poniedziałek, 10 sierpnia 2015

O sale mio!


Morze Martwe to akwen o niemal największym stopniu zasolenia na Ziemi - a wszystko dlatego, że pewnego pięknego dnia wziął i postanowił, że zostanie jeziorem. ;) Dziś posłuży mi za ilustrację opisu dwóch kolejnych charakterystycznych pachnideł marki Angela Ciampagna, których najważniejszym punktem wspólnym okazał się, cóż za niespodzianka, akord soli, który zestawiono z bardzo niestereotypowymi ujęciami kwiatów czy szerzej: zieleni.

Największą zaletą obu wód jest ich niezaprzeczalna łatwość w użytkowaniu oraz uroda, jednocześnie łatwa do zaakceptowania oraz charakterystyczna, każąca zatrzymać nos ponad pachnącą substancją i przez chwilę zadumać się nad nią. Omawiane mieszanki są też ciekawymi, niekonwencjonalnymi propozycjami perfum pasujących do fal upałów, nękających obecnie naszą biedną Europę. :) Urocze, nieco dziwne ale bez trudu dające się lubić: takie są Kanat oraz Nox.


Jako pierwsza stawiła się przyjemniejsza memu powonieniu Nox, czyli balsamiczne, zielone i lekko cierpkie nuty drzewne, pozornie świeże a jednak konsekwentnie tkwiące w cieniu (może słonawym i lekko oleistym ale jednak cieniu ;) ).

Najważniejszym składnikiem kompozycji jest hinoki i, uwierzcie, to od razu się czuje; wystarczy odpowiednio wcześniej poznać i polubić choćby Hinoki od Comme des Garçons, w którym składnik ten potraktowano z identyczną atencją. Tutaj jednak towarzyszą mu jasne cedrowe deski, miękkie, zmiażdżone igiełki cyprysowe oraz gęsty, szuwarowo-ziemisty cień, jednocześnie ciemny i ciepły, suchy ale kryjący w sobie silną sugestię wilgoci. Co w pewnym sensie przypomina założony na ternach pustynnych, znakomicie irygowany ogród lub oazę. :)
I nie jest to skojarzenie od rzeczy, ponieważ w sercu mieszaniny pogłębia się charakterystyczna gorycz czy niestereotypowa świeżość soków roślinnych a jednocześnie zauważam coraz więcej kwiatów, jasnych i lekkich, całkowicie pozbawionych pretensjonalności, nieco egzotycznych. Ich słodycz czy ewentualna ozoniczna delikatność cały czas trzymają się drugiego planu, chwilami mniej wyraźne nawet od subtelnej, różowopieprzowej pikanterii ale jednak są obecne, dodając czaru temu wonnemu krajobrazowi, łagodząc jego kanty oraz prowokując uśmiech na ludzkich twarzach.

A ponad tym wszystkim, gdzieś hen, wysoko, powiewa się rozgrzany słońcem i niemiłosiernie suchy, słony wiatr od Morza Martwego... Jak rama spinający w całość wonną opowieść o wonnej izraelskiej Nocy. :)


O dniu, również letnim ale zdecydowanie słonecznym, opowiada kolejne okołosolne pachnidło Angeli Ciampagna, noszące nazwę Kanat, co po turecku ma oznaczać "skrzydło". Ciekawe, gdyż w mieszance nie wyczuwam więcej przestrzeni, niż w Nox czy którymkolwiek innym dziele marki. ;) Przeciwnie: wszystkie te pachnidła opowiadają raczej o zamkniętych przestrzeniach, miejscach intymnych ale zawsze ogrodzonych; i tu o wiele bardziej pasuje mi przyjęta dziś perspektywa ogrodu botanicznego założonego na terenie pustynnej oazy, gdzieś na zachód od Morza Martwego. :)

W każdym razie drugi z opisywanych dziś soczków okazał się mieszanką prawdziwe miłą i ładną, w artystyczny, ambitny sposób dziewczyńską. Tutaj kwiatów jest znacznie więcej, niż w poprzednim przypadku ale ich charakter okazuje się niemal taki sam: są lekkie, niesztampowe, słodkie i wodne, lecz tym razem możemy podziwiać je z bliska, zauważając pominięte wcześniej szczegóły.
Wiem już, że w Kanat występują słodka mimoza, słoneczne nagietki, wodna magnolia oraz niezbyt gęsta ale wyraźna, bardzo kobieca lilia. Wyczuwam również charakterystyczny aromat ociekającej sokiem brzoskwiniowej skórki a nawet niewielką szczyptę egzotycznych przypraw, nadających opisanym wyżej składnikom pikantnej głębi, oddalając pachnidło od banału.
Jednak w tym przypadku możemy spać spokojnie, ponieważ do tego ostatniego nigdy nie dojdzie. Dominujące w bazie suchy paczulowy cień, delikatne drzewne piżma czy bliżej nieokreślone roślinne pyłki skutecznie przeciwstawią się wszelkiej ewentualnej sztampowości, walcząc z nią za pomocą grudek soli, rzucanych między przejrzewającą roślinną słodycz a rozmywające się syntetyczne akordy kwiatów. Wszystko jest w porządku, dzień w oazie to wciąż radość dla ludzkich zmysłów. :)


Nox

Rok produkcji i nos: 2015, Angela Ciampagna

Przeznaczenie: klasyczny drzewny uniseks z samego środka skali, układający się wokół ciała w całkiem wyraźną aurę - w pierwszych minutach od aplikacji lubiący wręcz tworzyć zamaszysty sillage - jednak później oczywiście projektujący znacznie skromniej.
Całkowicie uniwersalny, świetnie nadaje się na wszystkie okazje, pory dnia oraz roku.

Trwałość: około sześciu do ośmiu godzin wyraźnego trwania oraz jeszcze parę dosyć szybkiego zaniku.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (i przyprawowa)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cyklamen, mimoza, ylang-ylang, lilia
Nuta bazy: hinoki, bylica, czerwony pieprz, sól
Nuta bazy: drewno cedrowe, wanilia, paczuli, białe piżmo


Kanat

Rok produkcji i nos: 2015, Angela Ciampagna

Przeznaczenie: mieszanka również stworzona dla przedstawicieli wszystkich płci, co rzecz jasna ma spore uzasadnienie; w końcu nie istnieje żadne prawo, które zabraniałoby mężczyźnie pachnieć brzoskwinią (Allure pour Homme od Chanel) albo mimozą (Burberry London for Men lub une Fleur de Cassie od Frédérica Malle'a). ;P Uważam jednak, że Kanat mógłby okazać się idealną propozycją perfum dla kilkunastoletniej dziewczyny, którą chcielibyśmy uwrażliwić na mniej popularne piękno artystycznych perfum. :) Potrafi bowiem być i klasycznym, transparentnym fruityfloralem, i niszowym dziwakiem.
Na pewno zaś trzyma się blisko ciała, odskakując odeń jedynie w pierwszych fazach rozwoju, odbijając się od skóry i wracając, niczym jojo. ;) [Dziwna właściwość]. Dobry na wszystkie okazje, jakie tylko wymyślicie.

Trwałość: na mojej skórze, niezbyt łaskawej dla pachnideł lekkich, wytrzymuje nie dłużej, niż cztery, może pięć godzin.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa (oraz piżmowa)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, brzoskwinia, morela, czarna porzeczka, szafran
Nuta serca: ylang-ylang, magnolia, cyklamen, mimoza, lilia, sól
Nuta bazy: paczuli, wanilia, piżmo
___
Dziś noszę Harmatan Noir z asortymentu Parfumerie Générale. Też pustynnie. ;)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://stunningplaces.net/swimming-in-the-dead-sea/
2. Fotografia przedstawiająca Międzynarodowy Ogród Botaniczny, założony w kibucu Ein Gedi, tuż przy izraelskim brzegu Morza Martwego. Prawda, że ogród botaniczny na pustyni to jest osiągnięcie? :)
3. A tu kolejna ilustracja Ogrodu, podobnie jak poprzednia wypożyczona z Wikimedia Commons.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )