środa, 4 lutego 2015

Jedyny niszowy Versace

Gianni był wielki, Donatella to fejk. :] Pewnie przemawia przeze mnie ignorancja ale naprawdę tak uważam.
On tworzył Prawdziwą Sztukę, prowokował kampowym stylem, erotyką tuż zza granicy dobrego smaku, celebryckością - co w jego czasach wcale nie był takie oczywiste i prawdę mówiąc dopiero przebijało się do mainstreamu - ona w osiemnaście lat od śmierci brata wciąż nie potrafi stworzyć niczego ponad ciągłe kopiowanie wypromowanych przez niego rozwiązań, wykrzywiając genialne projekty brata niczym najperfidniejsze z krzywych zwierciadeł.


W przypadku rodzeństwa Versace trudno ukryć, że to Gianni zdumiewał, szokował i prowokował, w inteligentny sposób zadając społeczeństwu pytania o granice dobrego smaku, poczucia humoru ale też badając na ile możliwe jest ponowne zdefiniowanie sfer "domowej" i "publicznej" naszego codziennego życia. Może sam tego tak nie postrzegał ale współcześnie widzimy, jak jego czasy i - w nawiązaniu - jego sztuka zmieniły zachodnią mentalność, szczególnie w odniesieniu do kwestii związanych z erotyką oraz płcią kulturową.

Pod koniec lat 70. XX wieku, kiedy kariera Versacego nabrała rozpędu, rodziny siadały do wspólnego stołu obiadowego, w dziennikarstwie bardziej liczył się tekst niż fotografia a zamożni i wpływowi prowadzili podwójne życie prywatne w najlepszym wiktoriańskim stylu. :] Kobiety sprzątały, gotowały oraz rodziły dzieci, natomiast mężczyźni byli stworzeni do rzeczy większych, niż jakieś tam pieluchy czy tarta marchewka. I tak dalej.
Natomiast współcześnie... Emocjonowanie się dziećmi urodzonymi z rodziców pozostających w nieformalnych związkach słusznie uznawane jest za przejaw buractwa, podobnie jak ocenianie nikogo nie krzywdzących, dorosłych ludzi po tym, z kim, kiedy i w jakich pozycjach uprawiają seks. Kwestie wychowania dzieci czy kontrolowania domowego budżetu biorą chyba ostateczny rozwód z przynależnością do danej płci kulturowej [w ogóle uznany został i ma się świetnie konstrukt płci kulturowej]. Niewiele osób szokuje poważny, długoletni związek dojrzałej pani ze sporo młodszym panem. Heteroseksualne kobiety odkrywają, że - w pewnym uproszczeniu - wizja dwóch gejów w łóżku działa na nie w sposób wprost proporcjonalny, co wyobrażenie dwóch lesbijek na mężczyznę heteroseksualnego. ;) Zresztą sami homoseksualiści coraz rzadziej zmuszani są przez społeczeństwo do ukrywania się i udawania kogoś innego, niż w rzeczywistości; natomiast przy próbach kontroli nie boją się głośno im sprzeciwiać oraz walczyć o swoje. Także wielkie religie monoteistyczne tracą na znaczeniu, rozmieniając się na drobne i ograniczając swój wpływ wyłącznie do kwestii obyczajowych [niezależnie, czy mówimy o prawach reprodukcyjnych czy o chłoście za wyjście z domu bez burki, to zawsze są tylko i wyłącznie tematy podrzędne wobec teologii lub ogólniej kwestii doświadczania boga; dotyczące spraw przyziemnych a przy okazji zazwyczaj godzące w jedną i tę samą płeć].
Nie mnie oceniać, czy jest lepiej czy gorzej niż przed laty. Trudno też powiedzieć, co z tego wyniknie; może poza tym, że z pewnością będzie inaczej, niż do niedawna. ;) A Gianni Versace był jednym z wielu, którzy utorowali nam drogę do nowego postrzegania możliwości i granic ludzkiej seksualności.

Jednak błędem z mojej strony byłoby dalsze zagłębianie się w okołoseksualną dygresję od dygresji. Przecież i Wy, i ja jesteśmy tutaj z powodu perfum. :D
Które, choć mają mnóstwo wspólnego z drapieżnym erotyzmem jak również z Giannim Versace, to przede wszystkim są przede wszystkim elementem królestwa olfaktorycznego. Opowieścią samą w sobie.


Taką, której na imię dokładni tak, jak wspominanemu projektantowi. Gianni Versace to pierwsze perfumy marki, zgodnie z duchem swoich czasów gęste, wieloskładnikowe, nie bawiące się w półsłówka ale jednocześnie proroczo niszowe, dymne, uniseksualne.
Od perfum uznawanych za pierwszy popularny uniseks, czyli od CK One Calvina Kleina nie tylko starsze o całe trzynaście lat ale też znacznie cięższe, bardziej zmysłowe, orientalne, energetyczne. Jednocześnie jednak utrzymane w charakterze modnego wówczas kierunku orientalnego, począwszy na Opium YSL, przez Youth Dew czy Cinnabar od Estée Lauder i perfumy Palomy Picasso, aż po Obsession wspomnianego wyżej Kleina. Gianni Versace to bliski krewny całego tego stadka. ;)

Gęsty, ostry retroszypr z mnóstwem ciepłych, brunatnych żywic powoli zmieniających się w wonny dym, dodatkowo zagęszczony palonymi drzazgami drewna sandałowego oraz cudownym, wyjątkowym, suchym mchem dębowym. Po-ez-ja! ;) Natomiast chwilę później pojawiają się akordy rozgrzanego ciała czy sierści, w przedziwny sposób wyeksponowane z woni kwiatowych czy skóry. To przecież z ich powodu w poprzedniej części tekstu skupiłam się na kwestiach powiązanych z ludzką seksualnością.

Bowiem właśnie ona, w niezakłamanym wcieleniu sprzed trzydziestu at, rozpoczyna flirt z ludzką skórą, poprzedzona li i jedynie krótkim interludium z gładkich, szklistych, nieco maślanych aldehydów a słodkawym kwiatowym pyłku. Jednak ta faza trwa dosłownie chwilę, nawet nie minutę, szybko, jakby chyłkiem wypierana przez gęstą, brunatną chmurę wspomnianych żywic oraz przypraw w otoczce z lekko oleistych (a przecież na pewnie nie pochodzących z Mysore ;) ), naturalistycznych drzazg drewna sandałowego. Z czasem chmura jeszcze bardziej się rozgrzewa, zmieniając w gęste, nieprzejrzyste strugi abstrakcyjnego, orientalnego, nieco metalicznego kadzidła.
Jednak i ono nie dostało możliwości długotrwałego cieszenia moich nozdrzy, zastąpione wymienionymi woniami ciała ludzkiego albo zwierzęcego. Czuję trochę jakby kastoreum, trochę kminu z cywetem, lekko podwędzoną skórę, naelektryzowaną, ciepłą zwierzęcą sierść oraz unoszące się gdzieś ponad tym wszystkim lekko słone ambrowe opary. To one mieszają się z woniami przypraw, balsamami tolutańskim oraz peruwiańskim jak również z lekko pudrowym, ciemnym paczuli i ślicznym, przemożnym mchem dębowym w bazie. W miarę upływu czasu Gianni zanika, roztapia się pod wpływem ludzkiego ciepła i rozmywa dzięki jego naturalnym zapachom. Znika niczym ciepła, poranna mgła, niemal namacalna ale jednocześnie nieuchwytna. Ekscytująca, odrobinę niepokojąca ale przecież trochę znużona wielogodzinnym towarzystwem tego samego ludzkiego żywiciela. ;) Pozwalam więc jej uciec rozmyślając, kiedy znowu się spotkamy.
Bo że do spotkania dojdzie, to pewne.


Rok produkcji i nos: 1982, ??

Przeznaczenie: pachnidło stworzone dla kobiet, co w roku jego premiery można było wyczuć bez większego kłopotu, natomiast dzisiaj... ;) Dzisiaj to doskonały uniseks z samego środka skali, jakby szyty na miarę miłośniku zarówno zapachów retro, jak i orientalno-kadzidlanych. Czyli pode mnie. :D
Gianni Versace w sposób typowy dla swojej epoki zajmuje przestrzeń wokół uperfumowanej osoby i bywa wyczuwalny jeszcze przez jakiś czas po jej przejściu przez pomieszczenie. ;) Czyli moc, projekcja i sillage są bajeczne! Dopiero na skraju bazy perfumy znacznie skracają zasięg, otaczając ludzkie ciało ciepłą, wibrującą aurą w barwach ziemi [informacja praktyczna dla synestyków ;) ].

Trwałość: od dziesięciu-trzynastu godzin zimą do ponad doby w dni znacznie cieplejsze. Na ubraniach potrafi przetrwać dwa lub nawet trzy prania.

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-drzewna (orientalna? kwiatowa, chociaż kwiatów nie czuję niemal wcale?)

Skład:

Nuta głowy: aldehydy, suszone owoce, bergamotka, akordy przypraw
Nuta serca: konwalia, jaśmin, gardenia, kłącze irysa, narcyz, tuberoza, goździk (kwiat), (kmin rzymski, kastoreum)
Nuta bazy: mirra, benzoes, kadzidło frankońskie, (inne akordy żywiczne i balsamiczne), paczuli, drewno sandałowe, mech dębowy, skóra, ambra, (labdanum, cywet, piżmo)
___
Dziś noszę Aoud Night od Montale.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.lascalia.com/projektanci-mody/gianni-versace-2/
2. http://killerbeesting.tumblr.com/post/789465733

2 komentarze:

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )