wtorek, 18 sierpnia 2015

I jak tu nie zastrzelić pana młodego?

Po prostu; wystarczy na ślub i wesele nie zabierać ze sobą żadnej broni. ;P

Głupi dowcip, wiem. Kiedy jednak wpadł mi do głowy pomysł na taki a nie inny tytuł dzisiejszego wpisu poczułam, że jest zbyt dobry, aby go zmarnować. :D Zresztą... czy za używanie Don z xerjoffowskiej serii Join the Club naprawdę można chcieć kogoś ukarać, przy pomocy celnego strzału w głowę [tudzież inną wrażliwą część ciała] lub w jakikolwiek inny sposób? ;)
Nie sądzę.


Don i tak jest zbyt przyjemną, komfortową i leniwie błogą kompozycją, aby budzić w kimkolwiek negatywne uczucia. A przynajmniej absolutnie nie jest w stanie wzbudzić ich we mnie. :)
Za bardzo lubię podobne, klubowo-kawiarniano-barowo-biblioteczne klimaty, aby nie dać im się uwieść. Dlatego tak moco przypadła mi do gustu wytrawna, smakowita mieszanka suchych tytoniowych liści, głębokiego słodu drzewnego, ciemnych, wypolerowanych na wysoki połysk nut drzewnych oraz metaliczno-ozonowo-kamiennego, kojarzącego się z tufem wulkanicznym akordu prochu strzelniczego.

Lubię sposób, w jaki to wszystko układa się na skórze - bardzo naturalny i prosty, paradoksalnie (pomimo raczej gwałtownego charakteru poszczególnych składników) spokojny, niemal wyciszony. Very well Don. ;)
To coś pomiędzy błogim Light My Fire Kiliana a pozbawioną nieprzyjemnych skojarzeń Fougère Bengale od Parfum d'Empire, komfortowo opatrzonych wyraźnym akordem beczki po dojrzewającym alkoholu a w bazie - złocistą i delikatnie słodką, ambrowo-woskową nutą melasy, nierozerwalnie skojarzonej z gęstą ciepłą oraz nasyconą, cienistą słodyczą dwutlenku węgla. Trochę też omawiana kompozycja przypomina Tobacco Oud z Prywatnej Kolekcji Toma Forda, wyzuty jednak z lizolowej drzewności.

Właściwie jedyne, czym Don mógłby zgrzeszyć, to nieoryginalność. Powstało bowiem wiele perfum - rzecz jasna w domyśle męskich - dedykowanych woniom cywilizowanego relaksu w wyłącznie męskim gronie, od szacownego klubu dla dziewiętnastowiecznych wiktoriańskich dżentelmenów po aromaty intensywnego clubbingu w oparach wódki oraz muzyki techno. W tym gronie podgrupa "gabinet pana domu wieczorową porą", której częścią zdaje się być Don, reprezentowana jest wyjątkowo licznie. :]
Lecz to i tak mój jedyny zarzut wobec mieszanki. Kto lubi podobne perfumowe klimaty, niech spróbuje i tego gagatka.


Rok produkcji i nos: 2013, Chris Maurice

Przeznaczenie: wbrew skojarzeniu a zgodnie z nieśmiertelnymi zasadami perfumowej "niszy" [cudzysłów niepzypadkowy :P ] mieszaninę targetowano ku obu płciom biologicznym (i zapewne wszystkim istniejącym na świecie płciom kulturowym :> ). Rzecz jasna całkowicie się z tym zgadzam, ponieważ na skórze kobiety Don to przeuroczy, spokojny, lekko senny mruczek o gładkiej, nieco naelektryzowanej sierści.
A mówiąc bardziej przyziemnie: kompozycja okazuje się spokojna, stonowana, nieskora do wycieczek poza obszar powietrza bezpośrednio przylegający do ludzkiej skóry ale jednocześnie posiadająca wyraźny charakter, zachęcająca do badania woni co chwilę; błoga, lecz i pobudzająca umysł do działania.
Idealna na wszelkie okazje, ze szczególnym uwzględnieniem albo tych Bardzo Ważnych i Oficjalnych, albo zupełnie nieformalnych.

Trwałość: bywało lepiej; Don wytrzymuje zaledwie cztery lub pięć godzin wyraźnego życia a przez kolejnych parędziesiąt minut stopniowo zamiera.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna

Skład:

akord prochu strzelniczego, tabaka, whisky, melasa, (nuty drzewne)
___
Dziś noszę Gris Clair marki Serge Lutens.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z https://www.reddit.com/r/pics/comments/vh4k9/my_groomsmen_photo_i_think_you_can_guess_my/
Niestety nie udało mi się odnaleźć jej autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )