poniedziałek, 16 września 2013

Zboczyłam z drogi (na chwilkę)

Niedawno zarzekałam się, że moja noga jeszcze przez długi czas w żadnej z galeriowych, sieciówkowych perfumerii nie postanie. I co? Wystarczyło, że konieczność uzupełnienia zapasów ulubionych kosmetyków pielęgnacyjnych zapędziła mnie do Douglasa a nie byłam w stanie oprzeć się pokusie, by przy okazji obwąchać to i owo. :D
Zresztą czekało na mnie [i tylko na mnie, przecież to oczywiste ;) ] kilka nowości, spośród których najbardziej godnymi opisu wydawały się:

Giorgio Armani, Si

Dobry zapach, stworzony przez ludzi mądrych oraz zdolnych. Czuć lata pracy, włożone w jego powstanie.
Kaszmirowa miękkość oraz niski stopień dosłowności słodkich paczulowych akordów czynią z Si pachnidło wprost stworzone na jesienne oraz zimowe miesiące. Nosi się je z przyjemnością, pozwalając wodzie miękko otulić naszą sylwetkę. Od złamanej zieleni liści porzeczki aż po różano-paczulowo-waniliowo-drzewną [przysięgam, że wyczułam także śliwkę!] bazę mamy do czynienia z kompozycją tyleż staranną co poprawną; jak wspomniałam: czuć lata pracy, sporą liczbę odrzuconych soczków oraz równie dużą ilość poprawek formuły już zaakceptowanej. Wszystko po to, by tu przyciąć, tam zaokrąglić słowem: zadowolić dosłownie każdą klientkę. Co w końcu dało efekt poprawny politycznie, konwencjonalnie piękny ale nazbyt zachowawczy.
Dodatkowo klimatem oraz kolorystyką [istniejącą w mojej głowie, rzecz jasna] przypomina Si kilka innych pachnideł niszowych oraz butikowych: od Midnight Poison Diora przez Lady Vengeance od Juliette Has a Gun aż po Mon Parfum Chéri Annick Goutal i Réjouissance marki Yes for Lov. Od Coco Noir przez pierwsze perfumy Bottegi Venety oraz elementy Boxueuses z pałacowej linii Lutensa aż po Nouez-Moi marki House of Sillage. Było już wiele razy. Choć może niekoniecznie dzięki takiemu właśnie zestawowi nut. :)

Skład:
liście czarnej porzeczki, frezja, róża majowa, wanilia, paczuli, ambroksan, akordy drzewne


Balmain, Monsieur Balmain

Zapach do poznania. Oraz polubienia. Szczególnie wśród miłośników staroświeckiej, wielowymiarowej męskiej klasyki. :) Tym bardziej, że reformulacja wygładziła trochę Pana Balmain, ubrała go w strój o klasycznym stroju lecz z nowocześniejszych, oddychających materiałów oraz bez cienia litości zgoliła mu baczki. ;) Co oczywiście odjęło mu autentyczności jednak pozwoliło rozwinąć się apetycznym, fenomenalnie przestrzennym nutom cytrusów, niemal całkowicie pozbawionym słodyczy. Przyprawy z kminkiem na czele w nowej wersji pachnidła pełnią rolę pomocniczą, zręcznie wyprowadzając wodę z co bardziej banalnych rejonów; gdzieś na drugim planie, przy głębokim wdechu z przepony pojawia się intrygująca ziołowo-muszkatowa goryczka. Akordy drzewne stanowią jasne, starannie wypolerowane tło dla opisynaych już składników, piżmo i ambra, jeżeli są, to syntetyczne. Utrzymują mieszankę na skórze, pozwalając temu na poły zdziczałemu i salonowemu tworowi wybrzmieć do końca, głosem równie czystym oraz dźwięcznym, co na samym początku. Nawet jeżeli ze zrozumiałych powodów znacznie cichszym. :)
Świetny, znakomity zapach!
[Uwaga, na półkach Douglasa stoi również popularny Carbone, zatem droga do testów bez konieczności zakupu próbki online stoi otworem. ;) Tak tylko piszę, jakby kto był ciekaw].

Skład:
gorzka pomarańcza, cytryna, bergamotka, mięta, rozmaryn, tymianek, imbir, pieprz, kminek, gałka muszkatołowa, róża, drewno sandałowe, mech dębowy, szałwia, wetyweria, ambra, piżmo


Dsquared², Potion Blue Cadet

Ojej! Pan z fotografii reklamowej całkiem ładny, zapach - wprost przeciwnie. ;] Znów czuję, jak wzbiera we mnie chęć ziewania. Ileż to już razy było? I ileż jeszcze będzie? Kiedy znów zaatakują mnie chemiczne cytrusy w towarzystwie świeżych cedrowych szczap (damskie Light Blue niniejszym kłania się w pas) oraz słodko-przestrzennej, niby-to-aromatycznej oranżadki?
Seria Wood tej samej marki, Luna Rossa Prady, Homme od Guerlain czy Dior Homme Sport to tylko kilka pierwszych z brzegu skojarzeń. O ile dwa pierwsze są raczej zaszczytne, bo nawiązują do wód może zupełnie obcych mojemu gustowi, za to poprawnych oraz całkiem przyjemnych, dwa kolejne sugerują kompletną zbędność Potion Blue Cadet. Choć zapach stworzono w myśl najbardziej szlachetnych zasad współczesnego olfaktorycznego marketingu, mnie męczy ponadprzeciętnie. Głównie swoją... przeciętnością. ;) Oraz sillage, zdecydowanie zbyt zamaszystym.

Skład:
mandarynka, bergamotka, grejpfrut, liście czarnej porzeczki, balsam jodłowy, szczwół plamisty, drewno cedrowe, bób tonka, piżmo


Rouge Bunny Rouge, Incantation

Największym zaskoczeniem na Douglasowych półkach okazały się dla mnie perfumy marki Rouge Bunny Rouge, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Czy możliwa jest super-hiper głęboka nisza w świątyni perfum nudnych oraz zachowawczych? Oczywiście, że nie! ;) RBR okazało się kolejną marką kosmetyków kolorowych, która zapragnęła dopieścić swoje klientki perfumami. MAC i Benefit, szykuje Wam się godna konkurencja! ;)
Od wód Benefitu nawet godniejsza, bowiem wszystkie poznane przez mnie pachnidła [nie obwąchałam jedynie Chatoyant, gdyż zastałam doszczętnie osuszony tester; może filia dostała już wcześniej używany...?], chociaż dalekie od moich gustów, prezentują wysoki poziom. Incantation na przykład w początkach kusi jasną ale zadziorną eugenolowo-kwiatową nutą, by dopiero pod wpływem ludzkiego ciepła ujawnić obecność sporej ilości figowego soku.
Które jeszcze później okazują się sokiem zgniecionymi w dłoni figowymi listkami oraz gałązkami. Ich figlarna, bardzo niedosłowna gorycz w ciekawy sposób łączy się z pikanterią kolendry oraz głębią woni róży stulistnej. Jeszcze później mamy syntetyczne (i przyjemne) jasne drewna, złocisty, mało słodki wosk [jak to on.. :) ] oraz białopiżmowe ciepło. Zapach wart poznania acz niezbyt trwały.

Skład:
czarna porzeczka, cytrusy, figa, kolendra, kardamon, kwiat pomarańczy, róża, wetyweria, drewno cedrowe, białe piżmo, wosk


Rouge Bunny Rouge, Lilt

O ile Incantation figa zaledwie współtworzyła, tutaj ma szansę zabłysnąć pełnym blaskiem. I świeci, jako żywo - świeci! Jak to tylko figa potrafi, blaskiem pastelowo-mlecznym lecz oślepiającym; soczyście zielona a jednocześnie kokosowa, obramowana aksamitną brzoskwiniową słodyczą z jednej strony a przejrzyście zielonym lecz szybko schnącym ostrym trawiastym akordem z drugiej.
Co ciekawe, kiedy tylko przeminie deserowo-owocowa słodycz otwarcia, zauważam tę wibrującą zieleń przechodzącą z czasem w... aromat muchozolu, tego zapamiętanego z dzieciństwa, nie perfumowanych muchobójców z lat późniejszych. :D Szczęśliwie wyraźniejszą na papierku testowym aniżeli na skórze, jednak aż nadto sugerującą, że Lilt nie jest zapachem całkiem dla mnie. Choć przecież wybitnie niszowe brzmienie dodało mu całkiem sporo punktów na mojej prywatnej skali fajności perfum. ;) Niemniej jednak dziękuję. Boję się zatrucia oparami. ;)

Skład:
liść figi oraz inne akordy zielone, fiołek, brzoskwinia, kokos, wetyweria, piżmo


Rouge Bunny Rouge, Vespers

Nie wątpię, że w tym przypadku zasugerowałam się nazwą, jednak nie mogę pominąć milczeniem odkrycia, że ów zapach z powodzeniem mogłaby nosić współczesna wersja Vesper Lynd, tak z powieści Fleminga, jak i z jej kinowej wersji: udręczona kobieta w klinczu wyjątkowo paskudnej gry wywiadów. [Choć prawdę mówiąc do domniemanego pierwowzoru Vesper, Krystyny Skarbek, pasuje niespecjalnie. Przynajmniej w moim wyobrażeniu]. Z jednej strony pojawia się świeżość i niewinność, skryta pod postacią wiosennych kwiatów (plus róża) oraz soczystego, słodkiego, chrupkiego jabłka, z drugiej mamy świeżo zmieloną na proszek, brunatną imbirowo-cynamonowo-pieprzową masalę, unoszącą się ponad zimnymi, igiełkowo-ziemistymi sokami wyciśniętymi z fiołkowych liści. Obydwie frakcje ścierają się ponad standardową, raczej nudną bazą z jasnego drewna oraz czyściutkiego piżmowego puderku. Nawet zjawiający się na pograniczu serca i bazy zredukowany waniliowy budyń nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na którąkolwiek stronę. Upupiona, dziewczyńska kobiecość w lekkim wydaniu nie potrafi ani ustąpić chmurze korzeni wraz z lekko paliwowym fiołkiem ani jej sobie podporządkować. I na odwrót. Jedynym wyjściem wydaje się chyba tylko przedwczesna śmierć zapachu.
Vespers to bodaj najbardziej motywujące mój umysł, najmniej wtórne a przy tym standardowo kobiece perfumy wodno-ozonowe, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. Biorąc pod uwagę niski wskaźnik banalności dokonań marki, nie wróżę jej na polskim rynku sukcesu. ;> A już zwłaszcza - nie dzięki sieciówkowym perfumeriom z galerii handlowych, gdzie najlepiej sprzedają się przeciętność oraz nijakość. Szkoda.

Skład:
czarny pieprz, cynamon, liście oraz kwiaty (?) fiołka, bergamotka, konwalia, róża, zielone jabłko, drewno sandałowe, drewno cedrowe, piżmo, wanilia


Przybyłam. Zobaczyłam. Wbrew pozorom zwyciężyłam. ;) Zapoznałam się z nowościami, więc teraz mogę w spokoju dalej pławić się w niebanalnym pięknie niszy albo innych perfumowych dziwadeł. I tylko Balmain oraz Rouge Bunny Rouge żal...! :)
___
Dziś Onda od Vero Proumo, czyste perfumy.

8 komentarzy:

  1. No popatrz , a na mnie Si to kolejna marmolada owocowa i to kwaśna .Musze jeszcze raz dokładnie obniuchać .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obniuchać możesz, ależ czemu nie? Tylko znając Twoje gusta nie sądzę, aby cokolwiek się zmieniło. ;) Za to kwasotą Si mnie zdziwiłaś. Lecz i to żadne novum. :D

      Usuń
  2. Ja też odniosę się do Si - początek jest obiecujący, jak piszesz, czuje się, że to dobry zapach. Ale po kwadransie już nie. rozwija się banalnie, nieciekawie, ulepkowato i płasko, a przypomina mi mnóstwo słodziaków, nawet tych niskopółkowych - bardzo się rozczarowałam. Ale...może gdyby nie te analogie do innych perfum, byłabym mniej surowa? W końcu...czy każdy nowy zapach ma być oryginalny...choć...w sumie...dobrze by było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Nie owijając w bawełnę, własnie coś takiego mogłabym napisać; mimo że na tle obecnej zawartości perfumeryjnych półek Si wyróżnia się raczej na plus. I to plus wyraźny.
      A jego wtórność czy nuda to, jak sądzisz Ty i ja także, pochodne naszego obeznania w temacie. Kiedyś już się zastanawiałam na blogu, czy nasze marudzenie nad coraz mniejszą ilością dzieł oryginalnych nie wynika aby z faktu, że znamy więcej zapachów niż ich twórcy, patroni marek czy inni decydenci? W końcu czy to taka tragedia, że pierwsza Bottega Veneta to skóra zdarta z Cuir Améthyste Armaniego, Michał Szulc zapatrzył się na czarny kamyczek Donny Karan, natomiast D. S i Durga ze swojego Mississippi Medicine stworzyli doskonałego Fumidusa light? Niech wiec Si nawiązuje sobie, do kogo chce; gdyby tylko nie wyprali wody z resztek charakteru, byłabym wniebowzięta. Choć flachy nie kupiła nigdy. :)
      Przy okazji: kilka dni po napisaniu powyższej notki wpadło mi do głowy kolejne powiązanie Si: to bardziej lekka i "ludziowa" Calypso Roberta Pigueta. :) Jeśli się uprzeć, można tak w nieskończoność...

      Usuń
  3. Witam, też byłam ciekawa tego zapachu więc kiedy wpadłam po tusz do Douglasa poprosiłam o próbkę, bliskie spotkanie okazało się rozczarowaniem: "Si" buchnęło mi w nos drażniącą chemią niczym proszek do prania... brrrr ale co się dziwić, tzw. kryzys to woda na młyn wielkich koncernów....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero dziś zauważyłam ten komentarz, przepraszam.
      Pozostaje mi chyba cieszyć się, że moja przygoda z Si nie była aż tak bardzo traumatyczna. :) Bo proszek do prania nie brzmi zbyt zachęcająco, aućć...
      Składniki tych perfum z pewnością nie pochodzą z pól uprawnych Prowansji (czy skądinąd) ale takie są prawa współczesnego perfumiarstwa głównego nurtu, oszczędności przede wszystkim, na wszystkim; oprócz reklamy, rzecz jasna. ;> Jednak zawsze możemy głosować za pomocą portfela i dokonując zakupów (nie tylko zresztą perfumowych), decydować się na produkt ciekawy. Na przykład słabiej reklamowany [jest większa szansa, iż pieniądze z budżetu trafiły jednak do działu produkcji ;) ].

      Usuń
  4. Czy ktoś wie w której z perfumerii w Warszawie jest dostępna marka Rouge Bunny Rouge?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż.. Nie znam się na warszawskich perfumeriach, jednak ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że perfumy RBR sprzedawane są w perfumeriach Douglas. Nie wiem co prawda, czy we wszystkich, czy tylko w większych i/lub z bardziej prestiżowymi miejscówkami, jednak możesz zacząć poszukiwania od sklepu w którejś z większych galerii handlowych miasta. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )