niedziela, 17 sierpnia 2014

Tchnienie bogów i zew Opowieści


Na tym blogu dzieją się ostatnio dziwne rzeczy. Kwiaty, słodycze, różne delikatności czy też glamourowy luksus rozpanoszyły się ponad miarę - i zaprawdę, zaprawdę: dwa męskie skórzane pachnidła w stylu retro naprawdę nie są w stanie skutecznie obronić wiedźmiego honoru. ;P

Dlatego najwyższy czas zebrać się w sobie i wrócić do korzeni. Niech pracownię zasnują dymy, niech się tu rozplenią Niepokój oraz Mrok! ...lub cokolwiek zechcecie w moim dzisiejszym bohaterze zobaczyć. :D

Ponieważ dla mnie - choć niezaprzeczalnie tak kadzidlana i gęsta, że aż namacalna - Sahara Noir od Toma Forda, tradycyjnie już, negatywnych emocji nie budzi. Choć już wyraźne doświadczenie ciepłego, dającego wytchnienie cienia i owszem. :)
Co więc czuję, kiedy otacza mnie aura tego pachnidła?


No właśnie trudno odpowiedzieć jednoznacznie. :D Zbyt wiele się dzieje; zbyt wiele emocji, skojarzeń, wizji atakujących mój mózg. To miłe: po tylu "babskich" zapaszkach spotkać wreszcie charakternego przeciwnika na poziomie! ;)

Na pewno w meandrach Sahary ukryto całą epopeję o kadzidle, jego genezie oraz podróży pomiędzy czasem a przestrzenią, pomiędzy epokami a wielkimi kulturami, pomiędzy człowiekiem a bogami wszelkich możliwych religii. Jak w cyklu dokumentalnym BBC pod tytułem The Frankincense Trail, Kadzidlany szlak [o tytule nawiązującym oczywiście do Kadzidlanego Szlaku, drogi handlowej wiodącej z Omanu na południu Półwyspu Arabskiego, przez Medynę w Arabii Saudyjskiej i Petrę w Jordanii aż po egipską Aleksandrię i syryjski Damaszek, kluczowej dla średniowiecznego handlu tym niezwykle cennym surowcem], gdzie w zaledwie parę godzin mieliśmy okazję zanurzyć się w rzeczywistościach tego niewielkiego kawałka świata, rozciągniętych w czasie na kilka tysięcy lat. Kobieta-faraon Hatszepsut i prorok Mahomet, współcześni saudyjscy szejkowie, swoimi petromiliardami finansujący oraz sankcjonujący kulturowo-prawny ucisk kobiet ale i łamiąca bliskowschodnie stereotypy jordańska pilotka; polsko-egipski zespół archeologów, pracujących w Dolinie Królów, izraelski hotelowy rabin pilnujący, aby w luksusowym resorcie na granicy dwóch wrogich państw nic nie uchybiło judaistycznym zasadom rytualnej czystości, palestyński drobny sklepikarz, opisujący trudy życia za murem oraz katolicki metropolita Betlejem.
Wyraźnie wyczuwalne napięcie albo i wrogość, oddzielające od siebie przedstawicieli państw i narodów skupionych na tym niewielkim przecież kawałku Ziemi. Świat zamieszkany niemal wyłącznie przez mężczyzn, choć przecież przed kamerami brytyjskiej telewizji przewijały się także kobiety - przede wszystkim jako tło.
Męskie kultury, które stworzyły podstawy cywilizacji, jakiej (wciąż) jesteśmy częścią.

Ich najsilniej namacalnym wspólnym mianownikiem wydaje się być kadzidło. Ciemność i blask, który ją rozświetla.


Czemu złocisty płomień, rozjaśniający mrok skojarzyłam z kadzidłem? Tego nawet ja nie jestem pewna. :)

Co wiem, to że Sahara Noir zauroczyła mnie całkowicie. Zamotała w głowie, zadała setki pytań, rozsnuła przed moimi oczyma przepiękną opowieść: trochę romantyczną i trochę smutną, angażującą bez reszty. Od otwarcia, w którym kadzidło miesza się z oudem oraz labdanum o goryczy i cienistości przywodzącej na myśl pachnidła od Normy Kamali [przede wszystkim Ceremony, to Incense light, którego wydaje się nieomal klonem], przez ambrową słodycz kadzidlaków w stylu Ambre Fétiche od Annick Goutal czy Amber Absolute także od Toma Forda tudzież zachwycającą transcendencję labdano-kadzidła z Incense Pure Sonoma Scent Studio, przez barwne nawiązania do zmysłowości Jaisalmeru i kościelnej wyrazistości Avignonu aż po cielesną doskonałość złocistego Labdanum Donny Karan - trudno mi opisać mieszaninę bez przepychających się na pierwszy plan kolejnych kadzidlano-dymnych skojarzeń.
Bo też i nie wiem, jak miałabym pominąć wszystkie te nawiązania, jak podejść do rzeczowej analizy dzieła, które wymyka się mojemu rozumowi, choć już wobec intuicji tworzący wizję klarowną, możliwą do odczytania przy odrobinie wprawy.

Przy Czarnej Saharze nie mam ochoty wdawać się w płonne dywagacje na temat jakości poszczególnych elementów składowych dzieła. Usilne wciskanie do każdego opisu mieszanki nowotworu językowego "Orpur®", mającego jakoby oznaczać nową jakość w pozyskiwaniu najczystszych zapachowych esencji tylko-i-dla Givaudan i rozpływanie się nad podobną hochsztaplerką [czy i Wam "nowa najwyższa jakość" kojarzy się ze słynnym "jesiotrem drugiej świeżości", tylko w przeciwną stronę? ;> ] budzi rozbawienie. Wszelkie mniej lub bardziej rzeczowe rozważania czy spory wydają się płonne oraz wymuszone.
Po co mi to wszystko, skoro perfumy odczuwamy przede wszystkim zmysłami i emocjami, mózgiem oraz sercem?


Skoro wiem, że moje ukochane kadzidło jest tu potężne i nieogarnione, bez początku ani końca; że labdanum przechodzi kilka metamorfoz, by z gorzkiego i smolistego, przez ciepły wosk ewoluować w złocistą, obłędnie zmysłową maź; że oud istnieje głównie w pewny oddaleniu, jak rama spinając kompozycję w całość; że akord ambrowy z nieobecnego zmienia się w nienachalnie słodką chmurkę, potem w gorący powiew pikantnego wiatru, potem znów w słodycz, by zakończyć żywot jako ciepła śmietankowo-drzewna nieskończona delikatność. Że przewijające się przez strukturę mieszanki ciepłe żywice i ostre, tnące nozdrza trawy, zmysłowe kwiaty nadające całości to głębi, to radosnego roziskrzenia oraz oprószony cynamonem karmel to tylko i aż drobne epizody niesłychanie barwnej Opowieści. Tło, które nie jest ani baśnią, ani mitem, ani romansem, ani dramatem wojennym, ani komedią, ani horrorem, lecz nimi wszystkimi po trosze.

Sahara Noir to epopeja. Odwieczna pieśń złożona z najdroższych naszym sercom archetypów; opowieść, której z upodobaniem słuchamy od tysięcy lat i wcale nie mamy dosyć. Retuszowi podlegają tylko imiona bohaterów czy miejsce akcji, jednak treść pozostaje niezmienna, jak gwiazdy nad naszymi głowami.
Więc czy na prawdę to takie ważne: jakie imię nosi to a nie inne zestawienie świętych woni, kto je stworzył i na czyje zlecenie?

Dla mnie wszystkie wspomniane pachnidła (oraz kilka innych) to dzieła równoważne. Ostatnimi czasy do panteonu perfumowych wcieleń sacrum dołączyła właśnie Sahara Noir. I to wszystko. :)
Kolejna wersja Opowieści zajęła należne sobie miejsce.


Rok produkcji i nos: 2013, Rodrigo Flores-Roux

Przeznaczenie: pachnidło uniseksualne, skierowane przede wszystkim do miłośników gęstych i mocnych dymnych woni, aniżeli do przedstawicieli którejkolwiek płci. :)
Charakteryzuje się niemałą projekcją i zamaszystością, zostawia po sobie naprawdę spory ślad - choć, co warto dodać, całego pokoju nie zasnuwa [no chyba, że się zlejemy perfumami od stóp do głów ale na taką dawkę nie ma mocnych ;) ]. Z czasem zmienia się z dosyć szeroką, pulsującą i ciepłą aurę.
Nadaje się na wszystkie okazje, pory roku oraz dnia.

Trwałość: od dziesięciu-dwunastu godzin do blisko doby. Przy czym nie ma znaczenia, że ostatnie godziny to stopniowe zamieranie, ponieważ nawet wtedy kompozycję daje się wywąchać bez większego trudu.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (i oczywiście orientalna)

Skład:

Nuta głowy: gorzka pomarańcza, cyprys lewantyński, labdanum
Nuta serca: kadzidło frankońskie, róża, jaśmin, cynamon, papirus, pszczeli wosk
Nuta bazy: labdanum i ambreinol, czyli akord ambrowy, żywica olibanowa, drewno cedrowe, benzoes, balsam peruwiański, wanilia, oud
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://epod.usra.edu/blog/2011/03/waning-crescent-moon-over-poseidon-temple.html
2. http://www.eduval.es/egipto/Religion/fotos/religion/galeria.htm
3. http://www.pinterest.com/pin/423056958719978313/
4. http://blackmagic.2x2forum.com/t17872-topic
5. http://ancient-serpent.tumblr.com/image/87380791345

4 komentarze:

  1. Wąchałam 2: White Patchuli i Saharę. Nie mogę się zdecydować. Które jest trwalsze? Z paseczków wyglądało na to, że paczula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi Ci o blotery, tak? Zawsze to jakiś sposób na sprawdzenie parametrów użytkowych perfum, prawda - ale przecież Ty nie jesteś kawałkiem papieru. ;) Ludzka skóra może przyjąć perfumy zupełnie inaczej.
      Z tego, co pamiętam, na mojej skórze dłużej utrzymuje się Sahara, bo nawet do doby (jak napisałam); Białe Paczuli jest dużo mniej żywotne, nie dociągając nawet do połowy tego, co SN.
      Może więc zrób sobie test porównawczy z dwóch próbek i dopiero potem decyduj się na zakup? Przy okazji będziesz też mogła na bieżąco oceniać, która mieszanka rozwija się bardziej "pod Ciebie". :)

      Usuń
    2. Dobra rada! Dziękuję :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )