sobota, 26 marca 2016

Na wiosnę


Wielkanoc, szczególnie tak słoneczna i ciepła jak tegoroczna, to święto nie tylko religijne ale przecież także cudowny, radosny czas, w którym odradza się życie, rośliny na powrót zaczynają zachwycać swoją bujnością i w ogóle chce nam się chcieć, gdy wszystko wokół jest takie serdeczne, energetyczne, pozytywne i kolorowe. Uff, to było długie zdanie. ;) Ale i jednocześnie całkowicie prawdziwe.

Wielkanoc - czy w ogóle wczesna wiosna - to ten okres w roku, kiedy jak nigdy chce nam sie przebywac na świeżym powietrzu, jeść tryskające świeżością [w dzisiejszych czasach co prawda chemiczną ale zawsze ;] ] owoce i warzywa a także pachnieć ożywczo, niezobowiązująco, zielono. :) Inni pewnie napisaliby, że świeżo i lekko ale to jestem ja, która nie przepadam za świeżością czy lekkością w ich potocznym rozumieniu. ;)
Dlatego co roku szukam swojej własnej interpretacji tętniącego życiem i beztroską wielkanocnego pachnidła. W poprzednich latach padało między innymi na Moon Bloom od Hirama Greena czy Jasmine White Moss z butikowej kolekcji Estée Lauder [choć to beztroska cieniem i nostalgią podszyta], w tym natomiast zdecydowałam się na Lolę marki Signature Fragrances London.

Pachnidło pokazujące, że nawet wiosenna feeria barw, nawet słodycze i popularne kwiatki mogą kryć w sobie zupełnie niespodziewaną głębię...


Kompozycja rozpoczyna się w stylu identycznym do pierwszej z mieszczonych fotografii: jest słodko, przyjemnie, wesoło i ładnie; tak po prostu. Bez żadnych filozofii, bez silenia się na nic, może poza sprawieniem odbiorcy artystycznej przyjemności balansującej na granicy kiczu. :) Tu do głowy idzie wysokoprocentowy szot z serotoniny i endorfin, reprezentowanych przez popularne kwiaty w rodzaju bezpretensjonalnego jaśminu wielkolistnego, sprężystego neroli, łagodnej herbacianej róży oraz jasnego, krystalicznego, płynnego miodu. Gdzieś w tle pachnie koniczyna i bliżej nieokreślone drzewa owocowe. Jest słonecznie ale nie upalnie, wieje lekki wietrzyk, chce się żyć. Jakkolwiek jest to życie osoby pozbawionej nawet najmniejszych trosk, pozornie może i kuszące ale naprawdę ździebko nudne (a z czasem pewnie coraz bardziej monotonne).

Na szczęście pojawia się składnik, który dodaje mieszaninie głębi. Dzięki niemu Lola nie jest już pustogłową istotką ale zaczyna żyć naprawdę. Ten składnik to paczuli. Ciepłe, ziemiste, w otoczeniu tchnących świeżością kwiatów oraz nektarowej słodyczy miodu całkowicie niewinne, zapewniające jednak dziełu niezbędną przestrzeń, tło, kontekst oraz, co tu dużo mówić, po prostu Duszę przez duże D. ;)

W bazie perfumy uspokajają się jeszcze bardziej, po początkowym ADHD zostaje zaledwie cień w postaci ambitnej, aksamitnej słodyczy, suchej i pyłkowej jednocześnie. Paczuli powoli zmierza ku rejestrom czekoladowym, w które jednak nie wpada, zatrzymawszy się na jasnych cedrowych deskach; przy czym moim zdaniem drzewo, z którego je stworzono rosło raczej w Japonii aniżeli w Libanie bądź amerykańskiej Wirginii a znane było pod nazwą hinoki. ;)
Czyli bardziej cyprys z niezwykle subtelnym, ledwie zauważalnym powiewem jasnego kadzidła rodem z Kyoto Comme des Garçons. Dodajcie do niego najdelikatniejsze wcielenie białych kwiatów oraz miodowo-słodki powidok a otrzymacie Lolę. :) Ramę zapewnia jej ciepły, paczulowy cień, ogrzewający pozostałe nuty swoim rozkochanym spojrzeniem.

No cóż, najwyraźniej Lola cała jest poezją. Fraszką ku czci piękna wiosny.
Niby drobiazg ale jaki piękny!


Rok produkcji i nos: 2014, ??

Przeznaczenie: pachnidło kojarzone z kobietami, zapewne przez nuty, moim zdaniem jednak spokojnie mogą testować je mężczyźni; a nawet powinni, ponieważ na ich skórze ta słodycz na drzewnej podstawie może okazać się naprawdę interesująca.
Na pewno perfumy charakteryzują się całkiem sporą intensywnością, chociaż nie lubią zostawiać za sobą śladów; prędzej orbitują wokół uperfumowanej osoby jako aura żywa ale znająca zasady dobrego wychowania. ;) W związku z czym możecie nosić Lolę w dzień oraz po zmroku, na okazje Bardzo Ważne ale i zupełnie niezobowiązujące, do tańca i do różańca.
Mam wrażenie, że dla niektórych z nas Lola mogłaby się okazać nie przygodną znajomością ale wręcz miłością na ładnych kilka lat [właściwie jedyne, co naprawdę mi w niej nie pasuje, to cena. ;) Pięćdziesiąt funtów za sześć mililitrów; co prawda ekstraktu ale jednak].

Trwałość: około piętnastu godzin spokojnego ale wyraźnego trwania oraz dalszych kilka skokowego zaniku.

Grupa olfaktoryczna: gourmand-kwiatowa (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: kwiat afrykańskiej pomarańczy
Nuta serca: paczuli, jaśmin
Nuta bazy: drewno cedrowe, jasny miód, róża

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. https://www.flickr.com/photos/mmoorr/5652104654/ [Autor: Mor Naaman]
2. https://www.flickr.com/photos/djprmf/15060850234/ [Autor: Pedro Fernandes]
4. https://www.flickr.com/photos/civisi/3432457502/in/photostream/ [Autor ukrywa się pod pseudonimem jjMustang_79]


***




Korzystając z nadarzającej się okazji, chciałabym życzyć Wam oraz Waszym bliskim wspaniałych, ciepłych, szczęśliwych Świąt, niekoniecznie Wielkiej Nocy.

Ostatecznie okazja do świętowania zawsze się znajdzie. ;)


Bądźcie radośni i niech dobro, które czynicie, wraca do Was pomnożone!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )