środa, 25 lutego 2015

Kumpel z woja

Jestem potworem. Najprawdziwszą, bezduszną bestią.
Ponieważ nie mogłam się powstrzymać:


Tak, wiem: kiedy chce się napisać kilka słów o legendarnym Le Mâle marki Jean Paul Gaultier a wykreowanym przez wielkiego Francisa Kurkdjiana, takie skojarzenie automatycznie staje się boleśnie banalne. :] Jednak kiedy zebrać do kupy cały kontekst pachnidła, jego słodko-paprociowy wydźwięk, jego miękkość przykrytą płaszczykiem podkręconego stereotypu twardej męskości, wreszcie jego reklamę oraz ikoniczny już flakon, wychodzi nam nie mniej i nie więcej, jak Village People. ;) Albo sam Jean Paul Galtier, w jego ówczesnym image'u.

Znów na moim blogu rozgościł się kamp, dla odbiorców będący przecież wysublimowaną, wykształciuchowską szaradą z obyciem kulturalnym, wrażliwością artystyczną oraz poczuciami humoru i dystansu wobec siebie w rolach głównych. Kiedy kicz jest tak boleśnie kiczowaty, prowizorka tak jawnie prowizoryczna a drag queens nawet nie zaprzątają sobie głów myślą, żeby przed występem ogolić swoje bujnie porośnięte klaty - to właśnie jest kamp.
Coś jest tak złe, tak sprzeczne z obowiązującymi standardami estetycznymi, że po prostu musi wynikać ze świadomego i przemyślanego planu twórcy lub twórców. [Lub przynajmniej interpretatorów (patrz: klasyczny balet)].

W tym miejscu znalazłam miejsce dla Le Mâle, który to zapach pełnymi garściami czerpie z kampowej estetyki. Teoretycznie twardy i męski, normalnie osiemset procent maczo ze swoim lawendowo-ziołowym chłodnym dystansem z otwarcia i przyprawową brutalnością w sercu, gdzie trudno rozeznać, co jest eugenolowa kurzawą godną prawdziwego zdobywcy nieznanych lądów a co bezwzględną kminową cielesnością gardzącego higieną osobistą miłośnika papierosów bez filtra, mocnego alkoholu i "panien negocjowalnego afektu".
Nawet piżmowo-drzewna baza teoretycznie zdaje się potwierdzać ten wyolbrzymiony, arcymęski przekaz w stylu: "daj mi spokój kobieto! Nie ględź nad głową o pierdołach, kiedy ja tu walczę o... wstaw-odpowiednio-onieśmielający-termin". Same wielkie kwantyfikatory; słowa o ogromnej mocy, wypowiadane przez osobę, która tą mocą włada [lub władać pragnie; albo myśli, że włada...]. Mężczyzna Męski Jak Cholera.


...gdyby nie ta przeklęta, zdradliwa, pedalska słodycz, która ze streszczonego powyżej mokrego snu zakompleksionego wannabe maczo bezwzględnie wydobywa całą jego mokrość i wstydliwość, tak karygodną w oczach wychowanka heteronormatywnego patriarchalnego społeczeństwa. ;> A że robi to bezwzględnie i dumnie, w świetle reflektorów właściwie nic dziwnego, że Le Mâle do dziś budzi mieszane uczucia, szczególnie wśród mężczyzn, którzy nigdy nie skalali się świadomym i otwartym zastanowieniem nad własną męskością [wiecie, takim, przy którym nie czuliby żenady i spokojnie mogli patrzeć w lustro zastanawiając się, czy kiedy ostatnio po raz kolejny z rzędu zawiesili wzrok na tym nowym kolesiu z siłowni, to czy przypadkiem nie....? ;P I co to w ogóle znaczy lub czy cokolwiek zmienia.].
Oj, nie zawsze radzimy sobie z kampem, nie zawsze! ;]

W każdym razie to właśnie ów słodki, miękki, zdradliwie pastelowy wątek na osnowie ze stereotypowej maczo-dżentelmeńsko-heroiczno-przygodowej męskości przesądza o wyjątkowości omawianej mieszanki, wybijając ją ponad przeciętność męskich pachnideł, przynajmniej w czasie jej premiery. Tonka, wanilia czy miękka, złocista ale nieprzeciętnie pyłkowa ambrowość ujawniają się właściwie od samego początku, robiąc coś dziwnego już z lawendą, by co prawda później na chwilę ukryć się pomiędzy akordami brutalnych przypraw ale już w bazie uderzając z pełną mocą i subtelnością godną darkroomów modnego gejowskiego klubu. ;] Wyraźniejszy na styku głowy i serca akord kwiatu pomarańczy, ów olfaktoryczny podpis Kurkdjiana, również niekoniecznie ułatwia zrozumienie wody. Słodycz w podobnym stężeniu oraz równie bezpośrednia w męskich perfumach z połowy lat 90. minionego wieku musiała być szokiem.
Jednak, że wciąż potrafi budzić sprzeciw - w dobie szalonej popularności A*Mena Muglera, 1 Million Paco czy Tobacco Vanille Forda - to jest już dla mnie znaczące. Zaprawdę powiadam Wam: wielka jest moc uprzedzeń.

A przecież Le Mâle to zapach-teatr. Gra na kilku poziomach skojarzeń współczesnego człowieka, ewidentne testowanie jego lub jej poczucia humoru oraz dystansu do norm cywilizacyjnych (a więc też do samej czy samego siebie). Konwencja na którą owszem, możemy się godzić albo nie, jednak prawdziwe powody naszej nań reakcji mogłyby czasem dawać nam coś do zrozumienia. Pachnidło jako sposób na konfrontację z rzeczywistoscią?
Czemu nie? W końcu to przecież również jest nieodłączny składnik naszej kultury, do którego spokojnie można robić najróżniejsze odniesienia. Stąd mój pomysł na recenzję perfum, przez które może dokonać się coming out. Co w tym złego?


Rok produkcji i nos: 1995, Francis Kurkdjian

Przeznaczenie: pachnidło stworzone dla mężczyzn, które w międzyczasie zdążyło zaskarbić sobie serca także sporej grupy pań. :)
Jak na precyzyjnie wyliczoną marketingowo kontrowersję przystało, odpychające i fascynujące z równą siłą, czego dowodem niech będą zarówno ogniste komentarze przeciwników, jak i szalona popularność mieszanki na rynku podróbkowym. Le Mâle dobrze we, jak wzbudzać i podsycać emocje. ;) Zresztą ma czym, ponieważ projekcja tych perfum do rachitycznych zdecydowanie nie należy. :] Z czasem oczywiście przeradza się w szeroką pulsującą i stopniowo mięknącą aurę, jednak w pierwszych godzinach od aplikacji mieszanka ma tendencję do tworzenia długiego zapachowego śladu.
Na wszelkie okazje, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich klubowo-wieczorowych.

Trwałość: na skórze kobiety zawsze około dobowa, na męskiej nieco krótsza (ale nigdy mniej, niż dziesięć-dwanaście godzin wyraźnej emanacji).

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, bylica, mięta, kardamon
Nuta serca: lawenda, kwiat pomarańczy, kmin rzymski, cynamon, (gałka muszkatołowa?)
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, bób tonka, wanilia, ambra, (piżmo)
___
Dziś noszę Brasil Dream od Estée Lauder.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://simpsonswiki.com/wiki/Village_People

2 komentarze:

  1. Cześć!

    Dwanaście lat po premierze recenzowanego powyżej Le Male, Kurkdjian komponuje Fleur Du Male, gdzie granica prowokacji zdaje się być przesunięta jeszcze bardziej. Bowiem podkręcona do maksimum ekspansywna kwiatowość tej kompozycji, całkowicie przewraca do góry nogami stereotypy w jakich zwykli poruszać się odbiorcy tzw. męskiej strony perfumerii (nie zapominajmy, że Fleur Du Male, to zapach - przynajmniej w założeniu - mainstreamowy i oferowany w perfumeriach sieciowych). Do tego doszła genialna gra słów, nawiązująca do "Kwiatów zła" Baudelaire'a; fajny smaczek i zapewne niezrozumiany przez większość standardowych klientów D. i S. Jakby tego było mało, w roku 2009 ukazuje się Custo Man - Custo Barcelona, gdzie Francis twórczo rozwija koncepcję Fleur Du Male, umieszczając kwiat pomarańczy w kontekście iskrzących cytrusów, bobu tonka i żywic. W rezultacie - przynajmniej moim zdaniem - powstaje zapach z całej trójki najciekawszy i od strony warsztatowej poskładany wręcz wirtuozowsko (a charakteryzujący się równie imponującymi parametrami użytkowymi, co starsi "kuzyni"). Niestety rynek boleśnie zweryfikował zapotrzebowanie na tego typu, odważne i nietypowe - jak na mainstream - zapachy. Fleur Du Male zniknął ze stacjonarnej oferty wiodących perfumerii sieciowych (przynajmniej w naszym kraju), zaś Custo Man nawet nie tyle podzielił jego los, co w 2013 roku zaprzestano produkcji tego świetnego pachnidła (na szczęście jako jego entuzjasta, zaopatrzyłem się w zapas 2x100 ml :) ). A Le Male jakby nigdy nic, niewzruszenie okupuje półki sieciówek w towarzystwie wpadających raz po raz "kumpli z woja", pod postacią coraz to nowych edycji limitowanych i flankerów. Dodatkowo owa "armia" zasilana jest permanentnie przez imitacje a la Cuba Brown, co niestety dewaluuje nieco wartość protoplasty. Stał się bowiem Le Male ofiarą swojej popularności i związanej z nią podróbkomanii. Trochę szkoda, bo to świetne i w pewnym sensie (o czym mowa w powyższej recenzji) przełomowe pachnidło.

    Serdecznie pozdrawiam -
    Cookie

    P.S. Z utęsknieniem czekam na recenzję Custo Man.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się całkowicie, FdM także był na mojej liście perfum do zrecenzowania ale od kiedy flakon wypłynął poza obszar moich możliwości testowych, opis zapachu odłożyłam ad acta. Podobnie zresztą, jak obydwa zapachy Custo Barcelona (tzn. Custo Man i Custo Woman); gdzieś jeszcze mam ich próbki ale czy do czegokolwiek się jeszcze nadają, tego nie wiem. W każdym razie do perfumerii już się po nie nie wybiorę. :/ Co, przynajmniej w przypadku Fleur du Mâle, moim zdaniem zakrawa na skandal. Albo raczej zakrawałoby, gdyby nie było tak oczywiste.
      Zapasu Custo Man gratuluję. Prawdziwa biblijna panna roztropna z Ciebie (no, może nie panna ale mniejsza z ustaleniami stanu cywilnego ;) ). W razie czego z pomocą na pewno przyjdzie Ebay i tamtejsze astronomiczne kwoty za kurczącą się ilość ocalałych flakonów. ;P
      Zgadzam się też, że powojskowe życie towarzyskie le Mâle jest naprawdę intensywne, tylu kolegów co roku go odwiedza. Co tam się kiedyś musiało dziać, w ich jednostce po capstrzyku, aż strach pomyśleć! ;] Mam wrażenie, że przynajmniej ten zapach już na stałe wszedł do perfumeryjnych annałów i, przynajmniej na razie, jego produkcji nic nie może zagrozić. Podróbki najlepszym przykładem. Chociaż oczywiście żałuję, że ich popularność odstręcza od oryginału, jak wspomniałeś; to rzeczywiście dosyć wiarygodne wytłumaczenie dystansu przynajmniej części facetów (i kobiet). No ale mimo to wciąż go kupujecie i używacie, więc jest jeszcze dla Was nadzieja. ;)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )