piątek, 6 września 2013

Podróże w czasie. Da się?

Da się! :D

Oczywiście, że tak. I nie, nie chodzi mi ani o teorię względności, ani mniej lub bardziej naturalne szczeliny w czasoprzestrzeni, ani nawet o grasującą po wszelkich możliwych światach, kulturach czy epokach TARDIS. Mam na myśli – nas.
Naszych przodków i potomków, długą linię życia która, o ile tylko spojrzymy na nią z odpowiednio stałego punktu, potrafi zrobić daleko większe wrażenie, aniżeli sny o twittowaniu na temat postępów w budowie piramidy Cheopsa. ;) Uświadamia nam, że przecież już jesteśmy podróżnikami w czasie [nie tylko podczas podróży samolotem]! Tylko, że zajmuje nam to trochę więcej, niż jedno pokolenie. :) Niemniej jednak naprawdę się odbywa, tylko spójrzcie:


Może jest to myśl trochę zbyt naciągana, na pewno nie tak spektakularna, jak marzenia o osobistych wędrówkach w przeszłość albo przyszłość, jednak myślę, że mimo wszystko warta docenienia. Bowiem mamy tylko jedną, jedyną szansę na podróż w czasie [chyba, że ktoś z Was wierzy w reinkarnację :) ]. Nie zmarnujmy jej.

Na trop wędrówek po czasie i przestrzeni naprowadziły mnie jedne z nowszych produktów marki Amouage, Beloved dla Niej oraz dla Niego. Jak wcześniej wspomniano w internetach nie raz i nie dziesięć razy, pachnidła te powstały w oparciu o silne wrażenie, jakie na dyrektorze kreatywnym omańskiej marki zrobił film Gdzieś w czasie z roku 1980, love story z Christopherem Reeve oraz Jane Seymour w rolach głównych. W ramach przygotowań do napisania recenzji, również postanowiłam owo dzieło obejrzeć. Okazało się, że do pewnego stopnia rozumiem zachwyt pana Chonga.
Klimat tej produkcji w rzeczy samej był wyśmienity: tajemniczy, nostalgiczny, delikatny. Miałam wrażenie obcowania z jakąś niezwykle kruchą oraz cenną strukturą, z dwustuletnimi koronkami albo jeszcze starszą porcelaną, którą zniszczyć może jeden nieostrożny ruch. Miękkie kadry oraz dźwięki znakomicie kreowały uczucie oderwania od rzeczywistości, nadawały światu prawdziwie magiczny posmak. I... to w zasadzie tyle! Ponieważ sama historia opowiedziana w filmie wynudziła mnie za wszystkie czasy. ;] Okazała się zbyt rozwlekła, ckliwa oraz przewidywalna abym mogła znaleźć w niej coś dla siebie. Dlatego podczas pisania recenzji duetu Beloved wpływ opowieści o nieszczęśliwej miłości w poprzek rzeki czasu postanowiłam ograniczyć do minimum.


Choć prawdę mówiąc całkiem sporo w nich klasycznego ducha; choć "klasycznego" w nieco odmiennym rozumieniu. Obie kompozycje rozpoczynają się w bardzo przyjemny, konwencjonalnie staroświecki sposób. Beloved Woman od pierwszej chwili nawiązuje do wielkich klasyków z przeszłości, w których główne role grały kwiaty, delikatny szypr oraz akordy cywetowo-piżmowe: od wielkiej Piątki (choć bez aldehydów ;) ), przez Joy marki Jean Patou i klasyczną Miss Dior aż po Aromatics Elixir Clinique, Magie Noire od Lancôme czy Dune Diora [mimo, że na Wydmie akurat żadnych mocnych akordów animalnych nie ma]. Złożono je w naprawdę starym stylu. Pewnie dlatego dość trudno opisać mi ich przebieg; zauważam dużo ciekawych rozwiązań na linii różane potpourri – drewno i żywice – akordy zwierzęce. Pomiędzy mini, niczym małe żywe ogniki, przepływa i stara skórzana galanteria, i ziołowa lekkość rumianku, i miękka pastelowa słodycz a nawet sucha, wibrująca goryczka kocanek. Ukochana ma nam wiele do przekazania i robi to z naprawdę sporym wdziękiem, głosem donośnym lecz miłym dla ucha. :) Sympatyczna z niej dziewucha. ;)

Za to Beloved Man to kameleon czystej wody! :) Na początku może faktycznie zgrywa starej daty dżentelmena, szarmanckiego oraz nieco sentymentalnego, jednak nie robi tego z nudów ani dla żartu, lecz ponieważ sądzi, że tak być powinno. Na samym wstępie pachnidło przywołuje wspomnienie męskich wód kolońskich czy po goleniu sprzed co najmniej trzydziestu lat, wszystkich tych Aramisów, Drakkar Noirów, do pewnego stopnia nawet pierwszego Polo od Rapha Laurena, słowem: klasyki męskiej perfumerii głównego nurtu. Jest to zapach świeży dzięki ziołom oraz niesłodkim, stanowczo nie-ozonowym cytrusom oraz żywemu, lekko ziemistemu geranium z interesującym, żywiczno-sandałowcowym podbiciem. Na tym etapie Beloved Man przypomina swoją "partnerkę w zbrodni". :) Jednak nie mija wiele czasu, kiedy ster obejmują ciepłe kadzidła, elemi i olibanum, które zręczna ręka perfumiarza zatrzymała dosłownie na krawędzi spalania (więc i zaklęcia zapachu żywicznych grudek w dym), by wraz nutami drzewno-skórzanymi oraz korzennymi, głównie pieprzem, rozpocząć proces indywiduacji Ukochanego. Co przejawia się sporym ale także pełnym wdzięku podobieństwem do wielkiego nieobecnego dzisiejszych perfumerii, Gucci pour Homme; nie zauważam tu prób plagiatu, prędzej luźną inspirację oraz swoisty hołd [w przypadku ludzi moglibyśmy zaryzykować stwierdzenie, że Gucci PH jest dla Beloved Man ogromnym autorytetem ;P ] i muszę Wam wyznać, że bardzo mnie to ujęło.
Wreszcie baza. Pełna dojrzałość psychiczna. Widać, że nasz bohater znalazł równowagę pomiędzy kadzidlano-przyprawowym własnym stylem a dosyć sztywną, tradycyjną elegancją. Żywice, przyprawy, cedrowo-sandałowcowe drzazgi oraz skóra rozłożyły się na prostym, masywnym lecz gustownym postumencie z paczulowo-wetyweriowo-geraniowej klasyki. Całość dodatkowo spaja kręgosłup z lekkiego, troszkę mydlanego piżma. Rzecz dzieje się w pewnym oddaleniu od skóry, lecz od jakiejkolwiek agresji albo buty równie daleka. Więc jak nie pokochać podobnego faceta? ;)


Beloved Woman

Rok produkcji i nos: 2012, Bernard Ellena

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, szczególnie tych, którym miła jest stylistyka olfaktorycznego vintage. :) O całkiem sporej emanacji oraz sillage, który z czasem zmienia się w wąską ale gęstą aurę.
Na każdą okazję, ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej oficjalnych tudzież uroczystych.

Trwałość: w granicach dziesięciu-dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: lawenda, róża, jaśmin, szałwia, rumianek, goździki (przyprawa), kardamon
Nuta serca: ylang-ylang, kocanka, fiołek, labdanum, paczuli, olibanum, benzoes
Nuta bazy: drewno sandałowe, drewno cedrowe, skóra, wanilia, ambra, piżmo, kastoreum, cywet


Beloved Man

Rok produkcji i nos: 2012, Bernard Ellena

Przeznaczenie: pachnidło skomponowane z myślą o mężczyznach, charakteryzujące się mocą sporą ale niezbyt nachalną, w późniejszych etapach redukującą się do zamaszystej, półtransparentnej aury.
Na wszystkie okazje, pory roku czy dnia [choć stosowniejszym wydaje się jednak na wieczór], dla mężczyzn i kobiet pospołu. :D

Trwałość: od dwunastu  godzin wzwyż

Grupa olfaktoryczna: przyprawowo-drzewna (oraz orientalna)

Skład:

Nuta głowy: pomarańcza, grejpfrut, elemi, kardamon, czarny pieprz
Nuta serca: geranium, jaśmin, kłącze irysa, szafran
Nuta bazy: drewno gwajakowe, drewno cedrowe, paczuli, wetyweria, skóra, piżmo
___
Dziś...

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://www.positivelypositive.com/2012/09/22/the-perks-of-being-a-time-traveler/
2. http://divine-feet.blogspot.com/2013/06/romantic-nostalgia.html
3. http://blog.missala.pl/recenzje/ukochana-ukochany-beloved-amouage/

8 komentarzy:

  1. Dryndusy przeczuwam! :)Te mogę powąchać - nie będę ich chciała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drydusy? Przebóg! ;) Ale ja bardzo lubię podobne klimaty. W zasadzie.. lubię przede wszystkim dryndusy. :) A powąchać zawsze można.

      Usuń
    2. Żaden zapach tak, jak dryndus, w czasie nie przenosi. O porządny czasem kawałek.

      Usuń
    3. W sumie racja; bo jeśli nie w czasie, na pewno w przestrzeni. Więc jak ich tu nie lubić?? ;)

      Usuń
  2. "głosem donośnym lecz miłym dla ucha. :) Sympatyczna z niej dziewucha. ;)"

    Od razu przypomniał mi się hit puszczany tego lata ponoć na mazurach ( nie wiem nie było mnie tam zasłyszałam od moich chłopaków):

    "Bacha Bacha ale z ciebie lacha, cała nasza wiocha bardzo Ciebie kocha!"

    http://www.youtube.com/watch?v=m2-OIL0BlEw

    I zdanie mojej latorośli: "Tato puść mi Bacha"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo rymy częstochowskie pasowały mi do melodramatycznej opowieści z fabułą dziurawą, jak polskie drogi po zimie. ;)
      Za to piosenka przecudowna! :D Ależ się uśmiałam! No i Twój Latorośl-prawie meloman... :D Świetny tekst.

      Usuń
  3. W tym przypadku "prawie robi wielka róznicę".

    :D choć nie powiem ja Jelonka bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam ojtam. Może wyrośnie na prawdziwego? ;) Lub raczej na wielbiciela muzyki dobrej i lepszej, bez różnicy gatunków czy epok, w których ją komponowano.

      Jelonka? Chodzi Ci o Michała Jelonka?
      http://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Jelonek
      Bo nie kojarzę...

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )