piątek, 13 marca 2015

Szkoła nad ziemią

W poszukiwaniu materiału do zrecenzowanie dziś po raz kolejny zajrzałam w swoje notatki. Po chwili kartkowania wiedziałam już, o czym napisać w ten chłodny, pochmurny i deszczowy marcowy wieczór.

Co powiecie o klasycznym ujeżdżaniu koni? ;)


Chociaż koń na fotografii ewidentnie nie próbuje wzbić się w powietrze - zatem zatytułowanie recenzji po niewłaściwej kategorii dresażu mogłoby wydać się błędne - to wygląda na takiego, który mógłby, gdyby tylko zechciał. ;) Podobnie zachowują się perfumy, wybrane przeze mnie na bohatera dzisiejszej recenzji.

Godolphin marki Parfums de Marly, który swoje imię otrzymał po legendarnym osiemnastowiecznym arabskim ogierze (jednym z trzech, od których wywodzą się konie pełnej krwi angielskiej ), to zapach ciężki, gęsty od nowocześnie ujętych nut orientalnych ale jednocześnie rwący się ku górze. Chcący wzlecieć w powietrze, gdyby tylko nie ta okrutna grawitacja. ;) No i gdyby nie własne, raczej ciężkie, geny.

Osnuty wokół nut ciemnej skóry oraz szafranu, dymny, gęsty, wytrawny a z czasem coraz cieplejszy, osuwający się w ambrowo-drzewno-różane rejestry przypomina mi wiele innych pachnideł. Z początku podejrzewałam go o konszachty z Boxeueses Lutensa, jednak mięsista fruktozowa słodycz z otwarcia kompozycji uleciała w rekordowym tempie. Później wytrawne tony ziół i coraz silniejszy, praktycznie nierozłączny przez cały czar trwania zapachu, tandem skóry z szafranem każą mi pomyśleć o pikantniejszym, bardziej kanciastym Black Saffron od Byredo. Jednak to też nie jest to. Ostatecznie pojawiający się najpóźniej wyraźny orientalny rys perfum sprowadza Godolphina w rejony zamieszkane wcześniej przez takie kompozycje, jak Tuscan Leather  z prywatnej kolekcji Toma Forda, Beloved Man od Amouage, La Yuqawam Homme marki Rasasi czy Aoud Leather od Montale.
Jak zatem widzicie, nie jest to mieszanka oryginalna.

Jednak cóż z tego, skoro taka piękna? Ot, jeszcze jedna urocza wariacja na upojny, skórzano-szafranowo-orientalny temat.
Ech, nie jestem ja odporna na podobne klimaty... :)


Rok produkcji i nos: 2010 albo 2012, Michele Saramito

Przeznaczenie: zapach dedykowany mężczyznom, jednak nie sądzę, by podobnie jak wszystkich wspomnianych wyżej pachnideł, nie mogły używać go z powodzeniem również kobiety. :) Pięknie układa się  na naszej skórze! Jak cudownie dymi, potem drapie i delikatnie wysładza się w bazie!
Za to bez różnicy płci nosiciela, Godolphin układa się na ludzkiej skórze w gęstych, nieco tłustych fałdach, przywodzących na myśl pociągnięcia farby na niektórych obrazach Turnera. Oznacza to, że na olbrzymi sillage nie mamy co liczyć - jest to raczej bliskosórny gagatek, dokazujący najwyżej do dziesięciu centymetrów ponad swoim żywym podłożem. ;)
Na wszystkie okazje, szczególnie w chłodniejsze dni.

Trwałość: od dziesięciu godzin zimą do ponad dwudziestu latem

Grupa olfaktoryczna: orientalno-skórzana (oraz aromatyczna)

Skład:

Nuta głowy: tymianek, szafran, cyprys, mate, akordy zielone oraz owocowe
Nuta serca: irys, róża, jaśmin
Nuta bazy: skóra, wanilia, wetyweria, drewno cedrowe, ambra, piżmo
___
Dziś u mnie Sunshine od Amouage.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://sk-pinehollow.blog.onet.pl/2010/09/16/devils-dance-og-fryzwystawy/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )