywane dzisiaj perfumy, przyszedł do mnie nagle, przy okazji refleksji nad pewnym fotoreportażem, skądinąd również z Wyborczej. ;) [Czasami zastanawiam się, po co mi to ichnie Piano z kolejnymi pudelkowo-faktowymi treściami ale potem trafiam na takie teksty, jak np. cytowany powyżej wywiad. ;) Szczerze zachęcam do zapoznania się z jego całością]. Po raz kolejny uderzyło mnie, jak bardzo nasze postrzeganie rzeczywistości - a do pewnego stopnia także światopogląd - zależy od pieniędzy. Jak bardzo rzutują one na takie szczegóły, jak choćby nasze prywatne podejście do tradycji.

Żeby nie szukać daleko: nie jest przecież tajemnicą, że najbardziej liberalne stanowisko wobec świętowania Bożego Narodzenia poza rodzinnym domem mają ci z nas, których zwyczajnie stać na zimowe wczasy w Tajlandii tudzież na Dominikanie. I odwrotnie, najbardziej kategoryczne podejście do kwestii: "jak Boże Narodzenie, to tylko w Polsce, z rodziną, przy stole zastawionym tuzinem potraw" spotkamy wśród konserwatystów, niejednokrotnie tych niezbyt zamożnych. Generalizuję?
Z pewnością, jednak chciałam Wam unaocznić pewną kwestię, jeszcze zanim przejdę do właściwej części mojego tekstu: to, kim jesteśmy wynika bezpośrednio ze wszystkiego, co siedzi w naszych głowach a to znowuż - z wydatków, na które możemy/pragniemy sobie pozwolić.

Jest to kwestia niezależna od naszego pochodzenia etnicznego, wyznawanej religii, orientacji seksualnej czy poglądów politycznych. [Sami podejmujemy decyzję, czy wolimy "być" czy "mieć"; a że często stawiamy na ten drugi zestaw wartości? No cóż, mimo wszystko wciąż jesteśmy małpami, zatem skrajny egoizm to nasze drugie "ja"]. Jesteśmy złożeni, niekonsekwentni, nielogiczni, impulsywni oraz spontaniczni - my, ludzie.


Chciałabym bardzo, abyście teraz wrócili na chwilę do otwierającego mój tekst cytatu i ponownie go przeczytali, tym razem jednak cały czas mając na uwadze własną opinię na temat świętowania Bożego Narodzenia w domu rodzinnym lub w komfortowym pozaeuropejskim hotelu. ;)

Już? Można przejść dalej? ;)
No to idziemy.

Wbrew pozorom to w dalszym ciągu jest recenzja perfum. :D Tym razem, czego już się zapewne domyśliliście, dotyczy kolejnego pachnidła z Bliskiego Wschodu. Do tego wyraźnie oscylującego wokół klimatów bardzo tradycyjnych albo typowo turystycznych (zależy, jak spojrzeć); Madinah marki Al Haramain to przecież teoretycznie opowieść o starówce któregoś z miast arabskiego kręgu kulturowego.
Czyli powinniśmy znaleźć w niej cień zabytków, Wielkiej Historii, Wielkiej Tradycji, Wielkiej Kultury, samych Super Ważności, darzonych olbrzymim szacunkiem, przynajmniej w deklaracjach. ;)
Same poważne sprawy. Kilkadziesiąt wieków historii. Morze postaci, o których możemy poczytać w takiej czy innej encyklopedii. Współcześni ludzie, będący strażnikami tych wielkich miejsc, mówiący o nich podniosłym głosem. Stare budowle, o które dba się bez względu na koszty. Zabytki kultury niematerialnej oraz sztuka etniczna.
Potęga symbolu.
Taki tam stereotyp.
Jak wszystkie inne - całkowicie kłamliwy.

Bardzo podobnie postrzegam Medynę, zapach o prostej, chemicznej, kwiatowo-orientalno-drzewnej fasadzie, arabski jakby się kto pytał. Jednak pod spodem...
Pod spodem tętni prawdziwe życie.


Na pierwszy niuch mamy do czynienia z klasycznym pachnidłem bliskowschodnim w  typowo lekko-europejskim wcieleniu, gdzie obok ciężkich kwiatów pojawiają się nie tylko złociste, skrzące się, transparentne cytrusy ale też równie słoneczne geranium. Możemy bez konieczności głębszego zaangażowania obserwować, jak wymienione akordy wygrzewają się w słońcu, cały czas pozostając chłodnymi oraz ulotnymi.
Później też całość rozgrywa się zupełnie, jakby mieszaninę stworzono w laboratoriach IFF, Symrise czy innego Givaudan dla jednego z wiodących domów mody. ;] To jest zmienia się w jaśniutki, delikatnie orientalny, drzewno-kwiatowy pyłek, by w finale osiąść na skórze jako niemal wyblakłe widmo białych piżm, kaszmeranu oraz niejadalnej słodyczy, z lekkim tylko drzewnym wtrętem.
Tiaaak, gdyby nie kłopotliwe pochodzenie, śmiało mógłby to być hit każdej Sefory i każdego Daglasa. :>

Jednak Madinah to coś więcej, niż pseudozachodni makijaż czy inna rozlatująca się pułapka na turystów [zwana dalej hotelem all inclusive ;P ]. To też - a może przede wszystkim - schowana tuż pod powierzchnią pozorów wschodniość, tamtejszość pachnidła.
To gęsta, prostolinijna biel jaśminu wielkolistnego doprawionego szafranem, wstydliwie pokryta zwałem cytruso-lekkości w otwarciu; to niespodziewany błysk ciemnego, tłustego oudu gdzieś na skraju serca, pozwalającego ludzkiej skórze przyjąć intensywną olejkową drzewność i miękkość sandałowca czy matową głębię cedru; to w końcu bogactwo woni róży i bliżej niekreślonej, abstrakcyjnej już drzewności, rozpływających się stopniowo w ciepłych oparach jasnej, labdanowo-wanilinowej ambry.
Jak bardzo wyraźne okazują się ciepło, bogactwo i skomplikowanie, z którymi przecież zwykliśmy kojarzyć typowe wschodnie pachnidła!


A to wszystko, zarówno pierwsze oblicze Starówki jak i drugie, występuje jednocześnie, dokładnie w tym samym czasie; równolegle. Jak to możliwe?
Być może nie zrozumiałabym takiego zabiegu twórcy, gdyby nie ciąg skojarzeń otworzonych fotoreportażem Granica ubóstwa a zakończonych refleksjami nad wywiadem z arabistką:

"Bardzo różny poziom zamożności sprawia, że ludzie żyją w nieprzenikających się światach, ich poglądy nie mieszają się i nie uzupełniają. Modernizacja i nowoczesność, inaczej niż w Europie, przyniosła Arabom większe rozwarstwienie niż zrównanie szans. Zwesternizowana młodzież arabska, niech będzie nawet liczna, to osobny byt.
(...)

Młoda generacja, wystawiona na wpływ zachodnich wzorców życia, ale w większości wierząca, za dekadę lub dwie naturalną koleją rzeczy weźmie władzę w swoich krajach. Ale nawet ci młodzi są rozwarstwieni i zakompleksieni.

Łączy się w nich kompleks wyższości i niższości zarazem, bardzo podobny do tego, co o polskich kompleksach pisał kiedyś Stefan Kisielewski. Poczucie wyższości bierze się z historii, kiedy arabska cywilizacja górowała nad europejską, Arabowie tłumaczyli greckich filozofów, rozwijali matematykę, medycynę, literaturę, budowali wspaniałe miasta, rządzili więcej niż połową znanego Zachodowi świata. Kiedy krzyżowcy pojawili się w Palestynie, Arabowie dosłownie zatykali nosy, bo takich prostaków, brudnych prymitywów wcześniej nie widzieli. A teraz to oni są »beżowymi«, »Mahmudami«, mogą ewentualnie mieć budkę z kebabami albo miliardy z ropy naftowej, lecz to za mało, by zdobyć szacunek".
dr Patrycja Sasnal, ŹRÓDŁO CYTATU

Dwa pachnidła w jednym, jak dwa światy; ani do siebie podobne, ani od siebie różne. Gdzieś na granicy, pomiędzy, na siłę szukające punktów wspólnych z większą całością. Faktycznie pragnące przede wszystkim akceptacji. O tym właśnie opowiada mi Madinah marki Al Haramain.
[A swoją drogą: zauważyliście, że ostatni cytat świetnie opisuje też polską mentalność, nasze własne ambicje i kompleksy? Obawiam się, że z szeroko pojętym Wschodem mamy o wiele więcej wspólnego, niż niektórzy z nas chcieliby przyznać. :>Takie są jednak fakty].


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, o gęstej i raczej powściągliwej projekcji, za to wyraźny w promieniu kilku centymetrów od uperfumowanej osoby. Świetnie więc nada się na okazje bardziej oficjalne, kiedy potrzebujemy większej dyskrecji olfaktorycznej.
Nie potrafię przypisać Medyny do żadnej konkretnej pory roku czy dnia.

Trwałość: ok. sześciu godzin wyczuwalnego życia oraz następnych dwie lub trzy stopniowego zamierania

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, pomarańcza, geranium, róża, kwiat dawana
Nuta serca: goździk (kwiat), jaśmin, róża, orchidea, szafran, drewno cedrowe, drewno sandałowe, (oud?)
Nuta bazy: drewno sandałowe, drewno cedrowe, kaszmeran, akordy kwiatowe, owocowe, ambrowe oraz piżmowe
___
Dziś noszę pierwsze White Linen od Estée Lauder.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1., 2. i 4. http://rpnlebanon.com/site/chris-lake-at-white-beirut [Autor: Chris Lake]
3. http://beiruting.com/KEANE_in_Beirut-Part_1/282

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )