środa, 7 sierpnia 2013

Pobierz próbki!

Pobrane. Więc teraz pora opisać ich zawartość. :)
Na tyle, na ile pozwala czas oraz nieprzejednany upał.

Ann Gérard, Ciel d'Opale

Sympatyczne, musujące suchym światłem kwiatowo-cytrusowe pachnidło. W pierwszych sekundach zdumiewające czystością akordu niewymienionego w składzie neroli, by po krótkiej chwili osunąć się w kierunku esencjonalnych cytrusów oraz galbanum. Później pojawia się słodki, jasnozielony jaśmin i wiciokrzew, które wzbogacone pojedynczymi kulkami czarnego pieprzu zastępują urodziwą żywicę otwarcia. W bazie zauważam kolejną odsłonę roślinnej zieleni, tym razem w postaci słodkich soków, tryskających ze świeżo pociętych szczap egzotycznych gatunków drzew. Czy wspomniałam, że chodzi o drewno jasne i niezwykle plastyczne? ;) No cóż, takie właśnie jest. Dzięki czemu przyjemnie zespala się z krystaliczną ambrową bazą.
Całość okazuje się dosyć przyległa do ciała lecz jednocześnie delikatnie promieniująca na otoczenie. Średnio trwała (jednak czy w przypadku pachnideł na lato to taka ogromna wada?). Panie Duchaufour, wciąż zdarzają się Panu mocniejsze momenty! :)

Skład:
cytryna, bergamotka, pigwa (!), galbanum, czarny pieprz, liście czarnej porzeczki, konwalia, wiciokrzew, jaśmin, wetyweria, wanilia, ambra, drewno cedrowe, drewno sandałowe, drewno gwajakowe


Bond No. 9, Chinatown

Ileż tu kwiatów! Ile hedonistycznej, całkowicie niekalorycznej słodyczy!
W pierwszej chwili czuję w zasadzie tylko ciepluteńką, soczystą brzoskwinię w otoczeniu swoich własnych kwiatów. Dopiero po jakimś czasie dołącza słodki, esencjonalny biały dywan z gardenii, piwonii, białej róży oraz pojedynczych kielichów tuberozy, czyniąc akord otwarcia mniej dosłownym a przez to - bardziej artystycznym, "stereotypowo perfumowym". Sympatycznie haczącym o gourmand.
Szczególnie, że po krótkiej chwili pojawia się jasna i puchata wanilia w towarzystwie drewna jeszcze bardziej jasnego i słodkiego, aniżeli w przypadku piętro wyżej, wypolerowanego na wysoki połysk. W bazie zauważam przyjemny, kakaowo-paczulowy puderek oraz sandałowcową śmietankę, do której ktoś dorzucił szczyptę mielonego kardamonu a następnie postawił tuż obok bukietu cudownych kwiatów z rozwinięcia mieszaniny. Zapach kompletnie nie w moim guście, za to jaki przyjemny! :) Oraz dosyć mocny, zaskakująco jak na swoją kategorię zawiesisty.

Skład:
kwiat brzoskwini, bergamotka, tuberoza, gardenia, piwonia, kwiat pomarańczy, drewno gwajakowe, drewno sandałowe, drewno cedrowe, wanilia, paczuli, kardamon


Montale, Santal Wood

Kiedy do pikantno-oleistego sandałowca w stylu bardziej naturalistycznego Santal Majuscule Lutensa dorzucimy akordy morskie w rodzaju soli albo "dryfującego drewna", następnie wzbogacimy na wpół ususzonymi ziołami, które równie dobrze mogą być jagodami jałowca, jak szałwią, bylicą czy mieszanką tymianku z lawendą a na dokładkę osuszymy mchem dębowym otrzymamy... TAM-DA-DAM! Kolejnego pretendenta do tytułu "najbardziej zajebistego męskiego perfumu sezonu Summer 2013". ;>
I nic poza tym. Kiedy wącham Santal Wood nie mogę przestać myśleć o kilku tysiącach perfumowych premier rocznie, z których każdą w chwili ustawiania na sklepowych półkach jej producenci widzą w roli następcy Habit Rouge, Fahrenheita, Cool Water czy Acqua di Gio a faktycznie soczek nie jest niczym więcej, niż wakacyjną limitowanką Avonu; tylko droższą oraz bardziej napuszoną.
Sandałek od Montale ma energię, odpowiednią zaczepność, trwałość. Słowem: wszystko, żeby skraść serca osiedlowych osiłków... na miesiąc lub dwa. :] I na pewno nie jest szyprem.
Znacznie bardziej wolę tę markę w jej 'wschodnim' wcieleniu.

Skład:
akord wody morskiej, jałowiec, drewno sandałowe, mech dębowy


Torre of Tuscany, Berkana

Żeby nie było, że się czepiam. Oto przykład, jak nowoczesne męskie pachnidło szyprowe robić należy. Tu od początku do końca wszystkie nuty grają tak sprawnie i harmonijnie, jak znający się od lat muzycy orkiestry symfonicznej. :)
Początkowe uderzenie miękkiej, pastelowej (ale niesłodkiej!) zieleni, płynnie przechodzi w kumarynowe suszki a następnie w lekką mieszankę używanej skórzanej galanterii z mocno rozrzedzonym dziegciem. Czasem - jak dziś - zamiast upłynnionej smoły występuje ożywcza świeżość kory brzozowej skontrastowanej rosyjską skórą oraz rozjaśnionej dzięki jakiejś nieziemskiej bioluminescencji. Baza kompozycji jest bardziej sucha, żywiczno-drzewna, głęboka. Uderzałaby w nozdrza silnym podmuchem wetywerii z cedrem oraz gorzkim skórzano-styraksowym dymem, gdyby tylko pojawiła się wcześniej. Tak się jednak nie dzieje, zatem Berkana od początku do końca może cieszyć się mianem pachnidła przyjaznego osobom postronnym, wyczuwalnego dopiero przy bliskim kontakcie z nosicielem, jak również całkiem trwałego.
Można?
Można. ;)

Skład:
tomka wonna, dziegieć, styraks, drewno cedrowe, wetyweria


Sonoma Scent Studio, To Dream

Marzycielskie perfumy dla marzycielek? A dlaczego nie? ;)
Tyle pięknych kwiatów - głównie fiołek z irysem, tuż za nimi róża oraz heliotrop - otoczonych przez suche drzazgi cedru i sandałowca, rozłożone na najdelikatniejszym zamszu, osłodzone bobem tonka i wanilią, upikantnione naturalistyczną wetywerią, wyniesione kilka metrów nad ziemię dzięki sympatycznym nowoczesnym aldehydom oraz omyte delikatnym, jasnymi strużkami kadzidła, dają efekt równie trudny do opisania, co przyjemny. :)
Chociaż nie ulega wątpliwości, że To Dream to zapach stworzony przez- i dla kobiet XXI wieku, trudno uciec od skojarzeń z dawnymi czasami, z błogą, odrobinę senną marzycielską przeszłością. Może z co bardziej sielankowymi obrazami prerafaelitów...? Mnie natomiast od pierwszego kontaktu wydał się silniejszą wersją pierwszych perfum od Johna Galliano, choć tylko w wydaniu edp. Identyczny duch, przebieg, trwałość, bardzo podobne nuty. Jedynie moc To Dream okazuje się znacznie większa.
Cudowne odkrycie! :)

Skład:
heliotrop, róża, fiołek, drewno cedrowe, kłącze irysa, wetyweria, wanilia, bób tonka, zamsz, mech dębowy, sandałowiec, dębina, kadzidło frankońskie, aldehydy, kakao, ambra, piżmo
___
Dziś Oud Malaki marki Chopard.

9 komentarzy:

  1. Z opisanych pachnideł znam tylko Santal Wood. To jedno z moich większych rozczarowań zapachami Montale, perfumy jak zwykle potężne ale jakieś takie pozbawione wyrazu, ni to słone (na co liczyłam) ni kremowe, nawet drewno sandałowe, samo w sobie zwykle urodziwe jakieś takie jest w nim nieładne.

    A tak w ogóle-właśnie przejeżdżam obok Twojego miasta. Macham w wonnym pozdrowieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja tam Montale lubię. W większości. Zazwyczaj. ;) Jednak ich "zachodnie" pachnidła to często jakieś nieporozumienie, Santal Wood świetnym przykładem. Zresztą podobny problem ma np. Rasasi, więc może to ogólna bliskowschodnio-arabka przypadłość? Może im się wydaje, że wystarczy podrasować, wzmocnić, nagłośnić ponad miarę hiciory z Sefor i Daglasów, żeby ludzie Zachodu sikali po nogach z wrażenia i, w następstwie tego, szturmowali perfumerie z ichnimi produktami...? [Choć powyższa teza niemal na pewno jest dla tamtejszych twórców krzywdząca] W Amouage też mieli podobny problem (acz mniej wyrazisty), dopóki za sterami marki nie stanął Christopher Chong.

      Pewnie już zdążyłaś zapomnieć, że przejeżdżałaś przez moje okolice ale mimo wszystko energicznie macham ręką w twoją stronę. ;)

      Usuń
  2. Tego Ciela znam i bez emocji oraz Montala i też taki letni (w sensie emocji), za to nie znam Sonomy i tutaj jestem niemal pewna, żeby mnie powaliła. Jej zapachy wszystkie (!) wydawały mi się interesujące (choć oczywiście tylko niektóre w moim stylu). Wielka szkoda, że nie ma ich w Polsce. A ten Duchafour... widzę już zapomniano mu historię z Kazachstanem.
    Nie pomyliłam się, o niego chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszym przypadku u mnie też emocji za wiele nie było, niemniej byłam przychylna, za to w drugim podczas testów towarzyszył mi ich nadmiar. ;)
      No niestety, próbka tych perfum już przeszła w inne ręce, jednak mogłabym Ci zaklepać innego Sonomowego kwiatowca, jeśli zechcesz. (Cameo może być?} To prawda, że szkoda. Ogromna.

      Tak, to ten sam Duchaufour. ;) Jeśli chodzi o mój stosunek do niego, to początkowo faktycznie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć i czy jego dzieła bojkotować [a to przecież mój bodaj ulubiony perfumiarz! A raczej był, dopóki nie zaczął bawić się w tworzenie koktajli mleczno-roślinnych ;> I prawie na pewno będzie znów, o ile mu przejdzie ;) ]. Potem jednak skojarzyłam pewien fakt ze świata mody. przeczytaj proszę moją rozwlekłą odpowiedź Escritorze pod tą recenzją:
      http://pracownia-alchemiczna.blogspot.com/2013/02/dwaj-ksiazeta-basn.html
      Tego typu myślenie może się wydawać nadto relatywistyczne, jednak uważam, że i tak jesteśmy zbyt umoczeni, że traktując perfumy jak sztukę (każde, te od Diora czy Versace również) lub zwykłą zmysłową przyjemność wspieramy łajdactwo tak czy tak. Wbrew własnej woli a raczej poza nią. Nas nikt o zdanie nie pyta. A biznes jak działa, tak działa i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się zmienić. Bo nawet nisza się degraduje.
      Ech, przygnębiające to wszystko.

      Usuń
    2. Jasne, każda Sonoma może być, a kwiatowa szczególnie (bardzo lubię).
      Natomiast oczywiście przyjmuję do wiadomości, że czas zaciera granice - różna, pomiędzy tym, co uchodzi, a nie - też. Ale dla mnie ten facet zawsze będzie miał brudne ręce.

      Usuń
    3. No to w takim razie ustalone. :) Zastanowię się jeszcze, co dorzucić Ci do przesyłki, żeby mała Sonomowa próbka nie podróżowała sama i zgłoszę się po adres. :)
      Czas zaciera granice, to prawda. Jednak chyba nie do końca złapałaś, o co mi chodziło. Nie o samego Duchaufoura, lecz o cały biznes. O to, jak jest skonstruowany i w jak wielkim stopniu przeciąga na "ciemną stronę mocy" nas samych - a robi o tak sprytnie, że najczęściej nawet nie zdajemy sobie sprawy z własnego uwikłania w świństwa i/lub krętactwo oraz ogólną dwulicowość koncernów kosmetycznych czy ludzi z tej branży.
      Duchaufour wsparł swoim nazwiskiem reżim oraz obłudę jednej najważniejszych jego beneficjentek i zrobił to tylko dla pieniędzy. Odpowiednio wcześniej Coco Chanel bez skrupułów zabawiła się w szmalcowniczkę, byle tylko przejąć pełnię władzy w stworzonej przez siebie firmie - tu motywy są tak oczywiste, że nawet ich nie wypunktuję. Jestem więcej, niż pewna, że gdyby pogrzebać w biografiach legend świata mody oraz perfumiarstwa, podobnych przykładów znaleźlibyśmy wiele, wiele więcej. O przytłaczającej większości tego typu spraw po prostu nie mamy pojęcia i prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy.
      Dlatego uważam, że chcąc być uczciwą wobec siebie, musiałabyś (Ty czy ja czy ktokolwiek inny) zrezygnować z niemal wszystkich produktów perfumowych, bo nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem dana osoba nie pogrywa sobie w urzędem podatkowym własneo kraju, nie nawołuje do nienawiści rasowej, nie uważa, że "jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije" tudzież nie ukrywa na twardym dysku pornografii dziecięcej. To wszystko jest równie prawdopodobne, jak całkowita obojętność Duchaufoura na brutalne i sukcesywne likwidowanie uzbeckiej opozycji.
      W tym rzecz.
      Wszyscy jesteśmy uwalani tym g*wnem.

      Usuń
  3. Chinatown mam i lubię, zapachami Montale raczej się nie zachwycam bo takie jakieś topornawe, a może zbyt dosłowne, nie wiem. Reszta przede mną, bardzo ciekawa Sonomy jestem:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dream są bardzo ciekawe. Dla mnie to kalejdoskop doznań. :)
      Co do Montale - mam podobnie. Nawet jeśli mi się podobają, jakoś dziwnie się z tym czuję. :)

      Usuń
    2. Marzeno - może i toporne ale za to jakie fajne! (Przynajmniej te bardziej orientalne, jakkolwiek rzecz rozumieć) :D
      Jak napisałam Justynie powyżej, próbki To Dream już nie mam, a szkoda.

      Sabbath - kalejdoskop? I owszem, on i mikroskop w jednym. :) Bo Laurie naprawdę udanie powiększyła oraz wzmocniła perfumy od Galliano, nadając im jednocześnie własny, niepowtarzalny styl. Zdolna kobitka, nie ma co! :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )