niedziela, 10 sierpnia 2014

Słodka tajemnica

Jakiś czas temu zwróciłam uwagę na pewien zapach z zestawu próbek podesłanego przez perfumerię Yasmeen. Kiedy jednak chciałam znaleźć więcej informacji na temat owego pachnidła, okazało się, że zadanie należy do trudnych. Pytałam nawet o nie na Fejsbuku [na dziś dowodów brak, bowiem kochany Fejsik usunął już ten konkretny post :] ].Wtedy Jarek S. (pozdrowienia! ;) ) podrzucił mi link do niemieckiego sklepu internetowego, gdzie zawieruszyła się kieszonkowa wersja tychże perfum i można było znaleźć chociaż śladowy opis składu mieszanki.


Uspokojona, że w razie czego będzie gdzie się zwrócić po kilka dodatkowych informacji, zabrałam się za testy. I kiedy dwa tygodnie temu stwierdziłam, że jestem wreszcie gotowa do recenzji, postanowiłam odszukać rzeczoną stronę. A tu... niespodzianka! ;> Zapach prawdopodobnie zniknął ze sklepowego magazynu, zatem i jego podstronę usunięto z Sieci.

W takim przypadku zostało mi już tylko zwrócić się do Pani Justyny Nyczyk z Yasmeen (kolejne pozdrowienia! ;) ) i spytać, co to za tajemniczy gagatek. Dowiedziałam się, iż pachnidło zostało sprowadzone na specjalne zamówienie jednej z klientek perfumerii a mnie po prostu trafiło się trochę z flakonu-dubla, zamówionego przez właścicielkę Yasmeen z czystej ciekawości. O samym zapachu natomiast nie wiadomo Jej zgoła nic. [Przy okazji okazało się jednak, ze w ofercie sklepu pojawiło się inne dzieło od tego konkretnego producenta, Oud Sharqia, które oczywiście z miejsca mnie zainteresowało. :] ]


Tak więc dziś zapraszam na recenzję, złożoną z wrażeń i zgadywanek a dotyczącą pewnego pachnidła, które samo nie wie, czy woli być rozkosznym, ulepnym gourmandem czy też dyskretnym, cienistym i ciepłym orientalem. ;)

Bab al Habayeb marki Ard al Zaafaran.


Otwarcie kompozycji jest dokładnie takie, jak na powyższej ilustracji. Dosłownie, piksel w piksel. :D Kolorowe, intensywne, mocne; słodkie, twarde ale i sprężyste. O silnym ciele, złożone z samego landrynkowo-pudrowego, cukrowo-kwiatowego konkretu.
Ależ tu słodko! Karmel na skraju przypalenia, cukier puder, domowej roboty landrynki pachnące owocowymi sokami i syropem cukrowym a do tego wanilia z bobem tonka, orchidee oraz pyłkowo-duszny ylang-ylang. Może też coś niecoś jaśminu wielkolistnego o dziewczęcym i pełnym, seledynowym zapachu...? Z barwnymi światłami deserowych aromamolekuł w tle. Na pewno całość została ukręcona w jednolitą, tradycyjną dla arabskich perfum, masę: gęstą, ciągnącą się i aromatyczną, otumaniającą. W miarę osiadania na skórze krzepnącą jako krucha, skrystalizowana skorupka.

Perfumy dla małej, beztroskiej dziewczynki lub...


...lub dla młodej dziewczyny, której dusza domaga się już poważniejszego traktowania. :) Dla kogoś, kto akurat zaczął zauważać wielowymiarowość i złożoność świata - zarówno zewnętrznego, jak i gąszczu własnych uczuć oraz emocji - kto dopiero uczy się weń orientować.

Po kilku godzinach trwania lepiący się do skóry, słodki monolit zaczyna się kruszyć. Oczywiście z początku niezauważalnie, potem też dyskretnie i bez pośpiechu ale za to konsekwentnie. :) Olfaktoryczna erozja robi swoje. Dlatego nie dziwi mnie, kiedy po jakimś czasie przysuwam nos do skóry i odkrywam, że deserowość zeszła na drugi (albo i trzeci) plan, zostawiając po sobie co najwyżej wanilię i takie elementy słodyczy, które po dodaniu odpowiednich składników zmieniają się w akord ambrowy. Który zjawia się gdzieś w początkach bazy Bab al Habayeb i trwa, subtelny oraz krągły, pozbawiony wszelkich blizn czy zadziorów. Z czasem skupiający wokół siebie jasną, śmietankową drzewność sandałowca, matową goryczkę teku czy różaną miękkość kaszmeranu, otula ludzkie ciało przytulnym szalem, spowija je smukłą strużką wyjątkowo jasnego dymu. I tylko czasem pozwala ujawnić się czemuś metalicznemu, niepokojąco industrialnemu... To jakaś żywica czy może oud?
Któż to wie? Pomysłodawca, perfumeria Ard al Zaafaran z Dubaju, chciwie strzeże receptury Bab al Habayeb, najwyraźniej objętej najściślejszą tajemnicą. ;)

Nam, zwykłym europejskim szaraczkom, pozostaje tylko cieszyć się prostolinijną radością mikstury, deserowością jej otwarcia oraz drzewną ambrowością ciepłej, łagodnej bazy. :) Po prostu chłonąć wrażenia, spływające na nas z obezwładniającą siłą endorfinowego koktajlu.
Trochę euforii raz na jakiś czas nikomu nie powinno zaszkodzić.


Edycja, 28. 08. 2014, godzina 12:29
Wystarczyło zaledwie kilka dni cierpliwości i oto na stronie perfumerii Yasmeen pojawiło się nie tylko Baab Al Habayeb w regularnej ofercie [na razie jako dekanty do wyczerpania zapasów z testera lecz, zgodnie ze słowami Justyny Nyczyk, zapach cieszy się popularnością wśród klientek; więc mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie można liczyć na obecność pełnowymiarowych flakonów :) ] ale też kilka szczegółów odnośnie samego soczku. W tym ramowy skład. Pozwolicie, że uzupełnię o niego podsumowanie recenzji? :)


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, unikający typowego (kiedyś) trójstopniowego rozwoju ale ścielący się wokół ludzkiej sylwetki i od razu, bez wstępów przechodzący "do rzeczy". Pierwsze stadia stanowczo nie grzeszą dyskrecją i tworzą nielichy ślad zapachowy, za to później kompozycja cichnie, zmieniając się w typową aurę, raczej bliską ciału.
Wszystko to zdaje się pasować raczej do okazji nieformalnych i wieczorowych, kiedy nie boimy się pachnieć wyraźniej. A nawet bardzo wyraźnie; uważajcie na ewentualne migreny. :]

Trwałość: około dziesięciu godzin wyczuwalnej projekcji i dalszych pięć lub sześć zamierania.

Grupa olfaktoryczna: gourmand-orientalna (i jeszcze kwiatowa, a co!)

Skład:

malina, morela, gruszka, frezja, wanilia, szara ambra oraz inne akordy ambrowe
___
Dziś noszę Black Dianthus marki Il Profumo.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.pinterest.com/pin/78813062203613657/
2. http://500px.com/photo/3207170/candies-by-alexandre-pich%C3%A9
3. http://weheartit.com/entry/59851004

3 komentarze:

  1. Paradoksalnie, w czasie upałów często przychodzi mi do głowy, by użyć ulepnego, ciężkiego powiedzmy orientu, czasem z piętnem retro. Wydaje mi się, że zimno zabija w takich zapachach rozwój, który w wysokich temperaturach bywa tyleż piękny, co zaskakujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam tę pokusę, bo też czasami mnie nachodzi. Jenak najczęściej uruchamiam wtedy wyobraźnię, by pomyśleć, jak będę się czuła w ulepku, którego nie zdejmę z ciała przez kilka najbliższych godzin. I przechodzi. :D
      No chyba, że nie. ;>

      A z tym rozwojem masz bardzo ciekawe spostrzeżenie, inspirujące. Trzeba będzie sprawdzić, choć już od razu czuć, że ma ono sens. :)

      Usuń
  2. Podczas tygodniowego urlopu w Dubaju zakochałam się w tych perfumach,kupiłam niestety tylko 1 flakonik. Ale po powrocie do kraju znalazłam swietną perfumerie Pani Justyny która zgodziła się sprowadzić mi ten cudowny zapach, za co jej jeszcze raz ogromnie dziękuję

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )