czwartek, 7 stycznia 2016

Sjesta panny dziedziczki


Jest to z pewnością niemały problem - we współczesnym świecie stworzyć perfumy, które będą urocze, dziewczęce, niewinne czy pastelowe ale równocześnie w żadnym wypadku słodkie oraz infantylne. Świeże ale też obowiązkowo kwiatowe. Z modnymi nutami drzewnymi, które jednak nie będą wyraźne na tyle, by komukolwiek kojarzyć się z pachnidłami stojącym po męskiej stronie popularnych perfumerii. A, no i właśnie! Powinny koniecznie być mainstreamowe, ogólnodostępne i łatwo przyswajalne dla nawet przypadkowej klienteli. :] Jak tego dokonać?
Zapytajcie Coty, faktycznego producenta jednego takiego cudu, jego kompozytorkę Danielę Roche Andrier oraz Miuccię Pradę, właścicielkę domu mody, pod którego szyldem zapach ujrzał światło dzienne. :)
Przed Państwem Miu Miu eau de parfum, pierwsza kompozycja zapachowa "Prady dla dziewcząt". ;)

Mieszanka ta spełnia wszystkie wymienione warunki, od początku do końca pozostając dziełem prostym, lekkim i przyjemnym; niezbyt skomplikowanym ale nigdy topornym. Od początkowego spotkania z delikatnymi białymi kwiatami w rodzaju konwalii, jaśminu oraz czegoś przyjemnie miodowego, podejrzanie przypominającego woń kwitnącej robinii akacjowej wyczuwam w Miu Miu słońce, życie czy pewien niezobowiązujący chłód (półcień werandy po północnej stronie starego wiejskiego domu), niosący ukojenie oraz przesycony seledynowymi sokami pachnących roślin. Ot, koktajl z organicznej młodości. :)
Chwilę później soki znikają, zostawiając po sobie kuszący ale nienachalny aromat kwitnących białych róż, które do spółki z resztą kwiatów tańcują dookoła wykluwających się matowych nut drzewnych na ciepłej i sypkiej, cokolwiek ziemistej podstawie. Gdzieś w oddali majaczą dalekie cytrusowe promienie i aromaty wiekowego sadu, tymczasem na miejscu, przy altanie kwiaty toną w mieszance jasnego, wysuszonego cedru, ciepłego kaszmeranu oraz dosłownie kilku oderwanych frakcji lizolowego oudu. Zaś w głębokiej bazie pojawiają się urocze chociaż oklepane syntetyczne pyłkowo-kwiatowe jasne piżma, ciche i dyskretne, usypiające niczym pora sjesty.

Miu Miu to idylla, nieprawdaż? ;) Doskonałe popołudnie doskonałego chociaż monotonnego dnia. Dziewiętnastowieczna rosyjska powieść obyczajowa o wakacjach na daczy. O, albo inne Panny z Wilka. ;)
Gdybyż tylko moja skóra zechciała traktować je łaskawiej i nie kwasić już na wstępie, upodabniając pierwszy zapach Miu Miu do nielubianego przeze mnie Jour d'Hermés! :P Gdyby cała uroda kompozycja objawiała mi się wcześniej, aniżeli po opadnięciu syntetycznego kwasu cytrynowego, którym ktoś "doprawił" wodę w wazonie pełnym wonnego kwiecia!
Wtedy byłoby pięknie.

A tak jest tylko ciekawie. Kilka oczek lepiej, niż w większości premierowych kompozycji zeszłego roku. I cóż, że niesłodko?


Rok produkcji i nos: 2015, Daniela Roche Andrier

Przeznaczenie: kompozycja dedykowana kobietom. Właściwie tym najmłodszym kobietkom; co mówiąc szczerze uważam za dobry pomysł: gust perfumowy, jak literacki czy muzyczny należy ćwiczyć od najmłodszych lat, dlatego bez trudu potrafię sobie wyobrazić, jak pięknie Miu Miu edp zagrałaby na skórze dziewczynki czternasto- lub piętnastoletniej. :)
Chociaż nieco starszym z nas również mogłoby być w niej bardzo do twarzy... gdyby nie granulowany kwas z otwarcia. ;> Na pewno zapach okazuje się bliski skórze, skromny w wyrażaniu emocji, co idealnie plasuje go w kategorii perfum dzienno-oficjalnych; lub też azjatyckich, gdzie słaba projekcja oraz ogólne nieepatowanie zapachem to czynienia zadość tamtejszym normom kulturowym (stroje i dodatki Miu Miu ponoć najlepiej sprzedają się w Japonii, Korei Południowej czy Chinach).

Trwałość: w granicach siedmiu lub ośmiu godzin spokojnego życia oraz kilka następnych niezauważalnego, dwukrotnego zaniku.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, konwalia
Nuta serca: akordy zielone, jaśmin, róża, czarna porzeczka, brzoskwinia
Nuta bazy: drewno akigalowe [? jak to w ogóle przetłumaczyć na Polski?] (akigalawood, wyselekcjonowana w laboratoriach Givaudan frakcja woni paczuli, pachnąca pieprzem oraz oudem), jasne piżma
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja jest mojego autorstwa.

2 komentarze:

  1. Podziwiam Cię, że udało Ci się teraz nosić te perfumy. Przypomniałam sobie jak "chłodno" je odbieram. Chłodno w sensie, że są dla mnie bardzo zimne, choć ładne i ciekawe, i nie dałabym rady w minusowej temperaturze. :)

    PS. O, też nie lubisz Żuru Hermesa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie takie właśnie perfumy ciekawiej układają się, kiedy i na zewnątrz jest zimno. Przy upałach byłoby jeszcze gorzej: nie kwas z ładnych w sumie perfum ale pewnie kwas i gnijąca woda z wazonu albo coś podobnego. Ani grama urody. Więc tu pogoda może tylko pomóc. :)
      A Żuru nie znoszę. ;D W odróżnieniu od zupy o tej samej nazwie.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )