czwartek, 22 stycznia 2015

Jaki styczeń, taka wiosna

Spokojnie, nie zabrałam się jeszcze za przepowiadanie meteorologicznej przyszłości [chociaż jestem wiedźmą, więc teoretycznie mogłabym :P ]. To tylko próba skojarzenia obecnej przedziwnej zimy-niezimy z perfumami opartymi o akord pewnego prześlicznego, wiosennego kwiatu.
Do tego wywodzących się ni mniej, ni więcej, tylko od "ukochanego" przeze mnie Hermèsa. ;) Hermèsa już pod olfaktorycznym panowaniem Jean-Claude'a Elleny, żeby było zabawniej.

I uwaga! Lepiej zaznaczcie dzisiejszą datę w kalendarzu, bo kiedyś nie uwierzycie, że zaliczyłam regularny, jawny zachwyt. ;P
Chcecie wiedzieć, czym?


Eau de Narcisse Bleu, czyli jednym z niedawnych dodatków do linii pachnideł skupionych pod wspólnym szyldem Les Colognes. Czy bardzo zaskoczę Was stwierdzeniem, że jestem posiadaczką niewielkiego flakonika tego oto dzieła? :]
Jeżeli już pozbieraliście się ze stanu przedzawałowego, na pewno uspokoi Was informacja, że był to prezent; przemiły, zupełnie niespodziewany podarunek od osoby, która na pewno czyta niniejsze słowa (lub przeczyta za jakiś czas ;) ) i wobec której wciąż mam niespłacony dług. Jednak takie długi zdecydowanie warto zaciągać. ;)

Wracając zaś do rzeczy: tym, co najbardziej ujęło mnie w Eau de Narcisse Bleu jest nietypowa dla Elleny praca na kontrastach. Między słoneczną jasnością lekkich, przejrzystych cytrusów z otwarcia a drzewnej, nieco mszystej głębokiej chociaż niezbyt wyraźnej cienistości bazy. Między porażająca dosłownością odwzorowania woni narcyzów a ich matowym, klarownym oraz nowoczesnym irysowo-białopiżmowym obramowaniem [przy czym musicie wiedzieć, że chodzi o piżmo nie pudrowe ale najnowocześniejsze, zgodne z obecnymi trendami, bezwzględnie czyste ale i coraz trudniejsze do oddzielenia od laboratoryjnych nut okołodrzewnych].
W tej kompozycji wyraźny jest flirt z ciemniejszą stroną organów perfumiarskich.;) Ewidentny oraz zupełnie nieskrywany a do tego cały czas podległy miękkiej, eterycznej ale odważnej nucie pełnego, rozgrzanego promieniami słońca narcyzowego kwiecia. Wiosenna, pogodna bajka! :) Niby odwieczna ale przecież na wskroś nowoczesna.

Oraz - co najciekawsze - na mojej skórze warta uwagi tylko i wyłącznie podczas dni chłodnych i zimowych, kiedy krystaliczność poszczególnych akordów nie ukrywa się za przytłaczającymi zwałami pudru i zielonych gałązek, rozmoczonych w wodzie po kwiatach. Wiosną i latem moja skóra nie znosi się z Eau de Narcisse Bleu, łaskawiej przyjmując ją dopiero, gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej pięciu stopni Celsjusza. :)
Czasami bowiem perfumy stworzone teoretycznie na upały prawdziwą, mniej łatwą ale za to nieporównanie bardziej fascynującą twarz pokazują dopiero, gdy muszą trochę się natrudzić.


Rok produkcji i nos: 2013, Jean-Claude Ellena

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, którego jedyną wadą jest mizerna projekcja; od skóry odstaje w zasadzie tylko wtedy, gdy się nim dosłownie zleję - a i tak jedynie przez pierwsze dwie lub trzy godziny; później i tak zmienia się w płoche stworzonko, egzystujące tuż przy skórze ludzkiego "żywiciela". ;)
Jako taka, Eau de Narcisse Bleu nadaje się na dosłownie wszelkie okazje, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które wymagają od nas olfaktorycznego umiaru bądź dyskrecji. Jak pisałam w tekście recenzji, raczej na dni chłodne (chyba, że nie macie nic przeciwko tonom sypkiego pudru do twarzy :P ).

Trwałość: przy skromnej aplikacji nie większa, niż czterogodzinna, natomiast zapętlona [na resztki bazy nakładamy nową porcję pachnidła] potrafi "dobić" niemal do doby. Czyli drobne zafałszowanie nut potrafi znacznie przedłużyć żywotność soczku. Ciekawa cecha.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-drzewna (oraz świeża)

Skład:

narcyz, akordy drzewne
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://usa.hermes.com/la-maison-des-carres/carre-90-i-like-flowers-38421.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )