poniedziałek, 3 marca 2014

Wspomnienia z podróży ku dorosłości


Emerald Reign, Diaghilev, prawie gotowe recenzje Love is in the Air oraz Benevolence - strasznie luksusowo się tu ostatnio zrobiło. A przecież wiedźmom luksus nie pasuje i nudzi je. :D Luksus demoralizuje. Dlatego koniec tego dobrego!

Dziś trzeba koniecznie pochylić się nad czymś z niższej półki cenowej. Chociaż czy na budzącego odmienne od wspomnianych woni skojarzenia...?


Na pewno będzie bardzo międzynarodowo lub raczej podróżniczo: szwedzka marka, norweska muzyka, włoskie (konkretnie toskańskie) krajobrazy a na dokładkę polska recenzja. :) Zapowiada się całkiem niezła przygoda i - prawdę mówiąc właśnie na nią możemy liczyć. Szczególnie, jeżeli ktoś darzy sympatią pachnidła ciepłe, przytulne, spokojne choć zamaszyste i bardzo, bardzo kobiece.
Właśnie taki jest największy obecny klasyk marki Oriflame, Giordani Gold.

Kompozycja współcześnie kojarzona z dojrzałymi, świadomymi użytkowniczkami oraz okazjami bardziej oficjalnymi w moim mniemaniu wydaje się dziełem znacznie bardziej uniwersalnym. Bo to, moi Drodzy, klasyczny kwiatowiec jest. Znakomicie skonstruowany, poprowadzony z wyczuciem od wibrującej, kwiatowo-cytrusowej, lekko korzennej słodyczy otwarcia przez kaszmirową elegancką przytulność bukietu białego kwiecia w sercu aż po subtelną, drzewno-kwiatową, nieco pudrową pastelowość bazy. Giordani Gold to pachnidło klasyczne, dalekie od spektakularnych fajerwerków czy odważnych decyzji ekscentycznych twórców; tu postawiono na bezpieczną przewidywalność a także tradycyjny, trójstopniowy rozwój. Liczy się przede wszystkim przewidywalna, odejmująca lat zjawiskowość oraz glamourowy rys dostępny na co dzień, w bezpiecznym (bo niewidzialnym :) ) perfumowym wcieleniu.


Jak pewnie widzicie, nie jest mi łatwo pisać o tych perfumach. Nie tylko dlatego, że pojawił się kłopot z ujęciem w słowa przebiegu nut zapachowych ponad to, co już zdążyłam uwzględnić ale także z racji silnej więzi emocjonalnej z omawianą mieszaniną.

Znam ją bowiem od co najmniej kilkunastu lat - kiedy istniała jeszcze jako "po prostu" Giordani i była kompozycją znacznie ciemniejszą, bardziej zmysłową oraz mocniejszą, z bardziej podkreślonymi akordami sandałowca, tuberozy, lilii a także goździka, które nadawały całości tego niezwykłego, orientalno-korzennego sznytu. W swoich kolekcjach - lub wręcz jako ten jeden jedyny signature scent - posiadała Giordani chyba połowa kobiet z mojej rodziny. ;) Jako nastolatka dorastałam w częstym towarzystwie tego ciepłego, miękkiego, kwiatowego i niezwykle charakternego zapachu. Czasem nawet zastanawiam się czy moja, zaledwie parę lat późniejsza, głęboka miłość ku Anaïs Anaïs marki Cacharel nie była pośrednio wynikiem silnego wpływu bestselleru od Oriflame. :) Wszak obie wody łączy archetypiczna wręcz kobiecość - z pozoru mocno stereotypowa ale w istocie będąca sprytnie zakamuflowaną Mocą - zaklęta w mnogości białych kwiatów i pyłkowo-złocistych, miękko oświetlonych nut drzewnych na łagodnym niby-animalnym podłożu. To bardzo możliwe, nie sądzicie?


W każdym razie, choć ostatecznie okazało się, iż mnie samej nie całkiem po drodze z Giordanim, to przecież wciąż czuję doń ogromny sentyment; i w dalszym ciągu podczas rodzinnych spotkań miewam okazję sprawdzenia, jak też sprawuje się współczesne wcielenie tych perfum. :) Co się okazuje?
No cóż, wyraźnej zmianie uległ nie tylko flakon ale i, przede wszystkim, jego zawartość. Obecnie jest znacznie jaśniejsza, spokojniejsza, bardziej pastelowa oraz waniliowo-białopiżmowa, słodka aniżeli pachnidło sprzed lat. Dzisiejsze Giordani Gold nie ma aż takiej mocy zaś "efekt ach!" może budzić co najwyżej przez pryzmat wspomnień. Jednak duch perfum w dalszym ciągu pozostał niezmieniony a ciało, aczkolwiek znacznie odmłodzone, wciąż trzyma się na tym samym szkielecie oraz tych samych co i kiedyś mięśniach [no to pojechałam z porównaniem, nie ma co! ;) ].
Nadal może budzić sympatię oraz całe mnóstwo ciepłych uczuć.

W zasadzie niepokoi mnie jedno: według najnowszych internetowych doniesień pojawiły się kłopoty z dostępnością pachnidła. Oficjalnie go nie wycofano [póki co] ale mimo to zarówno konsultantki, jak i sklep internetowy marki nie realizują nań zamówień. Czy to chwilowe kłopoty? Oby.
Głupio byłoby, gdyby Oriflame postanowiło uśmiercić Legendę. A także ważną część moich zapachowych wspomnień. :)



Rok produkcji i nos(y): ?? [przełom XX i XXI wieku?], Bernard Ellena oraz Nathalie Feistauer

Przeznaczenie: pachnidło stworzone dla kobiet, w dalszym ciągu charakteryzujące się sporą, kilkunastocentymetrową projekcją, oraz zostawiające za sobą ślad, z czasem oczywiście redukujące się do ciepłej, niezbyt silnej aury by ostatecznie osiąść na samej skórze.
Na naprawdę wszystkie okazje.

Trwałość: kiedyś była lepsza. ;P Dziś jest to jakieś siedem-dziesięć godzin, więc i tak nie ma powodu do narzekania.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:
[podaję wg aktualnie obowiązującej rozpiski]

Nuta głowy: cytryna, mandarynka, pomarańcza
Nuta serca: biała lilia, kwiat pomarańcz, jaśmin
Nuta bazy: paczuli, piżmo
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.travellerspoint.com/community/photography/the-best-travel-photos-of-2012/
2. http://magazyndrogeria.pl/karnawal-z-marka-oriflame
3. http://www.jules-photographer.com/tuscany-wedding-photography/autumn-wedding-in-tuscany-tea-ceremony/

5 komentarzy:

  1. Jeej ale super, że napisałaś o tym zapachu! Ja z marką Oriflame jestem związana od kilkunastu lat (moja mama jest jej wielką fanką i przy okazji - konsultantką). Zapach Giordani pamiętam jeszcze z liceum, kiedy to uważałam go za szczyt luksusu i stosowałam tylko na wyjątkowe okazje hehe. Dziś moim faworytem jest Mirage, choć muszę przyznać, że nie była to miłość od pierwszego "niuchnięcia' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli sentyment wobec tej marki dotyczy także i Ciebie? Miło się dowiedzieć. :) No ale konsultantka w tak bliskiej rodzinie na pewno miała na to niemały wpływ. ;)
      Bo w czasach licealnych on brzmiał bardzo luksusowo - zresztą nadal brzmi, choć to już nie to samo. Jego dobre geny IMO od razu rzucają się w oczy.. znaczy w nos bardziej. ;) Tak jak to, że nie jest lekkim świeżaczkiem ale wymaga od nas pewnego obycia w świecie perfum, abyśmy byli w stanie docenić jego czar. A że to często wiąże się z wiekiem, stąd zaszufladkowano GG tak a nie inaczej (piję też do "luksusowości" wody).
      Mirage mam gdzieś w postaci próbki, wstyd przyznać ale chyba jeszcze ani razu nie otwieranej. :/ Teraz będę musiała nadrobić zaległość, bo po raz kolejny sprawdziłam nuty tego zapachu i, nie powiem, poczułam silną pokusę: wetyweria, elemi, róża..Moje klimaty. :D A Tobie jak w tym zapachu? Napiszesz o nim na blogu?

      Usuń
    2. To ja dla odmiany opiszę Mirage :) A Ty daj znać, jak wypadła próbka u Ciebie.
      Co do Giordani - dziś tych perfum już nie używam i ciężko byłoby mi do nich wrócić. Nie wiem, czy po prostu mi się "przejadły", czy przestały mi odpowiadać... ale miło je powspominać:)

      Usuń
    3. Mirage chyba załapie się na najbliższe impresje perfumowe u mnie, bo to faktycznie ciekawy zapach. :)
      Heh..kiedyś wymyśliłam sobie, że wrócę do perfum używanych, kiedy miałam piętnaście lat. Teraz już nieprodukowanych; dobrze, że poprzestałam na odlewce zamiast na wpół ciemno polować na coraz droższy flakon. :] Widać u Ciebie z Giordani jest podobnie.
      Wspomnienia o takich perfumach rzeczywiście zawsze będą miłe.. niezależnie od obecnych doświadczeń z ww. zapachami. :)
      Będę czekać na Twoją recenzję Mirage.

      Usuń
  2. a ja Mirage mam i kocham a Giordani właśnie pojawił się w tym katalogu i kupuję, powiem Ci szczerze że nawet mnie ucieszył fakt że go trochę odmienili , stał się ciut lżejszy, gdyż poprzednik jednym psikiem powałał połowe kolejki w markecie;d Teraz będzie nadal ciekawie a trochę subtelniej i o to chodzi;p

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )