sobota, 19 grudnia 2015

Verba volant, scripta manent

Miała w tym miejscu pojawić się oda do piękna oraz nieśmiertelności słowa pisanego*, jednak najzwyczajniej w świecie nie mam czasu na jej stworzenie. Nawet teraz siedzę przy komputerze, ponieważ pod pozorem doglądania spraw niecierpiących zwłoki opuściłam odwiedzających mnie akurat gości [pisanie bloga, na którym w grudniu pojawiła się dotąd tylko jedna notka jest sprawą niecierpiącą zwłoki, prawda? ;)].

Dlatego niech za całą odę wystarczy Wam tytułowa sentencja: słowa ulatują, pisma pozostają. Tym, co zostawimy po sobie, nie są bynajmniej nasza magnetyczna osobowość, wspaniałe poczucie humoru, ogromna mądrość lub zaradność... przynajmniej dopóty, dopóki ktoś (na przykład my sami) nie zapisze ich przykładów, upamiętniając tym samym dla przyszłych pokoleń i unieśmiertelniając najlepszych z ludzi.

Skoro tę część mamy za sobą, proponuję abyśmy przeszli do opisu pachnidła, które kazało mi wznieść pean ku czci daru słowa, umiejętności uwieczniania go za pomocą alfabetu a także pewnego materiału, bez którego trudno byłoby wcielić ów pomysł w czyn.
Mortal Skin marki Stéphane Humbert Lucas 777, zapach pogrążonej w literacko-twórczym szale... kobiety. Chociaż stworzono go nie tylko dla kobiet. :)


Mortal Skin - gra słów z wyrażeniem "mortal sin", czyli "grzech śmiertelny" ale dosłownie Śmiertelna Skóra - nazwą i zawartością flakonu idealnie wpisuje się w mój temat przewodni. Kiedy przeminie ciało jedynym naprawdę wartościowym, co po nas pozostanie, będą namacalne odbicia naszych dusz. Nasze wnętrze, którego ślady pozostaną trwałe dzięki spisaniu myśli.
Perfumy mogą trafić do dowolnego pojemnika, co w niczym nie zmieni ich piękna. Zewnętrzna powłoka nie ma znaczenia, liczy się krew i dusza; a przy okazji również posoka, którą zapisujemy swoje pomysły, refleksje albo wspomnienia - atrament.

W Mortal Skin jest on wyraźny, ciemny, chłodny i metaliczny, silny dzięki słodko-wegańskiemu, nienachalnie zmysłowemu akompaniamentowi soku z jeżyn, systematycznie upiększanego ciepłymi, wdzięcznymi nutami łagodnych kadzideł czy przypraw. Początkowo ciemny i głęboki, z czasem ogrzewa się i roztapia niczym cenne żywice. Najpierw strzelisty dzięki popielatym strużkom kadzidła frankońskiego i odrobinie wytrawnych ziół, po jakimś czasie zaczyna płożyć się na skórze w ciepłych, słodkawych oparach mirry oraz labdanum. Towarzyszą im pojedyncze ale wyraźne szczypty egzotycznych, eugenolowych przypraw z kuszącym dodatkiem gorącego szafranu i słodkiego kwiatu. Jednak w pierwszych fazach najważniejszy pozostaje dwugłos atramentu z jeżyną.

Ponieważ to waśnie ostatnia z wymienionych, wspierana przez ciepłe i słodkie kadzidła, łagodne nuty drzewne czy kuszącą, słonawą szarą ambrę odpowiada za wrażenie "kobiecości" tych perfum. Chciałoby się powiedzieć, że tak pachnie pisarka; poetka; twórczyni; artystka lub rzutka reporterka; mistrzyni sztuki słowa. W Mortal Skin symbolizuje ją nawet baza, stworzona z jasnych, przytulnych i gładkich nut drzewnych, z sandałowca oraz cedru oprószonych przyprawami a omywanych najmiększymi z kadzideł, ułożonych na postumencie okrytym najjaśniejszym i najdelikatniejszym, pyłkowym zamszem.

Perfumy takie, jak Mortal Skin nie mają siły rażenia bomby ani mocy oddziaływania wszechpotężnej propagandy. One szepczą. Nikogo do niczego nie zmuszają. One po prostu są. Istnieją gdzieś obok brutalnego, chaotycznego świata, pozornie nierozerwalnie z nim związane ale tak naprawdę niezależne, niezdolne do schylenia karku, pewne, niezniszczalne.
Przeciwstawiane zarówno ulotnej mowie, jak i słabemu, śmiertelnemu ciału. Rękopisy nie płoną, jak stwierdził kiedyś pewien pisarz w swym najgenialniejszym dziele. ;)

I tego się trzymajmy.


Rok produkcji i nos: 2015, Stèphane Humbert Lucas

Przeznaczenie: wbrew mojemu skojarzeniu jest to zapach uniseksualny; początkowo śmiały, skłonny do pozostawiania za sobą wyraźnego śladu, z czasem redukuje się do wąskiej ale wyraźnej, praktycznie nieprzejrzystej aury. Wydaje się bardzo nowoczesny, dzięki czemu mnie idealnie pasowałby do okazji zawodowo-profesjonalnych (jednak z drugiej strony pasowałby nawet na Wielki Bal ;) ).

Trwałość: wyśmienita, bo sporo ponad pół doby wyraźnej projekcji.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (oraz orientalna)

Skład:

Nuta głowy: atrament, jeżyna, kadzidło frankońskie, labdanum, galbanum
Nuta serca: irys, szafran, kardamon, dawana, opoponaks, mirra
Nuta bazy: drewno sandałowe, drewno cedrowe, brzezina, styraks, cywet, szara ambra, piżmo
___
Dziś noszę Under My Spell Noelle marki Benefit.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z https://www.flickr.com/photos/pedrosimoes7/2394843377 [Autor: Pedro Ribeiro Simões]

*To nie przypadek, że największą niechęcią do słowa pisanego szczycą się osoby o najwęższych horyzontach poznawczych, najbardziej ograniczone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )