wtorek, 11 marca 2014

Przypowieść o dorastaniu... zapachu


Gdzieś w tym wszystkim jestem ja. Dziecko dziesięcio- może kilkunastoletnie. Dziewczyna mozolnie budująca swoją kobiecość z feminizmu, katolicyzmu oraz fascynacji Orientem.
Zawieszona między Wschodem z Zachodem, między wyrafinowaną prostotą kuchni francuskiej, przez polskie pierogi ruskie [nazwanymi tak, co wie dziś mało kto, na cześć nie Rosji ale Rusi Czerwonej, czyli obecnej Ukrainy], egipski falafel, indyjskiego kurczaka tandoori aż po zawiłości kuchni tajskiej czy wietnamskiej. Od skandynawskiego luzu (żeby nie powiedzieć "niechlujności") w codziennym noszeniu się, przez francuski luźny szyk, wschodnioeuropejskie "bez makijażu i szpilek na nogach śmieci nie wyrzucę!" aż po zafascynowanie orientalizującą zamaszystością szat czarnych lub wielobarwnych.


Gdzieś pomiędzy spiżowymi tradycjami ziemiańskimi, nobliwie-mieszczańskimi oraz chłopskimi, w otoczeniu opowieści o dawno minionych czasach i kresowym raju utraconym moich przodków uczyłam się siebie jako przedstawicielki drugiego pokolenia Dolnoślązaków, dojrzewającej i finansowanej dzięki rolnictwu oraz branży usługowej. Eksperymenty z własną tożsamością - nieraz kompletnie szalone - a także różne perypetie życiowe kształtowały mnie powoli ale konsekwentnie, czyniąc wybuchową mieszanką sporej ilości przeciwstawnych cech.
Oto wiedźma: trzeźwo myśląca ale zapalczywa, istota o słomianym zapale i żelaznej woli, zmienna jak stereotypowa kobieta ale też uparta i potrafiąca zdobyć to, na czym jej zależy. I tylko jej. O kruchej psychice stworzonej z najtwardszego istniejącego materiału. Roztrzepana i przewidująca cudze działanie na kilka ruchów do przodu. Mądra ale głupia. Gruba ale chuda. Zła ale dobra. Dobra, chociaż zła. ;]
Lubię myśleć o sobie jak o plastycznym materiale, z którego mogę ulepić, co tylko zechcę i kiedy uznam to za stosowne. Zaś dostęp do "materiału twórczego" własnej osoby posiadam tylko ja, czego od lat pilnie strzegę [kiedy ktoś wywiera na mnie wpływ dzieje się tak tylko dlatego, że świadomie wyraziłam na to zgodę, dopuszczając tego kogoś tak blisko siebie].


Tworzę siebie dokładnie tak, jak anonimowy perfumiarz marki Rasasi skleja swoje pachnidła: ujawniając tylko pewną część składników, dobierając je - w tym ich jakość - wyłącznie dzięki własnemu widzimisię niczym najbardziej swobodni twórcy niszowi, zlewając w całość pokomplikowaną, pozornie chaotyczną ale przecież skończenie piękną oraz przemyślaną. Odważnie i bez zahamowań, aczkolwiek nie w całkowitym oderwaniu od ogólnie przyjętych zasad. Wplatając w olejową strukturę pachnidła duszę i osobowość, łączące pozorne przeciwieństwa w idealną jedność z typowo wschodnim kunsztem oraz doświadczeniem.


Opisałam tę historię aby uświadomić Wam, dlaczego podczas wczorajszego testu Bent Al Ezz Hanah wspomnianej marki dosłownie ugięły się pode mną nogi. Skąd wziął się blask w moich oczach i uśmiech na twarzy, dlaczego moje wspomnienia nagle, acz po raz kolejny w ciągu ostatniego tygodnia, poszybowały prosto do czasów gdy przepoczwarzałam się w kobietę. Wspomnienia uderzyły we mnie z siłą... ekhm... no, z siłą wodospadu uderzyły. ;P
Żywe, odwołujące się do chyba wszystkich zmysłów, bardzo intymne. Dlatego pozwólcie, że nie ujawnię wszystkiego, sporą cześć własnej przeszłości zachowując dla siebie. Wam oddaję niniejszy to, co z niej najbardziej charakterystyczne: kilka obrazów, urwanych myśli, płynących przez świat w oparach Bent Al Ezz Hanah.


Pojawia się zatem chwila gdzieś pomiędzy późną wiosną a wczesnym latem, kiedy jako dziecko dryfowałam pomiędzy kulturami, jednocześnie ucząc się pływać w zaskakująco chłodnych wodach oceanu. ;) Pojawia się zapach magnolii oraz lilii, we wspomnieniach lekki i czarowny niczym otwarcie omawianej mieszanki, z czasem przechodzący w ciężką, lekko słoną woń jaśminu o ambrowatym tle.
Pamiętam gęstość gorącego powietrza, przeplataną ostrym chłodem nocy. Widzę bitego psa i pamiętam złość na oprawcę oraz moich własnych Rodziców, którzy stanowczo zabronili mi wówczas interweniować [dziś rozumiem, dlaczego].
Pamiętam baśnie oraz mity z całego świata, najpierw czytane mnie a później przeze mnie: samej sobie a także pewnej małej istocie rodzaju ludzkiego, która raptem pojawiła się w moim życiu. :D Pamiętam smak wina, jakże nietypowy dla małego dziecka, i łakomstwo nań, rychło zresztą pokarane przez dziecięcy jeszcze organizm; i wymieszany z rozbawieniem gniew Rodziców, gdy się o wszystkim dowiedzieli.


Wspomnienia atakują mnie gęstą ławicą, oplatają wonną siecią; złocą się i migoczą niczym aksamitny, rzadki klejnot Bent Al Ezz Hanah, niespotykanie dziwny oraz piękny choć przecież całkowicie naturalny; jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi. ;) Czemu? Gdyż pachnidło przywodzi mi na myśl nadnaturalnych rozmiarów czarną perłę, zbyt niewiarygodną aby była prawdziwa. :)
Gęste i zmysłowe ale jednocześnie nieprzytłaczające ciężarem, okazuje się przyjemnym towarzyszem dnia. Układa się na ciele miękko, prędko ujawniając, że do zaoferowania ma nam nie tylko deklarowane w spisie nut bergamotkę oraz jaśmin. :) Na przykład jeszcze róże, skądinąd również wyrastające prosto z mich wspomnień.


Gęste i ciemne, dojrzałe mięsiste pąki kwiatów każą mi pomyśleć o naturalnym olejku, bez którego moja nastoletniość straciłaby sporo magii. Natomiast poprzedzające go lekkie, skropione rosą niewielkie różane główki przenoszą mnie do pewnej wypełnionej światłem i cieniem starej drewnianej altany, porośniętej kwitnącą właśnie, pnącą odmianą kwiatu. Z przyjemnością patrzę, jak różane molekuły łączą się najpierw z aksamitną gładkością bergamotki (zdecydowanie nie owocowej) a potem wraz z jaśminem i ambrą tworzą skomplikowaną, szlachetnie upojną mieszaninę. Natomiast po kilku godzinach, kiedy pachnidło zestala się i krystalizując wtapia w orientalną poświatę, zjawia się drewno sandałowe...


Trudno o bardziej dosłowny Orient, jednak w zestawieniu z różą, jaśminem oraz akordem ambrowym, tym razem tworzy ono mieszankę tyleż bezpieczną, co magiczną. Jednocześnie przewidywalną, pozwalającą odetchnąć spokojnie wszystkim osobom przyzwyczajonym do europejskich interpretacji wymienianych składników ale jednocześnie zestawionych w całość piorunującą. Piękną, prostą, wdzięczną; przejrzystą jak niebo nad Sumatrą i głęboką niczym wody Bajkału. :D
Sandałowiec wnosi do kompozycji ciężar, drzewnego ducha a także sporo dymu, pochodzącego ze spalania zarówno wonnych drzazg, jak i bliżej nieokreślonych żywic. Pachnidło płoży się ponad ludzką skórą, z racji upływu zbyt dużego czasu od aplikacji niezdolne już opanować całego pomieszczenia, niemniej wciąż intensywne. Do tego wcale nie przeszkadza mi świadomość, że w Hanah towarzyszy mi syntetyczny ekwiwalent cennego sandałowca z Mysore, najpiękniejszego ze wszystkich... :)
Pewnie przez piżmo.


Ono pojawia się na samym końcu, kiedy kwiaty zlewają się w jednorodną całość i wraz z ambrą zmieniają powoli w słonawe, kruche kryształki, oplecione pojedynczymi smużkami wonnego dymu oraz ułożone wśród lekko pikantnych cząstek egzotycznego drewna (do sandałowca dołączył też palisander - a może tylko wyewoluował z róży...?). Ciemne i niezbyt silne, ciepłe, ujawniające swoją obecność jakby mimochodem i przez to niezwykle naturalne. Sprawiające wrażenie, jakby wśród bohaterów Bent Al Ezz Hanah trwało już od bardzo dawna, może nawet od początku?, co wydaje się tym bardziej prawdopodobne, im dłużej o tym rozmyślam. :) Stanowcze choć pełne łagodności, cokolwiek senne lub rozmarzone, błogie. Zjednoczone z pozostałymi składnikami. Układające resztę mieszanki do snu ale też samemu przez nią usypiane.

Spokojne o przyszłe życie pachnidła jako całości. Pewne, że jeszcze nie raz przyjdzie im pochwalić się całą opisaną złożonością, oczarowywać ludzi własną niepowtarzalną magią.
Cieszę się, że miałam okazję jej doświadczyć.


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: pachnidło, o którym bardzo trudno powiedzieć, czy bardziej nadaje się dla kobiet, czy dla mężczyzn. Dzięki czemu idealnie spełnia warunki stawiane przed nim przez klientów z Bliskiego Wschodu: najważniejsza jest sama woń a nie doczepiana doń na siłę etykietka. :)
Charakteryzuje się znaczną mocą, najpierw jako odważna, silnie projektująca pachnąca chmura cząsteczek, tworząca za uperfumowaną osoba olbrzymi ślad a potem jako gęsta, nieprzenikniona aura, bliższa skórze ale nieschodząca z niej przez wiele, wiele godzin.
Będzie pasować do takich okazji, przy których zwykliście używać gęstych orientalnych pachnideł. :D [Salomonowa porada, co nie? ;) ]

Trwałość: przeszło dwunastogodzinna ale to nic niezwykłego jak na perfumy w olejku.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: bergamotka (róża?)
Nuta serca: jaśmin (róża i ambra?)
Nuta bazy: drewno sandałowe, piżmo
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.pinterest.com/pin/312578030357406406/
2. http://jurnaldecalatorii.net/2012/01/10/renasterea-unei-legende/picture/
3. http://my-ear-trumpet.tumblr.com/post/32337926638/charles-landelle-judith-1887
4. http://andthenmyheartsmiled.blogspot.com/2012/02/illustrious-illustrator-edmund-dulac-15.html
5. http://www.pinterest.com/pin/323977766916232344/
6. http://www.businesstraveller.asia/asia-pacific/news/the-mandarin-cake-shop-to-open-a-pop-upa-store
7. http://www.flickr.com/photos/mohphotography/4550449253/in/photostream
8. http://the-unknown-friend.tumblr.com/post/17214075114/illustratration-by-rene-bull-for-rubaiyat-of-omar

5 komentarzy:

  1. Przypomniała mi się atmosfera "Sklepów cynamonowych" :) Wspomnienia i to, co się z nimi dzieje w naszej głowie to fascynująca rzecz. Dziękuję! : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Az tak wysoko z pewnością nie mierzyłam ale chyba dobrze trafiłaś z porównaniem. :) Bo rzeczywiście, wspomnienia tworzą w ludzkich głowach nieraz przedziwne, nieomal baśniowe światy. I gdyby nagle jakimś tajemnym sposobem przyszło nam skonfrontować je z rzeczywistością (np. przenosząc się w czasie i podglądając zapamiętaną sytuację z pozycji dorosłego niewidzialnego obserwatora), być może w ogóle byśmy jej nie rozpoznali - lub uznali za pomyłkę abo próbę oszukania nas przez Wielką Siłę Sprawczą. ;))

      Usuń
  2. Od zapachów Rassai stronię, delikatnie mówiąc (bardziej dosadnie: uciekam gdzie mnie nogi poniosą) ale Bent Al Ezz Hanah opisałaś tak, że chętnie użyczyłabym temu pachnidła miejsca na własnej skórze.
    Proust miał magdalenkę Ty masz zapach perfum.
    W jakiś sposób "podpięłam się" pod Twoje wspominanie ale nie za sprawą słów a ilustracji. Dwie (a może trzy) rozpoznaję, miałam je w albumie z egzotycznymi baśniami o miłości. Było tam o rycerzach i księżniczkach, dżinach, orientalnych pięknościach, nimfach, herosach; o rozstaniu, rozpaczy i śmierci z miłości. Wyczytałam tam jako może dziesięciolatka, że miłość jest tylko jedna, wielka i prawdziwa, zdarza się raz w życiu i od pierwszej chwili wiemy, że to właśnie ta jedyna osoba.
    To przekonanie zaciążyło na moim późniejszym życiu.
    Głupia byłam.

    A tak na marginesie: dlaczego Rodzice zabronili Ci interweniować gdy byliście świadkami bicia psa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś wyznałam Ci, że ignorując Rasasi wiele tracisz i zdanie to podtrzymuję. Jednak rozumiem, skąd taki a nie inny wybór i szanuję go.
      Wiesz, ostatnio coraz częściej przyłapuję się na myśli, ze takich magdalenek w wydaniu perfumowym pojawia się w moim życiu całkiem sporo. Czyli: albo się starzeję, albo przekraczam granicę kolejnego etapu w życiu, albo umieram. ;] Z przyczyn oczywistych najbardziej podobałoby mi się rozwiązanie nr dwa. ;)
      Masz dobre skojarzenie z ilustracjami, ponieważ celowo wybrałam kilka takich, które stworzono dla wydawnictw z baśniami właśnie. :) Żeby podkreślić dziecięcość wspomnień ale też dlatego, ze wciąż mam do nich spory sentyment. W ogóle chętnie przeczytałabym teraz taki zbiór, o jakim piszesz. Brzmi cudownie.
      Co do Twojego wyznania o wyobrażeniach miłości, to chyba na etapie baśniowym każdy z nas tak miał; a na pewno każda. :) Lata temu rozmawiałam z siostrą o bajkach i tym, jak kształtowały nasze życie; doszłyśmy wtedy do wniosku, że wraz z baśniowym światem zaszczepiamy w sobie najpiękniejsze ale i najbardziej poryte idee czy wyobrażenia społeczne. Banał, wiem ale w rozmowie dwóch nastolatek brzmiało to szalenie odkrywczo i świeżo. ;) (takie miałyśmy wrażenie)

      Ponieważ w tamtej sytuacji nie tylko niczego bym nie wskórała, ale też sama mogłabym się stać celem ataku. W ogromnym skrócie ale tutaj nie chcę na ten temat pisać.

      Usuń
  3. Przekopałam cztery regały z książkami zanim znalazłam. W sidłach miłości, tak brzmiał tytuł.
    http://www.mksiazek.home.pl/bookstore/2805/min/24/140244_0.jpg
    Zamierzam przeczytać ten zbiór ponownie (jak tylko rozprawię się do końca z Orthanem Pamukiem, jeśli nie czytałaś jeszcze gorąco zachęcam, świetna proza)

    Perfumeryjnych magdalenek chyba nie mam, może dlatego że przeszłość nie jest czymś do czego chętnie wracam, zwłaszcza ostatnio. Zapachy dotykają chętnie innych rodzajów mojej pamięci, autobiograficzną litościwie zostawiając w spokoju. Może nie doszłam jeszcze do tego etapu na którym Ty jesteś a może po prostu inaczej działa moja wyobraźnia. Powoli jednak wyzbywam się sztywności postaw: ostatnio nawet poznałam Rassai, który mi się spodobał. Cud czy jak?

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )