czwartek, 15 listopada 2012

Będę się streszczać

...a przynajmniej spróbuję. ;) Będzie ciężko.

Kilka impresji odnośnie przypadkowo wybranych pachnideł. Na "chybił" czy może raczej "trafił"? ;)


Ex Vinis, Fragranza No. 6 Piper Officinarum

Ex Vinis [czy też Ex Floribus Vinis, perfumowe portale internetowe sobie, a sklepy oraz strona producenta sobie. Postanowiłam zatem być wierną nomenklaturze marki] to kolejny producent, który postawił sobie za cel połączenie w harmonijną całość światów perfum oraz wina. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce - ani marki na podstawie jednego znanego sobie pachnidła - jednak w moim przypadku próbka Piper Officinarum skutecznie wyleczyła z chęci szybkiego poznania reszty. :)

Ponieważ Pieprz, choć całkiem przyjemny, wiercący się w nosie, postarzany paczuli, obłożony delikatnym bukietem sztucznych kwiatów (przy czym one wciąż pachną ;) ), ziołowo-pudrowy, nieco skórzany, od późnego serca dosłodzony pastelową lukrecją [dając złudzenie mniej ulepnego Au Masculin Lolity Lempicki] a z czasem włożony w pastę z sandałowca à la Santal Majuscule Lutensa, jakoś nie robi na mnie wrażenia. Deklarowane w składzie grzyby rzeczywiście są, przypominając grzybową wersję nieodżałowanej l'Eau Trois Diptyque.
Wierzę, że pachnidło mogłoby się podobać. Jego spokojna, statyczna aura czyni Piper Officinarum paprociowym, nowoczesnym uniseksowo-męskim "pewniakiem biurowym", zatem nie można go nazwać złym. Cóż więc mnie nie przekonuje? No właśnie nie bardzo wiem... Może niski stopień oryginalności kompozycji, która przypomina mi też kilka z selektywnych męskich pachnideł?
W każdym razie z prób interpretacji unii perfum z winogrodnictwem znacznie bardziej przekonuje mnie ogół propozycji marki Ginestet.

Skład:
bergamotka, limonka, cytryna, dzikie owoce jagodowe, pimento, konwalia, fiołek, róża, lukrecja, wetyweria, drewno sandałowe, białe piżmo, grzyby, paczuli


Kilian, Prelude to Love. Invitation

Chyba nadeszła też pora, by zająć się jednym z naszych ulubionych olfaktorycznych hochsztaplerów. ;) Czyli Panem, który swoim imieniem promuje wody zacne, czasem lepsze, kiedy indziej gorsze ale zawsze trzymające pewien poziom a przy tym - o losie! - warte znacznie mniej, niż chciałby tego patron.

Do rzeczy jednak, w końcu miało być krótko (tiaaa... ;) ). Prelude to Love może sobie być Zaproszeniem, jednak z całą pewnością nie do miłości. Jeno do zrywania z uroczej ogrodowej altany zwojów wonnego bluszczu, od lat porastającego konstrukcję. ;) Do usuwania pięknej rośliny w porze kwitnienia, kiedy wydziela z siebie zapach zielony, świeży i upojny. Bergamotka z różowym pieprzem oraz różnymi wcieleniami kwiatu pomarańczy (jak również odrobiną jaśminu), z akcentem szklistego irysa oraz cypriolu jako żywo przypomina mi Eau de Lierre od Diptyque, Fleur de Liane L'Artisan Parfumeur, Boston Ivy marki D. S. & Durga, trochę też kilka dzieł Parfumerie Generale, z Cologne Grand Siècle oraz Louanges Profanes na czele. Dużo pomarańczy przerodziło się w stertę wyrwanego zielska.
Pachnidło ładne, proste, bezpretensjonalne, jednak mało oryginalne. A za taką cenę wolałabym otrzymać raczej coś intrygującego.

Skład:
pomarańcza, bergamotka, cytryna amalfi, gorzka pomarańcza, kwiat pomarańczy, neroli, lawenda, frezja, róża, kardamon, różowy pieprz, rosyjska skóra, irys, cypriol, piżmo


Olfactive Studio, Chambre Noire

Temu zapachowi chciałam poświęcić kiedyś osobną recenzję, jednak coraz większa ilość podobnych mu dzieł skutecznie mnie od tego odwiodła. ;)
A że o Ciemnej Komnacie (bardziej znanej jako camera obscura ;) ) napisać trzeba, przeto postanowiłam wprzęgnąć ją do impresji.

Miły, dymno-skórzany aromat; rzeczywiście ciemny, nasycony niesłodką śliwkową głębią, alkoholowo wytrawny, nieco kadzidlany i wędzarniczy, szybko zaprzyjaźnia się z ludzka skórą, otaczając sylwetkę nosiciela lub nosicielki przyjemną, skromną acz wyrazistą aurą. Jest naprawdę dobry.
Jednak ostatnio tyle razy pisałam o jego krewniakach, że dziś naprawdę nie mam siły znów ich wymieniać. Może innym razem. ;) Kiedy uznam, że mam gdzieś wszelkie rodzinne powiązania i kupię sobie flakon. :]

Skład
różowy pieprz, kadzidło, fiołek, jaśmin, papirus, śliwka, skóra, paczuli, drewno sandałowe, wanilia, piżmo


Rasasi, Rania

Królowa Jordanii we flakonie? ;) Nie mam niestety bladego pojęcia, jakie perfumy stosuje, więc czy byłaby zadowolona z kompozycji od Rasasi?
Rania [co z arabskiego oznacza "zadowoloną", zaś w sanskrycie (czyli mamy skojarzenie jeszcze wcześniejsze) wręcz "królową". Matrix czy rodzice przewidujący przyszłość? ;) ] to zapach ciepły oraz elegancki. Jednocześnie delikatny oraz mocny, kwiatowo niewinny lecz burzący zmysły za pomocą ciepłych żywic o barwie bursztynu, podkreślonych odrobiną labdanum i szarej ambry [wiem, że syntetycznej ale to przecież drobiazg]. Zaś same kwiaty ułożono w Ranii tak, jak w większości pachnideł marki, jak w arcypięknej Rashy na przykład. Tworzą bowiem harmonijny bukiet, o kształcie, barwie czy zapachu zlewających się w całość, doskonale dopasowanych, pełnych. Z czasem aromat zastyga, zbryla się w krystaliczną, kruchą cząstkę, delikatnie słoną; z kwiatami powoli zamierającymi na drzewno-cielesnej, ażurowej podstawie.
Śliczne perfumy.

Skład:
ylang-ylang, jaśmin, róża, inne nuty kwiatowe, akordy owocowe, animalne oraz drzewne, żywice, mech dębowy, ambra


Rasasi, Tasmeem for Men

Kolejne pachnidło od Rasasi z początku nie budzi szczególnie żywych uczuć. Wydaje się zdystansowanym, nieco chłodnym męskim pudrem o leśno-ziołowych konotacjach, w rodzaju otwierającego dzisiejszą notkę Piper Officinarum. Dopiero po jakimś czasie przeistacza się nie do poznania. Znikają gdzieś wyuczony spokój oraz profesjonalizm, zastąpione przez emocje. Które lubię, rozumiem oraz podzielam; emocje są super. ;)
W przypadku męskiego Tasmeem przybierają postać nut potężnych, sypkich oraz mącących zmysły; sunących po świecie w chmurze gęstej od drobinek startego na proszek kardamonu, kminku oraz białego pieprzu, z niewielkim dodatkiem cynamonu i kminu rzymskiego. Kiedy pudrowo-chłodna irysowa gorzkawość ustępuje miejsca przyprawom, będącym z kolei forpocztą nut drzewnych, lekko słodkich i wchodzących w alians z paczuli (co daje nam męskie wcielenie niesławnej oranżadki; szczęśliwie bliższe magnetyzmowi voodoo Black XS niż taniemu efekciarstwu 1 Million), pojawia się też nieco aromatów cielesnych, ambrowo gładkich czy piżmowo ostrych, wpadających w gorycz; o ile przyjemniejszą od poprzedniej, gdyż zawieszoną wokół nut orientalnych, udanie łączącą świat pachnideł Wschodu ze sprzedażowymi hitami Zachodu. ;] W odróżnieniu od niektórych.
Tasmeem for Men działa na mnie. I bardzo się z tego cieszę. :)

Skład:
kardamon, bylica, kminek, róża, irys, paczuli, bób tonka, piżmo, wanilia, ambra, drewno sandałowe


Hmm... I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją "zwięzłość". ;)
___
Dziś noszę Prelude to Love Kiliana.

4 komentarze:

  1. Ostatnio testowałem Chambre Noire.Cudowny zapach!Najlepszy z całej czwórki OS:)
    Marka Rasasi jakoś mnie nie przekonuje.Za to przeraża mnie ogrom jej perfumowej kolekcji:)
    Wieźdzmo wysłałem ci maila.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ja paczę? ;-) "Wszyscy" (no, może oprócz Jarka) podniecają się zapachami Rasasi... Zdaje się, że tylko ja nie znam perfum tej marki. Cóż... pozostaje mi to nadrobić i wyrobić sobie własne zdanie na jej temat :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Olfaktoria próbki Rasasi można nabyć poprzez perfumerię Yasmeen.Ciekawi mnie twoje zdanie na temat tych orientalnych zapachów:)
    Może wtedy się skuszę? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jarku - prawda, zapach jest ładny. :) Tylko, jak napisałam, oryginalnością nie poraża. Ale co z tego, skoro go lubimy? ;)
    Oferta marki Rasasi rzeczywiście jest w stanie nieco ("nieco" ;] ) przerazić.
    Na mejla zaraz odpowiem (kolejnego już :) ).

    Olfaktorio - a bo jest się czym podniecać. ;P TAKIE zapachy za TAKIE pieniądze warto przynajmniej przetestować. Dlatego też jestem ciekawa Twojej opinii o nich (choć nie podejrzewam, by cię jakoś szczególnie zauroczyły. ;> Zbyt orientalne).

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )