piątek, 2 sierpnia 2013

Rozterki religijnego mleczarza (oraz niereligijnej blogerki)

Długo zastanawiałam się, co napisać o tym zapachu. Wciąż tego nie wiem.
Mimo upływu miesięcy nie potrafię wyrobić sobie na jego temat konkretnej opinii, nie bez powodu zresztą.

Kiedy myślę o Heliotrope Oliviera Durbano czuję się trochę jak Tewje, główny bohater Skrzypka na dachu kiedy jego córki, postępując wbrew aszkenazyjskiej tradycji, same dokonywały matrymonialnych wyborów:


Zrozumiałam że, starając się dojść do ładu z Heliotropem od Durbano, w pewien sposób podzielam rozterki tego kochającego swoje dzieci ogromnego tradycjonalisty.

Zatem wiedzcie, iż najnowsza propozycja O.D. naprawdę mnie rozczarowała; ale z drugiej strony: przecież wcale nie jest źle skomponowana; ale z drugiej strony: lecz cóż z tego, skoro duchem oraz obróbką olfaktorycznego materiału przypomina mi dokonania marki Slumberhouse? ale z drugiej strony: to przecież Durbano, nie Slumberhouse! Inna marka, inne podejście do pachnideł; ale z drugiej strony: czy naprawdę muszę roztkliwiać się nad wszystkim, co właściwie prawie wcale mnie nie rusza? ale z drugiej strony: z tą  żywiczno-świeżo-przyprawowo-drzewną kompozycją całkiem przyjemnie się współpracowało; ale z drugiej strony: dlaczego nie mogę mieć jednego i drugiego? Zarówno zachwytów, jak i sympatycznej harmonii z pachnidłem? Przecież takie przypadki nie należą do rzadkości! ale z drugiej strony...
 NIE. Nie ma żadnej drugiej strony!

Tewje średniej ze swoich córek nie wybaczył ślubu z gojem, ja Olivierowi Durbano nie jestem w stanie wybaczyć Heliotropu.
A właściwie nie tyle 'nie wybaczam', co 'nie mogę przeboleć'.

Heliotrope od Oliviera Durbano to naprawdę bardzo ładne, nadzwyczaj przyjemne perfumy o zadowalającej mocy oraz trwałości. W rzeczy samej dobra robota i jeśli miałabym być szczera muszę przyznać, że w tak naprawdę je lubię. :) Jednak podobnym uczuciem darzę większość znanych mi perfum marki Slumberhouse, których najnowszy zapach Durbano wydaje się jednocześnie kompilacją oraz złagodzeniem.
To nie jest podobieństwo dosłowne lecz na tyle wyraźne, by zepsuć mi całą przyjemność z testów Heliotropu. Możecie zrozumieć, jak bardzo czuję się owym faktem przybita?

Wszak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na triumfalny powrót marki w dawne tory. Po imo makabrycznym Citrine sugerowały powrót do arcyprzyjemnych klimatów drzewno-kadzidlanych z niewielkim lecz zawsze mile widzianym dodatkiem egzotycznych przypraw. :) I na tym polu zaliczam jubilerowi, który chce uchodzić za perfumiarza olbrzymi sukces. Raz, że w ogóle wysłuchał głosu klientów, dwa: że umiał przychylić się do ich próśb, nie rezygnując jednocześnie z trochę innego ujęcia pachnideł sygnowanych własnym nazwiskiem. Bo nie da się ukryć, iż od czasów wspomnianego Cytrynu marka Olivier Durbano podąża śladami śladami starszego brandu Serge Lutens - albo ewolucji warsztatu Bertranda Duchaufoura. Wszystkie trzy nazwiska łączy niemal równoległe odchodzenie od ciężkości w stronę kompozycji bardziej przejrzystych i lekkich, mniej wielostopniowych a wszystko to dzieje się od ok. dwóch lat. I chyba nie muszę dodawać, że niżej podpisaną cieszy niespecjalnie. ;) Lecz to tylko dygresja. Marki i pracujący dla nich perfumiarze mają prawo do odświeżania swojego stylu, o czym zresztą już kiedyś pisałam.
Problem w tym, że dzieje się to zbyt często; zbyt intensywnie, by nie rzec, że nachalnie. Heliotrope doskonałym przykładem. Weźmie się trochę olibanum i gorzko-tłustego elemi, trochę mirry, trochę suchych drzazg egzotycznych drzew, trochę przypraw z chilli, szafranem oraz pieprzem na czele a to wszystko wrzuci w kadź mikstury stworzonej na podstawie "niszowego szablonu świeżości", gdzie główne role grają suchy cypriol, cyprysowe igły, selerowo-naciowy dzięgiel czy jasne drewno cedrowe. No jak babcię kocham, brakuje tylko rabarbaru i nasion marchwi! ;> Żeby nie zarzucono nam pójścia na łatwiznę, obłożymy to wszystko najpierw ciepłą, iskrzącą się słodyczą kwiatów heliotropu [choć nazwa pachnidła nawiązuje rzecz jasna do kamienia półszlachetnego, jak zawsze u Durbano] a później gładką łagodnością śmietankowego sandałowca oraz waniliowo-kaszmeranowego akordu ambrowego. I będzie dobrze! :>

I jest dobrze, jak już wcześniej wspomniałam. Tylko, że osobiście czuję się już zmęczona podobnymi kompozycjami. Tym mocniej, kiedy wykazują niemałe podobieństwo do wcześniejszych dokonań innego domu perfumeryjnego [lecz, jak podkreślam, bardziej ogólne aniżeli szczegółowe].
Może w tym aspekcie jestem perfumowo-niszową tradycjonalistką ale uważam, że pachnidła tego segmentu nie powinny starać się być jednocześnie świeże oraz drzewno-orientalne. Nie da rady jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastka.
Czy oni wreszcie to pojmą??

Rok produkcji i nos: 2012, ?? (Olivier Durbano...?)

Przeznaczenie: zapach typu uniseks dokładnie ze środka skali.
Otacza ludzie ciało najpierw skoncentrowaną, szeroką aurą, po ok. dwóch godzinach dosłownie przykleja się do skóry.
Na wszystkie okazje.

Trwałość: od czterech do ponad ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (oraz przyprawowa)

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, imbir, chilli, dzięgiel, olibanum, elemi
Nuta serca: heliotrop, magnolia, cypriol, szafran
Nuta bazy: drewno sandałowe, drewno cedrowe, benzoes, mirra, ambra, piżmo
___
W tej chwili noszę to o czym powyżej i już czuję się trochę znużona. Tęsknię za po-nocną kroplą Rashy od Rasasi.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.tumblr.com/tagged/heliotrope

10 komentarzy:

  1. O rety. Heliotrop przypomina Ci strukturą kompozycje Slumberhouse?
    Najnowszy Drubano oczarował mnie od pierwszego wdechu zaś wszystkie znane mi zapachy tej drugiej marki nie dość że na mnie cuchną to jeszcze same w sobie mi się nie podobają, nawet testowane "z papierka".
    Gdybym napisała, że pierwsze spotkanie z Heliotropem było artystycznym katharsis niemożebnie bym przesadziła. Nie było.
    Ale odkryłam pachnidło tyle dziwaczne, medyczno-ziołowo-kadzidlane, bym z całą pewnością powiedzieć mogła, że nigdy wcześniej nie wąchałam niczego podobnego. Ale nie dziwacznością Heliotrop mnie oczarował a pięknem. Bezkompromisowym i prawdziwym.
    Może tej iskry magii brakło w Twoim romansie z tym zapachem.

    To mój ulubiony Durbano. Kupiony flakon opróżnia się niepokojącym tempie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka własnie była moja pierwsza myśl, kiedy po raz pierwszy powąchałam H. na skórze. Że Durbano bawi się w Slumberhouse. Później wrażenie trochę przycichło, jednak nie na tyle, żeby pozwolić o sobie zapomnieć. Dwa dni przed napisanie recenzji po raz kolejny ubrałam Heliotrope, tym razem do snu - i bach! Znów "bryk ze Slumberhouse"! Wieczorem i w nocy nasz węch zazwyczaj robi się bardziej wrażliwy, więc może w tym rzecz..?
      Choć oczywiście istnieje druga opcja; Tewje w sprawie swojego dziecka mylił się na pewno, ja przecież także mogłam przyjąć złe założenia. :) Choć że iskry zabrakło, na pewno mogę się zgodzić.

      A flakonu gratuluję tak czy inaczej. :)

      Usuń
  2. łeeee spodziewałem się, rzezi, prawdziwej łaźni spływającej krwistą posoką, a tu okazuje się, że nie pasuje Ci głównie odejście Durbano od jego utartego wzorca, kanonu i rozpieszczania gawiedzi kadzidlanymi buszkami... a mi przeciwnie właśnie za to Heliotrop tak bardzo przypadł do gustu, że nie kadzidło, a mirra - nie kwiatki a szafran, po prostu inaczej a wciąż swojsko i swoiście, jak Pan Bóg, tfu Durbano przykazał... ;)
    i na koniec nieśmiało dopytam, ekhm zmęczona podobnymi, to znaczy którymi kompozycjami? to nie oud i róża, wówczas bym zrozumiał znużenie i przesyt nad eksploatacją tytułowego wątku - ale szafran i mirra IMO do najpowszechniejszych nut mijających sezonów bynajmniej nie należą (no chyba że coś przespałem, bo wciąż mam wrażenie że lata 90-te były 10 lat temu)... ;)
    ściskam mały, gruby gnom :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co napisałam? Autocyt.: "No to Cię moja recenzja zdziwi". Zdziwiła?
      Zdziwiła. ;) No to gdzie problem? [Strasznieś podatny na manipulację, no naprawdę! ;P ]
      Po pierwsze: w BT i RC nie ma żadnych kwiatków, wypraszam sobie! ;) Po drugie: a kto powiedział, że kanon jest zły i że zawsze należy z niego rezygnować? Przecież to, że codziennie rano wskakujesz w portki a nie w śliczną kwiecistą kiecunię, to także jest jakoś kanon. Może i z nim zerwiesz, co? :P [Tylko mi nie pisz, że jesteś za gruby na sukienki, bo oberwiesz torebką! ;) ]
      Po trzecie zaś: wróć proszę do mojej recenzji i sprawdź, gdzie pisałam o duecie szafranu oraz mirry dominującym jakoby nad całością? Wspominałam tylko, że je czuję; i tak jest, NA RÓWNI z resztą składników. Nie przypisuj mi, proszę, Twoich własnych odczuć.
      A po czwarte i ostatnie: które to są "te wszystkie" też powinno (nie wynika..?) wynikać z tekstu - niszowe świeżaki, Proszę Pana. Niby takie niszowe (a nawet niszhowe ;) (jak mhrok)), wyrafinowane, trudne, artystyczne, sratatata a co jedna to mniej noszalna i bardziej wykręcająca mój nos. Nie mówię tu o zapachach kolońskich, bo te (zazwyczaj) nie udają, że wcale nie są odświeżającymi przyjemniaczkami (choć imo bez własnego charakteru) ale o tych wszystkich pachnidełkach z rabarbarem, nasionami marchewki, cypriolem czy dzięglem w składzie. Bluszcz i figę też można by do tego dorzucić. Nie mówię, że wymienione skadniki są złe a stosowanie ich w perfumach to wstyd i hańba - a w życiu! Czasami nic tak nie ożywi kompozycja jak nieoczekiwany, mało banalny świeży powiew. No właśnie, powiew, nie huragan Katrina. ;) Szczególnie tez złożony w sporem części z ww. składników. Dla mnie to brzmi jak naciąganie klientów czy wręcz ordynarne podlizywanie się im, nie lepsze od nadmiaru (Ciebie męczących) perfum z oudem. Mnie w dokładnie taki sam sposób cholera bierze, gdy muszę po raz kolejny podtruwać się rabarbarowym kwasem, przedzierać przez zarośla z cypriolu, gnijącej marchwi i selera czy brodzić w figowej brei. Raz na jakiś czas nikomu nie zaszkodzi ale co za dużo to niezdrowo.

      Usuń
    2. he he wiedźmo - pewnie, że nie napiszę że jestem za gruby na sukienki, głównie w obawie o druzgocący cios torebką (mogącą potencjalnie zawierać w sobie kowadło) napisze lakonicznie iż jestem nieco za niski do mojej wagi i dla tego nie powinienem nosić sukienek... :P

      a czytałaś moją odpowiedź? "dlaczego zaczynam się bać?" spodziewałem się, że ostrzej potraktujesz to dzieło, a co do kwiatków, to czyż nie występują pospołu z kadzidłem w innych aranżacjach Durbano? nie napisałem słowa o BT i RC ale już w PQ, choć i w innych da się kwiatka zwietrzyć... ale jak wspomniałaś to kwestia indywidualnych odczuć, więc nie widzę powodu by temat naszych rozbieżności w postrzeganiu tych perfum drążyć... Heliotrop to miły, i łatwy w noszeniu (jak na standardy niszy) zapach, ale nie posuwałbym się do posądzania Durbano o naciąganie klientów i działanie pod publikę przez serwowanie ogranych standardów, których w Heliotropie po prostu nie odnajduję...

      Usuń
    3. Przynajmniej jesteś na tyle rozsądny, żeby się bać. ;) W koncu naprawdę nigdy nie wiadomo, co kryje damska torebka. [Kiedyś na jednym spotkaniu perfumowym wyciągnęłam sprej antykomarowy oraz opakowanie pomidorków koktajlowych. ;) Uszkodzić tym kogokolwiek raczej się nie uda, niemniej przykład uważam za dobry. ;) ]

      Twoją odpowiedź musiałam wtedy źle zinterpretować, jako kurtuazyjne "dlaczego? [bo już] zaczynam się bać!". No, w Kwarcu była róża, i rzecz nawet przypadła mi do gustu. Jednak był to chyba ostatni zapach od Durbano (przynajmniej do tej pory), o którym mogę tak powiedzieć. Dlatego choć może moja sugestia okazał się zbyt ostra, to jej zasadniczego sensu się nie wypieram: w moim odbiorze marka staje się coraz mniej atrakcyjna.
      Chyba po raz kolejny każde z nas zostanie przy swoim zdaniu. I dobrze. :)

      Usuń
    4. a owszem, choć mi swoistość i powtarzalność głównego wątku Durbano absolutnie nie przeszkadza... ma swój własny charakter/sznyt/znak wodny/olfaktoryczny podpis którego się trzyma, na tyle wymowny/zgrabny/przyjemny i niepowtarzalny, że jak dla mnie może ciągnąć ten wątek w nieskończoność, bo każda kompozycja jest i tak bardzo odmienna od reszty, pomimo pozornego podobieństwa "bazy", której tak kurczowo się trzyma... ;)

      p.s. moja koleżanka nosi narzędzia ręczne, śrubokręty, obcęgi, kłódkę, odrdzewiacz w sprayu, środek na mrówki i książkę serwisową do VW Passata, którego sprzedała 2 lata temu... przebij to :)

      Usuń
    5. Pfff... Też nigdzie nie ruszam się bez zestawu śrubokrętów, noża, plastrów różnych rozmiarów, kilku rodzajów tabletek, igły z nitką czarną i białą, zapalniczki (choć nie palę) oraz co najmniej dwóch ksiażek (póki co jestem odporna na tabletomanię). Plus kilka innych mniej lub bardziej typowych rzeczy, które potrzebne bywają okazjonalnie lub sezonowo, jak np odmrażacz do zamków.
      Jednak z tego, co wiem, to standard wśród moich znajomych więc sądziłam, że niewart nawet wzmianki. Bo wiesz, kobiety o IQ powyżej 90 zazwyczaj bywają przygotowane na różne zdarzenia losowe, co znajduje odzwierciedlenie w zawartości ich torebek, plecaków etc. ;)
      Jedyne, co z twojej listy zrobiło na mnie wrażenie, to ta książka serwisowa od sprzedanego auta.. ;)

      Usuń
  3. Ha, ja podzielam Twoje odczucia względem Heliotropa! Niby ładny, ale jakoś mnie nie bierze, ujmując rzecz prostacko nieco ;P
    Jedno tylko mi się nie zgadza - podobieństwo do dzieł Slumberhouse. Tutaj jakoś nie jestem w stanie dostrzec pokrewieństwa; Heliotrop wydaje mi się taki przejrzysty, a tam co jeden to bardziej gęsty i zawiesisty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i prostacko ale jak trafnie. :)
      Owszem, eSy są gęste i zawiesiste a Heliotrop suchy i przejrzysty; jednak napisłam, że zapach ten jest jednocześnie "kompilacją i złagodzeniem". Trochę jak dom, niegdyś nawiedzany przez duchy Slumberhouse, od kilku lat jednak niewdziane. Jak widać, nie bardzo wiem, jak to wytłumaczyć. ;)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )