niedziela, 5 stycznia 2020

Sztuka dla sztuki

Tym razem przygnały mnie tu polskie perfumy. I to nie byle jakie. Porządne, pozbawione kompleksów polskie perfumy.
Dwadzieścia lat temu - rzecz nie do pomyślenia. Dziesięć lat temu - sensacja do białości rozgrzewająca internetowe skupiska rodzimych miłośników perfum. Współcześnie... może nie norma ale na pewno nie powód do nadmiernej ekscytacji; ot, codzienność. Tylko i aż.

W ostatnich latach - także tych, które dla mnie oznaczały blogowy niebyt - powstało sporo świetnych, przemyślanych i docenianych rodzimych marek perfumowych: Tabacora Parfums, Piotr Czarnecki, Sense Dubai, Bohoboco, Inubi, JMP Artisan Perfumes, Chopin od Miraculum, Anja Rubik z Inglotem ale też przypadki, które przed wspomnianą dekadą szarpały nam nerwy na postronki: Missala z Quessence oraz Michał Szulc ze swoimi Perfumami z Wyprzedaży. ;)

I to właśnie dziełem podpisanym nazwiskiem ostatniego z twórców zamierzam się dziś zająć. :)

Matt Wiebe, Coyote Flowers - Dutch Still life

Osiem lat po premierze Sale Perfume 01 w sprzedaży pojawił się zapach Sale Perfume 02, opatrzony podtytułem Ribes Oud. Jednak niech nie zwiedzie Was nazwa, specjalnie prowokacyjnie "modna" - oudu w tej kompozycji nie uświadczymy. ;)
Zamiast niego pojawia się matowy akord drzewno-chemiczny, statyczny i bezpieczny; wszechobecny ale nie dominujący nad sednem mieszaniny. Jak blejtram dla płótna, na którym lata temu powstało dzieło któregoś ze starych mistrzów malarstwa niderlandzkiego.

Malarskie koneksje nie pojawiły się tutaj przez przypadek. Ribes Oud konstrukcją przypomina mi bardzo la Fuite des Heures, legendarne, potężne ale bardzo statyczne i dystyngowane perfumy marki Balenciaga z roku 1949. Kolejne nawiązanie do pastelowych, oświetlonych przygaszonym światłem bukietów, zobrazowanych na pochłaniającym wszelką jasność tle.
Tutaj też na pierwszym planie pysznią się wielkie ale dyskretne kwiatowe festony, głównie z geranium z ziołowym dodatkiem nagietków lub dalii. Zaraz za nimi kroczą wspomniane nuty drzewne, wśród których najwyraźniejszą wydaje się jedno z syntetycznych wcieleń drewna sandałowego. Które? Nie wiem. Zresztą, czy to dla nas naprawdę takie istotne...?

Przez moment pojawia się nawet coś, co ktoś kiedyś nazwał "akordem mokrej szmaty", czyli naturalistyczne, mocno przyziemne wcielenie woni paczulowo-quasioudowych. Lub jak kto woli: współczesny odpowiednik zwierzęcej czaszki lub zepsutego owocu z siedemnastowiecznych holenderskich martwych natur. Protestancka interpretacja motywu memento mori; przypomnienie, że nawet piękne kwiaty wkrótce też umrą i zgniją i nie ma dla nich ucieczki.
Równowaga sił.

Jednak to tylko mgnienie oka, po którym wraca bukiet; schnący, nie gnijący, coraz silniej przyprószony pudrem z chemicznego drewna oraz jasnych, papierowo-pierzastych piżm. Łagodny, nienarzucający się, godny damy przez duże D.


Rok produkcji i nos: 2019, ??

Przeznaczenie: kompozycja skierowana zarówno do kobiet, jak i do mężczyzn. Na mojej skórze rozwijająca się bez pośpiechu, w prawdziwie starym stylu, chociaż nieodmiennie blisko ciała.
Podobnie jak w przypadku poprzednich perfum Michała Szulca, Ribes Oud również dostępne jest w limitowanej ilości tysiąca flakonów, więc jeżeli zdecydujecie się na zakup, nie zwlekajcie z nim. ;)

Trwałość: w granicach dziesięciu-dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Skład:

bergamotka, cytryna, geranium, czarny pieprz, drewno gwajakowe, paczuli, jaśmin, czarna porzeczka, białe piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródło pierwszej ilustracji: https://www.flickr.com/photos/mattwieve/40065742852/

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że wróciła Pani z pisaniem.

    Ciekawi mnie nowa kompozycja tej marki. Pierwszą przez dłuższą chwilę próbowałam polubić. I udało się. Na chwilę.
    "Oud bez oudu", ale z 'mokrą szmatą' brzmi intrygująco. ;)
    Muszwąch do zanotowania.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, chociaż "powrót" to chyba zbyt duże słowo. ;)

      Pierwsze Sale to było Black Cashmere Donny Karan, po którym w chwili premiery perfum Szulca nieutulonych w żalu sierot wciąż było niemało. I Sale 01 tę lukę choć trochę wypełniło.
      A oud bez oudu to w dzisiejszych czasach raczej większość perfum z tym akordem w składzie. ;) "Mokra szmata" to również nie jest zwrot mojego autorstwa (a szkoda).

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )