niedziela, 13 marca 2016

Podaruj mi trochę słońca... zimowego

Chociaż mamy już prawie połowę marca, wiosna jakoś niespecjalnie się ku nam śpieszy. Co jest szczególnie męczące po kolejnej zimie, która na dobrą sprawę (wyjąwszy jakieś dwa tygodnie) zimą z prawdziwego zdarzenia w ogóle nie była. Oj, coś czuję, że zim jak ta z roku mojego urodzenia, kiedy podobno w jedną noc drogi robiły się nieprzejezdne z powodu zasp wysokości samochodu, już nie uświadczymy.
W każdym razie zmęczenie tą porą roku wyjątkowo czuję i ja. Chyba wszystkim nam trzeba teraz pocieszenia, złocistego słońca, południowej łagodności, zaś olfaktorycznie kojących upały cytrusów, prawda? :)
Prawda?


Jeżeli tak, to nie szukajcie ich na moim blogu. ;> Tutaj wciąż rządzi Królowa Śniegu, która nawet typowo cytrusowe pachnidło zmienia w złociste, skrzące się w słońcu ostre kryształki, przejrzyste jak lodowa śmierć i piękne jak jutrzenka.
Eau d'Hadrien marki Annick Goutal stanowi znakomity przykład takiego właśnie zapachu: banalnego i nudnego w czerwcu, lipcu czy sierpniu ("cytrusy latem? To takie odkrywcze!", jak ów pomysł skwitowałaby zapewne Diablica ubierająca się u Prady ;> ) ale ożywczo cudownego zimą, kiedy to klasyczne wody cytrusowe zwykły pokazywać całe swoje piękno. Przecież już od lat przekonuję, iż prawdziwa urodę starych wód kolońskich można dostrzec wyłącznie w ostrym, przejmujący i czystym mroźnym powietrzu. O ile tylko perfumy nie są sztucznie dosłodzone ani rozmiękczone trywialnym dodatkiem nut ozonowo-owocowych, możemy liczyć na spektakl, istną zorzę polarną w najchłodniejszych odcieniach ciepłych barw. :)

Eau d'Hadrien to znakomity przykład takiej właśnie kompozycji; pozbawione cukru, naturalistyczne cytrusowe soki w przejmującym zimowym chłodzie zamarzają w tysiącach drobnych kryształków, zdolnych poranić niczego niespodziewanące się, miękkie ludzkie ciało. Tak wygląda otwarcie.
Nieco później kompozycja, latem nieuchronnie wpadająca w łatwe do przewidzenia jasne cytrusowo-ilangowe pudry, zimą osuwa się w stronę szlachetnych, gorzkich suszonych ziół (w ilości nieprzesadnej ale zauważalnej), w które zatapiają się z wolna coraz bardziej płynne a nawet woskowane cytrusowe olejki. Baza natomiast to cytrusowo-ziołowo-przyprawowa (ziele angielskie, jałowiec, odłamany fragment goździka, o takich przyprawach myślę) tafla na spokojnym, łagodnym jak niemowlę syntetycznie ambrowym oraz jasnodrzewnym morzu.

Przy Wodzie Hadriana nie sposób się nudzić... pod warunkiem, że będziecie ją nosić we właściwej, zimnej porze roku. ;) W innym przypadku umrzecie z nudów. :]


Rok produkcji i nos(y): Annick Goutal oraz Francis Camail

Przeznaczenie: zapach skomponowany dla mężczyzn jako goutalowska interpretacja klasycznego akordu kolońskiego, co skądinąd naprawdę się czuje; dla mnie jednak jest to typowy uniseks, jak uniseksem jest słynna CK One oraz jeszcze słynniejsza Woda Kolońska Fariny. :)
Muszę jednak przyznać, że minusem zimowego stosowania Eau d'Hadrien jest jej mizerna projekcja oraz trwałość; perfumy trzymają się tuż przy skórze, nieco wyraźniej odstając od niej wyłącznie w pierwszej fazie rozwoju. Jest to jednak zupełnie zrozumiałe; praw fizyki nie pokonamy. ;)

Trwałość: zimą w granicach trzech lub czterech godzin, latem często ponad dwukrotnie dłuższa.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża

Skład:

grejpfrut, cytryna, cedrat, mandarynka, cyprys, ylang-ylang, aldehydy
___
Dziś noszę Panią Walewską Noir od Miraculum (oraz naszego Urwiska ;) ).

P.S. 
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://flakers.com.pl/preview/3169/1024x768/zima-tapety-(10)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )