wtorek, 6 sierpnia 2013

Labdanum nad Madrytem

Co? Kto? Gdzie? Kiedy? Jak? Dlaczego?

Taka mniej więcej była moje reakcja podczas pierwszego testu perfum, których nigdy nie podejrzewałabym o aż taki charakter. :)
El Cielo sobre la Plaza de Oriente, Niebo nad Placem Wschodnim to część  perfumowego cyklu marki Loewe, powstałego ku czci hiszpańskiej stolicy. W tej konkretnej odsłonie mający opowiadać nam o jednym z ważniejszych placów Madrytu, adresie tamtejszej rodziny królewskiej. Kiedy spoglądałam na nuty pachnidła, mówiąc szczerze, nie spodziewałam się rewelacji. Owszem, tangerynka, neroli, jaśmin, ylang-ylang i ambra to sympatyczne składniki perfum, olibanum natomiast niemal obowiązkowo budzi moje zainteresowanie, jednak bałam się, że całokształt najpewniej będzie można podsumować ironicznym polsko-hiszpańskim anagramem imienia jednego z królewskich zięciów [tego oskarżonego o wielomilionowe oszustwa pod pozorem prowadzenia działalności charytatywnej] - Nijaki. ;]
Dziś z ręką na sercu mogę powiedzieć Wam, że się pomyliłam.

El Cielo sobre la Plaza de Oriente nie jest nudne, zachowawcze ani tandetne. Co więcej, zaskoczyło mnie tak, że gdybym podczas testów miała obowiązek głośnego wyrażania myśli, pewnie powiedziałabym coś w stylu zbitki u samej góry recenzji. ;) Szok, zaskoczenie, oszołomienie - tak wyglądał początek mojej znajomości z omawianą mieszanką. A później było równie przyjemnie.
Choć ani razu nie byłam w stanie rozwikłać olfaktorycznego rebusu, którym okazał się ów aromat; kilka razy zbliżałam się do połowicznego sukcesu, jednak gdzie po drodze powiał wiatr, moje myśli uleciały gdzie indziej i zagadka wciąż pozostawała nierozwiązana. Ech, mityczna Sfinks nieuchronnie zrzuciłaby mnie w przepaść. ;) Lecz przynajmniej upadając mogłabym cieszyć się urokliwą mieszanką roślinnej słodyczy, obsypanych solą morską białych kwiatów oraz labdanum. gdyż to właśnie stanowi o sednie całej zagadki.
Skąd ta sól? Dlaczego na kwiatach? I jeszcze na dodatek labdanum...?

Długo zastanawiałam się, jakie inne perfumy przypomina mi Niebo nad...; bo że jakieś, tego byłam pewna. Niestety, również nie potrafiłam odgadnąć. Za to na pewno wiem, że otwarcie kompozycji tryska słodkim, cytrusowym sokiem o lekko eugelonowej poświacie, od samego początku stowarzyszonym z zawiesistym, cielesnym labdanum. Nie ma go zbyt wiele, za to jest wysoko skoncentrowane. Czy powstało jako swoisty mariaż nut bazowych z kandyzowanym imbirem lub ciężkim kwiatem pomarańczy? Chciałabym wiedzieć. :) Grunt, że nie opuszcza mnie nawet na chwilę, po uwerturze przechodząc w dostojne, posuwiste largo roztopionego w zielonej słodyczy ylang-ylang oraz pełnego, apetycznego jaśminu w stylu Jasmin Noir marki Bulgari, pokrytego drobnymi kryształkami soli morskiej. Nie jest je zbyt wiele; ot, byle zaakcentować niekonwencjonalną urodę pachnidła oraz dodać rozwinięciu żywszego twista. Czasem tu ówdzie pojawia się żartobliwe allegro z ożywczego oraz krystalicznego neroli, jednak całość zdominowana jest przez dostojne, szlachetne labdanum. Najmniej wyraźne w bazie, gdzie główną rolę gra niesłodki, ciemny kakaowy puder z odrobiną suchego paczuli, szczypta startych na drobniuteńkie wiórki tonkowych nasion, kilka drzazg bliżej nieokreślonych egzotycznych drzew [odmierzanych aptekarską miarą, więc lasów się nie spodziewajcie!], zatopionych w ambroksanie. A do tego wszystkiego przewijający się tu niczym refren czystek, dodający finałowi kompozycji balsamicznego życia i rozpraszający słoneczne światło za pomocą swojego złocistego, półprzejrzystego, ciepłego ciała [labdanum, które wygląda jak większy okruch bursztynu, hmmm... To może być jakaś podpowiedź. ;) ].
El Cielo sobre la Plaza de Oriente to pachnidło przeurocze; umiarkowanie silne, piękne bez ostentacji oraz odważne bez brawury. Z kwiatów oraz nut umownie orientalnych tworzące doskonale wyważony zapach dla kobiet i mężczyzn. Naprawdę ciekawe oraz warte, by zdać sobie trochę trudu i zdobyć próbkę.

Swoją otrzymałam od Poli, zatem sama specjalnie się nie wysiliłam. ;) Choć oczywiście jestem przeogromnie wdzięczna!

Rok produkcji i nos: 2012, Emilio Valeros

Przeznaczenie: jak wspomniałam wyżej, zapach uniseksualny z samego środka skali. O mocy i śladzie początkowo znacznych, w miarę upływu czasu coraz bardziej dyskretne aż wreszcie bliskoskórne.
Na wszelkie okazje, choć idealne podczas tych Bardzo Ważnych albo "zwyczajnie" oficjalnych. :)

Trwałość: w granicach pięciu-ośmiu godzin (to drugie, kiedy zechcecie zastosować śmielszą aplikację)

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: imbir, tangerynka, neroli
Nuta serca: ylang-ylang, kwiat pomarańczy, jaśmin
Nuta bazy: olibanum, kakao, ambra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.flickr.com/photos/ce_89/8868920497/

3 komentarze:

  1. Ooo! To lubię - niczego się nie spodziewając dostać taki prezent (nawet jesli tylko w sferze niematerialnej - wrażeń). Miałam parę tego rodzaju zaskoczeń - Truth of Dare Madonny, Bentley Intense, Mercedes PH...i Passing z Biedronki {torba}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :) To chyba najprzyjemniejsze ze wszystkich perfumowych zaskoczeń.
      Tę Biedronkę będę musiała obczaić i przetestować. :)

      Usuń
  2. Cześć !

    Tego zapachu nie znam, ale Twoja recenzja tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że rzeczywiście warto pokusić się o poszukiwanie próbki dla siebie. Generalnie zaś Loewe wyrasta na jedną (obok Lalique, Guerlain i Hermesa) z najlepszych marek mainstreamowych, o czym przekonują - o dziwo - także premiery stricte sieciowe. Recenzja takowej pod poniższym adresem, na 42 stronie magazynu;

    http://issuu.com/dayandnight/docs/sierpien2013

    Serdeczne pozdrowienia -
    Cookie

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )