wtorek, 7 stycznia 2014

Parę słów

Z początkiem roku okazało się, że nie mogę poświęcać perfumowej pasji tyle czasu, ile bym chciała. Chociaż od testów powstrzymuje mnie jedynie choroba, to przecież całkiem sporo zapachów zdążyłam już opisać; jeśli nie w postaci internetowych szkiców, to przynajmniej w podręcznym kajeciku. :) Na przykład cztery poniższe:


Autour du Parfum, Poudre d'Iris

Mówię Wam, ludzie: jest źle. I to bardzo źle.
Trudno inaczej określić sytuację, w której wącham jakieś perfumy, stwierdzam zgodnie z prawdą: "ale Prada irysowa!" by następnie skonstatować, że zawartość firmowej próbki jest całkiem, całkiem... ;) No więc sami widzicie. :P
Z Pradą oczywiście potwierdzam; Poudre d'Iris w pierwszych chwilach swojego życia to wypisz wymaluj Infusion d'Homme tejże marki, szlachetne, irysowo-piżmowe, doskonale wyważone mydełko, już od pierwszych sekund wtłaczające moje myśli w ciąg skojarzeń zawierający miedzy innymi czystość, klasę, dżentelmeństwo, nienachalną elegancję, nowoczesność oraz pewność siebie. Później pachnidło traci oczywiście pierwszą z wymienionych cech, białe, mydlane piżmo oraz irys nabierają suchej głębi, wzbogacone nutami jasnego drewna i złocistego heliotropu, jeszcze później dołącza do nich mleczko migdałowe, dzięki czemu pachnidło, choć i tak przyjemne,unika zarzutów o wtórność za to zyskuje wyraźną roślinną aurę, tryskającą zielonymi sokami. Trochę to dziwne na skraju bazy ale niech tam! :)
Za to pod koniec mamy więcej tytułowego pudru, co nieco słodkości a nawet... pojawiający się dosłownie znikąd lekki kadzidlany dymek co razem daje efekt dosyć zbliżony o pierwszych perfum sygnowanych nazwiskiem Johna Galliano [jednak wyłącznie w stężeniu wody perfumowanej]. Czy do złośnik migdał połączył się w parę z heliotropem i po kryjomu przekabacił na swoja stronę głównych bohaterów opowieści? A co za różnica! Grunt, że zapach nosi się przyjemnie i trzyma skóry znacznie dłużej, niż oczekiwałam. :)

Skład:
arcydzięgiel, neroli, kwiat migdałowca, heliotrop, irys, drewno sandałowe, migdał, białe piżmo


Pro Fumum Roma, Rosae Mundi

Jakie to sympatyczne perfumy! :) Niewątpliwy musz-niuch dla miłośników róży.
Otwiera się akordem kwiatu gęstego, słodkawego ale balsamicznego i po krótkim czasie zbaczającego w stronę animalnych konotacji kwiatu. Co w ogóle bardzo przypomina mi klasyczny arabski sposób przedstawiania róży w perfumach, w stylu Rasasi czy Arabian Oud. :) Przyjemnie mnie to zaskoczyło.
Potem Rosae Mundi oczywiście zasycha, staje się bardziej ostra dzięki nasyconym akordom drzewnym i fascynującej mieszance paczuli z wetywerią. Nawet, gdy paczuli zaczyna dominować nad mieszaniną, zmuszając do współpracy słodko-zmysłową różę i zmieniając ją w coś bardzo bliskiego przesłodzonej oranżadce, nie potrafię myśleć źle o tych perfumach. Pojawiają się za to żywe skojarzenia z Bent Al Ezz Nabah, Ranią czy Amber Oudh od Rasasi, Hayati marki Arabian Oud, Black Saffron od Byredo oraz, last but not least, damską wersją Lyric od Amouage. Nawiązania do oudowców zjawiają się później, kiedy akord drzewny zyskuje na znaczeniu, wspierane przez mleczno-złociste, lekko pikantne szafranowe nitki.
Może nie jest to pachnidło szczególnie oryginalne, za to trudno go nie lubić, kiedy róża z wyrazistymi orientalami dawno i bez reszty zawojowały czyjeś serce. :) Nawet trwałość i projekcja plasują się w górnych rejestrach skali a właściwie jedyną cechą Rosae Mundi, której nie darzę szczególną sympatią, jest ich cena. ;)
Byłabym zapomniała: nie wierzcie, że to szypr. Szyprem jest to coś piętro niżej.

Skład:
wetyweria, drewno cedrowe, paczuli, róża


Roberta Andrade, Earth

No nie! Ups. Już po nas.
Dni tego świata są policzone, nieuchronnie zbliża się kres, apokalipsa czeka za drzwiami a Ichabod Crane i leftenant Abbie Mills niepotrzebnie marnują swój czas. Wszystko dlatego, że niżej podpisanej spodobał się kolejny delikatny świeżak. ;P
Earth to pachnidło nazwane wyjątkowo adekwatnie do zawartości flakonu tudzież próbki., z początku ostre i agresywne, trochę zbliżone do kompostowego akordu z Bois d'Ombrie by po krótkiej chwili obrać zupełnie różny kierunek. Pojawia się za to ciepła aczkolwiek zroszona zieleń, miękkość polnych kwiatów i osuszające całość sianko [ale stanowczo nie kumarynowe]. Przychodzi też czas i na przyjemną, kwiatową, bardzo niedosłowną słodycz pastelowych fiołków, bezpretensjonalnego nagietka oraz całego mnóstwa polno-leśnego kwiecia o woni delikatnej w pojedynkę za to odurzającej, kiedy zsumować poszczególne elementy. :)
Jednakże Ziemia nie jest pachnidłem o kwiatach, co szybko przypomina nam lekko oleisty sandałowiec oraz goryczka piżma czy mchu dębowego, wraz z paczuli przypominająca, że zwiewna lekkość to zaledwie drobna warstwa w skalistej skorupie pokrywającej naszą planetę. Więcej jednak nie dostaniemy, ponieważ kompozycja dosyć szybko rozjaśnia się i wygładza, pozwala prześwietlić promieniom słońca, znika pokonana przez czas. Zupełnie, jak pojedyncza magiczna chwila poranka. :)

Skład:
trawa, siano, konwalia, irys, fiołek, mech dębowy, paczuli, piżmo, drewno sandałowe


Roberta Andrade, Monsieur

Teoretycznie kolejny nudny, zachowawczy i odtwórczy paprociowiec, zaczynający się gorzkimi cytrusami oraz naturalistyczną lawendą, w miarę upływu czasu osuszany przez żywiczno-drzewno-tytoniowe zadziory i wykończony cierpkawym syntetycznym piżmem czy kilkoma ziarnami wanilii. Nic, czego nie wąchalibyśmy wcześniej przynajmniej tysiąc razy. O emanacji początkowo znacznej, szybko jednak uczącej się pokory, wspartej przez "nie za długą, nie za krótką", kilkugodzinną trwałość. Takie tam męskie perfumy. W teorii.
Faktycznie Monsieur okazuje się wyraźnym nawiązaniem do stylistyki retro, jawnie odstającym od współczesnych bestsellerów męskiej strony wielkich perfumerii głównego nurtu. :) Poza tym kiedy tylko zniknie niby-świeży element z otwarcia, woda przyjemnie zaskakuje harmonijnym zgraniem elementów żywicznych z wetywerią, paczuli oraz tytoniem. Zaś kiedy odsunę uperfumowany fragment ciała od swojego nosa, wszystko jeszcze przez chwilę żywo wiruje mi w nozdrzach, na pierwszy plan wysuwając "waniliobenzoes" oraz mirrę, z tytoniem i ziołami (?) w tle. Niby to nic niezwykłego ale naprawdę mało które perfumy potrafią zmienić się równie drastycznie, kiedy już wwąchaliśmy w siebie ich cząsteczki. Aż chciałoby się wstrzymać oddech najdłużej, jak to tylko możliwe! ;)

Skład:
lawenda, akordy cytrusowe, zielone oraz żywiczne, mirra, kwiat tytoniu, paczuli, wetyweria, wanilia, piżmo
___
Dziś noszę opisane wyżej Rosae Mundi. :)

12 komentarzy:

  1. Moim zdaniem to bardzo dobrze że Poudre d`Iris jest tak podobne do Prady bo gdy pewnego dnia te flagowe perfumy znikną z jej oferty zostanie jakaś namiastka która wypełni pustke po nich . Tak samo było z Gucci Envy ,najpierw kazdy krytykował że to taki śmierdziel a gdy je skasowano wylało się morze łez ale jak się okazuje jakaś cząstka Envy żyje w perfumach marki Floris bodajże,więc nie ma co się przejmować bo kiedyś okaże śię to zaletą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobne tylko w pierwszych chwilach, więc ortodoksyjnych fanów klasyka Prady raczej by nie zadowoliło. :) Niemniej jednak masz rację: fanom I d'H na pewno miło byłoby żyć z myślą, że" w razie czego" gdzieś tam istnieją perfumy zbliżone do tego, co kiedyś tak bardzo ich zachwyciło. Do tego w sektorze, który nie jest aż tak bardzo uzależniony od kaprysów tłumu. ;)
      Inna sprawa, że perfumy Prady nie znikają z rynku z taką łatwością, jak produkty innych popularnych marek.

      Męskiego Envy właściwie już nie pamiętam - a szkoda. Możesz zdradzić, o które perfumy Floris chodzi?

      Usuń
  2. Bardzo lubię tą mydlaną Pradę. Co prawda, jeszcze się nie dorobiłam, ale może niedługo znajdzie się na mojej półce. Tylko, że zawsze jest coś innego do kupienia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do niedawna te perfumy porządnie irytowały a na skórze, co tu dużo mówić, po prostu śmierdziały. Ostatnio zaczynam odkrywać ich zalety; pytanie: zmieniła się moja skóra czy gust? ;)
      Co znaczy, że świetnie rozumiem Twoją sympatię; zresztą perfum z cyklu "kupiłabym, gdyby coś innego nie kusiło bardziej" jest całe multum. :) Cóż, czasem mniej znaczy więcej (nie wierzę, że naprawdę to napisałam). ;)

      Usuń
  3. O Floris Santal są na mojej liście chciejstw no chyba że dorwe gdzieś Envy w nie powodującej zawał cenie.ps znasz może starą wersje Balmain Monsieur bo spodobał mi się ten zapach a wiem że pisałaś coś o tym . wiem gdzie można nabyć starą wersje więc jeśli były by podobne do siebie to. zasadze się na flakon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, Santal, dzięki za informację. Podobno trudno się do niego dobrać ale teraz już chyba będę musiała. :)
      Kiedyś miałam nawet próbkę ale szukałam jej przy okazji tworzenia impresyjnego wpisu i nie mogłam znaleźć. Nowsza wersja ma w sobie sporo z ducha pierwowzoru ale jest znacznie bardziej przestrzenna, czuć, że wykorzystano do niej składniki syntetyczne lub po laboratoryjnej obróbce. Jest, jakby to określić?, zrewitalizowana. :) O ile dobrze pamiętam je obie.
      Mam nadzieję, że trochę pomogłam. :)

      Usuń
  4. Must niuch dla wielbicieli róży...a ja baaardzo chciałabym poznać nie perfumy, ktore pachną tym, co uważa się za różę albo konfiturami z róży albo ususzoną różą w kurzu, tylko taką różą, jak kiedyś, kiedy nawet te, które kupowało się na straganach, miały zwyczaj pachnieć, a teraz można ten zapach spotkać w niektórych kwiatach na Festiwalu Róż w Ogrodzie Botanicznym. Odurzający, prawdziwy, ale też i niewinny, nieskończenie piękny. Nawiasem mówiąc - najsilniej pachną róże w kolorze mleczno - fioletowym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tea Rose od Perfumer's Workshop! Dla mnie to właśnie taka różyczka (względnie Rose Musc od SSS ale ona jest po sonomowsku "zabrudzona" labdanum i dymem, więc pewnie się nie liczy). Przy okazji: wiesz, że Tea Rose to bardzo wyraźny łącznik między nami? ;) [Tak, wiem że kiedyś miałaś flakon]
      Fioletowe róże... nie pamiętam ich zapachu ale dawno nie bywałam na żadnych festiwalach kwiatowych. :)

      Usuń
    2. Oj nie, Tea Rose od razu poszło w świat... to nie ta róża...Na razie najbliższa jest mi róża Yardley'a. Festiwal Róż to uczta! Tylko kręgosłup boli od schylania się przy wąchaniu

      Usuń
    3. Ach.. Dla mnie to właśnie róża idealna, róża totalna. Kiedyś koniecznie muszę opisać ten zapach. :) Za to nie kojarzę perfum od Yardley.
      Co do Festiwalu Róż, to jestem w stanie sobie wyobrazić, co to za rozkosz dla zapachowca! :) A i wzrok dopieścić pewnie można. Cóż, zawsze zostaje mi Festiwal Kwiatów i Sztuki na Zamku Książ w pierwszych dniach maja. :) Tylko tamtejsze tłumy uniemożliwiają należytą kontemplację urody i zapachu roślin.

      Usuń
  5. Mnie się podoba nowsza wersja myśle o własnym flakoniu dlatego pytałem . Trochę pomogłaś i zarazem ułatwiłaś wybór, zasadze się na nowszą wersje . Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, w takim razie zrozumiałam Cię trochę na opak. Choć i tak odpowiedziałam prawidłowo, jak się okazuje. :)
      Nie ma sprawy i polecam się na przyszłość. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )