czwartek, 28 sierpnia 2014

Mówisz tak, bo mi zazdrościsz

Internet pełen jest memów w stylu: "krytykujesz mnie, bo tak naprawdę mi zazdrościsz", "zazdrościsz, bo cię nie stać", "krytykujesz i zazdrościsz, bo nie potrafisz zrobić czegoś lepiej, niż ja" i tak dalej. Często kryje się za nimi sporo prawdy ale...

ALE. Czy aby na pewno zawsze i bez wyjątku jest to słuszne podsumowanie? A co, jeżeli osoby, który uważają się za godne cudzej zazdrości, także mają całkiem sporo za uszami?


Kiedy z podobną argumentacją spotykałam się w retoryce celebrytów (oraz osób aspirujących do tego miana), kiedy jak szarańcza obsiadała bogi modowe, urodowe czy lajfstajlowe co najwyżej wzruszałam ramionami; nie mój cyrk, nie moje małpy. Kiedy jednak z tego typu myśleniem coraz częściej można spotkać się na rodzimym poletku perfumowym, chyba po raz pierwszy zastanowiłam się nad nim trochę głębiej. Czyli tego typu myśli krążą po mojej głowie od co najmniej trzech lat. Dziś postanowiłam dokończyć i opublikować notkę, wiszącą wśród szkiców od prawie roku. Cóż poradzić? Padliście ofiarą nawracającego przeziębienia oraz kataru. :D


Odkryłam, że podobne teksty bywają nie tylko rodzajem szczeniackiego pojedynku słownego [w rodzaju współczesno-internetowego "zatkało kakao?" albo "twoja Stara klaszcze u Rubika"] ale mogą też skrywać znacznie więcej odczuć, niekoniecznie pozytywnych. No właśnie...

Zauważyliście stwierdzenie, którym posłużyłam się w zdaniu tuż ponad fotografią: "osoby, które uważają się za godne cudzej zazdrości"? Mnie ono wydaje się kluczowe, ponieważ mniej więcej tak odbieram oskarżenia w rodzaju przytoczonych we wstępie do notki: 'skoro uważam, że ktoś kieruje przeciw mnie swoją zazdrość znaczy to, że sądzę, iż jest mi czego zazdrościć'. Ja sądzę. Bo to w moim życiu/postępowaniu/majątku/decyzjach/charakterze etc. kryje się coś, na co nie stać innych ludzi, coś dla nich nieosiągalnego. I skoro ich nie stać na to, co mam ja i czuję się z tego powodu lepszy/lepsza a odkrycie tego koniecznie muszę podkreślić za pomocą nieśmiertelnej frazy "zazdrościsz mi" (choć być może ujętej w znacznie bardziej wyrafinowany sposób) oznacza to, że poczucie własnej wartości buduję głównie albo między innymi w oparciu o zazdrość osób trzecich. Rzeczywistą lub wyobrażoną, tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia. Liczy się sam fakt dumy z tego, że ktoś może mi czegoś zazdrościć.
Co faktycznie nie ma nic wspólnego z dumą z własnych osiągnięć, za to całkiem sporo z pychą. Czyli zachowaniem niemoralnym i demoralizującym osoby trzecie.

Żeby nie było: świetnie rozumiem psychiczny mechanizm, który prowadzi do tego typu nadużyć. Skoro ktoś stara się osiągnąć sukces w danej dziedzinie, to po jakimś czasie w jej ramach zaczyna intensywnie doszukiwać się tegoż sukcesu dowodów - a reakcje negatywne, jak zawiść czy schadenfreude z pewnością nimi są. Na poziomie czysto akademickim nie mam problemów z zaakceptowaniem podobnych praktyk; są ludzkie tak samo, jak ludzka jest sama zawiść (lub zdolność do heroicznego poświęcenia). Problemy pojawiają się dopiero na poziomie emocjonalnym, szczególnie przy okazji interakcji z osobą pyszną, choć sądzę, że nie tylko u mnie. ;)
W rzeczywistości bowiem taka jednostka potrafi porządnie zaleźć za skórę. I to niekoniecznie zazdrośnikom. :]


Dlaczego? Myślę, że kapitan Sparrow udzielił właśnie wyraźnej odpowiedzi. ;) Na pewno znacie powiedzenie, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą [oraz, że nie ma ludzi niewinnych, są tylko niedokładnie przesłuchani ale to inna bajka :> ]; podobny mechanizm może zachodzić w umyśle osoby butnej, która po jakimś czasie zaczyna wierzyć w swój sukces oraz ogólną "lepszość" od części osób z własnego otoczenia. Czasami ów sukces życzeniowy zamienia się w realny, kiedy indziej dzieje się na odwrót. Zresztą nie to jest tematem mojego wywodu. Jest nim sztuczny mechanizm poprawiania sobie humoru, z czasem zaczynający funkcjonować jako jedyna, obiektywnie istniejąca prawda. A to już, Łaskawi Państwo, praktyka niebezpieczna; tu pojawia się zaślepienie albo samozachwyt, samonapędzające się koło nieustannego dobrego samopoczucia na myśl o własnej zarąbistości.

Przy czym nie chodzi mi wcale o to, że zaniżanie własnej wartości w oczach swoich lub innych jest dobre, bo nie jest. Wcale. Jednak nie ma co kłamać, iż sytuację doskonale odwrotną można opisywać wyłącznie w samych superlatywach. Już starożytni doskonale to rozumieli i dawali wyraz w zamieszczeniu pychy na liście siedmiu grzechów głównych i to na "zaszczytnym", pierwszym miejscu. ;> Moim zdaniem nie bez powodu.
Kolejnym grzechem głównym była zaś chciwość. Zresztą niekoniecznie rozumiana wyłącznie jako namiętność do pieniędzy.


W połączeniu z pychą i niezmąconym samozadowoleniem chciwość potrafi stać się potężną bronią, zdolną niejednemu wyrządzić krzywdę. Szczególnie osobom, które z jakiegoś powodu stają pyszałkowi na drodze; lub raczej: którym pyszałek zarzuca stawanie na jego lub jej drodze. I nie ma znaczenia, czy rywalizacja ma miejsce naprawdę, czy też w całości rozgrywa się w głowie osoby, której samouwielbienie zakłóca właściwy odbiór rzeczywistości. Grunt, że prawdziwa jest jej potrzeba: "Jestem doskonałym człowiekiem sukcesu, nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia, prawdziwym bogiem wszechświata, więc logiczne, że inni ludzie, ta banda nieudaczników, zazdrości mi i po nocach śni o mojej porażce". Nie dość, że antypatyczny pyszałek niejako z automatu [bo wg niej lub niego podobne zachowanie jest równie logiczne i oczywiste, co nawyk oddychania ;> ] rzutuje na resztę ludzkości swoją własną wizję świata i swój własny charakter, na domiar złego robi tak tylko po to, by poprawić sobie samoocenę, podleczyć kompleksy czy coś równie żenującego.

To nawet byłoby zabawne, gdyby nie wyglądało tak żałośnie: delikwent najpierw powie coś buńczucznego, potem sam sobie odpyskuje, sam się ze sobą pokłóci i sam na siebie się obrazi. ;) I gdyby tylko nie posługiwał się do tego celu bogom ducha winnymi współobywatelami, byłoby już w ogóle cudownie. ;P

Generalnie chodzi o to, że w swoim otoczeniu nie akceptuję robiącego ostatnio spektakularną karierę pojęcia "hejter". Zauważyłam, że zbyt często przewija się w podręcznym słowniku osób nie tyle zawistnych, co właśnie pysznych i zorientowanych na chciwość. A do tego nie mówi wiele o ludziach głoszących krytyczne komentarze - wszak "hejter" ma grasować głównie w internecie - za to aż nazbyt dużo o tych, którzy wspomniany epitet wysuwają przeciwko innym, piętnując nim bliźnich o odmiennej opinii.
To nie "hejter" ma ze sobą problem ale nikt inny, jak osoba "hejt" zawzięcie tropiąca. Rzecz jasna, najczęściej ten dotyczący własnej osoby. :] Prawdziwy albo nie.

Kto ma w ręku młotek, wszędzie widzi gwoździe.

___
Dziś noszę Asian Green Tea marki Creed, choć w tej chwili (serce/baza) czuję mało co. Ech, ten katar!

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/zazdrosc-o-przeszlosc-partnera/x6tvx
2. http://moblo.pl/profile/czekoladkax33
3. http://anuwomensdepartment.com/2012/04/18/review-mirror-mirror/

3 komentarze:

  1. Świetny tekst, dający do myślenia! Teraz mogę tylko podzielić się refleksją - nie spotykam się z zazdrością. A jednak uważam, że jest mi czego zazdrościć - i wcale nie czuję się z tego powodu lepsza. No bo czemu? Że mam kochanego i fajnego męża? Że bardzo udanego synka? Pracę, która jest moją pasją?
    Mam po prostu szczęście, samo się to nie zrobiło. I potrafię to docenić - swoje życie.
    Może nie do końca na temat napisałam - ale dotarło do mnie, jak fajnie, że zawiść mnie nie dotyka.
    Albo... jej nie rejestruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Jeżeli zaś chodzi o Ciebie, to chyba mogę być szczera? Zdziwiłabym się, gdybyś spotykała się z internetową agresją. Nie ta klasa - jako malarki i jako blogerki - nie ten target, żeby prezentowane przez Ciebie treści mogły zainteresować gimbazę (rzeczywistą albo mentalną). A zresztą, gdyby nawet trafił Ci się ktoś taki (każdemu się może), szczerze wątpię, by jego lub jej opinia zrobiła na Tobie jakiekolwiek poważniejsze wrażenie. Wszystko dlatego, ze nie wydajesz się być kimś, kto uzależnia swoją opinię o sobie i swoim sukcesie zawodowym i osobistym od uznania lub krytyki osób trzecich.
      Pamiętam, że kiedyś narzekałaś trochę, że nie jesteś typem celebryckim, bo może wtedy duftart zyskałby więcej uwagi mediów etc. A to przecież celebryci obecni lub in spe najczęściej zdają się ludźmi, tworzącymi obraz samych siebie w odniesieniu do opinii osób trzecich. Przecież wystarczyło jedno serialidło w rodzaju "Miłości na bogato", żeby "grające" w nim amatorki naprawdę uwierzyły, że są aktorkami i że zdobyły sławę, że ludzie naprawdę zazdroszczą im ich życiowego sukcesu. Poważnie. Opadła mi szczęka, kiedy mi o tym powiedziano. O.o Bo o to się właśnie rozchodzi: o myślenie życzeniowe na swój temat tak wybujałe, że zakłócające prawdziwy ogląd sytuacji.
      Ty nie masz w głowie podobnej blokady, posiadasz za to sporą dozę inteligencji i dystansu do siebie. Czyli cech raczej anty-celebryckich. Zwyczajnie robisz w życiu swoje i czerpiesz zasłużone profity. Jesteś autentyczna.
      Dlatego zawiść omija Cię bokiem - i szczerze życzę, aby tak było dalej! :)

      Usuń
    2. No aż nie wiem, co napisać. Dziękuję!

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )