czwartek, 24 grudnia 2015

Czar cichej nocy


Uwzględniając mój napięty ostatnio grafik, w tym widoczny w ilości wpisów brak czasu dla bloga, trudno było nie domyślić się, jakimi perfumami postanowiłam uczcić dzisiejsze odwieczorne święto. Wystarczyło w tym celu przeglądnąć czasem Instagram... ;)

Jednak czy jest co ukrywać? Ostatecznie możliwość świętowania Bożego Narodzenia wraz z perfumami, które dedykowano temu właśnie czasowi w roku nie wydaje się niczym szczególnie oryginalnym, prawda? :D Dlatego dość już niepotrzebnych wstępów! [Ostatecznie nie po to wstałam dziś przed świtem, żeby marnować czas na lanie wody]. Zajmijmy się nareszcie Nuit de Noël marki Caron; zapachem jak wieść niesie stworzonym specjalnie dla uwielbiającej zaczynające się o zmierzchu święta kochanki Ernesta Daltroffa.

Zamiast słodyczy, kadzideł czy delikatnego Orientu otrzymujemy zamkniętą we flakonie historię miłosną.


Nie jestem pewna, na ile i czy w ogóle (po tylu latach i reformulacjach) współcześnie żywa jest myśl przewodnia twórcy pachnidła, mnie jednak trudno od niej uciec. W Nuit de Noël naprawdę czuje się miłość, czułość czy namiętność. W przebiegu kompozycji wciąż tkwi coś mocno erotycznego - a płynąc z porównaniem można nawet zauważyć, iż można wyczuć nawet dalekie, osnute mgłą wspomnień ale jednak żywe, echo samego aktu miłosnego. :) Bo zastanówmy się...

Rozpoczyna tę mieszankę gładka, słodkawa i z pozoru niewinna słodycz kwiatów, szczególnie pyłkowego ylang-ylang, utrzymanego trochę w stylu sążnistych olfaktorycznych festonów rodem z przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Kwiat jest aksamitny, nieprzesadnie deserowy ale już odurzający, niczym pocałunek. Później kompozycja, powoli, krok po kroku, przechodzi ku ciepłej orientalności drewna sandałowego, za którym jak cień podąża suchy mech dębowy. I teraz dopiero zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. :D

Bowiem staje się jasne, że co jak co ale serce to Nuit de Noël ma wielkie i gorące. ;) I chociaż na pozór nie dzieje się w nim wiele ponad grę dwóch składników, mchu oraz sandałowca, ich wzajemna relacja prowadzi do wykrzesania nawet nie kilku iskier, lecz od razu całego pożaru! Pod, nad, obok, pomiędzy,  przed i za. A to sandałowiec skrywa się za suchymi i ostrymi, niemal wgryzającymi się w drogi oddechowe człowieka oparami mchu, to znów mech daje się owionąć aromatycznym, czarownym sandałowcowym olejkom (w stylu drewna z Mysore albo dosłowniej: delikatniejszego, bardziej intymnego Tam Dao Diptyque lub Santal de Mysore Lutensa).
To, co czułe i duszne dzięki egzotycznym kwiatom staje się coraz gorętsze a jednocześnie doskonale zaaferowane sobą nawzajem: mech dębowy przywołuje suchość w ustach, którą natychmiast uśmierza obłędna cielesno-drzewna zmysłowość. I tak grają ze sobą, ku obopólnej radości, z cieniem dusznych kwiatów w tle a w mojej głowie Elton John wyśpiewuje na cały głos: Caan you feeeel the love toooonight? ;P Pojawiające się tu i ówdzie nieśmiałe zajawki korzennych przypraw lub tytoniu znikają po chwili, jakby czując swoją zbędność.
Tak, dzieje się i to dużo.


Jednak już pojawia się baza, ciepła, dyskretna i delikatna. Ot, klasyczny miks miękkiego, delikatnie słonego akordu ambrowego z odrobinkę "brudnymi", ciemnymi piżmami. To właśnie na nich wyhamowują drewno z mchem, pozwalając sobie na oddech. Gdzieś nad nimi unoszą się ostatnie wspomnienia kwiatów, z których najwyraźniej czuję teraz klasyczny, naturalny jaśmin. Długi, spokojny finisz.

I choć wydawać by się mogło, że taki zapach musi być nielichym siłaczem o mocy zdolnej zniszczyć niewielkie miasto, w rzeczywistości Nuit de Noël okazuje się zaskakująco intymne, wiotkie i stanowcze jednocześnie ale przy tym unikające jakiejkolwiek wulgarności, którą silna projekcja mogłaby ujawnić. Tutaj nie ma absolutnie niczego niewłaściwego. Zarówno potężne emocje, jak i późniejsze uspokojenie rozgrywają się tuż ponad skórą uperfumowanej osoby.
Co nie dziwi. Wszak najpotężniejsze rodzaje magii nie są przeznaczone dla postronnych oczu a miłość to przecież [również,  między innymi] magia. Wierzmy w to nie tylko od święta. :)


Rok produkcji i nos: 1922, Ernest Daltroff

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, lecz współcześnie  to raczej klasyczny, wyważony uniseks; no, może za wyjątkiem pierwszej fazy, która jednak absolutnie nie powinna zniechęcać mężczyzn lubiących akordy kwiatowe.
Na okazje, hm... powiedzmy, że bardzo uroczyste i podniosłe. Szczególnie, jeżeli po ich zakończeniu czeka Was przyjemnie tête-à-tête z ukochaną osobą. Oczywiście żartuję. ;) Chociaż faktycznie Nuit de Noël wydaje się być stworzona do upiększania okazji oficjalnych, jej skromna projekcja i skłonność do bliskoskórności równie dobrze mogą sprawić, że okaże się pachnidłem prawdziwie uniwersalnym, którym możecie pachnieć przede wszystkim dla siebie.

Trwałość: w granicach dziesięciu do ponad dwunastu godzin wyraźnego życia oraz dalszych kilka stopniowego zamierania.

Grupa olfaktoryczna: orientalno-kwiatowa (i drzewna)

Skład:

Nuta głowy: ylang-ylang, róża, jaśmin
Nuta serca: drewno sandałowe, mech dębowy
Nuta bazy: wetyweria, piżmo, ambra
___
W tej chwili nie pachnę niczym.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. https://thomaskinkade.com/art/victorian-christmas/ [Autor: Thomas Kincade]
2. https://www.flickr.com/photos/mightyboybrian/13613243934/ [Autor: Brian Wolfe]
3. https://www.flickr.com/photos/bortescristian/6631101795/ [Autor: Cristian Bortes]
5. https://www.flickr.com/photos/31064702@N05/3128981067/ [Autorka: Dawn Huczek]


* * *


Korzystając z okazji chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia świąteczne.

Zdrowia, spokoju, radości dla każdego, wytrwałości oraz nadziei lub odwagi dla tych, którzy tego potrzebują, a każdemu z osobna - spełnienia najskrytszych marzeń.
No i perfum pod choinką, jakżeby inaczej? ;)

Szczęśliwego Bożego Narodzenia!

5 komentarzy:

  1. Testowałaś współczesna czy starą wersję? Ekstrakt czy edt, cologne? Jestem ciekawa, bo mam zupełnie inny odbiór zapachu. Gdzie zapodziały się szminkowa róża i goździk, mocarna paczula i tytoń;)?
    Mam ekstrakty, współczesny i stary.
    Maria Lisowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Testowałam w sumie dwie wersje (i akurat żadnego ekstraktu, nad czym boleję), nową i mającą teraz pewnie około dziesięciu lat. I pamiętam, że poprzednia faktycznie była bogatsza (jednak róży nie zauważyłam w żadnej z nich); co ciekawe jednak, mech dębowy z mysorskim sandałowcem tak wyraźne są dopiero teraz, po całkowitym zakazaniu jednego składnika a wytrzebieniu drugiego. ;) Ech, cuda współczesnej chemii! :D Za to tytoń wciąż gdzieś tam tkwi, o czym wyraźnie wspomniałam w tekście powyżej.
      Tak czy inaczej, wyjątkowo przyjemnie nosi mi się współczesną NdN (aczkolwiek pewnie zmieniłabym zdanie, gdybym tylko poznała prawdziwe vintage :> ).

      Usuń
  2. napisz mi na maila adres, prześlę Ci próbki moich NdN:)
    kotionok@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
  3. To pisałam ja, maria

    OdpowiedzUsuń
  4. Mario ale naprawdę i poważnie? Bo jeżeli obu wód masz przypadkiem mało, to będzie mi przykro ograbiać Cię z cennych skarbów.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )